„Pojechałam na wakacje last minute na Zanzibar, żeby zapomnieć o byłym. Tam czekała na mnie niespodzianka”
„Kiedy weszłam do hotelowej restauracji, z rozgrzaną od słońca twarzą i lekkim uczuciem szczęścia, które pierwszy raz od miesięcy nieśmiało zaczęło pojawiać się w moim sercu, zobaczyłam ich. Pawła i jakąś nierealnie smukłą blondynkę w króciutkiej sukience w kwiaty, wirującą z nim w tańcu. Oboje pełni energii, swobodni i roześmiani”.

- Listy do redakcji
Zawsze myślałam, że Zanzibar to raj. A przynajmniej tak wyglądał w katalogu biura podróży. Turkusowa woda, białe plaże, mnóstwo soczystej zieleni, palmy pochylające się ku słońcu i… opalona kobieta z drinkiem w dłoni. Takie obrazy pojawiały się w mojej głowie. Prawdziwa sielanka niczym z reklamy egzotycznych wakacji gdzieś na końcu świata. Tak miało być. Przynajmniej w teorii.
Po ciężkim rozstaniu, nie bardzo wiedziałam, jak od nowa ułożyć sobie życie i swoją codzienność tak zwanej singielki z odzysku. Byłam nieco oderwana od rzeczywistości, lecząca złamane serce, odpoczywająca od wszystkiego. Żadnych wspomnień, żadnych ludzi, żadnych facetów – to był mój cel na wakacyjny wyjazd.
Rozstanie bardzo mnie zabolało
Po rozstaniu z Pawłem nie potrafiłam spać, jeść ani znieść zapachu jego perfum, które wciąż czaiły się w zakamarkach mojego mieszkania, przypominając mi wspólnie spędzony czas. Wieczorne seanse filmowe, sobotnie kolacje przy świecach i muzyce, powolne niedzielne śniadania w piżamie. Cztery lata razem. Cztery lata planów na przyszłość, śmiechu, snucia marzeń i... jednej zdrady. Nie mojej.
– Jedź gdzieś daleko – doradziła mi moja przyjaciółka, Magda. – Gdzieś, gdzie nie będziesz miała zasięgu, internetu i przypadkiem nie trafisz na niego przechadzającego się ze swoją nową panną w galerii.
Magda naprawdę się o mnie troszczyła. To właśnie do niej zadzwoniłam, gdy dowiedziałam się o zdradzie Pawła. Rzuciła wszystko i przyjechała, żeby pomóc mi pozbierać się do kupy. Tylko dzięki niej całkowicie się nie załamałam. Zamawiała mi pizzę, dolewała musującego wina i przypominała, że na jednym facecie świat na pewno się nie kończy.
– Paweł okazał się dupkiem. Ale może to lepiej, że teraz, a nie później. A co byłoby, gdybyście mieli już dwójkę dzieci, wspólny dom i kredyt do spłacenia? Sama wiesz, jak Karolina przechodziła rozwód – mówiła, a ja starałam sobie wmówić, że Madzia rzeczywiście ma rację.
Rozum podpowiadał mi, że rzeczywiście tak jest. Serce jednak nie chciało go słuchać. Ono wciąż chyba biło dla niego i przypominało o najpiękniejszych chwilach, które spędziliśmy przez te cztery lata związku. Długie cztery lata. Szmat czasu i mnóstwo wspomnień, z których każde wywoływało we mnie łzy. Za tym co było, a czego już nigdy nie będzie. Wydawało mi się, że naprawdę świetnie się dogadujemy. Byłam przekonana, że razem będziemy już na zawsze. Zdrada? Coś takiego nawet nie przychodziło mi do głowy.
A tutaj, proszę bardzo, mój idealny facet okazał się podłą szują. Oszustem i zdrajcą, który rano wypijał ze mną kawę i robił plany na przyszłość, a popołudniu spotykał się z kimś innym. Który wmawiał mi, że ma nadgodziny w pracy, spotkania służbowe, trudnych klientów do ogarnięcia, wyjścia z kumplem jeszcze z czasów liceum, który właśnie się rozwodzi i potrzebuje wsparcia. A tymczasem biegał wtedy na spotkania z nią.
Potrzebowałam spokoju
Postanowiłam skorzystać z rady przyjaciółki i wybrać się na wakacje. Chciałam zmienić otoczenie, wyjechać z mieszkania, które przypominało mi mojego byłego, odetchnąć innym powietrzem.
– Wybierz coś egzotycznego. Mnóstwo słońca, błękitna woda i piękne otoczenie zawsze pomagają na nowo poukładać sobie w głowie – przekonywała Magda.
Wybrałam Zanzibar. Na tyle egzotycznie, że na pewno zapomnę o trudnym rozstaniu. I na tyle daleko, że na pewno przypadkiem nie trafię na Pawła. Czyżby? Okazało się, że los postanowił sobie ze mnie bezczelnie zadrwić.
Na początku rzeczywiście było cudownie. Stylowy hotel, wygodny pokój, zapierające dech w piersiach widoki, spacery po plaży, długie godziny spędzane na leżaku przy basenie, z książką i pysznym drinkiem. Jedzenie było przepyszne, ludzie otwarci i uśmiechnięci, a woda zawsze cieplutka. Żyć nie umierać? Tak, w takich warunkach nawet samotna kobieta czuje, że życie ma sens. Moja skóra szybko złapała opaleniznę, a myśli przestały obsesyjnie krążyć wokół byłego.
Stanęłam jak wryta
I właśnie wtedy to się stało. Kiedy weszłam do hotelowej restauracji, z rozgrzaną od słońca twarzą i lekkim uczuciem szczęścia, które pierwszy raz od miesięcy nieśmiało zaczęło pojawiać się w moim sercu, zobaczyłam ich. Pawła i jakąś nierealnie smukłą blondynkę w króciutkiej sukience w kwiaty, wirującą z nim w tańcu. Oboje pełni energii, swobodni i roześmiani.
Szklanka z wodą kokosową prawie wypadła mi z ręki. Czy to był sen? Mój najgorszy koszmar? Jakieś urojenie spowodowane zbyt dużą ilością słońca? Co on tutaj niby robi? Pojechałam gdzieś na koniec świata, żeby oderwać się od wspomnień o nim i spotykam go tutaj? Na Zanzibarze? Dokładnie w tym samym hotelu?
Nie, to nie było złudzenie. To rzeczywiście był mój były narzeczony. Ten sam, który ponoć „potrzebował przestrzeni i czasu dla siebie”, ale jakoś zdołał znaleźć ten czas dla kogoś nowego. I to dokładnie w tym samym miejscu, gdzie próbowałam o nim zapomnieć.
Świetnie, losie. Bardzo śmieszne. Gratuję. Szóstka za wyczucie chwili i sarkastyczne poczucie humoru.
Unikałam go jak ognia
Kolejne dni spędziłam na brawurowych manewrach. Zmieniałam trasy porannych spacerów, wybierałam najmniej uczęszczane plaże i wcześnie wstawałam na śniadania, żeby tylko uniknąć kolizji przy omlecie.
Ale Zanzibar, chociaż naprawdę duży na mapie, dla nas okazał się zbyt mały. A może to los nie chciał mi odpuścić i podsuwał kolejne zbiegi okoliczności? Widziałam ich razem, jak pływają w basenie. Jak karmią się wzajemnie kawałkami mango, zaśmiewając się przy tym do łez. Trafiłam na nich na wycieczce do Stone Town, gdzie Paweł robił jej zdjęcia z miną godną influencera. A potem w hotelowej recepcji, gdy zapytał o „najlepsze miejsce na romantyczną kolację przy świecach”.
Serce mnie zabolało. A może to był żołądek, który wywracał mi się na myśl o ich kolejnych randkach? W każdym razie: bolało.
Zaczęliśmy rozmawiać
Siódmego dnia mojego pobytu nadciągnęła tropikalna burza. Wiatr wylewał wodę z basenu, palmy uginały się do ziemi, a w hotelu… zgasło światło. Brak prądu, brak Wi-Fi, brak muzyki. Goście zebrali się w lobby przy świecach, bo tam jeszcze działała awaryjna klimatyzacja, a duszne powietrze niemal wdzierało się do płuc. I wtedy, jak na złość, do mojego stolika podszedł Paweł. Był sam.
– Hej. Mogę się przysiąść? – zapytał, trzymając dwie herbaty. – Monika poszła spać. Boisz się burzy?
Nie odpowiedziałam od razu. Ale herbata pachniała korzennie, a on nie wyglądał na napastliwego. Tylko... jakoś dziwnie spokojnego.
– Przysiądź się. Ale nie licz na miłą pogawędkę i beztroskie wspominanie dawnych czasów.
Uśmiechnął się smutno.
– Nie po to tutaj przyszedłem.
Siedzieliśmy razem ponad godzinę. Świece rzucały ciepły blask na jego twarz, a z zewnątrz dobiegał szum deszczu.
– Nie sądziłem, że cię tutaj spotkam. Akurat na wakacjach na Zanzibarze – powiedział.
– Ja też nie. W sumie to sądziłam, że już dawno wyleciałeś z mojego życia – odparłam ostrożnie.
Zamilkł. A potem powiedział coś, czego się nie spodziewałam.
– Zawaliłem, doskonale to wiem. I chciałem cię przeprosić wtedy. Ale uciekłem, bo nie wiedziałem, jak to zrobić. Po prostu stchórzyłem. A teraz... Monika to tylko znajoma z pracy. Miałem nadzieję, że ten wyjazd coś mi rozjaśni. Że zapomnę o dawnych czasach, wreszcie nieco się wyluzuję i poukładam sobie wszystko w głowie. Ale jeszcze bardziej wszystko poplątał.
Szczerze żałował
Patrzyłam na niego zaskoczona. To nie był tekst na podryw. On naprawdę wyglądał, jakby żałował tego, co zrobił.
– I co ci się rozjaśniło? – zapytałam cicho.
– Że nie zapomina się o kimś takim jak ty, nawet jak bardzo się próbuje.
Nie było romantycznego happy endu. Nie rzuciłam mu się w ramiona. Nie zaczęliśmy się całować w deszczu jak w hollywoodzkich filmach. Ale następnego dnia wypiliśmy razem poranną kawę. I popłynęliśmy na rejs o zachodzie słońca. Jako para? Nie po prostu jako dwoje ludzi, którzy kiedyś byli razem i może nie do końca skończyli to, co zaczęli.
Czy wróciliśmy do siebie? Nie. Ale porozmawialiśmy. Zamknęliśmy sprawy, które wisiały w powietrzu od miesięcy. A ja, chociaż wyjechałam z Zanzibaru sama, czułam się lżejsza niż kiedykolwiek.
Matylda, 33 lata
Czytaj także:
- „Wnuczka dostała ode mnie czekoladę, a ja od synowej zakaz kontaktu. Twierdzi, że to moja wina i kara jest zasłużona”
- „Na wakacjach przez żonę ze wstydu chciałem zapaść się pod ziemię. Okazało się, że to jednak ja dałem plamę stulecia”
- „Nie mogłam dogadać się z zięciem, aż zostaliśmy sami w domu na cały weekend. Teraz mamy wspólną tajemnicę”

