„Po śmierci ojca matka liczy, że będzie na moim utrzymaniu. Jest pasożytem i nie chce się wziąć do roboty”
„Przecież to nie jest obłożnie chora staruszka, którą trzeba się opiekować. Ona ma niecałe sześćdziesiąt lat i jest w naprawdę dobrej kondycji. Mnie nie stać na to, żeby spłacać swój własny kredyt i co miesiąc dorzucać jej do rachunków pokaźną kwotę”.

- listy do redakcji
Odkąd pamiętam, matka nigdy nie pracowała. Ponoć zaraz po maturze zaczepiła się na poczcie, ale tuż po ślubie zrezygnowała, twierdząc, że więcej kosztują ją dojazdy i ubrania do pracy niż wynoszą jej faktyczne zarobki. Tak przynajmniej zawsze opowiadała ciocia Iza – jej rodzona siostra, z którą miały bardzo chwiejny kontakt. Raz się kłóciły, by po chwili godzić i znowu wchodzić w jakieś utarczki o drobnostki.
Matka całe życie nie pracowała
Rok po ślubie na świat przyszedł mój brat Maciek, a dokładnie dziesięć lat po nim ja. Nigdy tak tego nie traktowałam, ale wydaje mi się, że kolejna ciąża mogła być dla mojej matki wygodną wymówką przed koniecznością pójścia do pracy. W końcu ukochany syn był już na tyle duży, że spokojnie mogła poszukać jakiegoś płatnego zajęcia. Zwłaszcza, że mieszkaliśmy na jednym podwórku z babcią ze strony taty, która mogła jej pomóc i np. odbierać mojego brata po szkole. Zdaje się, że ona jednak nie chciała.
Teraz myślę, że dla mamy taka sytuacja była całkiem wygodna. Miała spokój i mogła skupić się na pobieżnym wykonywaniu domowych obowiązków, a potem na swoich własnych przyjemnościach. Za utrzymanie rodziny od zawsze odpowiadał mój tata. Doskonale pamiętam, jak w dzieciństwie podsłuchałam jego rozmowę z babcią.
– Wiesz Marek, może Agata poszłaby do pracy? Ewelina nawet mówiła, że szukają z mężem pomocy do księgarni. Może nie płacą kokosów, ale zawsze to druga pensja w domu. I sam wiesz, że twoja siostra na pewno by jej nie oszukała. Miałaby opłacone wszystkie składki – mówiła, a ja nadstawiłam uszu.
– Ale co z Olą? Maciek już jest w liceum, spokojnie poradzi sobie po szkole z obiadem i lekcjami. Ale mała nie może przecież zostać sama – ojciec powtórzył słowa, które najczęściej słyszał od matki.
– Przecież ja jeszcze nie jestem taka stara. Dzięki bogu nie choruję i mam siły, mogę odebrać wnuczkę z przystanku autobusowego, przygotować jej obiad i przypilnować z lekcjami. Zresztą, Agatka nie musiałaby od razu brać całego etatu. Na pewno dogadałaby się z Eweliną, co do godzin – przekonywała.
Nie wiem dokładnie, jak potoczyły się dalsze negocjacje i kto jakich argumentów użył. Wieczorem słyszałam jednak kłótnię rodziców i mama do pracy w końcu nie poszła.
Całymi dniami siedziała w domu
I tak żyła sobie wygodnie do czasu, gdy ja poszłam na studia. Czy była aż tak skupiona na dzieciach? Nie sądzę. W każdym bądź razie ja nie pamiętam, żeby poświęcała mi mnóstwo czasu. Najczęściej oganiała się ode mnie, gdy coś od niej chciałam.
– Idź się pobawić, nie przeszkadzaj. Widzisz przecież, że jestem zajęta – to było zdanie, które najczęściej słyszałam w dzieciństwie.
Miała swoje seriale, książki, rytuały picia kawy z ulubioną sąsiadką, plotki, wyjścia z koleżankami. Teraz wiem, że żyła sobie bardzo wygodnie. Niczym przysłowiowy pączek w maśle. Tak naprawdę nie musiała martwić się rachunkami do zapłacenia czy zakupami. Ojciec robił wszystko, żebyśmy żyli na przyzwoitym poziomie. Pracował na budowie, a po pracy w firmie, brał prywatne zlecenia w domach. Najczęściej nie było go od rana do wieczora. Często też brał jakieś fuchy w soboty czy nawet niedziele.
Czy mi to przeszkadzało? Jako dziecko raczej o tym nie myślałam. Wydawało mi się, że tak jest we wszystkich domach. Że tatusiowe pracują na rodzinę, a mamy zawsze są w domu. Dopiero, gdy byłam starsza, zaczęłam zauważać, że matki moich koleżanek jednak mają swoje własne zajęcia. Że uczą w szkołach, sprzedają w sklepach, dają zastrzyki pacjentom w przychodniach lub wykonują całkiem inne zawody. Wiem, wiem – bardzo naiwne miałam myślenie. Ale to było z perspektywy dziecka, któremu otaczająca go rzeczywistość wydaje się czymś zupełnie naturalnym.
Nie było wystarczająco dobrej pracy
Gdy poszłam do liceum, matka nadal pozostała w domu. Twierdziła, że w okolicy nie ma ciekawej pracy, a ona przecież nie pójdzie do marketu.
– No chyba nie chcesz, żeby twoja żona siedziała na kasie i słuchała obelg klientów za marne grosze? Mam iść dźwigać worki z ziemniakami i przebierać zgniłe cebule? – biadoliła.
Rzeczywiście, po liceum ekonomicznym i z ogromną luką w zawodowym życiorysie nie miała szans na oszałamiającą karierę. Nikt jej przecież jednak nie bronił przez wszystkie te lata się dokształcić. Miała czas i pieniądze na skończenie zaocznie studiów. Jej jednak po prostu się nie chciało. Zależało jej tylko na własnej wygodzie i nie potrzebowała własnych pieniędzy, gdy mąż harował dniami, a często i nocami, na wszystkie jej zachcianki.
Ojciec wyjechał na kilka lat za granicę, żeby zarobić na remont naszego domu. Odziedziczył go jeszcze po swoich dziadkach, dlatego z czasem wymagał sporych nakładów finansowych. Utrzymanie syna studenta i młodszej córki swoje kosztowało, dlatego musiał znaleźć sposób, żeby dorobić. Matka w ogóle nie poczuwała się do tego, żeby dorzucać się do rodzinnego budżetu.
– Nie po to przecież wychodziłam za mąż, żeby teraz harować w pocie czoła na jakiejś plantacji szparagów czy innych truskawek – usłyszałam kiedyś przypadkiem, gdy ciocia Iza proponowała jej wspólny wyjazd na tak zwane saksy.
– Ale przecież dodatkowe pieniądze na pewno by się wam przydały. Wiem, że teraz zbieracie na wymianę dachu i ocieplenie elewacji. Mogłabyś dorzucić się trochę do wspólnej puli. No i co własna kasa, to zawsze własna kasa – ciotka próbowała do niej dotrzeć, ale na nic się to zdało.
Matka oczywiście nigdzie nie pojechała. Było jak zawsze. Ojciec po prostu pracował jeszcze więcej, żeby szybciej odłożyć potrzebne pieniądze i zrobić remont.
To było czyste lenistwo
Tymczasem mój brat skończył studia i wyjechał do Anglii. Tam poznał dziewczynę, wziął z nią ślub i ułożył sobie życie w Londynie. Gdy urodziła się im córka, Maciek próbował przekonać matkę, żeby przyjechała do nich zaopiekować się małą Jessicą.
– Zbieramy pieniądze na własne mieszkanie. Nie możemy przecież wiecznie żyć na wynajmie – słyszałam ich rozmowę i proszący ton mojego brata. – Aneta musi wrócić do pracy, żebyśmy byli w ogóle w stanie cokolwiek odkładać. Tymczasem dzieckiem nie ma kto się zająć. Pomożesz nam?
Matka jednak się nie zgodziła. Twierdziła, że nie może mnie zostawić bez opieki. Bo córka nastolatka bez jej czujnego oka szybko się rozpije, zacznie, wagarować, ćpać, zajdzie w ciążę lub wszystko to jednocześnie.
– Wiesz, że Olka wchodzi w głupi wiek i potrzebuje nadzoru. Nie mogę tutaj wszystkiego nagle rzucić i jechać do ciebie. Mam dwójkę dzieci, a nie tylko syna. Weź to pod uwagę. Córka mnie teraz też potrzebuje. Zresztą, możecie poprosić o pomoc teściową.
W końcu brat z żoną musieli zatrudnić daleką kuzynkę w roli opiekunki. Moja matka nie chciała nawet słyszeć o wyjeździe, a teściowa pracowała w szpitalu jako pielęgniarka i trudno jej było rzucić wszystko z dnia na dzień i na dwa lata jechać do Anglii.
Ja byłam wtedy na tyle dorosła, że spokojnie bym sobie poradziła sama z ojcem. Jeszcze żyła babcia, ciotka Iza była niedaleko i zawsze mogłabym się do niej zwrócić o pomoc. Matka mogła jechać. Zwłaszcza, że za rok i tak zdałam maturę i wyjechałam na studia.
Tymczasem ona próbowała znaleźć nową wymówkę, żeby nie iść do pracy. Tym razem było to złe samopoczucie. Zaczęła biegać po lekarzach, uskarżać się na bóle głowy i kręgosłupa, szukać rehabilitantów. Jej codzienność skupiła się na narzekaniu na zdrowie. Tak minęły całe moje studia.
Musiałam zacząć radzić sobie sama
Ojciec pracował już w Polsce i nie miał tyle sił, co niegdyś. To oznaczało, że utrzymanie mnie na studiach w wielkim mieście było dla niego dużym obciążeniem. Bardzo starałam się go odciążać, dlatego już na pierwszym roku zaczęłam dorabiać. Rozkładałam towar w markecie, pracowałam w pubie, sprzedawałam fast foody, sprzątałam biura, stałam na promocjach jako hostessa.
Biegałam pomiędzy ćwiczeniami i wykładami, a kolejnymi dorywczymi fuchami. Wciąż w niedoczasie, wciąż zmęczona i niewyspana. Na szczęście jednak całkiem dobrze zaliczałam kolokwia i egzaminy, dlatego miałam też stypendium naukowe.
Na czwartym roku udało mi się zaczepić w biurze rachunkowym. Tutaj zaczęłam już zarabiać nieco lepiej i odkładać swoje pierwsze oszczędności. Dalej mieszkałam w studenckim mieszkanku z dwoma koleżankami, ale dzięki temu oszczędzałam na czynszu. Moim celem było uciułanie wkładu własnego i zaciągniecie kredytu na własne mieszkanie. Doskonale wiedziałam, że rodzice nie będą mogli mi go zafundować, a mieszkać gdzieś przecież trzeba.
Gdy w końcu udało mi się odłożyć potrzebną kwotę i kupić dwupokojowe mieszkanko na kredyt, wydarzyła się tragedia. Ojciec dostał zawału. Karetka zabrała go prosto z pracy i już nie wrócił do domu. Dla matki to był prawdziwy szok. Dotychczas była całkowicie na jego utrzymaniu. Emerytura, która miała dostać po mężu, na pewno nie wystarczyłaby jej na utrzymanie domu i życie na tym poziomie, co dotychczas.
Chce, bym ją utrzymywała
Ciotka Iza zaproponowała jej pomoc.
– Wiesz, że moja córka prowadzi warzywniak. Będziesz mogła sobie w nim dorobić i na pewno wspólnie damy radę – przekonywała.
Matka jednak nawet nie chce o tym słyszeć. Zdaje się, że była przekonana, że to my z Maćkiem przejmiemy rolę taty. Mój brat jednak stanowczo zaprotestował. Matka jest pewna, że po prostu przejdzie na moje utrzymanie. Czy jednak rzeczywiście to jest najlepsze wyjście?
Przecież to nie jest obłożnie chora staruszka, którą trzeba się opiekować. Ona ma niecałe sześćdziesiąt lat i jest w naprawdę dobrej kondycji. Mnie nie stać na to, żeby spłacać swój własny kredyt i co miesiąc dorzucać jej do rachunków pokaźną kwotę. Jak ona sobie to niby wyobraża? Nie mam pojęcia, jak powiedzieć jej, żeby jednak przyjęła propozycję cioci Izy i wreszcie wzięła się do roboty.
Ola, 31 lat
Czytaj także:
„Na walentynki liczyłam na modne słodkie perfumy, a dostałam tanią podróbkę z dyskontu. Sknerze szkoda na mnie kasy”
„Szukałam prezentu dla męża na walentynki, a znalazłam dowód zdrady. Zamiast kolacji przy świecach będzie ścisły post”
„Długi zazdrosnego męża sprawiały, że żyłam jak w pułapce. Nowy kochanek wyciągnął mnie z tego bagna jak dźwig”