Reklama

Gdyby ktoś mnie zapytał, kim jestem, pewnie odpowiedziałabym: żoną Marka, matką Filipa i Leona. Kiedyś dodawałam, że jestem też kobietą z pasją, kocham czytać, biegać i piec tarty z jabłkami. Ale w ostatnich latach te dodatki gdzieś zniknęły. Zostało tylko „żona” i „matka”. I codzienność. Niełatwa, ale znajoma.

– Mamaaa, Leon mnie bije!

– To nieprawda, to Filip mnie popchnął pierwszy!

– Cisza! – zawołałam zza kuchennego blatu, mieszając zupę i próbując jednocześnie rozplątać z ręki kabelek od ładowarki. – Jeszcze raz się pobijecie, to nigdzie nie pojedziemy!

Marzyłam o tym wyjeździe. Tylko ja i chłopcy, morze, gofry z bitą śmietaną i żadnego prania. A przede wszystkim – przestrzeń. I chwila ciszy. Dałam Markowi wolną rękę, miał odpocząć, posprzątać, „zatęsknić”. Może wtedy przypomni sobie, kim dla siebie byliśmy, zanim dzieci, kredyt i nocne wstawanie do gorączkującego Leona przejęły kontrolę nad naszym życiem.

Zadzwoniłam do niego na chwilę przed wyjazdem.

– Marek, spakowałam chłopaków, wzięłam wszystko – kremy, książki, nawet ten cholerny dmuchany materac.

– Super – rzucił chłodno.

Cisza.

– Może… odpoczniesz trochę? Będziesz miał cały dom dla siebie. Ogarnij tylko trochę pokoje. No i pomyśl o nas...

– Jasne, Asiu. Odpocznę.

Rozłączył się, zanim zdążyłam powiedzieć „kocham cię”.

Siedziałam na przednim siedzeniu samochodu, chłopcy już wiercili się na tylnym. Spojrzałam w lusterko – jedno pytanie krążyło w mojej głowie jak zdarta płyta: „Czy on mnie jeszcze w ogóle kocha?”.

Od początku miałam podejrzenia

Wróciliśmy z nadmorskiego miasteczka późnym wieczorem. Chłopcy zasnęli w aucie. Marek wyszedł nam na spotkanie, pomógł z walizkami, ale zrobił to mechanicznie. Jakby był tylko uprzejmym sąsiadem, a nie mężem, który po tygodniu wreszcie widzi swoją rodzinę.

Weszłam do sypialni. Coś było nie tak. Nie potrafię tego opisać, ale czułam, że pokój był… inny. Nasze prześcieradło miało delikatny wzór w szare piórka, a teraz leżało gładko białe. I pachniało obco. Bardziej kobieco. Nie tak, jak płyn do płukania, którego zwykle używam.

– Marek? A czemu zmieniłeś pościel?

– Była brudna – odpowiedział bez mrugnięcia okiem. – Dzieci coś rozlały przed wyjazdem.

Zmarszczyłam brwi. Przecież ich tu nie było przez tydzień, a wcześniej nic nie zauważyłam.

Łazienka też nie wyglądała jak nasza. Mój ręcznik wisiał w innym miejscu. Na półce pojawił się balsam, którego nie znałam. Marek, kiedyś obojętny na kosmetyki, teraz miał własne „nawilżające coś tam”.

Ktoś u nas był? – zapytałam w końcu, niby żartem.

– Niby kto? – odpowiedział szybko, zbyt szybko. – Zwariowałaś?

Nie drążyłam. Wmawiałam sobie, że przesadzam. Że zmęczenie robi swoje. Że to ja jestem przewrażliwiona. Ale nocą leżałam obok niego, nie mogąc zasnąć, analizując w głowie każdą jego reakcję, każde słowo. Jego ciało przy mnie było spięte. Nie przytulił się jak dawniej. Nie zapytał, jak było nad morzem. Zaczęłam podejrzewać coś, czego jeszcze nie umiałam nazwać.

Pojawiło się coraz więcej wątpliwości

– Kasia, ja chyba wariuję – powiedziałam przez telefon, zaraz po tym, jak odprowadziłam chłopców do przedszkola. – Muszę się z kimś spotkać, pogadać. Chociaż na chwilę.

Potem siedziałyśmy u niej na balkonie z kubkami kawy, a ja bezładnie opowiadałam: o tym balsamie w łazience, o pościeli, o zimnych spojrzeniach Marka.

Myślisz, że on…? – zaczęłam, ale głos mi się załamał.

– Nie chcę siać paniki. Ale jeśli coś ci nie pasuje, to może coś jest na rzeczy – Kasia popatrzyła na mnie z troską. – Znasz go lepiej niż ktokolwiek.

– Niby tak, ale… może po prostu mam paranoję? Może naprawdę coś wylał na pościel, a ja robię z tego zdradę?

– A on kiedyś prał pościel, jak coś wylały dzieci? Albo tak sam z siebie? – rzuciła cicho.

Zamilkłam.

W mojej głowie pojawiły się obrazy: Marek wychodzący wieczorem „na siłownię”, nieodpisywanie na wiadomości, nowe ciuchy, których „nawet nie pamięta, skąd są”. Coraz więcej wieczorów spędzanych przy komputerze – rzekomo z serialami. I ta nowa, nieobecna twarz. Jakby był gdzieś daleko, nie ze mną, nie z nami.

– Wiesz… Może ja przesadzam. Ale wcześniej był inny – szepnęłam. – Czasem jak wracałam z pracy, przytulał mnie w drzwiach. A teraz tylko mówi: „Cześć” i znika.

Kasia położyła rękę na mojej dłoni.

– Jeśli on coś ukrywa, to i tak wyjdzie. Tylko ty musisz być gotowa usłyszeć prawdę.

Zadrżałam. Nie wiedziałam, czy chcę wiedzieć.

Prawda wyszła przez przypadek

To był przypadek. Chciałam tylko sprawdzić prognozę pogody na nadchodzący weekend. Wzięłam laptop Marka, bo mój był rozładowany. On akurat brał prysznic. Ekran był otwarty, nie zdążył się zablokować.

A tam… konwersacja z jakąś Anką. Najpierw zwykłe wiadomości z pracy. Potem emotki, skróty, słowa, których nie wypowiada się do koleżanki.

Zamarłam. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Kliknęłam w jedną z rozmów. Zdjęcie. Jej. W naszym łóżku. Moja narzuta w tle. Uśmiechnięta. W bokserkach Marka. „Wiem, że nie powinnam tu być, ale cholera, było cudownie”.

Zatkało mnie. Wstrzymałam oddech. Kiedy to było?

„Dobrze, że twoja żona pojechała na te wakacje. W końcu mogliśmy być sami…”.

Zrobiło mi się niedobrze. Odłożyłam laptopa i wbiegłam do łazienki.

– Marek! – wrzasnęłam. – Co to jest do cholery?!

Wyszedł w samym ręczniku, z niedowierzaniem w oczach.

– O czym ty mówisz?

– Anka. Łóżko. Zdjęcia. Ty w majtkach. Ona pod moją kołdrą! – wrzeszczałam, z trudem łapiąc powietrze.

– Asia… Ja… To nie było tak…

– Nie było?! – rzuciłam w niego telefonem. – To się samo wydarzyło? Potknąłeś się i wpadłeś jej między nogi?!

Zamilkł. Z jego twarzy zniknęła resztka koloru.

Potrzebowałem… bliskości. Było mi źle. Sam w tym domu…

Zachłysnęłam się własnym krzykiem. Łzy ciekły mi po twarzy, ale nie przestałam krzyczeć.

– A ja? Ja cię kochałam, gotowałam, sprzątałam, rodziłam ci dzieci?! Co ja byłam?! Automat od obowiązków?!

Nie odpowiedział. Stał w tym cholernym ręczniku, jakby już nie miał nic do powiedzenia.

Rozpadłam się na kawałki

Uciekałam z domu w kapciach i w samej sukience. Na klatce schodowej minęłam sąsiadkę z drugiego piętra – spojrzała na mnie dziwnie, może zobaczyła łzy, może zaciśnięte pięści. Nie obchodziło mnie to. Biegłam przez gorący, wieczorny chodnik, jakby miał mnie z niego ktoś wyrwać. Jakby ściany mojego domu miały mnie wchłonąć i zatrzymać w środku tego koszmaru.

Wylądowałam nad jeziorkiem na obrzeżach miasta. Usiadłam na trawie, tuż przy wodzie. Obok mnie zakochana para śmiała się i rozkładała koc. Przesunęłam się dalej. Nie chciałam widzieć miłości. Nie teraz.

Wyjęłam telefon. Drżącym palcem wybrałam numer.

– Asia? – głos Kasi był ciepły, zmartwiony. – Co się dzieje?

On to zrobił, Kasia. Spał z nią. W naszym łóżku.

– Asia… gdzie jesteś?

– Nie wiem. Nad jeziorem. Uciekłam. Nie potrafię tam wrócić. Kasia… to boli tak bardzo, że nie mogę oddychać.

