Reklama

Choć w młodości zdecydowanie wolałam kolekcjonować przyjaciół niż wrogów, była taka jedna, której wiecznie wadziłam. Jakoś tak się złożyło, że zawsze cieszyłam się sporą popularnością, a ludzie sami z siebie otaczali mnie bez względu na okoliczności. Mariola chyba była o to zazdrosna. Miała na osiedlu swoją paczkę, która rzeczywiście podążała za nią krok w krok, ale daleko jej było do mnie. Może dlatego nieustannie w czymś się ścierałyśmy.

Najpierw rywalizowałyśmy we wszystkich grach podejmowanych na naszym podwórku, potem w szkole, później także w kwestii chłopaków. Jakimś sposobem zawsze, ale to zawsze, sprzątałam jej sprzed nosa tych najlepszych, czego ona nie mogła przeżyć.

– Mariolka, ale o co tobie chodzi? – spytałam jej kiedyś niewinnie, gdy pokazałam się przed szkołą z uczniem ostatniej klasy, do którego wzdychała bezowocnie od kilku miesięcy. – Przecież on jest wolny. Nigdy nawet do niego nie podbijałaś. W sumie… on chyba nawet nie wie, kim jesteś!

Pamiętam, że śmiali się wtedy z tego niemal wszyscy, nawet jej super zgrana paczka. Ja natomiast mogłam triumfować i jakoś przyćmić jej świetny wynik w konkursie matematycznym, który musiałam odpuścić z powodu grypy.

Szkoła minęła. Obie zdałyśmy maturę z imponującymi wynikami, tyle że ona miała zostać w naszym, pożal się Boże, miasteczku, bo wujek miał dla niej miejsce w lokalnej firemce z branży papierniczej, a ja wybierałam się na studia.

Wyjechałam za lepszym życiem

Większe miasto to było zdecydowanie coś, czego potrzebowałam – tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Zachłysnęłam się tym życiem: bogatym, ciekawym, z lepszymi perspektywami.

Ona już tutaj nie wróci – usłyszałam jeszcze przed wyjazdem, jak Mariola komentuje moją decyzję. – Nie ma niczego zapewnionego. Nie ma żadnej gwarancji, że gdziekolwiek ją w tym cudownym mieście przyjmą!

Oczywiście, że nie miałam. Zamierzałam się jednak uczyć, studiować przyszłościowy kierunek, a potem złapać naprawdę dochodową pracę, która przyniesie mi wymierne korzyści. Naturalnie korzystałam też z uroków studenckiego życia – chodziłam na imprezy, poznawałam nowych chłopaków, otaczałam się wianuszkiem ludzi i byłam w swoim żywiole. Potem, kiedy ze studentki w końcu stałam się absolwentką, od razu dostałam się na staż w dużej, cenionej firmie.

– Zobaczysz, mamo – opowiadałam podekscytowana przez telefon. – Nieźle się tu ustawię, a wy będziecie mogli mnie odwiedzać, kiedy tylko zechcecie!

Nie wszystko wyszło tak pięknie

Rzeczywistość okazała się jednak zdecydowanie mniej różowa, niż sobie założyłam. Po stażu rzeczywiście dostałam pracę, ale nie miałam co marzyć o jakimś wysokim wynagrodzeniu. Musiałam bardzo ciężko pracować, żeby dostać awans, a z czasem wywalczyć sobie sensowną podwyżkę. W efekcie, kiedy skończyłam trzydzieści cztery lata, byłam tak skupiona na karierze, że prawie nie miałam życia prywatnego.

Znajomi odsunęli się ode mnie, bo mieli już przecież swoje rodziny, poszerzali też kręgi towarzyskie o nowe osoby, z którymi ja już jednak od dawna nie byłam na bieżąco. Chyba trochę przerażona wizją samotności do końca swoich dni, zaczęłam randkować. Choć na tych wszystkich spotkaniach nie natrafiłam na żadnego sensownego faceta, mocno mnie to pochłonęło. Tak mocno, że straciłam czujność. Wykorzystała to dziewczyna, która już od jakiegoś czasu kopała pode mną dołki w pracy i tylko czekała, aż powinie mi się noga. To z jej powodu szef działu zaczął mi się baczniej przyglądać, wykrył rzekome nieprawidłowości, a następnie, pod pretekstem mojego braku zaangażowania w interesy firmy, postanowił mnie zwolnić.

Totalnie zaskoczona, nie wiedziałam, co ze sobą począć. W tym pięknym, wielkim mieście, które niespodziewanie zaczęło mnie przytłaczać, nie miałam nikogo. Starzy znajomi, gdy spróbowałam się do nich odezwać, albo zbywali mnie po wymianie trzech zdań, albo wymawiali się jakimiś ważnymi sprawami rodzinnymi. Nikt, absolutnie nikt, nie chciał odnowić ze mną kontaktu – nawet przez wzgląd na stare czasy.

Ostatecznie nie pozostało mi nic innego, jak powrót na stare śmieci. Wiedziałam, że rodzice się ucieszą, a po sprzedaży tutejszego mieszkania zdołam kupić coś w rodzinnym mieście i jeszcze pozostanie mi trochę na czarną godzinę. Niewiele więc myśląc, ogłosiłam swój wielki powrót.

Pracę znalazłam bardzo szybko, co nawet trochę mnie zaskoczyło. Może i bycie animatorką w miejscowym centrum kultury nie należało do moich marzeń, ale uznałam, że da się przecież przywyknąć. Zwłaszcza że na miejscu poznałam naprawdę przystojnego fotografa.

On wydawał się ideałem

Miał na imię Kuba i pięknie się uśmiechał. Zajmował się fotografią ptaków i miejskich pejzaży, ale robił też dorywczo zdjęcia na różnych wydarzeniach organizowanych przez nasze centrum. Już w drugim tygodniu pracy zaprosił mnie na kawę, z czego chętnie skorzystałam. Jak wynikło podczas rozmowy, niestety miał żonę.

Musisz ją poznać – przekonywał mnie zawzięcie, gdy ja rozważałam, co mogę zrobić, żeby o niej zapomniał i zwrócił uwagę na mnie. – Jestem pewny, że się dogadacie! Nadajecie na bardzo podobnych falach!

Szczerze w to wątpiłam, ale z grzeczności nie zaprotestowałam. Wreszcie coś mnie podkusiło i dałam mu się zaprosić na kolację do nich do domu. Podobno jego żona uwielbiała przyjęcia, więc bardzo się zapaliła do tego pomysłu. Dom na jednym z bogatszych osiedli całkiem mi zaimponował. Mina zrzedła mi jednak dopiero, gdy Kuba wprowadził mnie do środka i przedstawił mnie swojej żonie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Mariola? – wykrztusiłam.

– Och, Oliwka! – Moja dawna rywalka wyszczerzyła zęby w wyjątkowo nieszczerym uśmiechu. – Widzę, że poznałaś już mojego męża… A co to się w ogóle stało? Nie wiedziałam, że przyjeżdżasz.

Zamrugałam. Nie, to po prostu nie mogła być prawda! Żeby los zakpił sobie ze mnie aż tak okrutnie? Czemu ze wszystkich kobiet w tej zatęchłej dziurze jego żoną musiała być akurat ona? W przeciwieństwie do Marioli nie potrafiłam się zmusić do uśmiechu – nawet sztucznego. Rozglądałam się za to nerwowo, zastanawiając się, jak z tego wybrnąć. Znalezienie przekonującej wymówki nie mogło być przecież takie trudne.

– Tak, chciałam wrócić do korzeni – palnęłam. – Ten zgiełk dużego miasta zaczął mnie powoli nudzić.

Nie odpowiedziała, dlatego pogadałam z nimi jeszcze chwilę, starając się nie myśleć za dużo o przeszłości, a potem zwiałam, żeby na nią dłużej nie patrzeć. Uznałam jednak, że to potwornie niesprawiedliwe i wściekałam się praktycznie przez cały wieczór.

Muszę coś z tym zrobić

Podjęłam decyzję: odbiję Jakuba Marioli. To w końcu nie powinno być takie trudne. Ona zawsze była we wszystkim gorsza, a on przecież już teraz ma ze mną świetny kontakt. No cóż, wystarczy spojrzeć: z kim Kuba chciał iść na kawę – ze mną czy z nią? W ogóle mam wrażenie, że między nim a moją dawną rywalką nie ma żadnej chemii, a uczucie, jeśli było, już dawno wygasło. Ja natomiast potrzebuję tego faceta. Nie moja wina, że Kuba to prawdziwy ideał, a w dodatku zjawia się w chwili, kiedy najmocniej go pragnę.

Myślę, że realizacja moich założeń nie potrwa długo. Muszę jedynie jeszcze mocniej zbliżyć się do Kuby i tym samym zdyskredytować Mariolę w jego oczach. Z tego, co zauważyłam podczas naszego ostatniego spotkania, nie zmieniła się zbytnio od czasów liceum. Tym samym na pewno znajdę jakiś szczegół, który nie spodoba się jej cudownemu mężowi. A zresztą teraz, gdy mam już ciepłą, przytulną posadkę i nie muszę o nią bezustannie walczyć, mogę się w zupełności skupić na sobie. Dzięki temu już niedługo owinę sobie Kubę wokół palca. W końcu ma się ten wdzięk osobisty – który by mu się oparł? No, przynajmniej ja mam wrażenie, że jeszcze się taki nie urodził.

Oliwia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama