Reklama

Śmierć mojego męża zabrała mi wszystko – spokój, poczucie bezpieczeństwa, przyszłość, którą razem planowaliśmy. Każdy dzień bez Radka był pusty, bezbarwny, nijaki. Miałam wrażenie, że poruszam się w jakimś dziwnym letargu, jakby świat stał się tylko cieniem tego, czym był wcześniej.

Teść był dla mnie wsparciem

Ludzie mówili, że czas leczy rany, ale mijające miesiące wcale nie przynosiły ulgi. Z początku otaczało mnie grono bliskich – Magda, znajomi, sąsiedzi. Ale z czasem ich obecność stawała się coraz rzadsza. Wszyscy wracali do swojego życia, a ja zostałam sama w czterech ścianach naszego domu, który nagle wydał mi się zbyt duży, zbyt pusty.

To Andrzej zaczął przychodzić regularnie. Mój teść. Najpierw z troski, jak mówił. Pytał, czy czegoś nie potrzebuję, przynosił zakupy, czasem ciasto. Siedzieliśmy przy kuchennym stole i wspominaliśmy Radka. Te rozmowy były dla mnie jak tlen – jedyne momenty, kiedy czułam, że ktoś naprawdę rozumie mój ból. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jego obecność stanie się czymś więcej niż tylko wsparciem.

Wspominaliśmy Radka

Początkowo nie zauważyłam, jak bardzo czekam na jego wizyty. Andrzej wpadał kilka razy w tygodniu, zawsze z jakimś pretekstem – a to przynosił świeże bułki, a to pomagał w drobnych naprawach. Był jedyną osobą, przy której nie musiałam udawać, że sobie radzę. Mogłam mówić o Radku bez skrępowania, bez tego niezręcznego milczenia, które pojawiało się u innych, gdy tylko wspominałam jego imię.

– Wiesz, że Radek jako dziecko bał się burzy? – powiedział pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kuchennym stole.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Radek? Niemożliwe.

Andrzej uśmiechnął się lekko.

– Serio. Do dzisiaj pamiętam, jak w środku nocy wpychał się do naszego łóżka, kiedy zaczynało grzmieć. Mówił, że tylko u nas czuje się bezpiecznie.

Śmiałam się cicho, pierwszy raz od miesięcy. To było jak powiew ciepłego powietrza w środku zimy.

Zaczęłam się otwierać

Z czasem nasze rozmowy zaczęły wykraczać poza wspomnienia. Opowiadał mi o swoim życiu, o samotności po śmierci żony. A ja… zaczęłam się otwierać. Nie miałam nikogo, komu mogłabym powiedzieć, jak bardzo nienawidzę poranków, kiedy budzę się i przez ułamek sekundy zapominam, że Radka już nie ma. Jak bardzo przeraża mnie przyszłość.

Któregoś dnia, zupełnie naturalnie, położył dłoń na mojej. Nie cofnęłam się. Ciepło jego dotyku nie wydało mi się niewłaściwe. Wręcz przeciwnie – było pierwszą rzeczą od dawna, która przypomniała mi, że wciąż żyję.

Teść mnie pocałował

To stało się nagle, a może wręcz przeciwnie – powoli i nieuniknienie, jak nurt rzeki, który stopniowo podmywa brzeg, aż w końcu wszystko runie.

Był chłodny wieczór, padał deszcz. Andrzej jak zwykle wpadł „tylko na chwilę”, ale ta chwila przeciągnęła się do późnej nocy. Siedzieliśmy w salonie, sącząc herbatę, gdy nagle wyłączyli prąd.

– No pięknie – westchnęłam. – Latarka jest w szufladzie, ale chyba muszę znaleźć świeczki.

– Poczekaj – Andrzej zatrzymał mnie ruchem dłoni. – Posiedźmy chwilę w ciemności.

I tak siedzieliśmy – on po jednej stronie kanapy, ja po drugiej, wsłuchani w miarowy dźwięk deszczu uderzającego o szyby. W półmroku widziałam tylko jego sylwetkę, czułam ciepło jego obecności. I wtedy poczułam to naprawdę – tę dziwną, cichą bliskość, która kiełkowała między nami od tygodni. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie w sposób, który sprawił, że serce zaczęło mi bić szybciej. I zanim zdążyłam pomyśleć, zanim mogłam się wycofać, on delikatnie pochylił się do przodu i musnął ustami moje wargi.

– Olga… – powiedział cicho, niemal szeptem, ale nie dokończył.

Byłam zaskoczona. Może powinnam się cofnąć, powiedzieć coś, co zakończyłoby to szaleństwo. Ale nie zrobiłam nic. Bo w tamtej chwili nie czułam, że to szaleństwo. Czułam się… żywa.

– Nie wiem, co my robimy – wyszeptałam.

Andrzej spojrzał mi w oczy, wyraźnie zaniepokojony.

– Jeśli chcesz, udamy, że to się nie stało.

Mogłam to zakończyć. Mogłam się odsunąć i powiedzieć, że to pomyłka. Ale zamiast tego nachyliłam się i tym razem to ja go pocałowałam, a potem wylądowaliśmy w łóżku.

Zakochaliśmy się w sobie

– Nie możemy tego ukrywać w nieskończoność – powiedział Andrzej, patrząc na mnie uważnie kilka tygodni później.

Wiedziałam, że ma rację. Od tamtej nocy nasze spotkania przestały być niewinne. Dotyk stał się naturalny, pocałunki codziennością, a cisza między nami – nie krępująca, lecz pełna znaczeń. Ale choć serce podpowiadało mi jedno, rozum krzyczał coś zupełnie innego. Bałam się. Bałam się Magdy, jej gniewu, oceniających spojrzeń rodziny, szeptów sąsiadów. W końcu byłam wdową po Radku, a Andrzej… jego ojcem. Mimo to zgodziliśmy się powiedzieć prawdę.

Wyznałam prawdę szwagierce

Magda przyszła do mnie w sobotę. Nie zdążyłam nawet zaparzyć kawy, zanim wypaliłam:

– Jestem z twoim ojcem.

Przez chwilę nie zrozumiała. Spojrzała na mnie, potem na siedzącego obok Andrzeja, a potem… jej twarz wykrzywił grymas odrazy.

– Chyba sobie żartujesz – syknęła. – Olga, to jest chore.

– Magdo… – zaczął Andrzej, ale przerwała mu gwałtownym ruchem ręki.

– Nie, tato! Nie masz prawa! – wrzasnęła, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Ona była żoną Radka! Mojego brata!

– I co z tego? – zapytałam, a głos mi drżał. – Radka już nie ma

– I dlatego wskoczyłaś do łóżka jego ojca?!

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie spodziewałam się aż takiej wściekłości.

– Wy oboje jesteście obrzydliwi – rzuciła Magda i wybiegła, trzaskając drzwiami.

Wiedziałam, że to dopiero początek piekła.

Tego się nie spodziewałam

Po awanturze z Magdą spodziewałam się, że nasze życie stanie się trudniejsze, ale nie przewidziałam, jak bardzo. W ciągu kilku dni cała rodzina wiedziała już o mnie i Andrzeju. Telefon milczał. Znajomi, którzy wcześniej pytali, jak się trzymam, teraz unikali mojego wzroku. Czułam się jak wyrzutek, ale najbardziej bolało, że to Magda przewodziła tej nagonce.

A potem przyszła do mnie ponownie. Tym razem spokojna, chłodna.

– Olga, nie przyszłam się kłócić – oznajmiła, siadając naprzeciwko mnie. – Chcę ci tylko coś pokazać.

Wyciągnęła dokumenty. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.

– To testament Radka – powiedziała sucho. – Powinnaś go przeczytać jeszcze raz i bardzo dokładnie, bo chyba coś ci umknęło.

Palce mi zadrżały, gdy przewracałam kartki. A potem zobaczyłam najważniejszy zapis: w przypadku ponownego zamążpójścia Olga traci prawo do majątku po mężu.

To jakiś żart? – wydusiłam.

– Wcale nie – Magda uśmiechnęła się z satysfakcją. – Radek przewidział, że szybko o nim zapomnisz.

– To nie tak! – uniosłam się.

– Ale tak to wygląda. – Magda wzruszyła ramionami. – I teraz masz wybór: albo nasz ojciec, albo wszystko, co Radek ci zostawił.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Nie chodziło tylko o pieniądze. To był dom, który budowaliśmy razem, stabilizacja, jedyna rzecz, która po nim została. A teraz miałam to stracić?

Miałam mętlik w głowie

Wieczorem powiedziałam o wszystkim Andrzejowi.

Olga, to tylko pieniądze… – powiedział cicho, ale w jego oczach widziałam niepokój.

Tylko pieniądze. A jeśli bez nich stracę też jego? Siedziałam w kuchni, wpatrując się w dokumenty. Papier był chłodny i bezduszny, ale jego treść paliła mnie od środka. Jeśli wyjdę za Andrzeja – stracę wszystko. Nie tylko dom, ale i poczucie bezpieczeństwa, które dawał mi spadek po Radku.

– Olga, przestań – Andrzej odebrał mi kartki i odłożył je na stół. – To tylko rzeczy.

– Nie rozumiesz – szepnęłam. – To był nasz dom. Mój i Radka. Każdy kąt przypomina mi o nim… A teraz co? Mam stąd odejść jak intruz?

Andrzej westchnął, przesuwając dłonią po twarzy.

– Jeśli to aż tak dla ciebie ważne… może powinniśmy się zastanowić.

Zerknęłam na niego ostrożnie. Czy chciał powiedzieć, że mamy zrezygnować z siebie?

– Nie – powiedziałam w końcu, zbierając w sobie resztki odwagi. – Nie pozwolę, żeby Radek decydował o moim życiu zza grobu.

Nie byłam pewna, czy mówię to bardziej do Andrzeja, czy do siebie. Ale słowa padły i wiedziałam, że teraz muszę się ich trzymać.

Wybrałam miłość

Kilka dni później spakowałam walizkę. To nie było łatwe. Ostatni raz spojrzałam na ściany tego domu, na kuchenny stół, przy którym siedzieliśmy z Radkiem. Potem zamknęłam drzwi i wyszłam, nie oglądając się za siebie. Przeniosłam się do Andrzeja. Mieliśmy siebie i to miało wystarczyć. Ale życie nie jest bajką. Presja otoczenia, ostracyzm ze strony rodziny, szepty za plecami… Każdego dnia musieliśmy walczyć, by nie dać się temu złamać. A ja coraz częściej zastanawiałam się, czy miłość naprawdę wystarczy.

Na początku byliśmy pewni, że damy radę, ale z każdym dniem czułam, jak ciężar tej decyzji osiada na moich barkach coraz mocniej. Nie chodziło tylko o pieniądze. To była świadomość, że wszyscy wokół uważali mnie za kogoś, kto przekroczył granicę, której nie powinien.

Magda zerwała z nami kontakt. Rodzina Andrzeja patrzyła na nas z politowaniem, sąsiedzi szeptali za plecami. Pracę znalazłam w innym mieście – tam nikt mnie nie znał, nikt nie oceniał. Ale czy uciekłam przed nimi, czy przed sobą?

Olga, 40 lat

Czytaj także: „Moja żona leży w łóżku jak kłoda, a ode mnie oczekuje fajerwerków. Niech sama się trochę postara”
„Matka ciągle zrzędzi, że nie mam męża, a zegar tyka. Czy naprawdę mam czuć się gorsza, bo nie mam faceta?”
„Mąż się mnie wstydzi, bo jestem sprzątaczką. Lubię tę pracę, więc teraz będę musiała wybrać między nim a mopem”

Reklama
Reklama
Reklama