Reklama

Od zawsze fascynowały mnie historie wakacyjnych miłości — te opowieści o przypadkowych spotkaniach na plaży, ukradkowych spojrzeniach i rozmowach, które mogą trwać do białego rana. Nigdy jednak nie sądziłam, że taka przygoda przytrafi się akurat mnie. W końcu życie w Warszawie było tak zajmujące, że nie zostawiało zbyt wiele miejsca na romantyczne uniesienia. Codziennie z rana biegłam do pracy, przepychając się przez tłumy ludzi na przystankach i w metrze. Wieczorami padałam z nóg, ledwo znajdując chwilę na relaks z ulubioną książką w dłoni. Wielkie miasto było pełne wyzwań, a moje doświadczenia w miłości ograniczały się do kilku nieudanych randek i niezręcznych spotkań.

Czasem, leżąc już w łóżku i gapiąc się w sufit, zastanawiałam się, czy kiedykolwiek doświadczę czegoś więcej. Czy spotkam tę wyjątkową wakacyjną miłość, o której opowiadały filmy romantyczne? Czy znajdę kogoś, przy kim po prostu poczuję, że to jest to? Ale z tyłu głowy zawsze tkwił strach, że nawet jeśli to się stanie, magia zauroczenia nie przetrwa. Co się stanie, kiedy wrócimy do codzienności? Gdy pierwsze emocje opadną, lato przeminie, a z nim te wszystkie ciepłe i beztroskie chwile?

Kiedy więc nadchodziły wakacje, nie oczekiwałam cudów. Chciałam jedynie odpocząć, naładować baterie przed powrotem do rzeczywistości. Ale jak to często bywa, życie uwielbia zaskakiwać, zwłaszcza wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy...

Nic się nie stało

Przyjechałam właśnie nad morze. To był jeden z tych idealnych letnich dni, kiedy słońce grzało przyjemnie, a wiatr niósł od morza zapach soli. Spacerowałam brzegiem plaży, wpatrując się w horyzont, gdy nagle poczułam delikatne uderzenie w tył głowy. Zaskoczona, odwróciłam się i zobaczyłam piłkę leżącą nieopodal, na piasku. Zanim zdążyłam zareagować, z oddali usłyszałam wołanie:

— Przepraszam, naprawdę przepraszam!

Zerknęłam w kierunku, z którego dobiegał głos i zobaczyłam młodego mężczyznę, biegnącego w moją stronę. Miał potargane ciemne włosy i szeroki uśmiech, który od razu sprawił, że z mojej głowy wywietrzały wszelkie trzeźwe myśli.

— Nic się nie stało — odpowiedziałam, również się uśmiechając. Podniosłam piłkę i podałam mu ją. — Całe szczęście, że to piłka, a nie kamień.

– Racja. Nie chciałbym odpowiadać za ewentualne szkody — zaśmiał się. — Jestem Kuba.

– Zosia – przedstawiłam się, ściskając jego wyciągniętą dłoń. Rozmowa popłynęła naturalnie, jakbyśmy się znali od lat. Kuba powiedział mi, że przyjechał tu na wakacje z przyjaciółmi, z którymi właśnie rozgrywali mecz siatkówki. Odrzucił im piłkę i postanowił przejść się ze mną kawałek.

Odkryliśmy, że oboje mieszkamy w Warszawie i nawet mamy kilka wspólnych ulubionych miejsc, choć nigdy wcześniej się jeszcze nie spotkaliśmy. Rozmawialiśmy o muzyce, książkach i naszych planach na przyszłość. Było coś niesamowitego w tym, jak łatwo nam się rozmawiało. Miałam wrażenie, że Kuba czyta mi w myślach, przewidując moje pytania i odpowiadając na nie jeszcze zanim zdążyłam je zadać.

Byłam jednocześnie zaskoczona i zafascynowana tym, jak szybko Kuba zdobył moją uwagę. Zwykle w relacjach z nowo poznanymi osobami zachowywałam dużą ostrożność, ale z Kubą... Z Kubą to wyglądało inaczej. Zupełnie inny niż wszyscy ci, których dotąd poznałam, przyniósł ze sobą coś, czego wcześniej nie doświadczyłam. Gdy słońce zaczęło się chować za horyzontem, obiecaliśmy sobie, że spotkamy się następnego dnia. I tak zaczęła się nasza wakacyjna przygoda, choć ja już wtedy zaczęłam się zastanawiać, co będzie, gdy lato dobiegnie końca.

Czułam mieszankę radości i lęku

Nasze spacery po plaży stały się niemal rutyną. Kuba i ja spotykaliśmy się każdego ranka, by wspólnie zjeść śniadanie w pobliskiej kawiarni z widokiem na morze. Często przesiadywaliśmy tam godzinami, zatopieni w rozmowach, dzieląc się marzeniami, które kiedyś uważaliśmy za nierealne.

– Dawniej myślałem o tym, żeby otworzyć własną kawiarnię – powiedział Kuba, mrużąc oczy przed słońcem. – Ale nie taką zwyczajną. Chciałbym, żeby to było miejsce, gdzie ludzie mogliby przychodzić nie tylko na kawę, ale i żeby odpocząć, a może nawet czerpać inspiracje.

– To brzmi cudownie – podchwyciłam. – Zawsze chciałam mieć miejsce, w którym mogłabym się zaszyć z książką i czuć się jak w domu. Może powinniśmy zrobić to razem? – dodałam półżartem, nie spodziewając się, jak bardzo ta rozmowa zapadnie mi w pamięć.

Wspólne chwile na plaży, śmiech i rozmowy zaczęły tworzyć między nami niewidzialną wieź, która z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza. Z każdym kolejnym spotkaniem odkrywaliśmy więcej wspólnych zainteresowań i podobieństw, dzięki którym czułam się, jakbym znała Kubę od zawsze.

Jednak gdzieś z tyłu głowy zaczęły się pojawiać obawy. Zastanawiałam się, co dalej. Co, gdy skończą nam się wakacje i wrócimy do Warszawy. Czy nasza relacja w ogóle przetrwa? Czy to, co teraz wydaje się magiczne, okaże się ulotne, gdy wrócimy do codzienności? Czułam mieszankę radości i lęku. Z jednej strony nie chciałam przestać marzyć i cieszyć się każdą chwilą z Kubą. Z drugiej bałam się, że z czasem wszystko się zmieni. Ta myśl dręczyła mnie często, gdy spacerowałam samotnie brzegiem plaży, a fale obmywały moje stopy.

Któregoś dnia Kuba zwrócił uwagę na moją przygnębioną minę. Siedzieliśmy akurat wtedy i obserwowaliśmy zachód słońca.

– Zosia, wszystko w porządku? — zapytał z troską w głosie. — Wyglądasz na smutną.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się słabo. W głębi serca miałam nadzieję, że znajdziemy sposób, aby zatrzymać tę wakacyjną magię na dłużej. Chwilę później skierowałam uwagę na inny temat, by zapomniał i więcej do tego nie wracał.

Chcę, żebyśmy spróbowali

Wakacje dobiegły końca szybciej, niż się spodziewałam. Kiedy wracałam do Warszawy, całe szczęście gdzieś wyparowało. Myśli o rozstaniu z Kubą nie dawały mi spokoju. Każdego dnia w drodze do pracy patrzyłam na tłumy ludzi i zastanawiałam się, jak to możliwe, że wśród nich znalazłam kogoś tak wyjątkowego. Wiedziałam, że będę musiała stawić czoła rzeczywistości, ale nie miałam pojęcia, czy nasza relacja przetrwa poza idyllicznym otoczeniem plaży. Dlatego gdy pierwszy raz od powrotu do Warszawy zobaczyłam Kubę stojącego pod moim blokiem z kubkiem kawy w ręce i balonem z napisem: „Nie chcę tylko lata – chcę codzienności” w drugiej, poczułam ogromną ulgę.

Zaskoczona, ale szczęśliwa, podeszłam do niego. Kuba uśmiechnął się szeroko, patrząc mi prosto w oczy.

– Chciałem, żebyś wiedziała, że dla mnie to nie była tylko wakacyjna przygoda – powiedział, podając mi kawę i balon. – Chcę, żebyśmy spróbowali. Codzienność przy tobie wydaje się zdecydowanie lepsza niż jakiekolwiek lato.

– Mówisz poważnie? – zapytałam, starając się ukryć wzruszenie, które ściskało mi gardło.

– Tak – odpowiedział pewnie. – Wiesz, podczas tych dni na plaży zrozumiałem, że to nie miejsce sprawia, że jest magicznie, ale osoba, z którą dzielisz ten czas. Chcę, żebyśmy tworzyli własną magię tutaj, w Warszawie.

Te słowa sprawiły, że moje wątpliwości zaczęły się powoli rozwiewać. Pojęłam, że Kuba jest gotów walczyć o naszą relację, a jego pewność siebie dodała mi odwagi. Rozmawialiśmy jeszcze długo, siedząc na ławce przed moim blokiem. Kuba opowiedział mi o swoich uczuciach i planach, a ja w końcu podzieliłam się swoimi obawami. Nasza rozmowa była pełna emocji i szczerości. Wiedziałam już, że jesteśmy gotowi stawić razem czoła wszystkim codziennym wyzwaniom.

Z uśmiechem na twarzy i nowo odkrytą nadzieją, zaczęliśmy planować nasze wspólne chwile w mieście, które dotąd wydawało się tak przytłaczające. Z Kubą u boku Warszawa nabierała nowych barw, a ja zaczynałam wierzyć, że wakacyjna magia może trwać niezależnie od pory.

Tworzymy własną codzienność

Po tamtej rozmowie z Kubą zaczęłam się zastanawiać nad tym, co naprawdę oznacza jego decyzja. Dotychczas myśl o związku po wakacjach wydawała mi się mglista i odległa, ale teraz, kiedy stała się rzeczywistością, musiałam się z nią zmierzyć. Spędziliśmy z Kubą wiele wieczorów na długich spacerach po Warszawie, rozmawiając zarówno o głupotach, jak i poważnych planach na przyszłość. Oboje chcieliśmy sprawdzić, czy potrafimy stworzyć coś trwałego i realnego w świecie, który często wydaje się zbyt skomplikowany.

– Czasem boję się, że rzeczywistość nas przytłoczy – przyznałam jednego wieczoru, gdy siedzieliśmy na skwerze w centrum miasta, otoczeni światłami latarni. – Wakacje to była taka niezobowiązująca przygoda, a tu jest tyle rzeczy, które mogą się nie udać.

Kuba spojrzał na mnie ciepło, chwycił moją dłoń i delikatnie ją ścisnął.

– Zosia, rozumiem twoje obawy – stwierdził miękko. – Ale myślę, że to właśnie w codzienności tkwi prawdziwe piękno. Wiesz, budowanie wspólnych wspomnień, radzenie sobie z problemami, wspieranie się nawzajem. Chcę, żebyśmy spróbowali.

Jego słowa były zaskakująco pewne, co dodawało mi otuchy. Mimo że rozpierała mnie radość, nadal zmagałam się z wewnętrznymi obawami. Co, jeśli nie podołam oczekiwaniom? Co, jeśli nasze różnice okażą się zbyt duże? Z czasem zrozumiałam, że każda relacja wymaga pracy i zaangażowania, a to, co budujemy z Kubą, ma w sobie coś wyjątkowego. Chociaż obawiałam się porażki, wiedziałam, że to, co mamy, jest warte podjęcia ryzyka.

Wspólne dni z Kubą były mieszanką radości, śmiechu i momentów refleksji. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele wyzwań, ale czułam, że z nim jestem gotowa na wszystko. Powoli, krok po kroku, zaczynaliśmy tworzyć własną codzienność, pełną małych, ale istotnych zwycięstw.

Zofia, 25 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama