„Pojechaliśmy z teściami na urlop nad jezioro. Już drugiego dnia chcieli wracać, a ja żałuję, że im nie pozwoliłam”
„– Nam już wystarczy. Dwa dni to aż nadto. Ja mam swoje potrzeby, nie jestem już młoda – odpowiedziała teściowa i popatrzyła na mnie, jakby to była moja wina, że domek nie spełnia standardów czterogwiazdkowego hotelu”.

- Redakcja
Z teściami zawsze było... trudno. Marta i Jerzy, rodzice Kamila, traktowali mnie z chłodną uprzejmością, jakby ich syn przypadkiem ożenił się z niewłaściwą kobietą i już nic się z tym nie dało zrobić. Nigdy nie powiedzieli tego wprost, ale czułam. Każde spojrzenie teściowej, każde jej milczące westchnięcie, gdy Zuzia jadła naleśnika bez widelca, każde „ja to robię inaczej” – mówiło wystarczająco dużo. Jerzy był cichy, niemal przezroczysty, zdominowany przez żonę do granic możliwości. Uśmiechał się do mnie czasem, ale jego uśmiechy były jak tani niedzielny rosół – letnie, mdłe, przewidywalne.
Kiedy Kamil zaproponował wspólny wyjazd nad jezioro, wzdrygnęłam się odruchowo. Ale potem pomyślałam – może to szansa. Może, gdy znajdziemy się wszyscy z dala od codziennej rutyny, damy sobie przestrzeń, by poznać się lepiej. Żeby było normalniej. Łagodniej. Może nawet mile.
Kamil był przekonujący. Obiecał, że zadba o atmosferę, że nie pozwoli, by cokolwiek zepsuło ten wyjazd. Wierzyłam mu. Wzięliśmy urlop, spakowaliśmy walizki i pojechaliśmy do domku, który miał być oazą spokoju. Dla mnie – próbą porozumienia. Dla nich – pewnie kolejną okazją do krytyki.
Już po kilku godzinach czułam, że to nie będzie wypoczynek. To będzie pole minowe.
Nic im nie pasowało
– Nie ma tu normalnej kawy? – spytała teściowa, otwierając szafkę w kuchni i kręcąc nosem, jakby poczuła coś podejrzanego. – Wszystko zbożowe, bezkofeinowe... A gdzie porządna kawa?
– Jest słoik rozpuszczalnej – podpowiedziałam, starając się mówić spokojnie. – Może być?
– Rozpuszczalna? – Teściowa spojrzała na mnie, jakbym zaproponowała jej szklankę błota. – Dobrze, dam radę. Choć nie wiem, jak ja mam tu funkcjonować bez cywilizacji.
Teść siedział już przy stole, zgarbiony nad talerzem z jajecznicą. Nic nie mówił. Kamil, jak zwykle w takich momentach, zajął się Zuzią. Pomagał jej kroić pomidora, udając, że nie słyszy. Ja udawałam, że wszystko jest w porządku.
– Domek ma swoją specyfikę – rzuciłam lekko. – Ale jezioro piękne, spokój, cisza…
– Tak, spokój... Tylko że zimno, wilgotno, śmierdzi stęchlizną, a łóżka skrzypią. Czuję się jak w schronisku z lat 80. – teściowa oparła łokcie o stół. – Nie wiem, Jerzy, może jednak wrócilibyśmy dzisiaj po obiedzie?
Jerzy uniósł wzrok na moment.
– Może faktycznie lepiej wracać... – mruknął. – Pogoda się ma psuć, a ja nie wziąłem leków na noc.
– Jak to?! – Kamil w końcu się odezwał. – Mamo, tato, przecież dopiero przyjechaliśmy wczoraj...
– I wystarczy. Dwa dni to aż nadto. Ja mam swoje potrzeby, nie jestem już młoda – odpowiedziała teściowa i popatrzyła na mnie, jakby to była moja wina, że domek nie spełnia standardów czterogwiazdkowego hotelu.
Nie odpowiedziałam. Tylko popatrzyłam na kubek z ziołową herbatą i pomyślałam, że ten wyjazd miał być próbą pojednania. Nadzieją. A staje się kolejnym potwierdzeniem, że ja nigdy nie będę wystarczająca.
Nie potrafił się postawić
Gdy tylko drzwi za nimi się zamknęły, bo wyszli „na spacer, żeby się przewietrzyć” – odwróciłam się do męża.
– I co? Tak po prostu pozwolisz im wyjechać?
– Natalia, daj spokój, przecież nie powiedzieli jeszcze na pewno...
– Nie powiedzieli?! A co to było? Przegląd minusów i narzekanie na wszystko, od kawy po poduszki? Kamil, dlaczego ty im nigdy nic nie powiesz?
Zamilkł. Wzrok utopił gdzieś między talerzem a ścianą.
– Oni się po prostu nie odnajdują w takich warunkach. Ty wiesz, jaka jest mama... – wymamrotał.
– Tak, wiem. Wiem aż za dobrze. I wiesz co? Zaczynam mieć dość tego wiecznego „wiem, jaka jest mama”. Może czas, żeby ona też się dowiedziała, jaka jestem ja!
– Przesadzasz. Znowu robisz z igły widły...
– Przesadzam? Naprawdę? Bo myślałam, że to miał być wspólny weekend. Że spróbujemy. A oni jeszcze nie zdążyli się rozpakować i już chcą wracać! – głos mi się załamał. – Kamil, ja się staram. Naprawdę się staram. Ale zawsze jestem tylko dodatkiem. Kimś, kto nie rozumie, kto robi wszystko źle.
Spojrzał na mnie bezradnie.
– Ja po prostu nie chcę konfliktów...
– No to świetnie ci idzie. Tyle że ja jestem w tym konflikcie codziennie. A ty? Ty uciekasz. Chcesz pokoju, ale stoisz z boku. Wiesz, co jest najgorsze? Że czasem czuję się bardziej samotna z tobą niż bez ciebie.
Milczał. Właśnie w tej ciszy zrozumiałam, że nie chodzi tylko o teściową. Chodzi o wszystko. O lata zbierania w sobie żalu, o milczenie Kamila, o moje próby, które zawsze trafiają w próżnię.
Usłyszałam coś jeszcze gorszego
Było dobrze po północy. Kamil chrapał cicho obok, a Zuzia już dawno zasnęła, wtulona w swoją przytulankę. Nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, wpatrzona w ciemny sufit. Czułam w żołądku niepokój, który nie chciał się przetrawić.
W końcu wstałam po cichu, owinęłam się swetrem i zeszłam do kuchni, napić się wody. Nagle usłyszałam głosy. Ciche, przytłumione, ale znajome. Dochodziły zza drzwi pokoju teściów.
– To wszystko przez nią, Jerzy. Ona mu miesza w głowie – szeptała teściowa. – Od kiedy z nią jest, nie mamy z nim kontaktu. Stał się... jakiś obcy.
– Cicho, dzieci mogą usłyszeć – próbował ją uciszyć teść.
– I co z tego? Może powinni usłyszeć! Przecież to, jak ona wychowuje Zuzię... Te bajki bez morału, zero zasad. Jak ta dziewczynka ma wyrosnąć na porządną kobietę?
– Marta, przestań... – powiedział teść słabym głosem. – Przecież i tak nie masz na to wpływu.
– A może lepiej by było, gdyby się rozstali. On by w końcu wrócił do siebie. I do nas.
Serce waliło mi jak oszalałe. Czułam, że zaraz eksploduję. Otworzyłam drzwi bez pukania.
– Już nie musicie szeptać. Wszystko słyszałam.
Teściowa podskoczyła. Teść pobladł, jakby zobaczył ducha. A ja stałam na progu ich pokoju z pustym kubkiem w dłoni, drżąca z emocji. I po raz pierwszy nie miałam zamiaru nic tłumaczyć ani się uśmiechać. Tym razem to ja miałam coś do powiedzenia.
Nie chodziło tylko o wyjazd
Wyszłam z domku, zanim zdążyli cokolwiek odpowiedzieć. Powietrze było zimne, pachniało wodą i wilgocią, ale nie obchodziło mnie to. Szłam w stronę jeziora z sercem walącym jak młot. Buty chlupały mi na podmokłej trawie, ręce drżały. W uszach dudniły mi słowa teściowej: „lepiej by było, gdyby się rozstali”.
Usiadłam na pomoście obok starych desek i pustych puszek. Podsunęłam sweter pod samą brodę. Było mi zimno. I gorąco jednocześnie. Gniew tlił się we mnie od lat, ale dopiero teraz wybuchł. Nie chodziło już o weekend. Ani o kawę, ani o stęchliznę. Chodziło o mnie.
Zrozumiałam, że teściowa nigdy mnie nie zaakceptuje. Nawet jeśli zniosę jeszcze dziesięć takich wyjazdów, zupę bez soli i krzywe spojrzenia przy śniadaniu – to i tak nie wystarczy. Nigdy nie będę „swoja”. Zawsze będę „obca”.
Wróciłam do domku przed świtem. W kuchni paliło się światło. Teściowa siedziała przy stole, sztywna jak kołek. Teść stał przy zlewie, wyraźnie spięty.
– Nie jestem dla pani koleżanką – powiedziałam prosto, cicho. – Ale jestem żoną Kamila. I matką Zuzi. To rodzina. Nie musimy się lubić, ale nie pozwolę pani mówić, że lepiej by było, gdybyśmy się rozstali.
Teściowa uniosła głowę z powolnym, chłodnym ruchem.
– Tu właśnie jest problem – rzuciła. – Że ty wszystko chcesz poukładać pod siebie.
– Nie. Ja chcę tylko żyć normalnie. Bez szeptów, bez manipulacji. Możemy żyć razem, albo się ranić. Wybór należy do pani.
Odeszłam, zanim zdążyła odpowiedzieć. Nie dlatego, że się bałam. Po prostu nie miałam już siły słuchać.
Mąż wreszcie się przyznał
Zastałam go na tarasie. Siedział z kubkiem herbaty, owinięty kocem, patrzył w las. Kiedy usłyszał moje kroki, nie odwrócił się. Usiadłam obok. Przez chwilę milczeliśmy.
– Mama mi powiedziała – odezwał się w końcu. – Że się obraziłaś.
– Ona tak powiedziała? – zaśmiałam się cicho. – To nowość.
Kamil spuścił wzrok.
– Natalia, ja całe życie się jej bałem. Ona wszystko planowała, organizowała, decydowała. A ja... ja byłem wygodny. Nie chciałem konfliktów. Nie chciałem wybierać.
– No to gratuluję. Nie wybierałeś, ale to, co się dzieje, to też jest wybór. Tylko że bierny. Patrzysz, jak twoja matka wbija we mnie kolejne szpilki i milczysz. A ja... ja już nie mam siły być kimś, kto udaje, że to nie boli.
– Wiem. I widzę to. Dzisiaj... pierwszy raz widziałem cię taką. Pewną siebie. Silną. I było mi wstyd. Bo ty walczysz. A ja się chowam.
Odwrócił się do mnie. W oczach miał coś, czego dawno nie widziałam – determinację.
– Nigdy nie chciałem wybierać strony. Ale teraz muszę.
– Czyli?
– Wybieram nas.
Siedzieliśmy w ciszy. Nagle wszystko było cichsze, spokojniejsze. Nie znaczy to, że było dobrze. Ale pierwszy raz czułam, że możemy zawalczyć o coś razem. Nie przeciwko komuś, ale dla siebie.
Teraz byliśmy w tym razem
Teściowie wrócili jeszcze tego samego dnia po południu. Teściowa nie spojrzała mi w oczy ani razu, teść podał rękę i powiedział „do widzenia” jakbyśmy byli sąsiadami z klatki obok. Po ich wyjeździe w domku zapanowała ciężka, ale oczyszczająca cisza. Zuzia układała puzzle na podłodze, Kamil zmywał naczynia. Ja siedziałam na kanapie i próbowałam poukładać sobie w głowie to wszystko, co się wydarzyło.
Nie było żadnego wielkiego oczyszczenia. Nikt nie przeprosił mnie szczerze. Nikt nie zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale coś się przełamało. Kamil nie odwracał już wzroku. Widziałam, że walczy – z sobą, ze swoją lojalnością, z tym, jak był wychowany. Ale to już był ruch. Pierwszy prawdziwy od dawna.
Wróciliśmy do domu w niedzielę wieczorem. Zuzia zasnęła w samochodzie. Przeniosłam ją do łóżka, przykryłam kocykiem i patrzyłam na nią długo. Była spokojna. Bezpieczna. I wiedziałam, że chcę jej dać dom, w którym nie musi udawać.
Usiedliśmy z Kamilem w kuchni. On trzymał moją dłoń, a ja patrzyłam na nasze splecione palce.
– Myślisz, że to coś zmieni? – spytałam cicho.
– Myślę, że to dopiero początek – odpowiedział.
Miał rację. Wiedziałam, że teściowa się nie zmieni. Może nawet spróbuje znów coś zburzyć. Ale już nie będę się cofać. Nie zamierzam znów się wycofywać, byle tylko było miło. Miło już było. Teraz czas na prawdziwe życie.
Natalia, 34 lata
Czytaj także:
- „Myślałam, że teściowa jest mi bliższa niż własna matka. Po latach zrozumiałam, że w życiu można liczyć tylko na siebie”
- „Pojechałam na wakacje do Grecji z teściową i szwagierką. Po tym, co zrobiły, nie chcę ich więcej widzieć”
- „Przyszła teściowa postawiła na mnie krzyżyk, bo nie jestem ze wsi. Zmiękła, gdy spróbowała mojej konfitury z jagód”

