„Po wyjściu z rozprawy rozwodowej czułam się przegrana. Szybko jednak zrozumiałam, że samotne życie ma swoje uroki”
„Ruszyłam w stronę wyjścia. Na krześle pod ścianą siedział mężczyzna, którego twarz wydała mi się znajoma. Spojrzał na mnie. Serce zabiło mi szybciej. Minęło tyle lat, a jednak poznałam go od razu”.

- Redakcja
Mam za sobą piętnaście lat małżeństwa i właśnie wyszłam z sali, w której sąd orzekł mój rozwód. Formalność – tak to trzeba nazwać. Emocjonalnie rozstałam się z Andrzejem dużo wcześniej. Może nawet kilka lat temu, kiedy przestaliśmy rozmawiać o czymkolwiek, co wykraczało poza „kup chleb” albo „syn ma jutro wycieczkę”.
Oddaliliśmy się
A przecież na początku było inaczej. Spontaniczne wypady nad morze, pocałunki w windzie, kolacje o północy, bo akurat zachciało nam się makaronu z winem. Potem powoli to gasło. Niewinne „nie mam siły” po pracy zamieniło się w całe tygodnie milczenia. Każdy z nas żył obok, w swoim świecie.
W sądzie nie było dramatycznych scen, płaczu czy rzucania oskarżeń. On patrzył w stół, ja na swoje dłonie. Sędzia czytał coś monotonnym głosem, a ja czułam jednocześnie ulgę i pustkę. Ulgę, że koniec tego zimnego, obojętnego życia pod jednym dachem. Pustkę, bo jednak piętnaście lat to kawał mojego życia – i nie wiem, co teraz będzie.
– Proszę podpisać tutaj i tutaj – urzędniczka przesunęła w moją stronę plik kartek.
Jej głos był tak neutralny, że aż zabolało. Dla niej to zwykła praca, dla mnie… koniec pewnego rozdziału. Podpisałam, oddałam długopis. Wyszłam z sali, a pytanie, które kołatało mi się w głowie, brzmiało: „Co dalej, Magda?”.
Byłam bezradna
Na korytarzu panował półmrok, ten specyficzny, urzędowy – trochę przytłaczający, trochę anonimowy. Ruszyłam w stronę wyjścia. Na krześle pod ścianą siedział mężczyzna, którego twarz wydała mi się znajoma. Spojrzał na mnie. Serce zabiło mi szybciej. Minęło tyle lat, a jednak poznałam go od razu – te same ciemne oczy, lekko zmarszczone brwi, tylko włosy krótsze, z kilkoma siwymi pasmami.
– Magda? – zapytał, jakby sam nie dowierzał.
– Piotrek… – odpowiedziałam i przez moment nie wiedziałam, czy powinnam się uśmiechnąć, czy odwrócić i iść dalej.
Podniósł się powoli, schował telefon do kieszeni.
– Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
– Ja ciebie też nie.
Zaskoczył mnie
Usiedliśmy obok siebie. Nie pytaliśmy od razu o szczegóły, ale w końcu Piotrek westchnął.
– Jestem tu w sprawie rozwodu – rzucił, jakby to miało wyjaśnić wszystko.
– Ja też – odpowiedziałam i oboje uśmiechnęliśmy się półgębkiem, jakby ten wspólny fakt był jakimś dziwnym znakiem.
Przez moment przypomniałam sobie czasy studiów. Wieczory w akademiku, kiedy siedzieliśmy na korytarzu, snując plany o podróżach i domu na skraju lasu. Rozstaliśmy się wtedy, bo każde z nas miało inny pomysł na przyszłość. On chciał wyjechać za granicę, ja wolałam zostać i zacząć pracę w Warszawie.
– Dawno się nie widzieliśmy – stwierdził.
– Bardzo dawno – przytaknęłam. – I nie sądziłam, że zobaczymy się właśnie tutaj.
Spojrzał na mnie uważnie. Miałam wrażenie, że szuka w mojej twarzy śladów tamtej dziewczyny, którą znał. Ja też starałam się dostrzec w nim chłopaka z dawnych lat. Było w tym coś dziwnie poruszającego, jakby los postanowił wpleść w ten dzień jeszcze jedną niespodziankę.
Wspomnienia wróciły
Po wyjściu z budynku zatrzymałam się na schodach, żeby złapać oddech. Powietrze było chłodne, pachniało deszczem, choć niebo było jeszcze jasne. Piotrek stanął obok mnie i włożył ręce do kieszeni. Patrzył gdzieś w dal, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był pewien, czy powinien.
– Może… przejdziemy się kawałek? – zaproponował w końcu. – Nie mam ochoty od razu wracać do domu.
– Dobrze – zgodziłam się bez wahania.
Ruszyliśmy w stronę centrum. Ulice tętniły życiem, ludzie spieszyli się do sklepów, ktoś pchał wózek dziecięcy, a my szliśmy obok siebie, trochę niezgrabnie, jakbyśmy dopiero co się poznali.
– Jak ci minęły te wszystkie lata? – zapytał po chwili.
– Były różne – odpowiedziałam, czując, że to najbezpieczniejsza wersja prawdy. – Praca, dom, obowiązki… aż w końcu poczułam, że to wszystko nie ma już sensu. A ty?
– Podobnie. Przez długi czas wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, dopóki… – zawahał się – dopóki ona nie odeszła do kogoś innego.
Żałowałam tamtych lat
Spojrzałam na niego ukradkiem. Mówił to spokojnie, bez gniewu, ale w jego oczach była jakaś rezygnacja.
– To musiało być trudne – powiedziałam cicho.
– Było. Ale wiesz… dziś mam wrażenie, że to mnie obudziło. Że wcześniej tylko wykonywałem codzienne czynności, nie zastanawiając się, czy naprawdę jestem szczęśliwy.
Zamilkliśmy na chwilę, mijając róg ulicy. Wpadliśmy na mały, brukowany plac z fontanną pośrodku. Dzieci biegały wokoło, a starsze małżeństwo siedziało na ławce, karmiąc gołębie.
– Pamiętasz nasze plany? – zapytałam nagle. – Ten dom pod lasem, ogród i pies, który miał się wylegiwać na ganku?
Piotrek roześmiał się krótko.
– Pamiętam. I to, jak się pokłóciliśmy, czy w salonie ma stać kominek, czy jednak regał z książkami.
Poczułam, że uśmiecham się sama do siebie. Tamte wspomnienia miały w sobie lekkość, której tak dawno już nie czułam.
– Wiesz… to dziwne – odezwał się Piotrek po chwili – ale patrząc na ciebie teraz, mam wrażenie, jakbyśmy dopiero wczoraj siedzieli w tym akademiku.
Zrobiło się sentymentalnie
Spojrzałam mu w oczy i przez moment miałam wrażenie, że czas naprawdę się cofnął. Było w tym coś ciepłego, a jednocześnie niepokojącego. Bałam się, że to tylko chwilowe, że to echo przeszłości, które zniknie, kiedy pójdziemy w swoje strony.
Po chwili milczenia Piotr zaproponował kawę. Zgodziłam się. Weszliśmy do niewielkiej kawiarni na rogu.
– W małżeństwie czułam się coraz bardziej samotna – powiedziałam. – Miałam wrażenie, że nikogo to nie obchodzi.
– Ja nigdy tak naprawdę o tobie nie zapomniałem – odparł cicho.
Te słowa zawisły między nami. Spojrzałam w jego oczy i nagle wróciło tamto dawne drżenie serca. W głowie odzywał się głos rozsądku, że nie można cofać czasu, ale gdzieś głębiej pojawiło się pytanie, czy może jednak warto spróbować.
Nie wiedziałam, co dalej
Po kawie wyszliśmy na zewnątrz. Zrobiło się już późno, miasto tonęło w światłach latarni. Szliśmy powoli wzdłuż rzeki, a rozmowa zeszła na czasy studiów i to, co mogło się wydarzyć, gdybyśmy wtedy się nie rozstali.
– Czasem myślę, że los daje drugą szansę – powiedział Piotrek, patrząc przed siebie.
– A ja się boję, że powtórzyłabym te same błędy – odpowiedziałam bez pośpiechu.
Poczułam, jak jego dłoń delikatnie muska moją. Nie cofnęłam ręki. Szliśmy tak jeszcze chwilę, każde pogrążone w swoich myślach, ale z dziwnym poczuciem, że coś właśnie się zmienia. Do domu wróciłam późnym wieczorem. W korytarzu zdjęłam płaszcz, ale nie zapaliłam światła. Z jednej strony czułam ekscytację, z drugiej lęk, czy to nie powrót do czegoś, co już dawno minęło.
Następnego dnia rano, gdy parzyłam kawę, telefon zawibrował na blacie. Wiadomość od Piotrka: „Może jutro znów pójdziemy na spacer?”. Nie odpisałam od razu. Wzięłam kubek, wyszłam na balkon. Ulica powoli budziła się do życia, w powietrzu unosił się zapach z piekarni na rogu.
Pomyślałam, że życie właśnie podsunęło mi możliwość, której się nie spodziewałam. Mogłam ją przyjąć, mogłam też odsunąć na bok. Wiedziałam tylko, że cokolwiek wybiorę, konsekwencje będą ogromne.
Magdalena, 44 lata
Czytaj także:
- „Wstrzemięźliwy ojciec puścił lejce na moim weselu. Wylał z siebie słowa, które zniszczyły moją matkę"
- „10 lat przyjaźni rozpadło się przez jedno zdjęcie. Zamiast odpoczywać nad jeziorem, słuchałam kłótni od rana do nocy”
- „Mieszkanie po babci wynajęłam sympatycznym młodym ludziom. Zatkało mnie, gdy zobaczyłam, co z niego zostało”

