Reklama

Z pozoru to miał być zwykły dzień przed świętami. Mycie okien, krzątanie się po domu i ta dobrze znana nerwówka, która zawsze wraca o tej porze roku. Jedno niewinne pytanie teściowej sprawiło jednak, że obudził się we mnie niepokój, którego nie potrafiłam już uciszyć. Od tego momentu wszystko zaczęło się rozsypywać jak domek z kart, po cichu, bez ostrzeżenia, prowadząc do prawdy, na którą nie byłam gotowa.

Słowa teściowej mnie zaniepokoiły

Miałam pianę na rękach i pot na czole. Myłam okna w salonie – to były ostatnie świąteczne porządki. Michał miał przyjść późno, dzieci biegały po domu, co chwilę się kłóciły. Zwykła przedświąteczna nerwówka.

– Daj, ja przetrę – powiedziała Barbara, wyciągając mi szmatkę z ręki.

Lubiłam moją teściową, choć bywało między nami niezręcznie. Miała w sobie coś, co sprawiało, że mówiła, zanim pomyślała. Ale była pomocna.

– Dzięki. Michał znowu siedzi w pracy, więc...

– Jak zawsze. Ale przynajmniej... wybaczyłaś mu już?

Zamarłam. Trzymałam gąbkę w powietrzu, próbując zrozumieć, co usłyszałam.

– Komu? – spytałam ostrożnie.

Barbara spojrzała na mnie dziwnie, jakby zorientowała się, że powiedziała za dużo.

– Nie, nie, pomyliło mi się. Nieważne. Co ja gadam...

Jednak nie mogłam już tego wyrzucić z głowy. Wybaczyłaś mu? Zaraz, ale co właściwie miałabym mu wybaczać? Michał był... jaki był. Pracował dużo, czasem bywał milczący, zamknięty w sobie, ale przecież był wierny, prawda? Chyba... tak? Tego dnia pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak.

Zaczęłam coś podejrzewać

Od tamtej rozmowy nie mogłam się uspokoić. Co chwila słyszałam w głowie to jedno zdanie: „Wybaczyłaś mu już?”. Barbara udawała, że nic się nie stało, ale ja nie umiałam udawać. Przez całe popołudnie chodziłam jak struta. Wpatrywałam się w Michała, gdy wrócił z pracy – czy był bardziej spięty? Czy unikał mojego wzroku? Czy robił coś inaczej? Nie. Był taki jak zwykle – zmęczony, zamknięty w sobie. Ucałował dzieci, przytulił mnie od niechcenia. Jakby nigdy nic.

Zebrałam się na odwagę dopiero wieczorem, kiedy usiadł przy komputerze z kubkiem herbaty.

– Michał, mogę o coś zapytać?

– Jasne – nie odwrócił się nawet.

– Twoja mama... Dzisiaj powiedziała coś dziwnego. Zapytała, czy ci już wybaczyłam.

Zamarł. Po kilku sekundach odwrócił się powoli.

– Co?

– No właśnie. Też nie wiem, o co jej chodziło. Ale zapytała to tak... poważnie. Nie wyglądało, jakby się przejęzyczyła.

– Julia, daj spokój. Przecież znasz moją matkę. Ona zawsze coś palnie. Może pomyliła cię z kimś, może mówiła o czymś zupełnie innym.

– Michał... – zaczęłam spokojnie, ale głos mi zadrżał – ...a może po prostu wie coś, czego ja nie wiem?

Spojrzał na mnie zimno. Bez złości, bez czułości. Po prostu patrzył. A potem wzruszył ramionami i wrócił do komputera.

– Wymyślasz problemy. Naprawdę.

Wtedy pierwszy raz pomyślałam, że się boję. Nie o niego. O to, co mogę jeszcze odkryć.

Obawiałam się najgorszego

Nie wytrzymałam. Musiałam z kimś porozmawiać, zanim oszaleję. Zadzwoniłam do Marty, mojej przyjaciółki jeszcze z liceum. Znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny.

– Spotkajmy się. Błagam, muszę pogadać – powiedziałam, a w głosie słyszałam własną panikę.

Umówiłyśmy się w małej kawiarni na rogu. Wystarczyło, że usiadłam i spojrzałam na Martę, a wszystko ze mnie zeszło. Opowiedziałam jej o myciu okien, o słowach Barbary, o reakcji Michała. Nie przerywała.

– Może to tylko jakieś nieporozumienie – zaczęła ostrożnie, ale od razu dodała: – Chociaż… znając twoją intuicję...

– Właśnie! To nie było przypadkowe. On się wystraszył. Widziałam to.

– I co teraz? Rozmawiałaś z nim później?

– Nie. Unika mnie. Zachowuje się normalnie, ale... to nie jest normalne. Coś ukrywa.

Marta wzięła łyk kawy, spojrzała mi prosto w oczy.

– Julia, chcesz poznać prawdę?

– Oczywiście, że chcę.

– No to będziesz musiała kopać. I nie licz na to, że ci ją sam poda na tacy. Może coś znajdziesz w jego telefonie, może w starych mailach, wiadomościach. Sprawdź konta bankowe, rachunki, cokolwiek. Facet, który nie ma nic do ukrycia, nie patrzy na żonę tak, jak on patrzył na ciebie.

Poczułam zimny dreszcz.

Boję się.

– Lepiej wiedzieć, niż żyć w iluzji – odpowiedziała cicho.

Tego wieczoru po raz pierwszy pomyślałam o zdradzie. I ta myśl zabolała bardziej, niż myślałam.

W końcu usłyszałam prawdę

Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Miałam pretekst – w pracy rozbolała mnie głowa, powiedziałam szefowej, że muszę się położyć. Prawda była inna: coś mnie ciągnęło do domu. Coś we mnie chciało przyłapać Michała na gorącym uczynku – chociaż sama jeszcze nie wiedziałam, czego właściwie szukam.

Drzwi były otwarte. W progu zdjęłam buty po cichu. Usłyszałam głosy z kuchni.

– Michał, ale to nie fair – to była Barbara. Mówiła szeptem, ale wystarczająco wyraźnie.

– Mamo, daj mi spokój, dobrze? – jego głos był spięty, stłumiony. – Nie teraz.

Musisz jej w końcu powiedzieć. Przecież to twoja żona, nie zasługuje na takie życie.

Zamarłam w przedpokoju. Serce waliło mi jak młotem. Słuchałam dalej, ledwo oddychając.

– Nie chcę tego rozwalać. Wszystko się posypie. Dzieci, dom, święta… – Michał mówił z wyraźnym napięciem.

– I co, będziesz tak żył, udając? Prędzej czy później i tak się dowie. Albo ktoś jej powie.

– Nie rozumiesz, że to nie było nic ważnego?! To przeszłość! Już nieistotna!

Zrobiło mi się niedobrze. Dotarłam do kuchni jak w transie.

– Co nie było ważne, Michał?

Oboje podskoczyli. Barbara pobladła. Michał zamarł z dłonią w powietrzu, jakby właśnie coś odkładał na blat.

– Julia… co ty tu robisz? Myślałem, że…

– Że nie słyszę? Że nie myślę? Że jestem naiwna?

Teściowa spuściła wzrok.

– To nie tak miało wyjść – mruknął Michał i nagle wyglądał, jakby był dzieckiem przyłapanym na kradzieży.

– Więc może... zaczniesz w końcu mówić?

Cisza, jaka zapadła, była gęsta jak mleko. Wiedziałam już jedno: to nie było „nic”.

Brzydziłam się kłamstwem

Usiedliśmy przy stole. Michał po jednej stronie, ja po drugiej. Barbara stała, jakby nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W końcu sama usiadła, spuszczając głowę. Czekałam, nic nie mówiłam. Nie zamierzałam ułatwiać mu zadania.

– To było... kilka miesięcy temu – zaczął cicho Michał. – Pracowaliśmy wtedy nad dużym projektem, siedziałem po nocach w biurze. Była tam... koleżanka z pracy. Wszystko się na mnie wtedy zwaliło… Byłem zmęczony, nie myślałem…

Zdradziłeś mnie – przerwałam mu. Nie zapytałam, tylko stwierdziłam fakt. Chciałam usłyszeć, jak się do tego przyznaje.

– Tak – powiedział w końcu. – Ale to był jeden raz, naprawdę. Nie miało to znaczenia, nie kochałem jej. Nie kocham.

Zacisnęłam pięści pod stołem, żeby nie wybuchnąć.

– A ja? Co ze mną?

– Próbowałem to jakoś naprawić, zapomnieć. Nie chciałem cię ranić. Myślałem, że jeśli się nie dowiesz…

– ...to nie będzie bólu? To nie zadziałało, Michał.

Barbara w końcu się odezwała.

– Wiedziałam, powiedział mi. Byłam wściekła, ale widziałam, jak się stara. Jak cię traktuje. Myślałam… że może jakoś to przepracowaliście. Przepraszam, Julia.

Nie patrzyłam na nią. Patrzyłam tylko na niego.

– Kiedy planowałeś mi to powiedzieć?

Nie odpowiedział. Tylko siedział i wpatrywał się w swój kubek. Wtedy to zrozumiałam. On nigdy nie planował powiedzieć mi prawdy. Wolał okłamywać mnie do końca życia. Wstałam powoli.

– Idę się przejść. Nie mam ochoty na ciebie patrzeć.

I wyszłam.

Mam prawo wybrać siebie

Szłam bez celu. Minęłam park, potem osiedlowy sklep, potem przystanek, na którym czekałam kiedyś na Michała, gdy jeszcze potrafił się spóźniać tylko z powodu korków, a nie podwójnego życia, które prowadził. Usiadłam na ławce. Patrzyłam na ludzi. Każdy gdzieś szedł, coś robił, żył. A ja czułam się, jakby moje życie się zatrzymało. Przewróciło jak domek z kart.

Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Marty.

– Spotkajmy się – powiedziałam. – Teraz, proszę.

Przyjechała po dwudziestu minutach. W milczeniu podała mi kawę na wynos i koc, którym mnie okryła, jak matka dziecko. Usiadła obok.

– Masz siłę mówić?

Michał mnie zdradził, dwa lata temu. I nie powiedział nic. Udawał, uśmiechał się. Spał obok mnie, planował wakacje. Robił naleśniki dzieciom.

– Przykro mi, Julia...

– A ja przez ten czas… naprawdę myślałam, że wszystko jest w porządku. Że to tylko zmęczenie. Że miłość z czasem po prostu się zmienia.

Zamilkłam, bo coś mnie ścisnęło w gardle.

– Nie wiem, co mam zrobić. Zostać? Odejść? Chcę rzucić to wszystko w cholerę. A potem... chcę się obudzić i żeby to był zły sen.

Masz prawo być wściekła i nie wiedzieć, co dalej. Masz prawo się rozpaść i zbierać w kawałkach. I nie musisz decydować dziś ani jutro.

Popatrzyłam na nią z wdzięcznością.

– Chyba się rozpadam – wyszeptałam.

A potem rozpłakałam się w jej ramionach. Po raz pierwszy naprawdę.

Wróciłam do domu późnym wieczorem, zmęczona i pusta w środku. Nic nie było już takie jak wcześniej, gdy w domu pachniało płynem do szyb i planami na święta. Wiedziałam jednak, że to nie koniec wszystkiego, tylko koniec pewnej wersji świata, w którą wierzyłam. I choć bałam się kolejnego dnia, pierwszy raz od dawna poczułam, że mam prawo wybrać siebie, nawet jeśli ta droga będzie trudna.

Julia, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama