Reklama

Siedzę cicho w kuchni i udaję, że pracuję przy laptopie. W tle słychać radosne popiskiwanie Natalki, która w pokoju obok bawi się ze swoim ojcem.

Na niczym się nie znasz

– Tatusiu, poczytaj mi i masz tu siedzieć, aż usnę – szczebioce mała.

Nie chcę im przeszkadzać, bo dawno się nie widzieli, a poza tym wolę nie drażnić Adama swoją obecnością, nie widzieć jego smutnych oczu. Udaję więc, że pracuję, ale nasłuchuję, jak Natalka cieszy się z wizyty ojca i rozmyślam nad naszym przegranym małżeństwem.

Jutro rano mała obudzi się i jak zawsze będzie popłakiwać, że taty nie będzie aż do soboty. Co myśmy zrobili z naszym życiem, dlaczego w imię głupio pojętego honoru, krzywdzimy nasze dziecko? Przecież mamy cudowną córkę, rozpoczętą budowę wymarzonego domu, ale nie potrafimy zapomnieć o tym, że powiedzieliśmy sobie kilka przykrych słów.

Adam, mój ciągle jeszcze mąż, nie mieszka z nami od kilku miesięcy. Przychodzi tylko w weekendy, żeby odwiedzić Natalkę. Kryzys w naszym związku zaczął się razem z budową domu. Kłopoty ze znalezieniem solidnych ekip budowlanych, konieczność załatwiania wielu spraw w urzędach oraz ciągły niepokój o to, czy starczy nam pieniędzy sprawiły, że kłóciliśmy się coraz częściej. Lista pretensji Adama w stosunku do mnie była długa.

– Na niczym się nie znasz, po co się uparłaś, żeby kupić taki drogi projekt? Ten dom jest dla nas za duży, źle policzyłaś koszty – krzyczał. – Nie potrafisz nawet dopilnować majstra, nie widziałaś, że po pijanemu krzywo zbudowali komin?

Ja także nie pozostawałam mu dłużna.

– Sam sobie ich pilnuj, to ty wynająłeś tę ekipę, mówiłam, żeby nie oszczędzać na fachowcach.

– Sam muszę o wszystkim pamiętać i dopilnować pracy na budowie, a przecież pracuję w terenie, a ty jesteś na miejscu – powtarzał ciągle.

– Skoro jestem taka beznadziejna, to sam sobie buduj i sam sobie tam mieszkaj, ja mam dość, obrzydła mi ta budowa i ten dom – powiedziałam rozżalona.

– Jak ci coś nie pasuje, to przecież możemy się rozstać, dobrze nam zrobi odpoczynek od siebie – odparł.

Było mi przykro, że tak łatwo nam przyszło się rozejść. Adam po prostu się spakował i wyprowadził do służbowego mieszkania. Nie zatrzymywałam go.

„Nie to nie, bez łaski” – myślałam. Ja zostałam z córką w wynajętej kawalerce. Byłam przekonana, że to tymczasowe rozwiązanie i że się pogodzimy, ale oboje jesteśmy uparci, toteż żadne nie chciało pierwsze wyciągnąć ręki do zgody.

Tak trwaliśmy w zawieszeniu przez kilka miesięcy, bo nie mieliśmy odwagi zaproponować jakiegoś wyjścia, to jest rozwodu bądź próby odbudowania tego, co nas kiedyś łączyło. Spędziliśmy przecież razem kilka cudownych lat w zgodzie i miłości, zanim zniszczył nas kryzys. Teraz Adam przychodził do Natalki, usypiał ją i wychodził. Zamykałam za nim drzwi i zaczynałam płakać, ale moja urażona duma nie pozwoliła mi go prosić, aby został.

Stało się, to już naprawdę koniec

– Adam chyba kogoś ma – oznajmiła mi życzliwa znajoma. – Widziałam go z Anetą, tą blondynką, co sprzedaje u nas w osiedlowym.

– A tak, ona mu się podobała już dawno temu, zanim my zostaliśmy parą – odparłam wzdychając.

„Stało się, to już naprawdę koniec” – myślałam. Znałam Anetę, wiedziałam, że nie zwiąże się z żonatym facetem.

– Powinniśmy postanowić co dalej – powiedział mąż przy następnej wizycie.

– Pewnie chcesz rozwodu? Masz prawo ułożyć sobie życie beze mnie, ja ci nie będę przeszkadzała – odparłam hardo, choć gardło miałam ściśnięte z żalu.

– Skoro nie widzisz innego wyjścia, to skończmy to wreszcie – odpowiedział.

– Musimy się jakoś podzielić, mamy przecież wspólny majątek no i dziecko... Chciałabym, abyś miał z Natalką dobry kontakt, ona cię potrzebuje – mówiłam, nie patrząc na Adama.

– Wykończę dom i przepiszemy go na Natalkę, tak chyba będzie sprawiedliwie – powiedział. – Złóż pozew w sądzie, bo ty pracujesz obok, a ja musiałbym brać wolne.

– Jak chcesz – odparłam.

Tamtej nocy nie mogłam w ogóle spać

Zrobiłam sobie mocnego drinka i oglądałam stare zdjęcia. Przypomniałam sobie, jacy byliśmy szczęśliwi w czasie swojego ślubu i potem gdy urodziło nam się dziecko. Jak to możliwe, że to wszystko tak się rozsypało? Zrobiło mi się żal, ale decyzja już zapadła, Adam kazał mi złożyć pozew w sądzie.

Odwlekałam to, wynajdowałam sobie tysiąc powodów, żeby tam nie pójść. Trzeba też było przygotować Natalkę, porozmawiać z nią. Wcześniej trochę ją okłamywałam, tłumaczyłam, że tata musi pracować daleko, ale kiedyś na pewno znowu będzie z nami mieszkał. Ona w to wierzyła, podobnie zresztą, jak ja. Trudna to była rozmowa.

Ja nie chcę, nie chcę – płakała, tupiąc nóżką. – Pani Jadzia mówiła, że jak rodzice kochają swoje dzieci, to się nie rozchodzą, tylko razem mieszkają.

Pani Jadzia to nasza sąsiadka, która opiekuje się Natalką, gdy ja muszę dłużej zostać w pracy i ma na małą duży wpływ.

– My zawsze cię będziemy kochali – próbowałam jej tłumaczyć.

– Kłamiesz! – złościła się.

Następny dzień był dla nas koszmarny

Dorota, przyjedź szybko, Natalka zniknęła, na chwilę spuściłam ją z oczu na placu zabaw i nie mogę jej znaleźć – płakała przez telefon sąsiadka Jadzia.
Natychmiast zawiadomiłam Adama. Szukaliśmy jej, pytaliśmy przechodniów, niestety nikt jej nie widział.

– Chodźmy na policję! – rozpaczałam.

– Nie martw się, na pewno ją odnajdziemy – pocieszał mnie mąż.

Uświadomiłam sobie, jak mi go brakowało. Nagle usłyszeliśmy dzwonek. W drzwiach stała Aneta, sprzedawczyni ze sklepu osiedlowego, trzymała za rękę... Natalkę.

– Jakaś kobieta przyprowadziła ją do sklepu – opowiadała. – Podobno mała błąkała się po osiedlu i płakała.

– Dlaczego odeszłaś od pani Jadzi? – zapytałam Natalkę.

Szukałam tatusia, widziałam taki samochód, jakim on jeździ – mówiła.

– Nie wolno tak robić, baliśmy się o ciebie – tłumaczyłam jej.

– Przecież mnie już nie chcecie – odparła pochlipując. – Moja koleżanka raz mieszka z mamą, a raz z tatą, ja tak nie chcę.

– Nie płacz, najważniejsze, że cię znaleźliśmy – przytuliłam ją, po chwili poczułam, że Adam obściskuje nas obie.

– No proszę, jaka fajna z was rodzinka i po co się kłócicie? Widać, że się kochacie i żadne z was nie chce rozwodu.

Spojrzałam na Anetę i zrozumiałam, że to nie jest moja rywalka. Nie mówiłaby tak, gdyby chciała być z Adamem. Tamtego wieczoru razem z mężem usypialiśmy Natalkę.

– Mogę dziś z wami przenocować? – spytał mąż.

– Oczywiście – odparłam.

A potem znów się posprzeczaliśmy, tym razem o to, które z nas ma spać z małą.

– Może przenieśmy ją na nasze łóżko, tam zmieścimy się we troje, weźmiemy ją w środek – zaproponowałam nieśmiało.

– To się nazywa kompromis – ucieszył się Adam.

Tamtej nocy Natalka spała spokojnie. Ja też czułam spokój, zwłaszcza gdy Adam dotknął w nocy mojej ręki. Delikatnie uścisnęłam jego palce, nie cofnął dłoni. „Będzie dobrze” – myślałam zasypiając.

Czytaj także:
„Zaangażowanie męża skończyło się na zrobieniu dziecka. Zamiast prowadzić wózek z córką, wolał wozić się z kochankami”
„Znalazłam portfel pełen pieniędzy. Już miałam plan na tę kasę, ale sumienie dało mi po łapach”
„Usłyszałam jak mąż ćwierka kochance do uszka miłosne frazesy. Wściekłość mnie oślepiła i puściłam drania w skarpetkach”

Reklama
Reklama
Reklama