Reklama

Nie byłam typową dziewczyną po dwudziestce. Nie lubiłam imprez, raczej stroniłam od tłumów, nie latałam za facetami, bo zwyczajnie dobrze mi było samej. Miałam dwie przyjaciółki, z którymi regularnie spotykałam się na kawie czy pizzy, ale zdecydowanie wolałam przesiadywać w domu, z książką, laptopem albo przed telewizorem. Jeśli chciałam gdzieś wyjść – na przykład do kina czy na spacer, szłam ze starszym bratem, Natanem. Mieliśmy super kontakt, jako jedyni z całej rodziny.

Reklama

Mieszkałam w niedużej kawalerce, którą wzięłam na kredyt rok temu, a moim jedynym stałym towarzyszem był Vincent, kocur znaleziony kiedyś w krzakach pod blokiem. Naprawdę nie potrzebowałam nikogo więcej, choć rodzina, a przede wszystkim dziadkowie, nie byli w stanie tego pojąć. Cieszyłam się swoim spokojnym zakątkiem, pracowałam z domu, ograniczając kontakty społeczne do koniecznego minimum i było mi z tym naprawdę dobrze. Słyszałam, jak przyjaciółki niejednokrotnie narzekały na ciężką atmosferę w pracy – ja tego unikałam. Kontaktowałam się z przełożonymi mailowo lub telefonicznie, co oszczędzało mi wiele stresu.

Niestety, zbliżały się święta. Dla mnie to były zwyczajne dni, ale rodzina jak co roku była zdecydowana odstawić bożonarodzeniową szopkę.

Byłam przeciwna rodzinnym świętom

Nie, żebym nie chciała się spotykać z bliskimi – po prostu moja rodzina była z rodzaju tych, które dobrze wyglądają wyłącznie na zdjęciach. Co najśmieszniejsze, zawsze, ale to zawsze upierali się, żeby wszystkie uroczystości obchodzić w pełnym, rodzinnym gronie i oburzali się, gdy nie chciałam w tym uczestniczyć.

– Kaja, no daj spokój – jęczała mi przez telefon matka, gdy stwierdziłam, że rodzinna Wigilia i święta to wyjątkowo kiepski pomysł.

– To rodzinne spotkanie, trzeba pobyć z bliskimi… Tak rzadko się wszyscy razem widzimy.

Z trudem powstrzymałam prychnięcie.

– Mamo, i tak wpadnę co najwyżej na wieczerzę i będę szybko uciekać – powiedziałam spokojnie. – Nie mogę na tyle zostawić Vincenta samego.

– Ty z tym kotem to już naprawdę przesadzasz – burknęła. – To tylko zwierzę, a babcia…

Przyjdę maksymalnie na kilka godzin – przerwałam stanowczo. Z matką inaczej się nie dało. – A i tak uważam, że to zły pomysł i będą z tego problemy.

– Dobrze już, dobrze – rzuciła wreszcie pojednawczo. – Bylebyś się zjawiła. I pamiętaj, że dziadek ma chore serce. Nie kłóć się z nim za bardzo.

Przewróciłam oczami. Jakbym co najmniej mogła zapomnieć. Zresztą, dziadek nigdy nikomu krzywdy nie zrobił – owszem, wciąż wierzył, że kiedyś zjawię się w rodzinnym domu z przyszłym mężem, ale nigdy nie powiedział mi niczego przykrego. Owszem, trochę męczył, ale dało się z tym przecież żyć.

Miałam własną wizję Wigilii

Na tydzień przed świętami wybraliśmy się z Natanem na rajd po galerii handlowej – brat chciał, żebym pomogła mu kupić coś naszej starszej siostrze, Agacie, bo jak zwykle nie miał pomysłu. Razem mieliśmy też wybrać coś dla nowej partnerki najstarszego z nas, Olafa.

– To będzie katastrofa, co? – zagaił, gdy wychodziliśmy z drogerii, bogatsi o flakon perfum dla siostry.

– Mówisz o Wigilii? – odgadłam, a kiedy przytaknął, dodałam: – Taa, zdecydowanie. Mogę się założyć, że wszyscy się pokłócą.

Parsknął śmiechem.

– Lubię się z tobą zakładać, Kaja, ale tym razem nie mam takiej odwagi. – puścił mi oko. – Wiem, że bym przegrał.

Westchnęłam i pokręciłam głową.

Nie wiem, czemu mama to robi – przyznałam. – Nie wiem, po co się tak przy tym upiera. Dałaby spokój Olafowi. Zostałby z tą swoją Karoliną, spędziliby sobie fajny wieczór we dwoje, ty wpadłbyś do mnie – na pewno Vincent by się ucieszył, a Marcin mógłby wreszcie zabrać Agatę nad morze na święta, tak jak zawsze chciała. A dziadkowie i rodzice mogliby się nacieszyć ciotką Zofią. Może wreszcie odkleiłaby się od telefonu.

Brat objął mnie ramieniem.

– Znasz mamę – mruknął. – Wydaje jej się, że jak zbierze wszystkich razem, to będziemy nagle cudowną, wzorcową rodzinką. Nigdy się nie nauczy.

Jęknęłam.

– A ja bym chciała tylko spokoju…

– No, przekonywała mnie wczoraj, że będzie spokojnie – stwierdził. – I kazała ci to przekazać.

Spojrzałam na niego. Żadne z nas nie wierzyło w te zapewnienia.

Miałam złe przeczucia

W Wigilię wcale nie chciało mi się wychodzić z domu. Kiedy jednak Natan dał znać, że czeka już na mnie pod blokiem, pogłaskałam Vincenta na pożegnanie, sprawdziłam, czy ma pełną miskę i wyszłam. Kiedy wsiadałam do samochodu, widziałam minę brata i byłam pewna, że myśli dokładnie to samo, co ja. Dzisiejszy wieczór po prostu nie mógł się udać.

Kiedy wchodziliśmy do mieszkania rodziców, byłam już mocno zdenerwowana. Z kuchni dochodziły głosy babci i mamy, słyszałam też głośny śmiech Agaty. Zerknęłam niepewnie na Natana.

– Może nie będzie tak źle? – spytałam z nadzieją.

Uśmiechnął się lekko.

– Spróbujmy w to uwierzyć.

To była porażka

Z początku wszystko szło jak należy. Było miło, grzecznie i sztucznie, ale przynajmniej względnie spokojnie. Kiedy usiedliśmy do wieczerzy, pierwszy zaczął dziadek, na szczęście skupiając się na mnie:

– Kaju, a kiedy ty jakiegoś chłopca przyprowadzisz?

– No, raczej nieprędko – mruknęłam, puszczając oko Natanowi.

– Dziadku, Kaja się nie rozgląda za chłopakami – pośpieszył mi z pomocą brat. – Ja też nie szukam dziewczyny, uprzedzając twoje dalsze pytania. Nic się u nas nie zmieniło.

Kiedy dziadek westchnął ciężko, narzekając, że dzisiejsza młodzież jest taka samowystarczalna, przybiliśmy sobie piątkę pod stołem. Karolina, zupełnie niezorientowana w sytuacji, chciała chyba rozładować atmosferę, bo skomplementowała grzybową mamy. Mama oczywiście cała się rozpromieniła, ale wtedy niespodziewanie wtrąciła się babcia:

– A pani to przepraszam kim jest, żeby tu jakieś opinie wygłaszać? – rzuciła oschle.

Chciało mi się śmiać

Widziałam, jak Olaf sztywnieje, a Karolina lekko się rumieni. Zaśmiała się jednak i spróbowała załagodzić sytuację:

– Pani Krystyno, przedstawiałam się już pani, Karolina – powiedziała spokojnie. – Jestem teraz z pani wnukiem, Olafem.

On ma już żonę – burknęła babcia.

– Byłą żonę – warknął Olaf. – Rozwiedliśmy się z Sarą i babcia dobrze o tym wie.

Babcia nabrała głęboko powietrza.

– Przysięgaliście sobie przed ołtarzem i jesteście małżeństwem, czy ci się to podoba, czy nie! – Podniosła głos. – A ta pani to twoja kochanka i ja sobie nie życzę…

– To sobie nie życz. – Przerwał jej ostro. Podniósł się i spojrzał na skonsternowaną Karolinę. – Chodź, kochanie. Wychodzimy. Miłych świąt mamo i tato. Dziadku, trzymaj się zdrowo. A wy się, dzieciaki, nie dajcie.

I rzeczywiście poszli. Babcia kręciła głową.

– Jak wyście tego chłopaka wychowali…

Farsa miała ciąg dalszy

Potem zapadła względna cisza. Myślałam, że więcej dramatów już nie będzie, dopóki tata nie zaczął męczyć Marcina, męża Agaty.

– A wy to kiedy dzieci mieć zamierzacie? – zaczął dość napastliwym tonem. – To już pięć lat po ślubie, a ty się coś nie garniesz do roboty.

Nie, nie wierzyłam, że to się dzieje. Wszyscy, oprócz taty, wiedzieli, że Agata ma problemy z zajściem w ciążę. Chodzili na jakieś terapie, coś z tym w każdym razie robili, a ona bardzo to przeżywała.

Marcin cisnął sztućce na talerz i wstał.

– Pójdę zapalić – burknął i też skierował się do wyjścia. Agata chciała wstać za nim, ale warknął: – Ty zostań. Pogadaj z tatusiem.

Matka jak zwykle próbowała ratować sytuację, proponując wszystkim ciasto. Oczywiście, swojego zdania nie wyraziła, żeby nie podpaść ani ojcu, ani babci. Agata wciąż chlipała w talerz, dziadek mamrotał coś pod nosem o beznadziejnym wieczorze, a ciotka Zofia przeglądała Facebooka. Wymieniliśmy z Natanem porozumiewawcze spojrzenia – Wigilia wyglądała dokładnie tak, jak się oboje spodziewaliśmy.

Następnym razem nie dam się namówić

Do domu wróciłam późnym wieczorem, razem z Natanem, który uznał, że zdecydowanie potrzebuje przyjemnego końca dnia u boku siostry. Nim udało nam się uciec od rodziców, spędziłam prawie dwie godziny na pocieszaniu Agaty, Natan natomiast prowadził zawziętą batalię z tatą, próbując mu wytłumaczyć, dlaczego zachował się nietaktownie.

Siedząc na podłodze z Vincentem i oglądając głupawą komedię do późna w nocy, obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej nie damy się wciągnąć w kolejną rodzinną imprezę.

Kaja, 25 lat

Czytaj także: „Święta spędziłam samotnie w szpitalu. Dzieci się na mnie wypięły, bo po co im schorowana matka przy wigilijnym stole”
„Córka ukradła mi z konta ostatnie 500 zł, bo chciała iść na Sylwestra. Dałam jej solidną nauczkę”
„Myślałam, że mąż dorabiał w Święta jako Mikołaj. Okazało się, że te przebieranki wcale nie były dla dzieci”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama