„Po śmieci Marka zostałam z niczym. Jego pierwsza żona robiła wszystko, żebym nie dostała nic ze spadku”
„– Pani Jowita wnosi sprawę o unieważnienie testamentu – poinformował mnie prawnik z poważnym wyrazem twarzy. Czułam, jakby ziemia osuwała mi się spod stóp. Musiałam walczyć o to, co było mi najdroższe, ale nie wiedziałam, czy mam dość siły, by to przetrwać”.

- Redakcja
Moje życie przed poznaniem Marka można było opisać jednym słowem: szarość. Dorastałam w małym mieszkaniu w zatłoczonej dzielnicy, gdzie każda sekunda wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Matka, której nie znosiłam nazywać matką, była osobą, która umiała tylko krzyczeć i wydawać polecenia.
Pracowałam dorywczo w barze na rogu, gdzie kręciłam się między klientami, udając, że świat nie jest taki zły. I właśnie tam, wśród zapachu smażonych ziemniaków i rozlanych piw, pojawił się on – Marek. Mężczyzna o nieskazitelnym wyglądzie, który w swoim garniturze wyglądał, jakby pomylił adres. Z jego oczu biła dobroć, której nie znałam. Moje serce zadrżało, gdy pomyślałam, że może on naprawdę się mną interesuje. Ale czy to możliwe? Czy to, co widzę, nie jest tylko wyobraźnią zdesperowanej dziewczyny?
– Myślisz, że jakiś prezes się w tobie zakochał? – drwiła matka, kiedy próbowałam jej opowiedzieć o Marku. – Tacy ludzie nie zwracają uwagi na takich jak ty.
Jej słowa były jak nóż, który wbijał się prosto w moje serce, przypominając mi, że według niej nigdy nie zasłużę na szczęście.
Nowa miłość dodawała mi skrzydeł
Spotkania z Markiem stały się dla mnie oddechem w duszącym świecie. Każdy jego uśmiech, każde pytanie o moje marzenia sprawiały, że zaczynałam wierzyć w przyszłość. Któregoś dnia, po długim spacerze, Marek zaproponował, bym przeprowadziła się do niego. Mówił to z takim przekonaniem, że przez chwilę poczułam się jak bohaterka bajki, której los się odmienił.
– Chcę dać ci przyszłość, Zuzanno – mówił pewnym głosem, kiedy siedzieliśmy przy kominku w jego przytulnym salonie. – Chcę, żebyś miała wszystko, na co zasługujesz. Zabezpieczę cię na wszelki wypadek.
Chociaż jego słowa były pełne ciepła, coś we mnie krzyczało. Strach przed ośmieszeniem, przed tym, że to wszystko jest snem, którego koniec nastąpi zbyt szybko, trzymał mnie w napięciu. Mimo to podjęłam decyzję. Wprowadziłam się do Marka, a on pokazał mi nowy świat. Z czasem zrozumiałam, że muszę nauczyć się przyjmować jego dobroć, choć każda część mnie krzyczała, że na nią nie zasługuję. Był to pierwszy krok ku nowemu życiu.
Przedstawił mnie swoim znajomym, opowiadał o moich planach, podkreślając, jak bardzo we mnie wierzy. Czułam, jakbym unosiła się nad ziemią. To było życie, którego nigdy się nie spodziewałam, a które teraz wydawało się tak realne. Chciałam, aby trwało wiecznie. Mimo że wciąż czasami odzywał się we mnie dawny lęk, byłam z Markiem naprawdę szczęśliwa. Wszystko wskazywało na to, że moje życie w końcu nabiera kolorów.
Rodzinna konfrontacja
Z czasem dowiedziałam się o byłej żonie Marka, Barbarze, i jego córce, Jowicie. Spotkanie z nimi było jak zimny prysznic. Były to kobiety o stalowych spojrzeniach i twardych sercach. Marek zapewniał, że ich relacje są przeszłością, ale czułam, że to nie do końca prawda. Zaproszenie na rodzinną kolację było jak zaproszenie na pole bitwy.
– Na jakim etapie studiów jesteś? – spytała Jowita z ironicznym uśmiechem, kiedy usiedliśmy do stołu. – A, zapomniałam – ty przecież skończyłaś tylko podstawówkę?
Słowa Jowity były ostrzejsze niż nóż, którym kroiła stek. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, żeby odpowiedzieć na jej pogardliwe uwagi. Czułam, jakby cały świat w jednej chwili się zatrzymał, pozostawiając mnie nagą w obliczu ich niechęci. Marek, widząc napiętą sytuację, próbował złagodzić atmosferę.
– Jowita, nie bądź taka – powiedział spokojnie, próbując obrócić wszystko w żart. – Zuzanna jest wyjątkowa. Nie potrzeba tytułów, żeby być wartościowym człowiekiem.
Ale jego słowa tylko dolały oliwy do ognia. Widziałam, jak Jowita wymienia spojrzenia z Barbarą, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa. Marek bagatelizował ich reakcje, tłumacząc, że po prostu potrzebują czasu, by mnie zaakceptować. Ale w głębi serca wiedziałam, że to nie takie proste. W ich oczach byłam intruzem, niechcianym dodatkiem do życia, które miały bez Marka. Czułam, że moja obecność tylko je irytuje. Wracając do domu, zastanawiałam się, czy to wszystko ma sens. Marek był dla mnie wszystkim, ale czy mogłam znieść ciągłą wrogość ze strony jego rodziny? Pytań było więcej niż odpowiedzi, a ja nie wiedziałam, jak sobie z nimi poradzić.
Mój świat rozpadł się na kawałki
Kilka tygodni po tej nieszczęsnej kolacji życie rzuciło mnie na głęboką wodę. Wypadek samochodowy, który wydarzył się niespodziewanie, zmienił wszystko. Marek zginął na miejscu, a ja zostałam sama, zszokowana i zagubiona. Nie potrafiłam zrozumieć, jak nagle cały mój świat się rozpadł. Wszystko, co budowaliśmy razem, zniknęło w jednej chwili. Bez niego czułam się jak dziecko we mgle, pozbawione kierunku i wsparcia.
Kilka dni później dostałam telefon od prawnika Marka. Zaprosił mnie na spotkanie, by omówić sprawy spadkowe. To, co usłyszałam, było jak promyk nadziei w tej ciemnej chmurze żalu. Okazało się, że Marek zostawił mi mieszkanie i fundusze na przyszłość. Przez łzy wdzięczności czułam, że nawet po śmierci stara się mnie chronić.
– Zuzanno, Marek naprawdę dbał o ciebie – powiedział prawnik, przeglądając dokumenty. – Chciał, żebyś miała bezpieczną przyszłość.
Niestety, ten promyk szybko zgasł, gdy po kilku tygodniach rodzina Marka postanowiła podważyć testament. Jowita złożyła wniosek o unieważnienie go, twierdząc, że jej ojciec nie był w pełni świadomy swoich decyzji. Byłam oszołomiona. Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie mogłam stracić nie tylko miłość mojego życia, ale i wszystko, co dzięki niemu zdobyłam?
– Pani Jowita wnosi sprawę o unieważnienie testamentu – poinformował mnie prawnik z poważnym wyrazem twarzy.
Czułam, jakby ziemia osuwała mi się spod stóp. Musiałam walczyć o to, co było mi najdroższe, ale nie wiedziałam, czy mam dość siły, by to przetrwać.
Spotkanie w sądzie
Rozprawa sądowa była doświadczeniem, którego nigdy nie zapomnę. Siedząc na ławie, czułam, jakby wszyscy wokół mnie byli zamknięci w szklanej bańce, przez którą nie mogłam się przebić. Jowita i Barbara, z zimnymi twarzami, nie szczędziły mi gorzkich słów. Przedstawiały mnie jako kobietę, która tylko wykorzystała Marka. Ich słowa były niczym ciosy, a ja nie mogłam się bronić.
– Zuzanna była tylko epizodem w życiu Marka – argumentowała Barbara z kamienną twarzą. – Nie ma prawa do jego majątku.
Przez cały czas miałam wrażenie, że patrzę na spektakl, w którym grano moim kosztem. Każde ich oskarżenie było jak kolejne drgnięcie ostrza, które wbijało się głębiej w moje serce. Czułam, jakbym nie była już sobą, ale tylko cieniem, którego nie da się obronić. W sądzie wszystko, co Marek mi zostawił, przepadło. Mieszkanie, pieniądze – wszystko zniknęło w ułamku sekundy, jakby nigdy nie istniało. Została mi tylko walizka, kilka ubrań i wspomnienia. Gdy opuściłam budynek sądu, czułam, jakby ktoś odebrał mi część duszy. Próbowałam nie płakać, ale łzy płynęły mimo mojej woli.
– Nawet jeśli on ci coś zostawił, nie znaczy, że ci się to należało – syknęła Barbara, gdy minęłyśmy się na korytarzu.
Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zraniona, by walczyć. Czułam się jak duch, przemykający między ludźmi, którzy nawet mnie nie zauważali. Marzenie, które Marek i ja budowaliśmy, legło w gruzach, a ja musiałam stawić czoła rzeczywistości, której się obawiałam. Czy naprawdę byłam tylko epizodem?
Powrót do rzeczywistości
Z pustką w sercu wróciłam do wynajętego pokoju w dzielnicy, z której wyszłam. To miejsce, które kiedyś było dla mnie domem, teraz wydawało się obce i zimne. Każdy przedmiot przypominał mi o przeszłości, o dniach, gdy wyobrażałam sobie lepsze życie u boku Marka. Ale teraz czułam, że wszystko to było jak ulotny sen, który zniknął o świcie. Próbowałam skontaktować się z dawnymi znajomymi Marka, licząc na ich wsparcie, ale nikt nie odbierał. Czułam się zdradzona, jakbym została zupełnie sama w świecie pełnym ludzi. Byłam niczym zaginiona dusza, która błąka się bez celu.
– Marek naprawdę chciał ci pomóc, ale nie zabezpieczył wszystkiego dobrze. Nie zdążył – powiedział mi jego prawnik podczas rozmowy telefonicznej. Jego słowa brzmiały jak wyrok.
Wiedziałam, że muszę sobie jakoś poradzić, ale wszystko wydawało się takie beznadziejne. Każdy dzień był wyzwaniem, które musiałam podjąć na nowo. W głowie wciąż słyszałam głos Marka, przypominający mi, że zasługuję na coś więcej. Ale czy tak było naprawdę? Czy pół roku szczęścia, które spędziłam z nim, nie było tylko iluzją?
Spojrzałam na swoje odbicie w małym lusterku, zastanawiając się, kim naprawdę jestem. Przez te kilka miesięcy wierzyłam, że mogę być kimś innym, ale teraz wszystko wróciło do punktu wyjścia. Moje marzenia, plany i nadzieje legły w gruzach. Miałam wybór – albo poddać się i wrócić do dawnego życia, albo spróbować zbudować coś na nowo. To była moja chwila prawdy, moment, w którym musiałam zdecydować, jaką drogą pójdę. Czy mogłam zacząć wszystko od początku, bez Marka u boku?
Nowe perspektywy
Siedziałam na ławce w parku, otoczona przez matki bawiące się ze swoimi dziećmi. Patrzyłam na ich uśmiechy, słuchałam śmiechu i myślałam o tym, jak kruche jest szczęście. W dłoniach trzymałam pamiętnik, który Marek kiedyś mi podarował. Na pierwszej stronie widniała jego dedykacja: „Zasługujesz na wszystko, co najlepsze." Łzy płynęły mi po policzkach, a ja nie mogłam ich powstrzymać. Czy naprawdę zasługiwałam na lepsze życie? Czy te pół roku szczęścia miało jakąkolwiek wartość, skoro wszystko zostało mi odebrane? Wątpliwości krążyły wokół mnie jak upiorne cienie, które nie pozwalały o sobie zapomnieć.
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy, próbując zebrać myśli. Może pół roku z Markiem było więcej niż nic. Może ta miłość, choć tak krótka, była najpiękniejszym, co mogło mi się przydarzyć. Postanowiłam, że nie mogę pozwolić, by przeszłość zdominowała moją przyszłość. Marek nauczył mnie, że jestem warta więcej, niż myślałam. Powoli zaczynałam widzieć świat z nowej perspektywy. Wiedziałam, że zaufanie do innych ludzi będzie trudne, ale nie niemożliwe. Może gdzieś tam czekał ktoś, kto pomoże mi zacząć od nowa. A może sama odnajdę siłę, by zbudować własne życie. Musiałam tylko uwierzyć w siebie.
Wstałam z ławki, wciągając powietrze z nową determinacją. Choć przeszłość nie dawała mi spokoju, postanowiłam, że nie będę jej więźniem. Z każdym krokiem, który robiłam, czułam się trochę lżejsza. Byłam gotowa, by zmierzyć się z przyszłością, cokolwiek miała przynieść.
Zuzanna, 25 lat
Czytaj także:
- „Mąż w testamencie przepisał wszystko swojej kochance. Z grobu go wyciągnę, ale tak tego nie zostawię”
- „Mąż nie uwzględnił mnie w testamencie. Majątek przepisał jakiejś Zofii, a mi ledwie starcza do pierwszego”
- „Testament męża mnie zaskoczył. Połowę majątku oddał kochance z dzieckiem, o których przez 10 lat zapomniał wspomnieć”

