„Pojechaliśmy z teściami na ferie w góry. Matka męża zrobiła taki cyrk, że do końca życia będę się za nią wstydzić”
„Nagle teściowa rozpoczęła swój spektakl. – Oszukali nas – starała się szeptać, ale wystarczająco głośno, by kelner usłyszał jej słowa. – To żaden góral, Moniczko! – Mamo! – Syknęłam znacząco, ale ona zdawała się tego nie słyszeć. Wpadła w szał”.

- listy do redakcji
Nie byłam przychylna pomysłowi wyjazdu z teściami. Wolałam spędzić ferie tylko z mężem i córką, ale uległam, bo przecież staruszkom też należy się jakaś rozrywka. Szybko pożałowałam, że się zgodziłam. Już pierwszego dnia teściowa odstawiła w naszej ulubionej restauracji takie przedstawienie, że nie zapomnę tego do końca życia. Już nigdy się tam nie pokażę. A to był nasz ulubiony lokal!
Mąż zaproponował wspólny wyjazd
Za planowanie ferii zimowych, jak co roku, zabraliśmy się już we wrześniu. Nie lubimy odkładać takich spraw na ostatnią chwilę. Wtedy zazwyczaj nie ma już w czym wybierać i trzeba brać to, co zostało. A zimowy wyjazd to dla nas czas odpoczynku, który ma nam pozwolić naładować baterie do letnich wakacji.
– A może tym razem polecimy na Majorkę? – zaproponowałam.
– Czy ja wiem? – wahał się Tomek. – W ciepłym miejscu byliśmy ostatnim razem. Trochę tęsknię za górami, śniegiem i nartami.
– Więc może Austria? Albo jeszcze lepiej, Szwajcaria – zaproponowałam.
– Chyba musimy pomyśleć o jakiejś krajowej destynacji. W przyszłym roku czeka nas sporo wydatków. Pamiętasz chyba, że zaplanowaliśmy remont łazienek i aranżację poddasza?
– Więc co? Chcesz jechać do Zakopanego?
– W życiu! – niemal się oburzył. – Ceny są tam już na alpejskim poziomie, ale standardem Zakopane nie dorasta zachodowi do pięt. To już wolałbym wydać pieniądze na Austrię albo Francję.
– No to ja już nie wiem. Zaproponuj coś.
– A co powiesz na Wisłę? Jest w miarę niedrogo, a jednak bardzo przyjemnie.
Rzeczywiście, kiedyś bardzo lubiliśmy tam jeździć. Mamy stamtąd masę dobrych wspomnień, a jako że dobrze znamy to miasto, wiemy, gdzie się zatrzymać, żeby było czysto i wygodnie, i gdzie smacznie zjeść.
– A więc postanowione. W tym roku Wisła.
– Tak się zastanawiam... – zaciął się.
– Nad czym?
– Może w tym roku zabierzemy moich rodziców?
Zgodziłam się i to był błąd
Trochę zdziwił mnie ten pomysł i szczerze mówiąc nie spodobała mi się propozycja męża. Mamy z teściami dobre stosunki. Widujemy ich regularnie, ale nigdy razem nie wyjeżdżaliśmy, ani na wakacje, ani na ferie.
– Przecież oni się tam zanudzą. Nie jeżdżą na nartach, na szlaki też się nie wybiorą. Co niby mieliby tam robić? – zapytałam.
– Kotku, już sama odskocznia od rutyny będzie dla nich ciekawym doświadczeniem. Przez cały rok siedzą w mieście. Górskie powietrze dobrze im zrobi. Poza tym nie brakuje tam przecież atrakcji dla osób, które nie chcą spędzać czasu aktywnie. Mogą przecież chodzić do muzeów, spacerować po parku i deptaku. Na pewno znajdą sobie wiele ciekawych zajęć – przekonywał..
– No nie wiem – wahałam się.
– Pomyśl tylko, wieczorami mogą pilnować Kasi. Będziemy mogli zaszaleć trochę na mieście.
To nie tak, że nie lubię teściów. Nie mam nic przeciwko nim. Są miłymi staruszkami, ale niekoniecznie chciałam ich zabierać na wyjazd, który miał być dla mnie czasem odpoczynku. No ale przecież są rodzicami mojego męża i dziadkami mojej córki. Skoro Tomek tak bardzo chciał ich zabrać, nie mogłam się sprzeciwić.
– Myślisz, że się zgodzą?
– Myślę, że będą zachwyceni. Zadzwońmy do nich i zapytajmy. Albo jeszcze lepiej, wybierzmy się do nich na kawę.
Teściowie zapalili się do pomysłu
Gdy powiedzieliśmy im, że chcemy ich zaprosić w góry, początkowo mieli pewne obawy, ale szybko o nich zapomnieli i wyrazili aprobatę dla naszej propozycji.
– No nie wiem, dzieci. Gdzie my się nadajemy w góry? Za starzy już na to jesteśmy. Poza tym my nigdy nie byliśmy w Wiśle.
– Właśnie dlatego chcemy, żebyście z nami jechali, mamo – powiedział Tomek. – Zaufaj mi, będziecie zachwyceni. Beskidy nie są zbyt wysokie, ale za to piękne, zwłaszcza zimą. Jest tam kilka wyciągów, którymi możecie wjechać na jeden ze szczytów i podziwiać panoramę. Są świetne hotele i restauracje. No i muzea – zwrócił się do ojca, miłośnika historii.
– Co myślisz, Stasiu?
– Myślę, że miło byłoby gdzieś pojechać. Tak po prostu. Od lat nie ruszaliśmy się z miasta – stwierdził teść.
– Jak tak teraz sobie myślę, to rzeczywiście mogłoby być całkiem miło. Bardzo chciałabym zobaczyć jeszcze jakieś nowe miejsce i pojechać gdzieś, gdzie nigdy nie byłam. Zgoda – kiwnęła energicznie głową. – Pojedziemy z wami.
Chcieliśmy tylko spokojnie zjeść
Wreszcie nastał dzień wyjazdu. Gdy zbliżaliśmy się do Wisły, teściowa nawet nie próbowała ukryć ekscytacji.
– Boże mój kochany! Co za piękne widoki!
– Pięknie to dopiero będzie, gdy dojedziemy na miejsce, mamo. Zobaczysz, tam szczyty prezentują się jeszcze lepiej.
Zameldowaliśmy się w hotelu, a że zbliżała się pora obiadu, postanowiliśmy coś przekąsić.
– Gdzie dziś jemy? – Zapytał Tomek. – Może w hotelowej restauracji?
– A co powiesz na naszą ulubioną knajpkę? Dawno w niej nie byliśmy, ale tam zawsze trzymają poziom.
Mamy w Wiśle taki swój ulubiony lokal. Niewielką restaurację z regionalnymi potrawami i swojską atmosferą. Gdy jeździliśmy tam regularnie, zawsze stołowaliśmy się w tym miejscu. Znaliśmy wszystkich z obsługi i gdy wchodziliśmy na salę, byliśmy witani jak swoi.
– Świetny pomysł. Rodzicom na pewno się spodoba.
Teściowa narobiła mi wstydu
Weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się po sali. Niemal nic się tam nie zmieniło. Nadal panował typowo góralski wystrój z regionalnymi akcentami. Nie poznawaliśmy nikogo z obsługi, ale to nic zaskakującego. W końcu nie byliśmy tam od wielu lat.
– Popatrz, Tomek. Nasz ulubiony stolik jest wolny – wskazałam miejsce i usiedliśmy przy oknie z widokiem na góry.
– Podoba się wam? – Zwrócił się Tomek do rodziców.
– Och, jest pięknie – przyznała teściowa. – Czuję się, jak w jakiejś bacówce.
Po chwili podszedł do nas młody kelner ubrany w góralski strój, może niemający zbyt wiele wspólnego z tradycyjnym, ale za to zwracający uwagę turystów. To standard w tej okolicy. Zaczęliśmy składać zamówienie. I wtedy teściowa rozpoczęła swój cyrkowy spektakl.
– Oszukali nas – starała się szeptać, ale wystarczająco głośno, by kelner usłyszał jej słowa. – To żaden góral, Moniczko!
– Mamo! – Syknęłam, ale ona zdawała się tego nie słyszeć.
– Nawet nie mówi gwarą, a beskidzcy górale nigdy tak się nie nosili – kontynuowała. – Co to za cyrk, młody człowieku? – Wypytywała przyjmującego zamówienie. Kelner ją zignorował, ale ona nie zamierzała odpuścić. – Jak żeś taki góral, to biegnij po skrzypce i zagraj nam coś!
Teraz już nie mówiła szeptem. Krzyczała tak głośno, że zwróciła na nas uwagę wszystkich gości i całej obecnej na sali obsługi. Nawet kucharz wychylił głowę, by sprawdzić, co się dzieje. Wszyscy próbowali ją uspokoić. Ja, mój mąż i teść, ale ona nie zamierzała przestać. Gdy podali przystawki, nie zamierzała wyrazić swojej opinii, że ser jest z marketu, nie z bacówki, co było oczywistą bzdurą. Akurat doskonale wiem, że podają tam prawdziwe oscypki.
– Nie podoba mi się tutaj – stwierdziła w końcu. – Chcę iść do prawdziwej góralskiej gospody, gdzie nie ma żadnych przebierańców.
– Wiecie co? To chyba dobry pomysł, żebyśmy stąd wyszli – stwierdziłam z wypiekami zażenowania na twarzy.
Nigdy więcej wspólnych wyjazdów
Zapłaciłam cały rachunek, mimo że zjedliśmy tylko przystawki, i zostawiłam kelnerowi sowity napiwek. Nie mieściło mi się to w głowie. Czego ona się spodziewała? Że w górach czas się zatrzymał? Nie wiem, nawet nie chcę się nad tym zastanawiać.
Do teraz, gdy o tym myślę, robię się czerwona. Mamusia „spaliła” nam ulubioną restaurację. To był pierwszy i na pewno ostatni wspólny wyjazd. Lepiej jednak, żebyśmy odpoczywali z daleka od siebie.
Monika, 40 lat
Czytaj także:
„Matka oddała mnie w ręce opiekunki. Przy tej obcej kobiecie czułam, że ktoś mnie kocha, więc spełniłam jej marzenie”
„Przekazałam synowi dane do konta. Gdy zobaczyłam, co zrobił z pieniędzmi z emerytury, zmroziło mnie do szpiku kości”
„Mówiłam, że idę do pracy, a przesiadywałam w kawiarni. Na 4 godziny teściowa może przejąć opiekę nad wnuczkiem”