„Podczas świątecznych porządków odkryłam sekret mojego męża. Zapachu zdrady nie przykryje nawet aromat piernika”
„Stałam chwilę z tym pudełkiem w rękach, próbując sobie przypomnieć, czy może to ja kiedyś kupiłam coś takiego dla siostry i zapomniałam, ale nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek kupowała siostrze perfumy”.

Grudzień przyszedł szybko jak zawsze. Dzieci odliczają dni do Wigilii, w kuchni pachnie przyprawami korzennymi, a ja – jak co roku – wpadam w wir przygotowań. Porządki, lista zakupów, dekoracje, kolędy w tle. Wydawałoby się, że wszystko gra, a jednak coś zgrzytało.
Był nieobecny
Mój mąż Piotrek ostatnio był jakby nieobecny. Niby siadał z nami do kolacji, niby słuchał, jak dzieci opowiadały o jasełkach, ale nie patrzył mi w oczy. Odpowiadał zdawkowo, z głową schowaną w telefonie lub laptopie. Czasem wracał później niż zwykle – tłumaczył się pracą, końcem roku, presją. Ja nie pytałam zbyt wiele, lepiej było nie wiedzieć.
Zresztą nie chodzi tylko o niego, chodzi też o mnie. O to, że sprzątałam naszą sypialnię i złapałam się na tym, że układam pościel jak dla gościa, a nie dla męża. Dziwne to uczucie – mieć kogoś obok, a jednocześnie tak bardzo być samą. Wtedy nie miałam jeszcze żadnych dowodów, żadnych wielkich podejrzeń. Tylko przeczucie. Delikatne, niewygodne, które próbowałam zagłuszyć pieczeniem pierniczków i świąteczną muzyką.
W tamtą sobotę miałam w planach tylko jedno – dokończyć porządki w salonie. Piotrek obiecał zabrać dzieci na lodowisko, więc w końcu miałam kilka godzin dla siebie i mogłam nadrobić zaległości. Ściągnęłam firanki do prania, przetarłam parapet i zabrałam się za przestawianie doniczek. Kiedy odsunęłam jedną z nich, zauważyłam coś nietypowego.
Nie mogłam uwierzyć
Za firanką, między ścianą a kwiatem, leżało niewielkie pudełko. Otworzyłam je, nawet się nad tym nie zastanawiając. W środku był flakon perfum. Ładny, drogi, z wyraźnie kobiecym zapachem. Tylko że to nie były moje perfumy.
Stałam chwilę z tym pudełkiem w rękach, próbując sobie przypomnieć, czy może to ja kiedyś kupiłam coś takiego dla siostry i zapomniałam, ale nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek kupowała siostrze perfumy, które pachniały tak intensywnie. Włożyłam je z powrotem do środka i schowałam w to samo miejsce. Czekałam, aż Piotrek wróci z pracy.
Gdy wszedł z dziećmi do domu, uśmiechnięty i z czerwonymi policzkami, jakby naprawdę dobrze się bawił, nie od razu zebrałam się na odwagę. Podałam im kakao, rozebrałam dzieci z kombinezonów, pozwoliłam, żeby radość po wspólnej zabawie jeszcze trochę trwała. Dopiero wieczorem, kiedy dzieci poszły do swoich pokoi, a Piotrek usiadł przed telewizorem, wzięłam pudełko z kanapy i podałam mu do rąk.
– Co to za perfumy? – zapytałam spokojnie, choć głos miałam nieco zbyt napięty.
Chciałam znać prawdę
Piotrek zamarł, jakby nie spodziewał się takiego pytania. Sięgnęłam po pudełko, otworzyłam je, a on spojrzał na flakon i na mnie. Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
– To… dla twojej siostry. Kupiłem na prezent, chyba jej się podobają takie.
– Dla mojej siostry? – powtórzyłam. – A od kiedy kupujesz mojej siostrze prezenty w tajemnicy
Wzruszył ramionami i odłożył pudełko na stolik, jakby temat był zamknięty. Wstał i wyszedł do łazienki, jakby nie chciał dalej rozmawiać. Zostałam w salonie sama. I chociaż nie miałam żadnych dowodów, czułam, że coś się nie zgadza. Coś było nie tak z jego spojrzeniem, z tonem głosu, z tym wymijającym „dla siostry”.
Nie wiem, co mnie tknęło. Może sen, z którego obudziłam się w środku nocy z dziwnym uciskiem w klatce, może cisza w domu, która była aż za głęboka, albo po prostu to pudełko z perfumami, które od trzech dni leżało schowane w szafce pod stołem, jakby czekało, aż znowu do niego wrócę myślami.
Myślałam o tym
Piotrek tego wieczoru zasnął na kanapie. Dzieci już dawno spały. Wzięłam jego telefon ze stolika. Znałam hasło, nie zmienił go. To było jak klucz do drzwi, których wolałam nigdy nie otwierać, ale otworzyłam.
Nie szukałam długo. W folderze „Odebrane” znalazłam wiadomość od numeru, którego nie znałam. Krótka, niby nic wielkiego, a jednak sprawiła, że świat, który jeszcze przed chwilą trzymał się jakoś w całości, nagle zaczął się przechylać. „Dziękuję za wczoraj”. Czytałam te słowa kilka razy, jakby miały zmienić znaczenie, jakby mogły przestać brzmieć tak jednoznacznie, ale nie przestawały.
Odłożyłam telefon. Nie budziłam go, nie powiedziałam ani słowa. Siedziałam długo przy stole w kuchni i myślałam. Co miałam zrobić? Obudzić dzieci, kazać mu się wynosić, krzyczeć? A potem co? Przed Świętami? W środku grudnia, z aniołkami wyciętymi z papieru rozwieszonymi na oknach?
Wzięłam głęboki oddech. Musiałam wytrzymać dla nich, przynajmniej do końca Świąt. Nie mogłam im tego zrobić. Nie chciałam, żeby ich wspomnienia z Wigilii pachniały tamtymi perfumami.
Grałam dalej
Choinka stała już ubrana od dwóch dni. Dzieci codziennie podziwiały swoje ozdoby – papierowe gwiazdki, aniołki z makaronu, bałwanki z waty. Światła migały w oknie, a w kuchni unosił się zapach piernika. Robiłam wszystko, żeby nie zdradzić po sobie tego, co we mnie siedziało. Dla dzieci musiało być jak zawsze.
Piotrek zachowywał się normalnie, może nawet aż za bardzo. Pomagał ubierać choinkę, wieszał lampki na balkonie, udawał troskliwego ojca i męża, który łapie mnie w pasie, kiedy mijamy się w kuchni. Kiedyś ten gest sprawiał, że się uśmiechałam, teraz miałam ochotę się odsunąć, ale nie mogłam.
W Wigilię wstałam wcześnie i zaczęłam gotować barszcz. Uszka zrobiłam dzień wcześniej, karp czekał w lodówce, tak jak kompot z suszu i pasztet, który dzieci lubiły najbardziej. Całe przedpołudnie udawałam, że wszystko gra. Śpiewałam z córką kolędy, pozwalałam synowi pomagać przy pierogach, których więcej wylądowało na podłodze niż na talerzu. A Piotrek przypominał mi gościa, który przypadkiem trafił na rodzinne święta.
Robiłam to dla dzieci
Przy wigilijnym stole siedzieliśmy we czwórkę. Dzieci były szczęśliwe, śmiały się, śpiewały, mówiły wierszyki, które ćwiczyły w przedszkolu i szkole. Piotrek nalewał barszcz, kroił rybę, odpowiadał na ich pytania. Mnie unikał wzrokiem.
– Dobre te pierogi, mamo – powiedział syn i spojrzał na mnie z uśmiechem, który wszystko mi wynagradzał.
– Cieszę się, kochanie – odpowiedziałam, siląc się na spokój. – Piotrek, pomożesz mi później z prezentami?
– Oczywiście – odpowiedział, zerkając na mnie z uśmiechem. Sztucznym, przećwiczonym, takim, jakim ludzie uśmiechają się na zdjęciach z imprez, których wcale nie chcą pamiętać.
Rozdawaliśmy prezenty. Dzieci piszczały z radości, córka tuliła nową lalkę, syn biegał po salonie z plastikowym robotem, a ja siedziałam na kanapie i patrzyłam na nich, na to, jak cieszą się tym wieczorem, który miał być piękny. I był – dla nich, ale ja miałam wrażenie, że gram w czyimś teatrze.
Piotrek dał mi prezent – książkę, którą sama sobie wybrałam dwa tygodnie wcześniej. Nie wspomniałam o wiadomości, którą przeczytałam. Wiedziałam, że ten wieczór nie należy już do mnie. Był dla dzieci i zrobiłam wszystko, żeby go nie zepsuć, tylko że ta cisza, która między nami narastała przez cały dzień, była gorsza niż jakiekolwiek krzyki.
Podjęłam decyzję
Drugiego stycznia wieczorem dzieci spały. Siedziałam w kuchni, patrzyłam na drzwi i czekałam. Piotrek przyszedł po dwudziestej trzeciej, pachniał winem i zapachem, którego nie znałam.
– Dzieci już śpią? – zapytał, zdejmując buty.
– Tak. A ty się nie rozsiadaj. Twoja torba jest przy drzwiach.
– Co?
– Wynoś się – warknęłam, przełykając ślinę. – Wynoś się, natychmiast. Nie będziemy razem mieszkać. Nie po tym wszystkim.
– Julia, przestań. Porozmawiajmy…
– Nie ma o czym. Masz inną, wiem o tym. Udajesz tylko dla dzieci, ale ja już nie będę.
Wyprowadź z mojego domu, zanim dzieci się obudzą.
– Przesadzasz.
– Zdradzasz mnie i śmiejesz mi się w twarz. Perfumy, wiadomości, spojrzenia. Nie jestem idiotką. Masz dziesięć minut, zanim wyrzucę twoją torbę przez balkon.
Nie powiedział nic więcej. Ubierał się długo, a ja stałam i patrzyłam, aż zamknie za sobą drzwi. Usiadłam w kuchni. Było cicho, ale w końcu miałam święty spokój.
Julia, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zaprosiłam chłopaka na łyżwy na miejskie lodowisko. Chciałam zostać jego zimową primabaleriną, a zostałam na lodzie”
- „Ze szkolenia firmowego wyniosłam coś więcej niż wiedzę. Wróciłam z nasionkiem, które wykiełkuje za 9 miesięcy”
- „Spotykaliśmy się, ale on wiecznie trzymał mnie w ukryciu. W końcu zrozumiałam, że jestem tylko jego opcją zapasową”

