Reklama

Po śmierci ojca nasz dom był cichy, ale nie w ten sposób, w jaki powinien być. Nie chodziło tylko o żałobę. Coś wisiało w powietrzu – coś niewypowiedzianego. Mama przestała płakać podejrzanie szybko. Jeszcze nie zdążyłem zebrać jego rzeczy z garażu, a ona już miała nowy zapach perfum. Była zbyt zadbana jak na wdowę, zbyt spokojna. Zacząłem się zastanawiać, czy ten ktoś, kto nagle zaczął pojawiać się coraz częściej w naszym domu, nie był w jej życiu już wcześniej. A jeśli tak... to kim był naprawdę dla niej? I dla nas?

Cisza po pogrzebie

W dniu pogrzebu ojca padało. Typowy listopadowy deszcz – zimny, nieprzyjemny, jakby świat dopełniał klimatu. W kościele było duszno, choć i tak prawie nikt się nie odzywał. Mama siedziała z kamienną twarzą. Widziałem, że nie uroniła ani jednej łzy. Patrzyła przed siebie, jakby to nie jej dotyczyło. Po wszystkim wróciliśmy do domu i zapadła cisza. Prawdziwa, lepka, niezręczna cisza. Zjadłem kanapkę w kuchni, a mama poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi.

Wieczorem próbowałem z nią porozmawiać, ale unikała wzroku.

– Wszystko w porządku? – zapytałem, choć pytanie było głupie.

– Musimy żyć dalej, Michał – odpowiedziała krótko i nalała sobie wina.

Nie piła wcześniej. Nigdy nie widziałem jej z kieliszkiem w ręku. Siedziała przy stole w salonie i sączyła powoli, wpatrzona w punkt na ścianie. Usiadłem naprzeciwko, ale nie powiedziała już nic więcej. Oboje udawaliśmy, że nie dzieje się nic dziwnego. Ale ja czułem, że coś się zmieniło. Nie tylko z powodu ojca. Coś w niej było inne.

W nocy nie mogłem zasnąć. Słyszałem, jak mama rozmawia przez telefon. Ściszonym głosem. Śmiała się. Tak, śmiała się. Tego wieczoru po raz pierwszy pomyślałem, że może ona wcale nie była taka sama jak ja – w żałobie.

Dziwny gość przy stole

Dwa tygodnie po pogrzebie, w sobotę, mama poprosiła mnie, żebym zszedł na kolację wcześniej niż zwykle. Zdziwiło mnie to, bo odkąd tata odszedł, jedliśmy nieregularnie, każde w swoim kącie. Zszedłem na dół i zastałem zastawiony stół – serwetki, świece, pieczony kurczak. Mama miała sukienkę, której wcześniej nigdy nie widziałem. Makijaż. Usta pomalowane na czerwono. Usiadłem ostrożnie przy stole.

– Spodziewamy się gościa – rzuciła jakby mimochodem.

Zanim zdążyłem zapytać kogo, zadzwonił dzwonek do drzwi. Mama wstała z prędkością, jakiej dawno u niej nie widziałem, i niemal pobiegła otworzyć. Chwilę później do kuchni wszedł mężczyzna. Wysoki, siwiejący, z szerokim uśmiechem i bukietem róż.

– Cześć, Michał. Słyszałem o tobie dużo dobrego – powiedział, jakby był częścią naszej rodziny od lat.

– Dobry wieczór – odparłem chłodno.

Mama zachichotała i usiadła obok niego. Była przesadnie miła. On też. W trakcie kolacji wymieniali spojrzenia, których wcześniej nie znałem między nią a ojcem. Znali się. I to dobrze. Za dobrze, jak na nowego znajomego.

– To kolega z pracy – wyjaśniła mama, jakby czytała w moich myślach.

Przecież mama była nauczycielką. A on? Mówił coś o marketingu. Zrobiło mi się niedobrze. Wiedziałem, że coś się nie zgadza. I że to nie była ich pierwsza kolacja razem.

Mama ma zbyt dobry humor

Od tamtej kolacji minęło kilka dni, ale mama zachowywała się tak, jakby tamten wieczór nigdy się nie wydarzył. Nie wspominała o „koledze z pracy”, nie pytała mnie, co sądzę. Była… szczęśliwa. Zbyt szczęśliwa. Robiła zakupy, jakby szła na randkę, nuciła coś pod nosem podczas gotowania. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nawet gdy żył ojciec, nie była tak beztroska. Coś we mnie się buntowało. Nie wiedziałem, czy mam być zły, czy zdezorientowany.

W czwartek wróciłem wcześniej ze szkoły. Buty w przedpokoju nie były nasze. Męskie, skórzane. Zajrzałem do salonu i zobaczyłem ich razem – siedzieli blisko na kanapie, pochylali się nad albumem ze zdjęciami. Zdjęciami z czasów, gdy jeszcze żył ojciec. Mama dotykała go delikatnie po ramieniu, a on coś jej szeptał. Wyszedłem tak, by mnie nie zauważyli. Usiadłem w swoim pokoju i poczułem, że coś mnie dusi.

Wieczorem zapytałem:

Jak długo znasz Wojtka?

Zamarła na chwilę, ale szybko odzyskała spokój.

– Michał, przecież mówiłam. To kolega z pracy. Znamy się… długo.

– Jak długo?

Nie odpowiedziała. Odeszła do kuchni. I wtedy do mnie dotarło, że moja mama może nie tyle znalazła kogoś po śmierci ojca, co po prostu... pozwoliła mu wreszcie wejść do naszego życia. Tak, jakby czekała. Jakby wreszcie mogła przestać udawać.

Nie chciałem tego wiedzieć

W sobotę zostałem w domu, udając, że mam projekt do zrobienia. Prawda była taka, że chciałem wiedzieć więcej. Miałem dość tej gry pozorów, tych uśmiechów i przypadkowych spotkań z Wojtkiem. W południe znów przyszedł. Tym razem nie przyniósł kwiatów. Przyniósł wino. Usiadłem w swoim pokoju, ale zostawiłem uchylone drzwi. Mama i Wojtek rozmawiali w kuchni, pewni, że nie słyszę.

Myślisz, że już się domyśla? – zapytał cicho.

– Nie wiem... Może. Staram się być ostrożna – odpowiedziała mama, niższym głosem niż zwykle.

– Powinniśmy byli powiedzieć mu wcześniej. Jeszcze zanim... – zawiesił głos.

– Nie mogłam. Wiesz dobrze dlaczego – odparła.

Potem zapadła cisza. Słyszałem jedynie dźwięk kieliszków i cichy śmiech. Zacisnąłem pięści. Mówili o mnie. Mówili o ojcu. I o czymś, co miało miejsce zanim odszedł. Nie rozumiałem wszystkiego, ale jedno było pewne – Wojtek nie był nowym znajomym. On był tu wcześniej. Gdzieś w tle, może w cieniu. Rezerwowy tatuś, gotowy wskoczyć na miejsce, kiedy zrobi się wolne.

Wieczorem, gdy wyszedł, mama zapytała:

– Wszystko w porządku, Michał?

– A czy ty byłaś w porządku wobec taty?

Zamilkła. W jej oczach pojawiło się coś między wstydem a złością. Ale znów nic nie powiedziała.

To było potwierdzenie

Dwa dni później, w niedzielę, postanowiłem zajrzeć do garażu. Ojciec trzymał tam różne rzeczy – narzędzia, stare zdjęcia, czasem notatki. To było jego miejsce, w którym mama prawie nigdy nie bywała. Znalazłem tam pudełko z dokumentami, segregatorami, starymi rachunkami. I jedną kopertę bez podpisu. W środku było zdjęcie. Mama i Wojtek. Na jakimś szkoleniu, wycieczce… nie wiem. Byli blisko siebie. Zbyt blisko jak na koleżeństwo. Mama trzymała go za ramię. Uśmiechali się do siebie tak, jak nie uśmiechała się do ojca przez ostatnie lata.

Później, przeszukując jeszcze głębiej, natrafiłem na coś, co rozwiało wszelkie wątpliwości – kartkę z notatką ojca, zapisaną jego charakterem pisma: „Wiem o was. Nie wiem, co z tym zrobić”. Data: na dwa miesiące przed jego śmiercią. Poczułem, jak robi mi się słabo. Ojciec wiedział. Nie powiedział mi. Może nie miał siły? A może miał nadzieję, że mama się opamięta?

Wieczorem położyłem zdjęcie i notatkę na stole w kuchni. Czekałem, aż mama je zobaczy. Gdy weszła i spojrzała na nie, zbladła.

– Skąd to masz?

– Z garażu. Tata też wiedział, prawda?

Nie odpowiedziała od razu. Usiadła.

– Wiedział. Ale nie odszedł. Próbował... wybaczyć. Próbowałam to skończyć, Michał, naprawdę.

Nie wierzyłem jej. A może nie chciałem. Patrzyłem na nią jak na kogoś obcego. Kogoś, kto zdradził nie tylko ojca, ale też mnie.

Są rzeczy, których nie cofniemy

Od tamtego wieczoru między mną a mamą zapadła cisza. Inna niż ta po śmierci ojca – chłodna, ciężka, nieprzejednana. Zaczęliśmy żyć obok siebie. Ona chodziła do pracy, gotowała, czasem próbowała zagadać. Ja już nie byłem tym samym chłopakiem. Widziałem ją inaczej. Każde jej słowo było jak echo czegoś niewypowiedzianego wcześniej. Prawda, która wyszła na jaw, była jak rdza – cicha, ale niszcząca wszystko.

Nie powiedziała mi, czy ojciec zmarł na zawał przez stres, przez to, co odkrył, przez nią. Nie musiała. Wystarczyło mi, że wiedział. Że cierpiał. Że nie umiał z tym nic zrobić. A ona – zamiast być wsparciem – miała kogoś w zanadrzu. Kogoś, kto teraz bez wstydu siadał przy naszym stole.

Próbuję to wszystko jakoś sobie poukładać. Wiem, że ludzie są skomplikowani. Że miłość czasem gaśnie, że uczucia się zmieniają. Jednak są granice, których nie powinno się przekraczać. A już na pewno nie wtedy, gdy ktoś ufa ci bezgranicznie. Nie wiem, czy kiedyś wybaczę mamie. Może tak, ale to już nie będzie ta sama relacja. Coś między nami pękło – coś, czego nie da się naprawić ani przykryć nowym obiadem czy uśmiechem. Na razie milczymy. I chyba oboje wiemy, że to najuczciwsze, co możemy sobie dać.

Michał, 17 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama