„Pojechaliśmy z teściami na weekend na Mazury. Teściowa zrobiła taki cyrk, że chcieliśmy zapaść się pod ziemię”
„Inni wczasowicze przybiegli w pośpiechu zobaczyć, co jest grane, a my pragnęliśmy zapaść się ze wstydu pod ziemię. Widowisko trwało około godziny, ponieważ Władkowi, który na co dzień jest ostoją spokoju, puściły nerwy. I tak podziwiałem go za to, że znosił to wystarczająco długo”.

- Listy do redakcji
Propozycja spędzenia weekendu na Mazurach brzmiała całkiem nieźle. Co przecież mogło pójść nie tak? Tylko my i rodzice Kingi plus las i jezioro. Nawet taki krótki pobyt to świetna okazja do złapania oddechu i odsapnięcia od codziennych obowiązków. Uznaliśmy zatem, że to dobry pomysł, ale szybko tego pożałowaliśmy.
Ja i Kinga jesteśmy małżeństwem od dwóch lat. Nasze relacje z teściami do tej pory ograniczały się do wspólnych obiadów w niedzielę raz w miesiącu oraz sporadycznych wizyt na przysłowiową kawę i ciastko. W gruncie rzeczy nie było sposobności ku temu, abym rodziców mej małżonki poznał nieco lepiej. W każdym razie Władek sprawiał wrażenie człowieka niezwykle spokojnego i opanowanego, natomiast Helena lubiła dużo gadać, ale nie wydawało się to szkodliwe.
Propozycja wyjazdu we czwórkę wyszła właśnie od nich. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy pojechać. Sęk jednak w tym, że teściowa miała zupełnie inną wizję, aniżeli pozostała trójka, o czym przekonaliśmy się dopiero na miejscu.
Teściowa całą drogę narzekała
Wyjechaliśmy z Warszawy w piątkowy poranek. Pogoda dopisywała – humory też, ale do czasu. Teściowa dość prędko zrzuciła maskę troskliwej pani. Tak naprawdę pod płaszczykiem opiekuńczości kryła się solna chęć kontrolowania wszystkiego i wszystkich.
– Damian, czy ty naprawdę musisz tak szybko jechać? – z tylnego siedzenia dobiegł karcący głos.
Zerknąłem na licznik, nie było na nim nawet setki.
– Bez problemu dojedziemy – odparłem łagodnie.
– No nie wiem, czy w ogóle dojedziemy – Helena nie dawała za wygraną. – Ja chyba zaraz zawału dostanę.
– Skarbie, proszę, nie przesadzaj – do akcji wkroczył Władek. – Damian to dobry kierowca.
– Czarno to widzę.
Dla świętego spokoju trochę zwolniłem, aczkolwiek gadanie teściowej było irytujące. Narzekała, że klimatyzacja niby źle działa i że w ogóle to wszystko to dla niej ogromny stres. Miałem już na końcu języka coś w stylu „to było nie jechać”, ale w porę się w niego ugryzłem.
Nic jej nie pasowało
Po przyjeździe Helena od razu zabrała się za inspekcję domku.
– Dramat, po prostu dramat – jęczała. – Kurze słabo wytarte i za mało ręczników w łazience. Jakie to szczęście, że kilka z domu wzięłam.
Nie omieszkała sprawdzić, czy pościel oby na pewno jest świeża poprzez dokładne jej obwąchanie. Gdybym tego na własne oczy nie zobaczył, to bym nie uwierzył. Odgrzewając obiad, wysyłała do diabła pracowników ośrodka wypoczynkowego, bo jej zdaniem patelnie były niedomyte. Zdębiałem, ujrzawszy, ile zapasów jedzenia przytaszczyła w walizce. Bez problemu wystarczyłoby to nam na tydzień.
– Nie będę przepłacać, bo tu na pewno jest strasznie drogo.
Po obiedzie wybraliśmy się na spacer. Żaliła się, że nogi ją bolą, na bank przez źle uszyte buty. Kątem oka spoglądałem na Władka, który tylko przewracał oczami, nic jednak nie mówił. Posłałem mu pełne zrozumienia spojrzenie. Gdy mijaliśmy jakiś lokal gastronomiczny, zapytałem towarzyszy, czy nie mają ochoty na kawę. Helena strasznie się obruszyła, bo „kawę to mamy w domku”.
Na oglądanie zachodu słońca nad jeziorem też się nie dała namówić, gdyż przeszkadzały jej owady. Poszedłem zatem tylko z Kingą. Nie poruszaliśmy tematu zachowania jej matki, ale delektowaliśmy się przepięknym widokiem. Teściowej rzecz jasna nie w smak było, że wróciliśmy późno. Stwierdziła obruszona, że skoro przyjechaliśmy tu w czwórkę, to powinniśmy się trzymać razem. Kinga coś jej powiedziała, ale nie chciało mi się słuchać tej wymiany zdań.
W sobotę nastąpiła kumulacja
W sobotni poranek Helena zaserwowała nam pobudkę o szóstej rano. Nie dlatego, że coś się stało, po prostu było to jej widzimisię.
– Mamo, na litość boską, chcieliśmy trochę pospać – Kinga wyraziła swoje niezadowolenie.
– Szkoda życie na bezsensowne wylegiwanie się w łóżku. Wyśpicie się po śmierci – riposta była tak miażdżąca, że odebrała nam mowę.
Chcąc nie chcąc, wygrzebaliśmy się z pościeli, klnąc pod nosami. Rzecz jasna nie obeszło się bez afery przy śniadaniu.
– Nie ma mleka bez laktozy? To niby jak wypiję kawę?
Wczoraj jakoś nie było to dla teściowej żadnym kłopotem, a teraz lamentowała. Apetyt przeszedł mi jak ręką odjął. Na serio miałem ochotę wpakować się do samochodu i wrócić do Warszawy. Kingę i Władka również już nosiło. Później wybraliśmy się na kajaki. Zaznaczam, że Helena sama się wyrywała do tego typu aktywności. Po piętnastu minutach się jej znudziło, gdyż uznała, że to zbyt męczące. Pozostawiliśmy to bez komentarza.
Na wieczór zaplanowałem ognisko. Pomyślałem, że może to sprawi jej przyjemność. Pieczone kiełbaski, gitara, śpiew. Na terenie ośrodka, w którym się zatrzymaliśmy, było wyznaczone do tego miejsce. Pech chciał, że zamiast ławek znajdowały się tam pieńki. Helena jakimś nadzwyczajnym zrządzeniem losu nie trafiła czterema literami w siedzisko i wylądowała na ziemi. Naturalnie nic się jej nie stało, bo natychmiast wstała, ale podniosła nieziemski raban.
– A ty – wrzeszczała w kierunku Władka – mógłbyś się raz ruszyć i mi pomóc.
Narobiła nam wstydu
Nikt z nas nawet nie zdążył zareagować, bo działo się to bardzo szybko. Wtedy rozpętała się burza. Teściowa krzyczała na męża jak opętana. Była to jedna wielka lawina żalu i pretensji – o nic nierobienie, o brak zainteresowania itp. Inni wczasowicze przybiegli w pośpiechu zobaczyć, co jest grane, a my pragnęliśmy zapaść się ze wstydu pod ziemię. Widowisko trwało około godziny, ponieważ Władkowi, który na co dzień jest ostoją spokoju, puściły nerwy. I tak podziwiałem go za to, że znosił to wystarczająco długo.
W nocy o spaniu nie było mowy, bo teściowa nerwowo chodziła po domku i narzekała. W końcu teściowi udało się przemówić jej do rozsądku, ale to było w okolicach czwartej nad ranem. Niedzielne śniadanie spożyliśmy w milczeniu. Droga do Warszawy upłynęła bez ekscesów. Helena była wielce obrażona, a ja się cieszyłem, że nie muszę słuchać jej gadania. Kiedy zawieźliśmy teściów pod ich dom, nagle się rozpromieniła.
– Kochani, to był najlepszy wyjazd w moim życiu, musimy to powtórzyć.
Ja i Kinga jedynie popatrzyliśmy po sobie. Dla nas było jasne, że taka opcja nie wchodzi w rachubę.
Damian, 33 lata
Czytaj także:
- „Zaprosiłam znajomych na wakacje na Mazury. Gdy wystawiłam im rachunek za szkody, szczęki opadły im do podłogi”
- „Ludzie wytykają nas palcami, bo myślą, że mąż jest moim ojcem. Wstyd mi, że przez lata pozwoliłam mu się tak zapuścić”
- „To miał być piękny ślub w plenerze. Mój wielki dzień skończył się jednak ucieczką gości i moim płaczem w łazience”

