„Podejrzewałam, że mój mąż ma romans i zapragnęłam zemsty. Nie spodziewałam się, że jest sprytniejszy ode mnie”
„Nie byłam zdolna do kłótni. Tego wieczoru położyłam się obok niego i udawałam, że śpię spokojnie. W środku jednak coś się zmieniło. Nie wiedziałam, co gorsze – to, że on kogoś miał... czy to, że nie miałam w sobie siły zapytać, kim ona jest”.

- Redakcja
Jeszcze rok temu mogłabym przysiąc, że moje życie jest nudne, ale bezpieczne. Że stabilizacja to coś więcej niż słowo z broszurki bankowej. Ośmioletni związek, wspólne mieszkanie w kamienicy z wysokimi sufitami, czwartkowe kolacje przy winie i wakacje w tych samych miejscach, co zawsze. Emil był... przewidywalny. Trochę zamknięty, ale opiekuńczy. Nie rwał się do szalonych pomysłów, nie kupował róż bez okazji, nie mówił wiele. Ale też nigdy nie zawiódł. Przynajmniej do czasu.
Zaczęło się od drobiazgów. Kilka spóźnień, więcej spotkań po pracy, mniej rozmów. Tłumaczyłam to stresem. Praca w kancelarii, duże sprawy, odpowiedzialność. Ale z każdym kolejnym wieczorem, kiedy zostawałam sama z kubkiem herbaty w dłoni, czułam, że coś się zmienia. I że nie jestem już częścią tej zmiany.
Zaczęłam sobie zadawać pytania. Dlaczego tak często wychodzi bez słowa? Czemu, kiedy wraca, pachnie słodkimi perfumami, choć mówi, że to tylko koleżanka z działu za mocno się spryskuje? Kiedyś ufałam jego słowom bezwarunkowo. Ale teraz... teraz słowa wydawały mi się puste.
Bałam się. Tego, co mogę odkryć. Tego, że być może wszystko, co mieliśmy, było tylko ułudą. Ale najbardziej bałam się tego, co mogłabym zrobić, jeśli moje podejrzenia okażą się prawdą.
Nie mogłam się przemóc
Zawsze miał kod na telefon. Ale któregoś wieczoru zapomniał go zablokować. Leżał odblokowany na kanapie, ekran świecił powiadomieniem. Wiadomość od „M.” z czerwonym serduszkiem na końcu. Pociągnęłam łyk wina, wzięłam telefon do ręki i... zrobiłam to. Weszłam. Przewijałam rozmowę tak szybko, że nie wszystkie słowa docierały do mnie od razu. „Chciałabym cię teraz przytulić”, „Pamiętasz tamten wieczór?”, „Twoje dłonie...”. Odrzucałam to od siebie, próbowałam wmówić sobie, że to może żart, że może to jakaś głupia koleżanka.
Nie byłam zdolna do konfrontacji. Jeszcze nie. Tego wieczoru położyłam się obok niego i udawałam, że śpię spokojnie. W środku jednak coś się przewróciło. Nie wiedziałam, co gorsze – to, że on kogoś miał... czy to, że nie miałam w sobie siły zapytać „kim ona jest”.
Rano przy śniadaniu grałam jak w teatrze.
– Jak spałeś? – zapytałam, nalewając kawy do jego kubka.
– Jak kamień – odpowiedział, nie patrząc na mnie. – A ty?
– Śniło mi się, że byliśmy nad morzem. Ty i ja. Tylko ty byłeś jakiś dziwny. Jakbyś się mnie bał – uśmiechnęłam się, udając nonszalancję.
– Co ty, czemu miałbym się ciebie bać? – zaśmiał się nerwowo i szybko ukrył twarz za gazetą.
– Sama nie wiem. Masz może coś na sumieniu? – rzuciłam, podgryzając grzankę.
– Róża, serio? Zaczynasz dzień od podejrzeń?
– Spokojnie. To był tylko sen.
Ale nie był. I on to czuł. A ja wiedziałam, że nie poprzestanę na jednym odczytanym czacie. Miałam plan. Obserwować. Zbierać informacje. I odpłacić. Tylko nie wiedziałam jeszcze – komu i za co tak naprawdę.
Odpłaciłam zdradą za zdradę
Tymon zawsze był inny niż Emil. Cichszy, bardziej zamyślony. Artysta z lekką chmurą smutku pod oczami. Miał coś w sobie, co wcześniej mnie nie ruszało – był młodszy, mniej konkretny, nie do końca z tego świata. Ale teraz... potrzebowałam kogoś, kto nie zadaje pytań.
Zadzwoniłam do niego któregoś popołudnia.
– Hej, Róża... wszystko w porządku? – zapytał niepewnie, jakby wyczuł w moim głosie coś więcej niż zwykłą troskę.
– Nie wiem. Chciałabym pogadać. O Emilu.
Spotkaliśmy się w kawiarni. Usiadł naprzeciwko mnie, z tym swoim wiecznie nieogarniętym szalikiem. Słuchał, milczał, kiwał głową. Nie zadawał żadnych głupich pytań. A ja mówiłam. Że Emil się zmienił. Że się boję. Że mam wrażenie, jakbyśmy już nie byli razem, choć dzielimy łóżko.
– Zawsze widziałem w tobie coś więcej niż bratową – powiedział nagle, cicho, patrząc w moją filiżankę, nie w moje oczy.
Nie odpowiedziałam.
Kilka dni później spotkaliśmy się znowu. A potem znowu. I któregoś wieczoru, po zbyt długim spacerze, zbyt wielu niedopowiedzianych słowach, zbyt długim uścisku – po prostu mnie pocałował. A ja nie uciekłam.
To miało być tylko raz. Tak sobie wmawiałam. Ale potem do niego wróciłam. I znów. I jeszcze. Tymon był ucieczką. Ciepłym ramieniem. Miejscem, gdzie nie czułam się oszukiwana. Nie mówiłam mu o tej kobiecie z wiadomości. O mojej zemście. Przecież nie byłam ofiarą. Nie po tym, co zrobiłam. Z każdym kolejnym spotkaniem stawałam się kimś innym. Kimś, kogo nie lubiłam. A jednak... nie potrafiłam przestać.
To był jakiś pokręcony test
Był poniedziałek. Zwyczajny, mokry i cichy. Wróciłam do domu wcześniej, żeby wyprać pościel. Chciałam, żeby coś było czyste. Cokolwiek.
Wykąpałam się i zasnęłam na kanapie z mokrymi włosami. I obudziłam się, gdy usłyszałam przekręcający się w zamku klucz. Emil wrócił wcześniej niż zwykle. Otworzył drzwi powoli, jakby bał się, że kogoś tu zastanie.
– Musimy porozmawiać – powiedział bez powitania. Ręce mu drżały, ale głos miał spokojny. – Zrobiłem coś głupiego. Ale muszę ci to powiedzieć, zanim... zanim się dowiesz od kogoś innego.
Wstałam. Bez słowa. Czekałam.
– Wiem, że czytałaś. Ta kobieta z wiadomości. „M.”. To nie była kochanka. To koleżanka z pracy. Poprosiłem ją o pomoc... żeby przetestować twoją lojalność.
W pierwszej chwili pomyślałam, że żartuje. Że to jakaś gra. Ale on patrzył na mnie z taką powagą, że zamarłam.
– Test? – spytałam drżącym głosem.
– Zacząłem się bać, że już mnie nie kochasz. Że jesteś gdzieś obok, ale nie ze mną. Chciałem zobaczyć... czy mi jeszcze ufasz. Czy coś poczujesz, jeśli zauważysz, że... znikam.
– Nie… to nie może być prawda – wymamrotałam, opierając się o ścianę.
– Ale ty już wiedziałaś, prawda? Dlatego poszłaś do łóżka z moim bratem?
Cisza. Czułam, jak moje wnętrzności się kurczą. Nie zaprzeczyłam. Patrzyłam mu w oczy, wiedząc, że nic nie da się już cofnąć.
– Tak – powiedziałam cicho.
– Nic mi nie wyjaśnisz? – zapytał spokojnie.
– A co mam ci wyjaśniać? Że czułam się samotna? Że myślałam, że mnie zdradzasz? – głos mi się załamał. – Może chciałam, żebyś cierpiał tak jak ja.
Emil odsunął się ode mnie, jakby dotknęła go trucizna. Jego oczy nie były już smutne. Były puste. Nie padło więcej słów. Tego wieczoru wszystko się rozpadło.
Wciągnęłam to rodzinę
Emil nie spał w domu. Nie zadzwonił. Ale wiedziałam, gdzie jest. Pojechał do Tymona. Nie byłam przy tej rozmowie. Ale wiem, jak mogła wyglądać, bo Tymon przysłał mi jedną wiadomość późnym wieczorem: „Przepraszam. To nie miało tak się skończyć”.
Wyobrażam sobie ten moment. Otwiera drzwi i widzi Emila – nie jego brata, tylko żywą furię. Nie wiem, czy doszło do rękoczynów, ale gdyby tak się stało, nikt by się temu nie dziwił.
– Zawsze byłeś cieniem. Teraz chcesz być moim cieniem nawet w łóżku? – wyrzucił z siebie Emil, głosem o ton za głośnym.
– Ty jej nie widziałeś. Nie widziałeś, jak patrzyła. Jak milczała. Ona była sama, Emil – Tymon próbował się bronić, ale wiedział, że jest bez szans.
– A ty byłeś przy niej. Gotowy. Jak pies pod drzwiami.
– Przestań! Ty ją kontrolowałeś, zamknąłeś ją w swojej rutynie. Ja po prostu byłem obok.
Nie wiem, co było dalej. Nie wiem, czy Emil rzucił się na niego, czy po prostu wyszedł i zostawił brata z rozbitego. Ale wiem, że to, co było między nimi, zniknęło. Przeze mnie.
Siedziałam na kuchennym krześle w szlafroku, z pustym kubkiem w dłoni i nie miałam w sobie nawet jednej łzy. Nie byłam pewna, czy bardziej nienawidzę Emila za tę całą gierkę, czy siebie – za to, że ją przegrałam, zanim się zaczęła. Telefon milczał. Świat nie chciał mnie słuchać. I dobrze. Bo nie miałam nic, co mogłabym powiedzieć.
Wreszcie on rzucił papierami
Od tamtego dnia mieszkaliśmy razem, ale osobno. Emil wrócił jakby tylko po portfel. Nie powiedział, co zamierza. Nie mówił nic w ogóle. Codzienne życie zamieniło się w cichą wojnę pozycyjną.
Rano słyszałam jego kroki. Zamykał się w łazience. Potem wychodził, nie patrząc w moją stronę. Czasem zostawiał brudny kubek przy zlewie – nie z lenistwa, raczej z pogardy. Sprzątałam go z automatu. Czułam się jak robot sprzątający po człowieku, który kiedyś był moim mężem.
Wieczory były najgorsze. Słyszałam, jak przekłada się z boku na bok na kanapie. Już nie spał spokojnie. Ja też nie. Cisza między nami była jak mur. Ale nie ten, który chroni – ten, który odgradza.
Po trzech tygodniach wyjął z szuflady dokumenty. Usiadł naprzeciwko mnie i powiedział:
– Złożyłem pozew rozwodowy.
Nie zapytałam: „czy musimy?”. Nie błagałam. Nie rozpaczałam. Tylko skinęłam głową.
– Zrobiłem coś głupiego. Ale ty zrobiłaś coś nieodwracalnego – powiedział cicho, a w jego głosie po raz pierwszy od dawna było coś prawdziwego.
– Może oboje chcieliśmy zniszczyć to małżeństwo. Tylko nie mieliśmy odwagi powiedzieć tego wprost – odpowiedziałam.
Nie było łez, nie było scen. Tylko ta martwa cisza, którą zostawia się za sobą, wychodząc ostatni raz z mieszkania, gdzie kiedyś dzieliliśmy życie. Zamknęłam za nim drzwi. I wiedziałam, że nie wróci. Nawet myślami.
Związki nie są dla mnie
Mieszkam teraz sama. Dwa pokoje i zbyt dużo ciszy. Pierwsze tygodnie były jak zawieszenie – ani ból, ani ulga. Rano robiłam sobie kawę i siadałam przy stole naprzeciwko pustego krzesła. Czasem łapałam się na tym, że czekam, aż Emil wyjdzie z łazienki. Że zaraz zawoła, że coś zgubił. Ale nie wchodził. Nie wracał. I już nie wróci.
Nie mam kontaktu ani z nim, ani z Tymonem. Ten drugi przysłał jedną wiadomość – krótkie „Przepraszam. Nie powinienem był”. Nie odpisałam. Co miałam mu napisać? Że tęsknię? Że go nienawidzę? Że nie wiem, kim byłam w jego oczach – trofeum czy ucieczką?
Czasem budzę się w środku nocy i próbuję przypomnieć sobie, kiedy to wszystko zaczęło się psuć. Czy był jakiś konkretny dzień, słowo, spojrzenie, które zmieniło kierunek? Nie pamiętam. Może nigdy nie szło dobrze. Może po prostu dwoje ludzi nie powinno było być razem tak długo, jeśli nie potrafili mówić o tym, co czują.
Nie szukam już związków. Kiedy ktoś pyta, czemu jestem sama, uśmiecham się i mówię, że tak jest łatwiej. Nikt nie rozumie, że nie chodzi o lęk przed samotnością. Tylko o lęk przed sobą samą – przed tym, do czego jestem zdolna, kiedy kocham. Albo kiedy myślę, że kocham.
Nie wierzę w „testy miłości”. Nie wierzę w zdrady z zemsty. Wierzę w milczenie, które robi największe szkody. I w to, że czasem największą krzywdę robimy sobie wtedy, kiedy próbujemy kogoś ukarać.
Róża, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Znalazłam paragon od jubilera w kieszeni chłopaka i szykowałam się na pierścionek. Dostałam coś całkiem innego”
- „Kisiłam się 8 lat w małżeństwie bez miłości. Raz wyjechałam sama na weekend i wszystkie moje problemy się rozwiązały”
- „Małżeństwo z bogatym facetem traktuję jak pracę. Daję z siebie 100%, by żadna kobieta mnie nie zastąpiła”

