Reklama

Mam trzydzieści parę lat na karku, pięć lat związku z Agatą, kobietą, o której mogę powiedzieć bez cienia wahania – jest „tą jedyną”. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, raczej od drugiego czy trzeciego, ale kiedy już przyszła, to w całości – z tym ciepłem w brzuchu, które czujesz, gdy patrzysz na drugą osobę i wiesz, że właśnie przy niej chcesz się zestarzeć.

Od pół roku planowałem idealne oświadczyny. Restauracja z widokiem na miasto, stolik przy oknie, nastrojowe światło świec, skrzypek w roli niespodzianki i oczywiście pierścionek, który wybierałem tygodniami. Chciałem, żeby to był moment, o jakim opowiada się wnukom – dopracowany w każdym szczególe, z emocjami podanymi na srebrnej tacy.

Nie powiem, trochę bałem się jej odpowiedzi. Agata jest wrażliwa, szczera, ale też nie znosi kłamstw i nie lubi, gdy ktoś coś przed nią ukrywa. Mimo to wierzyłem, że powie „tak”. Po prostu… chciałem, żeby ten moment był perfekcyjny. Pierścionek zamówiłem u jubilera z dostawą na konkretny dzień – nie wcześniej, żeby uniknąć ryzyka, że Agata coś zauważy, i nie później, bym nie musiał w panice szukać innej opcji. Wszystko było pod kontrolą, a ja żyłem w przyjemnym napięciu, odliczając dni do wieczoru w restauracji. W pracy opowiadałem o tym planie kumplowi z biurka obok.

– Mówię ci, stary, będzie jak w filmie – opisałem mu scenariusz, który rozrysowałem w głowie do ostatniego uśmiechu.

– Ha, kobiety i tak zawsze coś przeczuwają – droczył się. – Będzie udawała zaskoczoną, ale w środku pomyśli: „Nareszcie!”.

– Nie tym razem – zaśmiałem się. – Mam to tak przemyślane, że nie ma prawa się domyślić.

Nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się myliłem…

Wszystko zaczęło się sypać

Dzień przed planowaną dostawą pracowałem spokojnie przy komputerze. Wszystko szło zgodnie z planem, w głowie miałem już wizję wieczoru w restauracji. Przerwa na kawę, kilka maili, drobne rozmowy z zespołem. Byłem przekonany, że nic dziś nie może zakłócić mojego spokoju. Właśnie wtedy zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, jestem pod domem, mam przesyłkę dla pana – usłyszałem głos kuriera.

Zamarłem. To nie był ten dzień. Przesyłka miała przyjść dopiero jutro. Szybko odparłem, żeby zostawił u sąsiada z naprzeciwka.

– Nie ma potrzeby, pani już odebrała – odpowiedział swobodnie.

Serce mi przyspieszyło.

– Jaka pani? – spytałem, choć już wiedziałem, kto to mógł być.

– Pani Agata, tak mówiła. Bardzo miła. Uśmiechnęła się i powiedziała, że czekała na to – dodał kurier, jakby relacjonował coś zupełnie zwyczajnego.

– Spojrzała też na mnie tak… no, inaczej – urwał, chyba uświadamiając sobie, że wchodzi w szczegóły, które mnie tylko zdenerwują.

Poczułem, jak cała krew odpływa mi z twarzy. W głowie natychmiast pojawiły się pytania, czy otworzyła paczkę, czy tylko ją odebrała? Jeśli zobaczyła zawartość, to czy domyśliła się, co planuję? A może już wszystko wie i teraz siedzi w domu, czekając na moją reakcję?

– Rozumiem, dziękuję – rzuciłem krótko, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.

Odłożyłem telefon, ale nie mogłem się skupić na pracy. Słowa kuriera brzmiały mi w uszach, a w żołądku czułem narastający ciężar. Plan, który układałem tak skrupulatnie, nagle zaczął mi się wymykać z rąk. Chciałem wierzyć, że to tylko moje przewrażliwienie, lecz wewnętrzny niepokój podpowiadał mi co innego.

Oczy miała zaczerwienione

Wieczorem wracałem do domu wolniej niż zwykle, jakbym odkładał moment spotkania. W głowie układałem neutralne zdania, którymi mógłbym zacząć rozmowę, żeby brzmiało naturalnie. Kiedy otworzyłem drzwi, w salonie zobaczyłem Agatę. Siedziała na kanapie z podkulonymi nogami, światło lampy rzucało na jej twarz ciepły blask. Od razu zauważyłem, że płakała – oczy miała zaczerwienione, a na stoliku leżała mała, aksamitna szkatułka. Próbowałem utrzymać spokojny ton.

– Hej… wszystko w porządku? – zapytałem, choć odpowiedź była raczej oczywista.

Nie patrzyła na mnie. Delikatnie obracała w palcach pudełeczko, jakby ważyła jego znaczenie.

– Agata… to miała być niespodzianka – powiedziałem w końcu, czując, jak ściska mnie w gardle.

– Już nie jest – odpowiedziała cicho. – Ale nie dlatego płakałam.

Usiadłem obok, próbując zrozumieć.

– To czemu?

Podniosła na mnie wzrok.

– Bo… zrozumiałam, jak bardzo tego chcę. I bałam się, że nigdy się tego nie doczekam.

Poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg. Miałem przygotowany scenariusz, w którym to ja prowadzę tę chwilę, buduję napięcie, wybieram moment. Teraz wszystko wydarzało się szybciej, niż chciałem. Radość mieszała się we mnie z poczuciem straty – tej idealnej sceny, o której myślałem tygodniami. W jej oczach zobaczyłem coś, co jednocześnie mnie uspokajało i przerażało. Wiedziała już wszystko. A ja musiałem pogodzić się z tym, że niczego nie cofnę.

W środku czułem żal

Agata wstała i podeszła do mnie. Uśmiechała się przez łzy, a w tym uśmiechu było coś tak szczerego, że poczułem ciepło w piersi.

– Skoro już wiem, to czemu mam czekać? – powiedziała. – Tak.

Patrzyłem na nią w osłupieniu. – Ale… ja miałem plan – wyjąkałem, trzymając wciąż kurtkę w ręce, jakbym dopiero wszedł.

– Plany są dla ludzi, a my mamy siebie – odpowiedziała bez zawahania.

– Nawet nie mam kwiatów – rzuciłem bezradnie.

– Nie potrzebuję kwiatów. Potrzebuję tylko ciebie – odparła, patrząc mi prosto w oczy.

W tamtej chwili wszystko, co przygotowywałem, rozpadło się jak domek z kart. Chciałem klęknąć przy stole w restauracji, przy akompaniamencie skrzypiec i blasku świec, a tymczasem staliśmy w salonie, pomiędzy rozłożonym kocem a stertą nieposkładanych ubrań. Powinienem czuć tylko radość, a jednak gdzieś w środku było też ukłucie żalu.

Mimo to wyciągnąłem z jej dłoni pudełeczko. Otworzyłem je, zobaczyłem pierścionek i – już bez scenariusza – włożyłem go jej na palec. Uśmiechnęła się szeroko, a ja poczułem, że choć inaczej niż planowałem, stało się to, czego pragnąłem od miesięcy. Radość mieszała się we mnie z poczuciem straty – straty chwili, którą tak starannie projektowałem. Ale jej uśmiech był prawdziwy. I może właśnie o to chodziło.

Trochę byłem zawiedziony

Następnego dnia poszliśmy do restauracji tak czy inaczej. Nie chciałem rezygnować z rezerwacji, choć wiedziałem, że to już nie będzie ten sam moment. Kelner, u którego zamawiałem stolik kilka tygodni wcześniej, od razu mnie rozpoznał. Podał nam karty, po czym pochylił się w moją stronę i powiedział z lekkim uśmiechem:

– To miało wyglądać inaczej, prawda?

– Trochę – przyznałem, starając się brzmieć lekko.

Agata spojrzała na mnie porozumiewawczo.

Ale i tak jest pięknie – dodała, zanim kelner zdążył odejść.

Zamówiliśmy kolację, a potem deser, który kelner przyniósł z teatralnym gestem – w środku było małe, puste pudełeczko po pierścionku, które najwyraźniej przygotował zgodnie z moimi wcześniejszymi ustaleniami. Agata zaśmiała się, a ja poczułem, że w ten sposób próbuje ocalić, choć cień mojego planu.

Rozmawialiśmy długo, a atmosfera była spokojna, bez tej nerwowej ekscytacji, którą wyobrażałem sobie wcześniej. Patrząc na nią po drugiej stronie stołu, wiedziałem, że to, co najważniejsze, i tak już się wydarzyło. Ale też czułem, że teraz cała ta kolacja jest bardziej wspomnieniem niewykorzystanej szansy niż świętowaniem. Kiedy wychodziliśmy, kelner pożegnał nas z lekkim ukłonem, a ja miałem wrażenie, że wie dokładnie, co czuję.

Nie chciała niespodzianek

Wieczorem, już w domu, długo nie mogłem zasnąć. Leżałem obok Agaty i myślałem o tym, jak wszystko potoczyło się inaczej, niż sobie wyobrażałem. Z jednej strony miałem przy sobie kobietę, która powiedziała „tak” i która wydawała się naprawdę szczęśliwa. Z drugiej – gdzieś głęboko w środku czułem ukłucie żalu. Nie o samą decyzję, ale o utratę chwili, którą chciałem zapamiętać jako doskonałą.

Patrzyłem na jej dłoń z pierścionkiem i zastanawiałem się, czy za kilka lat będę pamiętał ten moment radości, czy lekkiego zawodu. Wiedziałem jednak, że życie rzadko daje idealne scenariusze. Może właśnie to była lekcja, którą miałem dostać – że liczy się człowiek, a nie perfekcyjna oprawa. Agata siedziała obok, trzymając mnie za rękę.

– Wiesz… może kiedyś cię jeszcze zaskoczę – powiedziałem pół żartem.

– Może – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło. – Ale na razie nie potrzebuję niespodzianek. Potrzebuję przyszłości z tobą.

Te słowa zostały ze mną do końca wieczoru. Czułem, że choć mój plan się nie udał, mam coś ważniejszego – pewność, że ona patrzy w tę samą stronę co ja.

Wreszcie poczułem spokój

Patrzyłem na Agatę i czułem, jak wszystko, co wydarzyło się w ostatnich dniach, układa się w jedną myśl – nie wszystko w życiu musi być idealne, żeby było prawdziwe. Marzyłem o wielkim geście w restauracji, o świetle świec i spojrzeniach pełnych zaskoczenia, a dostałem coś zupełnie innego. Bez scenografii, bez świadków, za to z autentycznym „tak”, które wyszło prosto z jej serca.

Wiedziałem, że ten moment będzie mi się przypominał przez lata, może nawet z żalem, że nie był taki, jaki chciałem, żeby był. Ale to uczucie nie odbierało mu wartości. Czasem życie odbiera nam spektakularny plan tylko po to, żeby dać nam wersję, której sami byśmy nie wymyślili – wersję szczerą, nieplanowaną i przez to wyjątkową.

Agata wstała, poprawiła włosy i spojrzała na mnie tak, jak wtedy, gdy pierwszy raz powiedziała, że mnie kocha.

– Idziemy spać? – zapytała.

– Idziemy – odpowiedziałem, wstając i obejmując ją ramieniem.

Kiedy gasiliśmy światło, poczułem spokój. Wiedziałem, że choć moja wymarzona scena przepadła, historia, którą teraz zaczynaliśmy, była o wiele ważniejsza.

Michał, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama