„Po śmierci męża zajął się nami szwagier. Cieszyłam się, że wszystko zostanie w rodzinie, ale teściowie mieli inne zdanie”
„W kościele nikt nie usiadł obok nas. Paweł został po mojej lewej, Hania trzymała mnie za rękę, a rząd przed nami i za nami został pusty. Siostra Michała – Kasia – tylko skinęła głową. Teściowa nawet nie spojrzała w naszą stronę”.

- Redakcja
Czasem myślę, że moje życie skończyło się tamtego dnia, kiedy zadzwonił telefon. W jednej chwili byłam żoną Michała, matką Hani, kobietą, która miała dom, rutynę, nawet jeśli trochę nużącą – to bezpieczną. A w następnej sekundzie… byłam wdową. Trzymiesięczne zaległości w rachunkach, bez pracy, bez planu, z kilkuletnim dzieckiem u boku, które nie rozumiało, dlaczego tata nie wraca.
Zostałyśmy same
Michał był dobrym człowiekiem. Nie idealnym – bo kto jest? Ale każdego dnia próbował być ojcem i mężem. Robił śniadania w soboty, Hanię woził do przedszkola, potem do szkoły, śmiał się z jej żartów, których nikt inny nie rozumiał. Byłam szczęśliwa. Może nie zawsze to okazywałam, może czasem narzekałam, że znów zostawił ręcznik na podłodze, ale byłam szczęśliwa.
Śmierć Michała była jak wyrwanie podłogi spod nóg. Zwykły, idiotyczny wypadek samochodowy. Ktoś zasnął za kierownicą. Uderzenie. Koniec.
Kiedy po pogrzebie siedziałam sama w mieszkaniu, cichym jak nigdy dotąd, i słyszałam tylko spokojny oddech śpiącej Hani w pokoju obok, myślałam, że nie dam rady, że już po wszystkim. Ale wtedy zjawił się Paweł, brat Michała. Młodszy, trochę inny – zawsze bardziej bezpośredni, trochę dziki.
– Aga, nie możesz być sama. Zbieraj rzeczy i jedźcie do mnie. Choćby na chwilę.
I pojechałyśmy „na chwilę”. Tyle że chwile mają to do siebie, że potrafią się przeciągać.
Przygarnął nas
Tamtego wieczoru siedzieliśmy z Pawłem przy kuchennym stole. Hania już spała. Milczeliśmy, każde grzebało łyżeczką w herbacie.
– Dziękuję, że jesteś – szepnęłam.
– Nie martw się. Zawsze będziesz dla mnie rodziną – odparł. – Zawsze.
Wszystko się zaczęło przy okazji mszy za Michała, rok po jego śmierci. Rodzina zapowiedziała, że organizują ją w parafii, gdzie Michał był chrzczony. Spakowałam Hanię, założyłam jej granatową sukienkę z białym kołnierzykiem.
W kościele nikt nie usiadł obok nas. Paweł został po mojej lewej, Hania trzymała mnie za rękę, a rząd przed nami i za nami został pusty. Siostra Michała – Kasia – tylko skinęła głową. Teściowa nawet nie spojrzała w naszą stronę. Po nabożeństwie zebrali się w grupkę przy wyjściu. Widziałam, jak Kasia rozkłada ręce, jak śmieje się z ciotką Marylką, jak wszyscy zmierzają w stronę samochodów. Nikt nie podszedł, nikt nie zaprosił nas do restauracji, gdzie mieli dalej wspominać Michała.
Ignorowali nas
Stałam pod kościołem z Pawłem i Hanią, nie wiedząc, co mam powiedzieć.
– Mamo, a czemu babcia nie przyszła się z nami przywitać? – spytała Hania, patrząc na mnie jasnym mądrym spojrzeniem.
– Może nie zauważyła nas, kochanie – odpowiedziałam, chociaż obie dobrze wiedziałyśmy, że zauważyła.
W drodze powrotnej milczeliśmy, dopóki nie zaparkowaliśmy pod domem.
– Ludzie zawsze będą gadać – powiedział w końcu Paweł, opierając się o kierownicę. – Nie przejmuj się. To są ich ograniczenia.
– Może powinnam stąd odejść – rzuciłam cicho. – Może tak będzie lepiej dla Hani i dla ciebie.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Aga, nie jesteś ciężarem. I nie pozwolę, żeby gadanie ludzi przesądziło o tym, co robimy. Chcesz wracać do pustego mieszkania, do zamkniętych drzwi, tylko dlatego, że komuś nie pasuje, że ci pomagam?
Byłam rozdarta
Tego wieczoru nie spałam długo. Myślałam o tym, czy faktycznie robię coś złego. Czy to możliwe, żeby sama wdzięczność zaczęła przypominać coś więcej? A jeśli tak, to co z tego wynikało? Przez długi czas oszukiwałam się, że przecież jestem tylko wdową, a Paweł to tylko brat Michała. Ale życie nigdy nie było czarno-białe. Czasem nawet uczciwe wybory zostawiają posmak wstydu.
Z tygodnia na tydzień atmosfera wokół nas stawała się gęstsza. Kasia przestała odpisywać na wiadomości, choć jeszcze niedawno sama wysyłała zdjęcia swoich dzieci. Teściowa przestała odbierać telefon, a kiedy już raz odebrała, usłyszałam w słuchawce jedynie chłodne „nie mam teraz czasu”. Nie musiała dodawać nic więcej. To nie była złość, to było coś gorszego – obojętność.
Któregoś wieczoru długo siedziałam na schodach, obserwując ogród. Hania zasnęła szybko. Paweł usiadł obok mnie i podał mi kubek herbaty.
– Zrobiłem coś głupiego? – zapytał, nie patrząc na mnie.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale chyba nie mamy już nikogo poza sobą.
Nie odpowiedział. Przez chwilę myślałam, że może zamilknie do końca wieczoru. Ale potem powiedział coś, co brzmiało jak cichy wyrok:
– Czasem trzeba coś stracić, żeby zobaczyć, kto zostaje naprawdę.
Miałam wyrzuty sumienia
Pewnej nocy obudził mnie koszmar. Michał śnił mi się, jak siedział na ławce w parku i odwracał wzrok, kiedy próbowałam podejść. Obudziłam się z przyspieszonym oddechem. Wysunęłam się z łóżka i zeszłam do salonu. Paweł siedział na kanapie z książką w ręku, chociaż minęła północ. Spojrzał na mnie i bez słowa zrobił miejsce obok siebie.
Nie rozmawialiśmy. Po prostu usiadłam i oparłam się o jego ramię. Czułam, jak bije mu serce. Jego dłoń odnalazła moją i przez chwilę świat wydał się prosty. Zasnęłam wtulona w jego bok, jakby to było najnaturalniejsze na świecie.
Rano obudził mnie zapach kawy. Paweł stał w kuchni, jakby nic się nie wydarzyło.
– Nie musimy o tym rozmawiać – powiedział spokojnie. – Ale chcę, żebyś wiedziała, że to nie był przypadek.
Usiadłam przy stole. Zawahałam się, zanim odpowiedziałam.
– Paweł, ja… nie wiem, co się dzieje. Nie wiem, czy to, co czuję, to tylko wdzięczność. Ale nie chcę, żebyś robił sobie nadzieję, jeśli…
– Nie chodzi o nadzieję – przerwał. – Ja cię po prostu lubię. Lubię z tobą być. I z Hanią. Może to szalone, ale wy jesteście moją rodziną.
Skreślili nas
Tego dnia pierwszy raz pomyślałam o nas nie jak o dwojgu obcych ludzi, ale jak o kimś, kto jest razem w najgorszym. I kto być może będzie razem również potem.
Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi. Ale i tak, kiedy dostałam wiadomość od teściowej, coś we mnie zadrżało. „Zachowujesz się, jakby Michał nigdy nie istniał. Nie chcemy mieć z tym nic wspólnego”. Paweł wrócił tego dnia wcześniej. Pokazałam mu wiadomość.
– To nie twoja wina – powiedział spokojnie, ale w jego oczach zobaczyłam złość. – Jeśli mają problem, niech go mają ze mną. Nie z tobą czy z Hanią.
– Paweł… oni ciebie też już przekreślili. Nie zaprosili cię na imieniny ojca. Nawet nie zadzwonili, kiedy trafił do szpitala.
– Może to i lepiej. Przynajmniej nie muszę się już łudzić.
Wieczorem, po tym wszystkim, usiedliśmy na tarasie. Było zimno, ale oboje potrzebowaliśmy tej ciszy, której nikt już nie zakłócał.
– Wiesz, że teraz jesteśmy tylko my? – powiedziałam.
– Wiem – odparł. – Ale przecież to wystarczy, prawda?
Zrozumiałam, że nie musimy się już nikomu tłumaczyć. dokonaliśmy wyboru i teraz musieliśmy tylko wytrzymać jego konsekwencje.
Agnieszka, 37 lat
Czytaj także:
- „Uciekłam z własnego ślubu, bo nie chciałam być marionetką. Tego samego dnia poznałam kogoś, kto rozgrzał moje serce”
- „Po śmieci Marka zostałam z niczym. Jego pierwsza żona robiła wszystko, żebym nie dostała nic ze spadku”
- „Miłość spadła na mnie w Tatrach niczym lawina. Bartek wędrował ze mną po górach, a dziś wędrujemy razem przez życie”

