Reklama

Dzień Wigilii. Siedziałam w samochodzie zaparkowanym pod małym domkiem na końcu ośnieżonej ulicy. Światełka na balkonie migotały nieregularnie, jakby próbowały zaświecić radość tam, gdzie dawno jej zabrakło. Przez szybę widziałam choinkę – była tak samo gęsta i kolorowa, jak w dzieciństwie. Ten obraz wydawał się nierzeczywisty, jak zdjęcie w ramce, które dawno temu wstawiłam w szufladę, bo patrzenie na nie bolało zbyt mocno.

Chciałam znów z nimi być

Nie byłam tu od sześciu lat. Sześciu Wigilii spędzonych wśród pustych ścian i zimnych potraw, z myślami pełnymi wyrzutów. A teraz? Czułam, że coś mnie tu ciągnie. Nie nadzieja, bo ta dawno wyparowała. Może poczucie, że jeszcze muszę spróbować, zanim zniknę z ich życia na zawsze.

W lusterku zobaczyłam swoje zmęczone spojrzenie. „Po co tu jesteś?” – zadałam sobie pytanie, którego odpowiedź zdawała się być równie zamglona, co widok na ulicę. Może odpowiedź czekała za tymi drzwiami. Może nic tam nie czekało. Ale dziś postanowiłam to sprawdzić.

Silnik samochodu warknął, gdy wyłączyłam zapłon. Przez chwilę siedziałam w absolutnej ciszy, zaciskając dłonie na kierownicy. Nie mogłam się zmusić, żeby wysiąść. Przysypane śniegiem opony wydawały się ostatnią granicą między mną a światem, do którego należałam tylko kiedyś.

Choinka w oknie mieniła się tysiącem kolorów. Pachniała tam pewnie jodła, mandarynki i pieczony sernik. Przypomniało mi się, jak z Kasią wybierałyśmy bombki – zawsze kłóciłyśmy się o miejsce na złotą gwiazdę. Czy teraz to ona ją wiesza? Pewnie tak.

Zadzwoniłam do siostry

Chwyciłam telefon i wybrałam numer siostry. Odebrała po dwóch sygnałach.

– Lena? – jej głos brzmiał jak echo.

– Cześć, Kasia – odezwałam się cicho. – Myślisz… że mama i tata… w ogóle chcieliby mnie widzieć?

Usłyszałam jakby westchnienie, a może tylko szum w tle.

– Nie wiem, Lena. Nie wiem, czy to dobry moment.

– Kasia, to Wigilia. Nie można czekać wiecznie – powiedziałam z desperacją w głosie.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Zrobisz, jak uznasz – odparła w końcu. – Ale, Lena, nie spodziewaj się zbyt wiele.

Zakończyłam rozmowę i spojrzałam na dom. Wiedziałam, że to ryzyko, ale coś we mnie powiedziało: „Spróbuj”.

Chwyciłam torbę, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przez śnieg w stronę drzwi.

Mama nie była zadowolona

Śnieg skrzypiał pod moimi butami, gdy podchodziłam do drzwi. Każdy krok zdawał się ważyć tonę. W głowie tłukły mi się wspomnienia – matka z ciastem w ręku, ojciec poprawiający świąteczny krawat, Kasia biegająca z tacą pierników. Czy wciąż tak wygląda Wigilia za tymi drzwiami?

Uniosłam rękę i zapukałam. Najpierw delikatnie, jakby chciała tylko sprawdzić, czy dom mnie pamięta. Cisza. Drugie pukanie było mocniejsze. Zza drzwi dobiegły kroki, a serce podskoczyło mi do gardła. Wciąż mogłam się cofnąć, wsiąść do auta i wrócić, skąd przyjechałam. Ale zanim zdążyłam się odwrócić, drzwi się otworzyły.

– Lena? – głos mamy był chłodny. Na twarzy nie widziałam cienia uśmiechu.

– Cześć, mamo – wymamrotałam, trzymając torbę jak tarczę. – Chciałam tylko…

Nie powinnaś była przyjeżdżać – przerwała mi stanowczo.

Poczułam, jak żar rozlewa mi się po karku.

– To Wigilia. Chcę tylko usiąść przy stole, jak kiedyś – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.

– Święta są dla rodziny – powiedziała sucho.

– Jestem twoją córką – szepnęłam, choć głos już mi się łamał.

Matka zmrużyła oczy.

Córki nie niszczą rodzin – rzuciła ostro i zamknęła drzwi, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Stałam na zewnątrz, jak skamieniała, wśród wirującego śniegu, patrząc na drzwi, które znowu mnie odrzuciły.

Chciałam przeprosić

Nie mogłam tak po prostu odejść. Stałam jeszcze przez chwilę przed drzwiami, zaciskając pięści. W mojej głowie walczyły dwa głosy – jeden mówił, żeby uciekać, drugi krzyczał, że zasługuję na wysłuchanie. W końcu zapukałam ponownie, tym razem głośniej.

Drzwi otworzyły się z rozmachem, a matka spojrzała na mnie z mieszanką gniewu i niedowierzania.

– Czego jeszcze chcesz, Lena? – warknęła.

– Porozmawiać – wyrzuciłam z siebie. – Tylko tyle.

Za jej plecami zobaczyłam ojca, który podszedł bliżej, jakby chciał zobaczyć, co się dzieje.

Nie mamy o czym rozmawiać – rzuciła chłodno mama, ale ojciec położył jej rękę na ramieniu.

– Może… powinna wejść – powiedział cicho.

Weszłam ledwo za próg, serce biło mi jak oszalałe. Ciepło uderzyło mnie w twarz, a znajomy zapach pierników i barszczu niemal odebrał mi oddech. Matka od razu stanęła na środku korytarza, krzyżując ramiona.

– Powiedz, co masz do powiedzenia, a potem odejdź – wycedziła.

– Przepraszam. Wiem, że zawiodłam – zaczęłam.

Rodzice nadal mieli do mnie żal

Matka uniosła brwi.

– Zawiodłaś? Ty nas upokorzyłaś! – rzuciła ostro. – Pamiętasz, co zrobiłaś? Jak uciekłaś w środku nocy, zabierając pieniądze z ojcowskiej szuflady?

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Nie uciekłam… musiałam odejść – próbowałam się bronić. – To były moje pieniądze.

– Twoje?! – Mama prawie krzyknęła. – Tata odkładał na twoje studia, a ty zabrałaś wszystko i zostawiłaś nas na pastwę plotek sąsiadów!

Ojciec odchrząknął i odezwał się powoli, jakby ważył każde słowo:

– A wiesz, Lena, co bolało najbardziej? Nie to, że wzięłaś pieniądze, ale że przez sześć lat nie napisałaś ani słowa. Myśleliśmy, że nie żyjesz.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Bałam się – wyszeptałam.

– Bałaś się? – Mama zrobiła krok w moją stronę. – Tego, że zobaczysz, jak bardzo nas skrzywdziłaś? Tego, że musiałabyś spojrzeć w oczy swojej siostrze?

Nie przyszłam się kłócić – powiedziałam drżącym głosem. – Chcę naprawić, co się da.

– Niczego już nie naprawisz – przerwała mi mama. – Nie w tę Wigilię, Lena.

Obróciła się na pięcie i wyszła do kuchni. Ojciec przez chwilę patrzył na mnie, potem tylko westchnął i odszedł za nią.

Siostra też miała pretensje

Wyszłam na zewnątrz, zatrzaskując za sobą drzwi. Śnieg sypał mocniej, a wiatr huczał między drzewami, jakby chciał zagłuszyć hałas w mojej głowie. Nie mogłam tego dłużej znieść – gniewu matki, zawodu ojca, ciężaru wspomnień. Zatrzymałam się przy samochodzie, próbując złapać oddech, gdy usłyszałam kroki za sobą.

– Lena, poczekaj! – to była Kasia, owinięta szalikiem, z policzkami zaróżowionymi od zimna.

– Po co za mną idziesz? – zapytałam, nie odwracając głowy.

– Bo wiem, że zaraz odjedziesz i już nigdy nie wrócisz – odpowiedziała, stając obok mnie. – I wiem, że choć mama ma rację, to… ja też cię potrzebuję.

Roześmiałam się gorzko, wciąż patrząc w ciemność przed sobą.

– Potrzebujesz mnie? Żartujesz? Przez te lata nawet nie zapytałaś, jak żyję.

– A ty zapytałaś? – odcięła się Kasia, jej głos drżał. – Wiesz, ile razy chciałam do ciebie zadzwonić? Ale zawsze coś mnie powstrzymywało.

Co cię powstrzymywało? – rzuciłam ostro. – Mama? Strach?

Kasia wzięła głęboki wdech, zanim odpowiedziała:

– Powstrzymywało mnie to, co zrobiłaś. To, że zabrałaś pieniądze, skłamałaś, zostawiłaś nas… i nigdy nie wróciłaś.

Odwróciłam się do niej.

– Myślisz, że to było łatwe? – spytałam cicho. – Myślisz, że nie miałam wyrzutów sumienia? Każdego dnia, Kasiu, każdego. Ale nie wiedziałam, jak się odważyć, by znów się z wami zmierzyć.

Kasia spojrzała na mnie z bólem w oczach.

– Dlaczego więc jesteś tutaj? – zapytała.

– Bo chciałam… chciałam naprawić to, co zepsułam – wyszeptałam.

Kasia długo milczała, zanim w końcu odparła:

– Może nie da się naprawić, ale może można spróbować.

Jej słowa, choć niewystarczające, były jak promyk w lodowatej nocy.

Było mi przykro

Siedziałam w samochodzie, wpatrując się w przesypujący śnieg, który zdawał się pochłaniać wszystko – dźwięki, światło, moje myśli. Słowa Kasi wciąż dźwięczały mi w uszach: „Może nie da się naprawić, ale może można spróbować”. Czy to była szansa? Czy tylko kolejne złudzenie?

Spojrzałam w stronę domu. Za firanką mignęła sylwetka ojca, a potem znów znikła. Nie stanął w mojej obronie, ale w jego spojrzeniu była jakaś nieśmiała tęsknota, jakby sam nie wiedział, co czuje.

Przypomniałam sobie ich twarze podczas kłótni. Gorycz matki, zmęczenie ojca, ból Kasi. Moje uczucia mieszały się ze sobą – gniew na siebie, na nich, na przeszłość, która nie chciała przestać ranić. Czy naprawdę byłam aż taką egoistką?

Włączyłam radio, by zagłuszyć ciszę. Rozbrzmiała kolęda, tak znajoma i ciepła, że łzy zaczęły płynąć same. W tych nutach kryło się coś, czego nie mogłam już cofnąć – utracona więź, wspomnienia chwil, gdy byliśmy rodziną.

Lena, 28 lat

Czytaj także: „Płacząc nad karpiem ze zmęczenia, przysięgłam sobie spokojne święta. Mam gdzieś rodzinne tradycje”
„Szwagier grzał mnie jak piec w grudniu, nie mogłam mu się oprzeć. Zgrzeszyłam, ale dla takich wrażeń było warto”
„Przed firmową Wigilią, zamiast prezentu, dostałam tajemniczą kartkę. Te kilka słów na zawsze zmieniło moje życie”

Reklama
Reklama
Reklama