– Kochana, nie wracaj. Zostań u mnie. Zaraz po ciebie przyjadę, tylko powiedz mi dokładnie, gdzie jesteś.

Zamknęłam oczy. Słońce powoli opadało nad taflą wody, a ja czułam się, jakbym właśnie straciła siebie. Tę, która wierzyła, ufała, robiła wszystko „jak trzeba”.

W myślach przeszukiwałam przeszłość: czy widziałam znaki? Czy wtedy, gdy zniknął na cały wieczór, „bo był na piwie z kolegami”, był tak naprawdę z nią? Czy jego obojętność to była tylko przykrywka? A może… ja przestałam go obchodzić? Nie umiałam znaleźć odpowiedzi. Ale wiedziałam jedno: nie jestem już jego żoną. Nie w sercu. Nie po tym.

Wybrał ją, a nie mnie

Wróciłam następnego dnia, kiedy chłopcy byli jeszcze u mojej mamy. Marek siedział przy kuchennym stole, jakby na mnie czekał. Jego ręce były splecione, jak u kogoś, kto przygotowuje się do rozmowy o własnym pogrzebie.

Usiadłam naprzeciwko niego. Nie spojrzałam mu w oczy.

Dlaczego? – zapytałam cicho.

Milczał. Przez chwilę sądziłam, że nie odpowie. Ale wtedy westchnął.

– Bo… było mi pusto. Niby miałem wszystko, ale czułem się nikim. Każdy dzień taki sam. Wstajesz, dzieci, praca, dzieci, kolacja. Nawet się nie całowaliśmy już na dzień dobry.

– Myślisz, że tylko ty to czułeś? – rzuciłam przez zęby. – Ja też się wypalałam. Też miałam dość. Ale nie rozkładałam nóg przed kimś innym!

– Asia…

– Nie. Nie próbuj mnie znowu zagadać. Zdradziłeś mnie. W naszym domu. Z jakąś… Anką, którą znałam tylko z imienia z twoich opowieści. Chciałam wierzyć, że jesteś inny. A ty nawet się nie bronisz.

Wzruszył ramionami. Bez skruchy. Bez wstydu.

– Po prostu… z nią czułem się widziany. Wiesz? Patrzyła na mnie jak kiedyś ty. Jakby jeszcze coś we mnie było.

Zacisnęłam pięści na blacie stołu.

– A ja patrzyłam na ciebie jak na partnera, ojca moich dzieci. Zaufanego. I co widzę teraz? Mężczyznę, który przestał czuć się ważny, nudził się, więc zniszczył wszystko, co miał.

Wstałam.

– Nie będę z kimś, kto mnie zrównał z ziemią. Nie jestem twoją terapeutką. I nie zamierzam się prosić o uwagę.

Spojrzał na mnie. Pierwszy raz jakby naprawdę. Ale było za późno.

Rozstaliśmy się jak obcy

Pakowałam walizki bez płaczu. Łzy wypłakałam już wcześniej, nad jeziorem, na balkonie u Kasi, w łazience, kiedy dzieci myślały, że mama po prostu „musi się położyć, bo boli ją głowa”.

Zabrałam tylko to, co najpotrzebniejsze. Ubrania chłopców, kilka moich rzeczy, dokumenty. Zostawiłam zasłony, książki, naszą pościel – wszystko, co było „nasze”. To już mnie nie dotyczyło.

Marek nie próbował mnie zatrzymać. Nie przeprosił. Jakby to było po prostu coś, co musiało się wydarzyć. Jakbyśmy oboje zgodnie rozwiązali umowę.

Zamieszkałam u Kasi, tymczasowo. Jej córka odstąpiła mi swój pokój, a ona sama dała mi coś cenniejszego niż dach nad głową – spokój. Codziennie rano podsuwała mi kawę pod nos i mówiła: „Nie musisz jeszcze wiedzieć, co dalej. Wystarczy, że się nie cofniesz”.

Myślałam o samotności. O tym, że przez lata się jej bałam, a teraz czułam ulgę. Nagle bez Marka oddychało mi się lżej. Nie musiałam się już zastanawiać, czy ten sms to naprawdę „kolega z pracy”. Nie musiałam tłumić w sobie podejrzeń. Teraz byłam tylko ja – zraniona, ale wolna.

Chłopcom powiedziałam, że tata będzie mieszkał osobno. Filip przytulił mnie mocno. Leon spytał, czy to znaczy, że w nowym domu też będą lody na śniadanie. Uśmiechnęłam się przez łzy. Nie wiem, co dalej.

Joanna, 39 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama