„Mam 30 lat i pod choinką znalazłam krem na zmarszczki. Po takim prezencie od ukochanego mogłam zrobić tylko jedno”
„Uśmiechnęłam się. Zawsze lubiłam ten moment – nie sam prezent, tylko to napięcie. Czułam się jak dziecko. Zerwałam wstążkę i odwinęłam papier. Kartonik był ciężki, porządny. Pomyślałam: może perfumy, może biżuteria? Otworzyłam wieczko i zamarłam”.

Mam trzydzieści lat. Niby nie dużo, ale też już nie tak mało, by nikt nie patrzył ci na ręce. W pracy – otoczona przez dwudziestokilkulatki z perfekcyjną cerą i energią nie do zdarcia. W domu – ciągle słyszę od mamy, że „czas najwyższy na poważne decyzje”. Nawet w sklepie, gdy nastolatka mówi do mnie „proszę pani”, mam ochotę odwrócić się i upewnić, czy to na pewno do mnie.
Od półtora roku jestem z Patrykiem. Młodszy o dwa lata, cichy, trochę nieporadny, ale czuły. Wydawało mi się, że mnie rozumie. Że czuje, jak bardzo potrzebuję czasem drobiazgu – nie drogich prezentów, ale małych gestów, które pokazują, że jestem ważna. Zwłaszcza w święta. Uwielbiam ten czas: cynamonowy zapach, światełka w oknach, ciepło pod kocem. To dla mnie nie tylko magia, ale i próba. Próba rodzinna.
Święta spędzamy u mojej mamy. A to zawsze balansowanie na linie. Moja matka nie ma w sobie za wiele czułości. Za to ma komentarze. „Przytyłaś?”, „Twoja siostra w twoim wieku już miała biznes”. No właśnie – Ilona, moja starsza o dekadę siostra, chodzący ideał: mąż, dom, kariera. Ja – zawsze jestem ta druga. Ta mniej warta. Może właśnie dlatego tak bardzo liczyłam na ten jeden wieczór. Na prezent, który miał być czymś tylko dla mnie. Tylko że to, co dostałam, rozbiło wszystko.
Prezent mnie mocno zaskoczył
– Daria, to dla ciebie – powiedział Patryk, podając mi eleganckie pudełko, owinięte w złoty papier.
Uśmiechnęłam się. Zawsze lubiłam ten moment – nie sam prezent, tylko to napięcie. Czułam się wtedy jak dziecko. Zerwałam wstążkę i odwinęłam papier. Kartonik był ciężki, porządny. Pomyślałam: może perfumy, może jakaś biżuteria? Otworzyłam wieczko i zamarłam. W środku był zestaw kremów. Na pierwszy rzut oka – ekskluzywnych. Ale kiedy spojrzałam bliżej, zamarłam. „Anti-Age 40+. Kompleks odbudowujący dla skóry dojrzałej”. Zrobiło mi się gorąco.
– Serio? – zapytałam cicho, podnosząc wzrok na Patryka. – Myślisz, że mam… dojrzałą skórę?
– Co? Nie! Ja… To miało być eleganckie, no wiesz… luksusowe… – jąkał się, czerwony jak burak. – Mama mi pomagała i to miało być…
– Aha. Mama, tak? – przerwałam mu, z goryczą w głosie. – To teraz kupujecie mi z mamą kremy przeciwzmarszczkowe?
Patryk rozłożył ręce.
– Daria, to tylko kremy. Chciałem dobrze. Nie znam się...
– Nie chodzi o kremy! – wrzasnęłam, nie patrząc, że w salonie siedzi moja matka, Ilona i dzieciaki. – Chodzi o to, co ten prezent mówi. O tym, że patrzysz na mnie i widzisz kogoś… starego. Kobietę, którą trzeba ratować przed zmarszczkami.
Wstałam. Kremy wciąż leżały otwarte na stole.
– Masz. Zatrzymaj to sobie. Może twoja mama też ich używa.
Wyszłam z pokoju, z trudem powstrzymując łzy. Czy tylko na to zasługuję?
Nie chciałam go widzieć
Wróciłam do mieszkania kilka godzin później. Spakowałam się jeszcze w nocy, gdy Patryk zasnął na kanapie. Cisnęłam rzeczy do walizki jak popadnie – byle tylko uciec. Wróciłam do mamy. Otworzyła drzwi, spojrzała na mnie i bagaż, ale nie zapytała nic. Odsunęła się z korytarza.
– Patryk nie przyjechał? – spytała dopiero, gdy postawiłam walizkę w moim starym pokoju.
– Nie. I już nie przyjedzie – próbowałam brzmieć pewnie. – Chyba nie powinnam była z nim być.
– Boże, znowu? – westchnęła, krzyżując ręce. – A co się tym razem stało?
Zignorowałam jej ton. Usiadłam na wersalce. Pokój pachniał kurzem i lakierem do włosów.
– Dostałam od niego na święta zestaw kremów przeciwzmarszczkowych 40+.
Mama zmarszczyła brwi.
– I co w tym takiego strasznego? Przecież to dobre kosmetyki, Ilona takich używa.
– Ilona ma czterdzieści lat! Ja mam trzydzieści! – podniosłam głos. – To miała być rzecz tylko dla mnie. A on... po prostu... dał mi coś, co pokazało, że już nie jestem... atrakcyjna.
Mama wzruszyła ramionami.
– Daria, ludzie dają sobie różne rzeczy. Ważne, że myślał o tobie.
– Mamo, przestań. Po prostu... ja nie chcę, żeby ktoś „o mnie myślał” jak o starej babie.
Zamilkłyśmy. Mama poszła do kuchni, mrucząc coś pod nosem. Ja zostałam, patrząc na ten sam sufit, który oglądałam jako nastolatka, gdy płakałam po chłopaku z trzeciej B. Tylko że wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko przede mną.
Nie tylko on był winny
Wstałam wcześnie, bo nie mogłam spać. Zeszłam po cichu do kuchni i nastawiłam wodę na kawę. Mama jeszcze spała – a przynajmniej tak sądziłam. Gdy zbliżyłam się do drzwi, usłyszałam cichy głos z salonu.
– Ilona, ja cię bardzo przepraszam. On był taki zagubiony... Chodził po tej drogerii jak dzieciak. No i miałam zapakowane dwa zestawy… chyba pomyliłam paczki.
Zamarłam. Głos mojej matki był stłumiony, ale wystarczająco wyraźny.
– No wiem, że drogie. Mówiłam mu, żeby tobie kupił, bo ty takich używasz. A on nie zna się na niczym… Myślałam, że nie zauważysz różnicy. Skąd mogłam wiedzieć, że Daria się tak… no… rozsypie przez jakiś krem?
Cofnęłam się o krok. Ręce mi drżały. Weszłam do salonu bez pukania.
– Mamo, z kim rozmawiasz?
Zamilkła. Telefon wypadł jej niemal z ręki.
– Z Iloną – powiedziała po chwili. – Chciałam tylko...
– Co to za „pomyłka”? – spytałam chłodno. – To był dla niej zestaw?
Mama milczała.
– To był prezent dla Ilony, tak?
– Tak. Ale nie chciałam ci mówić. Żebyś się nie poczuła… gorzej. Nie chciałam ci robić przykrości…
– I zamiast powiedzieć prawdę, pozwoliłaś mi zniszczyć związek.
Zacisnęłam usta. Serce biło mi jak oszalałe. Wyszłam z salonu i trzasnęłam drzwiami od łazienki. Oparłam się o zimne kafelki i zamknęłam oczy. To nie był prezent od Patryka. To był przypadek. A ja wszystko rozbiłam.
Jej słowa mnie podbudowały
Leżałam godzinami na starym łóżku, wpatrzona w sufit. Czułam się, jakbym dostała w twarz – nie od Patryka, nie od mamy, tylko od samej siebie. Zniszczyłam wszystko, bo nie potrafiłam wytrzymać jednej niezręczności. Jednego cienia wstydu. Ile słów padło? Ile rzeczy można już cofnąć? Żadnej.
Znowu usłyszałam pukanie.
– Wchodzę – rzuciła Ilona, nawet nie czekając na odpowiedź.
Miała na sobie jasny żakiet i długie kolczyki. Pachniała drogimi perfumami. Weszła i wyciągnęła z torby pudełko – ten zestaw kremów.
– Przyszłam zabrać moje eliksiry młodości – rzuciła z przekąsem.
– Bardzo śmieszne – mruknęłam.
Usiadła na krześle obok.
– Serio, to przez to zerwaliście?
Milczałam.
– Daria… – odłożyła pudełko. – Nie chodzi o kremy, co?
Zacisnęłam dłonie na kolanach.
– Chodzi o to, że poczułam się... niewidzialna. Jakby już mnie skreślono. Jakby każdy wokół miał mi przypominać, że czas mija. Że nie jestem już młoda, spontaniczna, ładna. Tylko... funkcjonalna.
Ilona spojrzała na mnie długo. Po raz pierwszy bez pobłażania.
– Wiesz, że ja też się boję starości? – powiedziała cicho. – Może dlatego tak dużo gadam, robię, działam. Wydaje mi się, że jak się zatrzymam, to się rozsypię.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez chwilę po prostu siedziałyśmy razem – dwie kobiety z lękiem w środku, którego nikt nie chciał widzieć. A potem Ilona wyciągnęła rękę i uścisnęła moją dłoń. Po raz pierwszy od lat poczułam, że nie jestem w tym sama.
Odważyłam się zadzwonić
Leżałam na łóżku z telefonem w ręce przez dobre czterdzieści minut. Ekran co chwilę się wygaszał. Przesuwałam palcem, odblokowywałam i znowu nie dzwoniłam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. „Hej, to była pomyłka, wróć”? Czy „Cześć, przepraszam, że zrobiłam z ciebie zimnego drania, bo moja matka pomyliła kremy”? W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę. Usłyszałam sygnał. Serce mi waliło. Odbierze?
– Halo?
Głos Patryka był zmęczony. Cichy.
– Cześć. To ja… Daria.
– Wiem – odpowiedział. Krótkie milczenie. – Co się stało?
– Ten prezent… – zaczęłam. – On nie był od ciebie, prawda? Mama mi powiedziała. To był zestaw Ilony. Pomyliła paczki.
– Wiem – westchnął. – Wiem od dnia Wigilii. Ilona zadzwoniła. Miałem ci powiedzieć… Ale jak usłyszałem, co mówisz… Jak patrzyłaś na mnie, jakby wszystko, co robiliśmy, przestało mieć znaczenie przez jeden cholerny krem…
– Myślałam, że… że mnie nie widzisz już tak jak kiedyś. Że przestałam być dla ciebie ważna.
– Daria, nigdy tak nie myślałem. Po prostu… spanikowałem. Nie wiedziałem, jak cię zatrzymać, skoro już wychodziłaś.
Milczeliśmy. W tej ciszy było więcej niż w całej naszej kłótni.
– I co teraz? – zapytałam.
– Nie wiem – odparł. – Może trzeba trochę czasu. Żebyśmy oboje poukładali to sobie w głowie.
Skinęłam głową, choć wiedziałam, że on tego nie widzi.
– Dobrze. Czas brzmi uczciwie.
Rozłączyłam się. Bez łez. Bez nadziei i bez złości. Po prostu – bez niczego.
Nie wracam do tego, co było
Minęło kilka tygodni. Nie wróciłam do Patryka. On nie zadzwonił. Nie wiem, czy to duma, czy rozsądek. Może jedno i drugie. Przez pierwsze dni czułam się, jakby ktoś wyjął mi kawałek serca. Potem przyszła ulga. A potem – spokój. Zaczęłam patrzeć w lustro inaczej. Nie szukam już zmarszczek. Nie zastanawiam się, czy wyglądam na swój wiek. Po prostu patrzę. Widzę kobietę, która przeżyła zawód, wstyd, wściekłość i nadal tu jest. Nadal idzie dalej.
Czasem odwiedzam Ilonę. Rozmawiamy o różnych sprawach – nie tylko o tym, co u niej czy u mnie. Zaczęłyśmy być dla siebie bliższe. Mama też jakby złagodniała, a może to ja przestałam próbować zdobywać jej akceptację.
Nie wiem, co będzie z Patrykiem. Może nic. Może coś. Nie robię planów. Nie piszę już scenariuszy w głowie, co kto powinien zrobić, żeby mnie pokochać. Już nie chcę być „kimś, kogo się wybiera”. Wolę być kimś, kto wybiera siebie. Mam trzydzieści lat. Może dla kogoś to dojrzałość. Ja dopiero się uczę, jak być sobą.
Daria, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W te święta miałam dla męża prezent pod sercem. Mąż zaskoczył mnie jednak o wiele bardziej”
- „Żona miała jechać w góry na firmową Wigilię. Ja czekałem na nią z kubkiem gorącej herbaty, a ją grzały ramiona kochanka”
- „Na Wigilii teściowa zepsuła alibi mojemu mężowi. Zadałam mu 1 pytanie i już wiedziałam, jak spędził ostatni weekend”

