Reklama

Każdy przeżywa żałobę na swój sposób, ale moja matka swoim zachowaniem przekracza wszelkie granice. Było mi wstyd, gdy doszły mnie słuchy, że po pogrzebie zaczęła paradować po wsi wystrojona jak kolorowa papuga i uśmiechnięta od ucha do ucha. Ludzie wzięli ją na języki, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy w tych plotkach nie ma ziarnka prawdy. Pospieszyłam się jednak ze swoją oceną i teraz jest mi głupio. Okazało się bowiem, że mama przez lata ukrywała przede mną straszny sekret.

Reklama

Zaczęłam martwić się o mamę

– Marta, chyba powinnaś trochę bardziej zainteresować się mamą – poinformowała mnie Sylwia, moja koleżanka.

– Co masz na myśli? Rozmawiam z nią codziennie i nie zauważyłam, że dzieje się coś niepokojącego.

– Nie zauważyłaś, bo nie ma cię na miejscu. Od pogrzebu twojego ojca zachowuje się... dość dziwnie. A zresztą, będzie lepiej, jak o wszystkim powiem ci osobiście. Jutro będę w Łodzi. Znajdziesz czas, żeby spotkać się gdzieś i porozmawiać?

– Oczywiście. Daj mi tylko znać, o której godzinie będziesz na miejscu.

Nie utrzymywałam bliskich kontaktów z rodzicami. Jako nastolatka, wyjechałam do szkoły z internatem, a po maturze poszłam na studia i zamieszkałam w akademiku. Po obronie magisterki zostałam w Łodzi i w rodzinnej miejscowości bywałam tylko okazjonalnie. Ostatni raz odwiedziłam dom kilka miesięcy temu, by pochować ojca.

Rodzice chyba nigdy się nie kochali

Małżeństwo moich rodziców nie było idealne. Przez całe życie miałam wrażenie, że mama wyszła za ojca z braku lepszych kandydatów. Na wsi staropanieństwo nie przystoi i do dziś zdarza się, że młode dziewczyny idą przed ołtarz z pierwszym lepszym, który się nimi zainteresuje. Wydaje mi się, że tak właśnie było z moimi rodzicami.

Nie chcę być źle zrozumiana. W domu nigdy nie było żadnych dramatów. Ojciec nie zaglądał do kieliszka. Nie stosował przemocy. Nie wiadomo mi też, by zdradzał mamę. Jasne, zdarzało im się kłócić, ale bądźmy szczerzy. Małżeństwa idealnie nie istnieją. Nie chodzi o okazjonalne sprzeczki. Ja po prostu nigdy jedna nie widziałam między nimi prawdziwego uczucia.

Odnosiłam wrażenie, że przez całe życie mijają się obojętnie. Nigdy nie widziałam, jak ojciec całuje mamę. Ba, nie widziałam nawet, by kiedykolwiek ją przytulił. Czułe zwroty, jak choćby „kochanie” czy „skarbie”, nie istniały w ich słowniku. Byli ze sobą, bo we dwoje łatwiej się żyje. Takie przynajmniej miałam wrażenie.

Wieści były niepokojące

– Dziękuję, że znalazłaś chwilę – powiedziałam, gdy dołączyłam do Sylwii w kawiarni.

– Musiałam. Z twoją mamą naprawdę dzieje się coś niepokojącego – stwierdziła.

– Co dokładnie masz na myśli?

– Pewnie zauważyłaś, że na pogrzebie twojego taty nie uroniła nawet jednej łzy?

– Tak, ale to nic niezwykłego. Mama nie przywykła do publicznego okazywania uczuć. Taka już jest.

– Może, ale wiesz, jacy są ludzie u nas. Od razu zaczęli ją obmawiać. Maryśka stwierdziła, że pewnie tylko czekała na śmierć męża, by móc bez przeszkód spotykać się z gachem.

– Jakoś mnie to nie dziwi. Po starej Maryśce nie spodziewałabym się niczego innego.

– Tak, ale swoim zachowaniem zaczęła tylko utwierdzać ludzi w tym przekonaniu.

– Swoim zachowaniem? Nie zauważyłam niczego dziwnego.

– Och, daj spokój. Wyjechałaś po dwóch dniach, to co niby miałaś zobaczyć? Nie mam do ciebie pretensji. Wiem dobrze, że masz swoje życie i nie o to mi chodzi. Mówię tylko, że gdy wróciłaś do Łodzi, twoja mama jakby oszalała.

– Oszalała?

Zaniemówiłam na chwilę, a po chwili usłyszałam coś, co wydawało mi się niedorzeczne.

To mi nie pasowało do mamy

– A tak! Wiesz dobrze, jak poważnie traktuje się u nas żałobę. Nawet chłopy, gdy któryś pochowa żonę, przez jakiś czas noszą się na czarno, a kobiety nie ściągają żałobnych ciuchów przez okrągły rok. A twoja mama zaczęła paradować w pstrokatych kieckach i fioletowym płaszczyku. Nosi nawet taki fikuśny kapelusz z pawimi piórami. Mówię ci, Marta, wygląda, jakby szykowała się na karnawałową zabawę. I tak codziennie.

– Dziwne. Mama przez całe życie lubiła raczej stonowane kolory. Zazwyczaj nosiła się na szaro.

– Właśnie! To dziwne, że po śmierci męża nagle tak się jej odmieniło. Nie tylko ja tak uważam.

– Co mówią ludzie?

– No wiesz... zastanawiają się, kto teraz wskakuje jej do łóżka. Przepraszam, że to mówię, ale wszystko na to wskazuje. Nie chodzi tylko o kolorowe ciuchy. Ona zachowuje się, jakby śmierć męża w ogóle jej nie obeszła. Jest weselsza niż zawsze. Stała się bardziej rozmowna. Nawet żarcikami zaczęła rzucać.

Nic z tego, o czym mówiła Sylwia, nie pasowało do mojej mamy. Przez całe życie była małomówna i naprawdę rzadko zdarzało się jej okazywać jakiekolwiek emocje. Nie podejrzewałam jej, że od razu po śmierci ojca znalazła sobie innego, ale zaczęłam się o nią niepokoić.

Postanowiłam to sprawdzić

Następnego dnia wzięłam wolne w pracy i pojechałam do mamy. Musiałam dowiedzieć się, co się dzieje, a przez telefon na pewno nie udzieliłaby mi żadnych rzeczowych wyjaśnień. Gdy weszłam do domu, pomyślałam, że pomyliłam adres. Wnętrze było nie do poznania. Mama przemalowała ściany i zrobiła przemeblowanie. Z radia sączyła się muzyka, a z kuchni dobiegał zapach domowego ciasta.

– Martusia? Skarbie, nie spodziewałam się ciebie! Jak miło, że mnie odwiedziłaś – ucieszyła się.

– Wszystko w porządku, mamo? – zaniepokoiłam się i nie bez przyczyny.

Miała na sobie spódnicę w kwieciste motywy i różową bluzkę. Nigdy nie widziałam jej takiej. Do tego jeszcze to przemeblowanie i muzyka. Wcześniej mama włączała radio tylko po to, by wysłuchać wiadomości albo transmisji z mszy.

– Oczywiście, że tak. A dlaczego pytasz?

– Bo wiesz... ludzie gadają.

– Ach, ludzie – pokiwała głową. Córeczko, oni zawsze gadali i gadać będą. Powinnaś to wiedzieć. Przecież nie urodziłaś się wczoraj.

– Tak, ale widzę, że tym razem mają rację.

– A cóż takiego mówią?

– Że... źle znosisz żałobę – powiedziałam, nie chcąc powtarzać zasłyszanych plotek.

– Jak widzisz, trzymam się bardzo dobrze – powiedziała i dygnęła jak dama na balu.

– Mamo, skąd nagle ta przemiana? Nie jest ci ani trochę przykro z powodu śmierci taty?

– Naprawdę chcesz o tym mówić?

– Tak. Naprawdę.

Nie wiedziałam, co przeżywała mama

– Szczerze mówiąc, nie rozpaczam. Niech mu ziemia lekką będzie, ale cieszę się, że mam już go z głowy – wyznała, a mnie zamurowało. Najwyraźniej zauważyła moje zdziwienie. – Wiem, wiem. Pójdę za te słowa do piekła, ale w jednym już byłam. Większego koszmaru przeżyć już nie mogę, więc co mi tam.

– Mamo, o czym ty mówisz?

– Córuś, córuś... ty o niczym nie wiesz. Wyjechałaś z domu jako młoda dziewucha i nie widziałaś, co tu się działo. A działo się tyle, że można o ty książkę napisać.

Mama opowiedziała mi, jaki naprawdę był mój ojciec. Opowiedziała mi o zaglądaniu do kieliszka. Mówiła o przemocy psychicznej i fizycznej.

Przy tobie jeszcze jakoś się hamował. Ale kiedy wyjechałaś do internatu, zaczął sobie używać na całego. Martuś, jak sobie wypił, to wstępował w niego jakiś diabeł. A trzeźwy bywał rzadko. On mnie maltretował, rozumiesz? Raz doszło do tego, że musiałam uciekać z domu. Zaczęłam dobijać się do Stacha i Sabiny, ale nawet mi nie otworzyli. Wykrzyczała mi tylko przez zamknięte drzwi, że co się dzieje w moim domu, to nie jej sprawa. Tak było codziennie, córuś.

– Mamo, dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?

– Bo to matka jest od tego, żeby pomagać dziecku, nie odwrotnie. Znam cię, skarbie. Gdybyś wiedziała, jak jest, wróciłabyś do domu. A ja chciałam dla ciebie jak najlepiej, Chciałam, żebyś wyrwała się z tej wsi. Zacisnęłam więc zęby. Jakoś wytrzymałam lata bicia i poniżania, ale teraz mogę wreszcie odetchnąć. Gdy on zszedł z tego świata, poczułam się, jakby Bóg ściągnął mi z ramion ogromny ciężar. Nie płaczę po nim i płakać nie zamierzam. A jeżeli komuś we wsi się to nie podoba, to jego problem, nie mój.

Tym wyznaniem mama wyjaśniła mi wszystko. Zrozumiałam, przez jakie piekło przechodziła. Żałuję tylko, że wcześniej nie dostrzegałam, że coś jest nie tak. Przecież mogłam zabrać ją z tego domu. Nie musiała znosić tego wszystkiego. Mam pretensje do siebie, ale także do ludzi. Teraz to wzięli ją na języki, a gdy potrzebowała pomocy, nikt nie potrafił odezwać się słowem.

Marta, 29 lat

Reklama

Czytaj także: „Kurier bywa w naszym domu częściej niż mąż. Sąsiedzi plotkują, że mam romans, ale prawda jest inna”
„Przez remont domu po babci skrzywdziłam siostrę. Mogła nie wysyłać mi swojego męża do pomocy”
„W sanatorium chciałem pobrykać z inną kobietą, ale to był błąd. Nie sądziłem, że szybko zatęsknię za zrzędzącą żoną”

Reklama
Reklama
Reklama