„Pomagałam starszej sąsiadce, bo była samotna. Zamiast mi dziękować, rozpuściła okropną plotkę o mnie na całe osiedle”
„Pewnego dnia zauważyłam, że sąsiedzi spoglądają na mnie spode łba. Niektórzy nawet przestali odpowiadać mi dzień dobry. To było co najmniej zaskakujące. Przecież z nikim nie wdałam się nawet w drobną sprzeczkę. Z nikim nie miałam żadnego konfliktu”.

- listy do redakcji
Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności. Pani Stefania, moja sąsiadka, nie miała nikogo. Było mi przykro, gdy widziałam, jak bardzo cierpi z tego powodu. Poświęcałam jej niemal każdą wolną chwilę, ale ona nie potrafiła tego docenić. Za moją dobroć odpłaciła mi się w iście nikczemny sposób. Teraz wszyscy z osiedla wytykają mnie palcami, bo uwierzyli tej podłej kobiecie, nie mi.
Zaprzyjaźniłam się z nowymi sąsiadami
Na ciche osiedle na obrzeżach miasta sprowadziłam się osiem miesięcy temu, gdy rozstałam się z Darkiem. Po nieudanym związku, potrzebowałam zmiany otoczenia i uznałam, że to będzie dla mnie najlepsze miejsce.
Po przeprowadzce było dla mnie ważne, by poznać moich nowych sąsiadów i nawiązać z nimi koleżeńskie stosunki. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek będzie potrzebował pomocy, a poza tym przyjemniej żyje się w przyjaznym otoczeniu, gdzie wszyscy są dla siebie serdeczni.
Z natury jestem ekstrawertyczką, więc nie miałam najmniejszego problemu z nawiązaniem kontaktu. Po kilku dniach znałam już prawie wszystkich mieszkańców niewielkiego bloku, do którego się wprowadziłam. By zbliżyć się do nich, postanowiłam urządzić kameralną parapetówkę. Byłam zadowolona, gdy na imprezie zjawiła się większość zaproszonych. To dobrze wróżyło na przyszłość.
Urządziłam małą imprezę
– I jak ci się u nas podoba Haniu? – zapytała Dorota, moja sąsiadka z góry.
– Och, jest cudownie! – przyznałam zgodnie z prawdą. – Wiesz, ja całe życie mieszkałam w centrum, ale tak naprawdę, nigdy nie przyzwyczaiłam się do gwaru. Tutaj jest tak spokojnie. Nocą można usłyszeć ćwierkanie świerszczy, a to dla mnie absolutna nowość.
– Cieszę się. Poznałaś już chyba wszystkich z bloku, prawda?
– Prawie wszystkich. Wciąż nie wiem, kto mieszka na parterze, na końcu korytarza.
– To mieszkanie pani Stefanii. Wszyscy tutaj nazywamy ją babcią Stefcią, bo jest najstarsza w naszej małej społeczności. Jest miła, ale trochę skryta. Chyba doskwiera jej samotność. Ja i Robert mieszkamy tu już dziesięć lat i nigdy nie widzieliśmy, żeby ktoś ją odwiedzał.
– To przykre. Nikt nie powinien żyć samotnie, zwłaszcza na starość – stwierdziłam.
Postanowiłam wyjść z inicjatywą
Następnego dnia postanowiłam wyjść z inicjatywą. Nie jestem mistrzynią cukiernictwa, ale dałam z siebie wszystko, by wspiąć się na wyżyny moich umiejętności. Upiekłam pyszny sernik i odwiedziłam nieznaną sąsiadkę w jej mieszkaniu.
– Tak? – zapytała uprzejmym głosem, gdy otworzyła mi drzwi.
– Dzień dobry. Jestem Hania. Niedawno wprowadziłam się piętro wyżej i pomyślałam, że wpadnę się przywitać.
– Jak miło – ucieszyła się. – Rzadko miewam gości. Bardzo uprzejmie z twojej strony, że odwiedziłaś samotną staruszkę. Wejdź, kochana.
Okazało się, że pani Stefania wcale nie jest skryta. Najwyraźniej przede mną nikt nie okazał jej zbytniego zainteresowania, bo nie musiałam jej specjalnie zachęcać do rozmowy. Opowiedziała mi swoją smutną historię. Od ponad 30 lat żyła samotnie. Jej mąż zginął w wypadku na kopalni. Syn po maturze wyjechał do Londynu i od tej pory prawie jej nie odwiedzał.
Było mi jej żal
– Przylatuje do Polski tylko od święta – wyznała ze łzami w oczach. – Jakiś czas temu ożenił się. Ma już dziecko. Dasz wiarę, że do tej pory nie poznałam jeszcze mojej synowej i wnuka?
– Bardzo mi przykro z tego powodu. A nie myślała pani, żeby polecieć do niego?
– Kochana, z moim zdrowiem? Ja nigdy w życiu nie leciałam samolotem. Przy starcie pewnie dostałabym zawału – machnęła ręką. – Poza tym nie mam już zdrowia na taką wyprawę. Z moim nadciśnieniem nie byłoby to wskazane. W dodatku artretyzm dokucza mi tak bardzo, że czasami nie mogę nawet wyjść z mieszkania. Spójrz – wskazała na leżące na kredensie recepty. – Już wczoraj powinnam wykupić leki, ale ból jest taki nieznośny, że nie potrafię się zmobilizować.
„Biedna staruszka. Znikąd nie może oczekiwać pomocy. Ludzie zostawili ją samą sobie” – pomyślałam.
– Pani da te recepty. Zajmę się tym.
– Dziecko, ale ja przecież nie mówię tego wszystkie po to, żeby się tobą wysługiwać.
– Wiem o tym. Po prostu chcę pani pomóc. Proszę mi pozwolić – uparłam się.
Nie mogłam jej tak zostawić
W drodze do apteki, zaczęłam zastanawiać się nad sytuacją mojej sąsiadki. Nie miała nikogo, a jej zaburzony chód i zdeformowane stawy palców wyraźnie sugerowały, że wcale nie przesadzała, gdy mówiła o swoich dolegliwościach. „Pomogę jej, jak tylko zdołam” – postanowiłam.
W kolejnych tygodniach nasze sąsiedzkie relacje zaczęły się zacieśniać. Odwiedzałam panią Stefanię tak często, jak tylko mogłam, a ona była zadowolona z moich wizyt. Zaproponowałam jej pomoc. Powiedziałam, że z chęcią będę wozić ją do lekarza i na zakupy.
– Dziecko, nie mogę się na to zgodzić – protestowała. – To bardzo miłe z twojej strony, ale nie. Przecież masz swoje życie i pracę. Miałabyś tracić czas na mnie? Po co?
– Pani Stefanio, pracuję zdalnie, najczęściej w godzinach wieczornych i nocnych. Przywykłam do takiego trybu. W ciągu dnia mam dużo wolnego czasu i nie stanie się nic złego, jeżeli trochę pani pomogę. Tak jak powiedziałam, chętnie podwiozę panią do lekarza i na zakupy, a gdy pani dolegliwości staną się zbyt dokuczliwe, załatwię sprawunki za panią.
– Boże mój, a czym ja sobie zasłużyłam na taką dobroć?
– Kochana pani Stefanio, ludzie jak pani zasługują na całe dobro tego świata – zapewniłam ją, a ona zamknęła mnie w serdecznym uścisku.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Sąsiadka mogła na mnie liczyć praktycznie zawsze, gdy potrzebowała pomocy. Nierzadko zdarzało się, że przekładałam swoje sprawy, by tylko wyręczyć ją w jakimś obowiązku lub by zapewnić jej wygodny i bezpieczny transport. Cieszyłam się, że chociaż tyle mogę dla niej zrobić i miałam wrażenie, że jest mi wdzięczna. Najwyraźniej jednak pomyliłam się co do niej. Ta z pozoru urocza staruszka okazała się wstrętną plotkarą, lubiącą dzielić się niestworzonymi historiami.
Nie mogłam w to uwierzyć
Pewnego dnia zauważyłam, że sąsiedzi spoglądają na mnie spode łba. Niektórzy nawet przestali odpowiadać mi dzień dobry. To było co najmniej zaskakujące. Przecież z nikim nie wdałam się nawet w drobną sprzeczkę. Z nikim nie miałam żadnego konfliktu. Zastanawiałam się, co jest tego przyczyną, aż pewnego dnia odpowiedź przyszła do mnie sama.
Kończyłam pracę, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. To była Dorota.
– Cześć, Hania. Masz chwilę?
– Jasne, wchodź. Napijesz się czegoś? – zapytałam.
– Najlepszy byłby kieliszek wina, jeżeli masz. Sobie też nalej. Przyda ci się.
– Jejku, co się stało?
– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale całe osiedle aż huczy od plotek na twój temat. Ludzie przypięli ci metkę złodziejki.
– Co ty mówisz? Ale jak to? – zdziwiłam się. – Przecież ja nic nikomu nie ukradłam.
– Mnie przekonywać nie musisz. Ale niektórzy najwyraźniej uwierzyli w te bzdury.
– Ale skąd im się to wzięło?
– Hanka, a jak myślisz? – spojrzała na mnie w taki sposób, jakby chciała mi powiedzieć: „Przecież to oczywiste”. – Babcia Stefcia nagadała o tobie niestworzonych rzeczy – dodała, gdy zorientowała się, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
– Żartujesz chyba?
– Wcale nie. Powiedziała, że regularnie podkradasz jej emeryturę, gdy robisz dla niej zakupy i że nakłaniasz ją, żeby przepisała na ciebie mieszkanie.
– Nie. Nie mogę w to uwierzyć.
– Słowo honoru. Powiedziała mi o tym Grażyna spod piątki, a Ewelina potwierdziła wszystko słowo w słowo.
– Przecież to kompletna bzdura!
– Oczywiście, że tak. Tacy są właśnie ludzie. Okazujesz im serce, a oni tak się odwdzięczają. Najlepiej daj sobie z nią spokój. Nie odwiedzaj jej więcej.
Musiałam to wyjaśnić
Nie skorzystałam z rady Doroty. Następnego dnia poszłam do pani Stefani i powiedziałam jej, co usłyszałam. Wredny babsztyl nawet nie próbował zaprzeczyć.
– A co? Myślisz, że ja nie wiem, co chodzi ci po głowie? Mnie nie nabierzesz! Pomagasz mi, bo liczysz, że przepiszę ci mieszkanie.
– Pani Stefanio, czy ja kiedykolwiek wspomniałam o tym choćby słowem? Czy kiedykolwiek wzięłam od pani jakieś pieniądze? Przecież zawsze, gdy przynoszę zakupy, rozliczam się z panią co do grosza.
– Wy, młodzi, wszyscy jesteście tacy samki – machnęła ręką, jakby to nie miało żadnego znaczenia. – Myślicie, że jak człowiek stary, to i głupi.
Nie było sensu kontynuować tej dyskusji. Wyszłam i więcej już nie odwiedziłam mojej wrednej sąsiadki. Wbrew temu, co próbuje się nam wmawiać, starość nie jest usprawiedliwieniem dla wszystkiego. Pewnych rzeczy po prostu nie można tolerować. Postanowiłam, że więcej jej nie pomogę. Za taką podłość, nie zasługuje na to.
Hanna, 32 lata
Czytaj także: „Teść złożył mi propozycję, której nie mogłam odrzucić. W oczach Henryka jestem kimś więcej niż tylko synową”
„Dzięki perfumom od męża zaszłam w ciążę. Zapach białego lotosu uratował nasze małżeństwo w jedną noc”