Reklama

Zawsze byłem facetem twardo stąpającym po ziemi. Logika, fakty, dowody – to były moje filary, na których opierałem swoje życie. Kiedy więc oświadczyłem się Ani, a potem wzięliśmy ślub, byłem pewien, że zaczynamy wspólnie normalne, zdrowe życie. Mieliśmy plany: podróże, dom z ogrodem, może w przyszłości dzieci. Praca, weekendy na wsi, spotkania ze znajomymi – nic nie zapowiadało, że nasze życie zacznie przypominać koszmar.

Początkowo te drobiazgi, które pojawiały się w naszym mieszkaniu, traktowałem jako niewinne kaprysy Ani. Ot, czosnek w progu – no, dziwne, ale może to jakaś tradycja z jej rodziny?

Potem jednak zaczęło się robić naprawdę dziwnie. Lusterka z czerwonymi wstążkami wiszące nad drzwiami, sól rozsypana w kątach salonu i sypialni, jakieś dziwne woreczki z suszonymi ziołami pod poduszką… Niby nic strasznego, ale z każdym dniem czułem, jakby ściany patrzyły na mnie z wyrzutem.

Stałem w drzwiach kuchni, patrząc na Anię, jak z zaciętą miną posypywała sól w rogu pomieszczenia. Przez chwilę nie mogłem się powstrzymać i po prostu patrzyłem, jak jej dłonie rozsypują te białe drobinki. Zrobiłem krok do przodu i po prostu zapytałem.

– Dlaczego wszędzie rozsypujesz sól? Co to ma znaczyć?.

– To ochrona przed złym okiem! Przyciągasz złą energię! – odpowiedziała, podnosząc na mnie wzrok.

– Przestań, proszę cię, nie żyjemy w średniowieczu! – wyrzuciłem z siebie i od razu poczułem, że to nie był najlepszy sposób, by z nią rozmawiać.

W jednej chwili wybuchła. Zaczęła krzyczeć, że nie rozumiem, że ignoruję jej potrzeby, że wszystko, co robi, to dla naszego dobra, żeby chronić nas przed tym, co czyha za drzwiami.

Nie rozumiałem jej

Patrzyłem, jak jej ręce trzęsą się, jak łzy spływają po policzkach, jak miota się po kuchni.

– Sprowadzam złe duchy? Uważasz, że ja, twój mąż, jestem zagrożeniem? – spytałem z goryczą.

– Nie rozumiesz! Nie słuchasz mnie! – krzyknęła, a potem dodała, szlochając – To ty wszystko niszczysz! Starałam się, żeby nas chronić, a ty to wszystko burzysz!

Poczułem się bezradny. Nie wiedziałem, jak dotrzeć do Ani, jak ją uspokoić, jak wyrwać ją z tego transu. Patrzyłem na kobietę, którą kochałem, a jednocześnie czułem, jakbyśmy byli na dwóch różnych planetach, odległych o lata świetlne.

Następnego dnia próbowałem udawać, że wszystko jest w porządku. Wróciłem z pracy, usiadłem do obiadu, opowiadałem jej o tym, co się wydarzyło w biurze, jakby wczoraj nic się nie stało. Ale coś we mnie buzowało, coś, co nie dawało mi spokoju.

– Kochanie, powiedz mi, skąd to wszystko? Czemu tak się boisz? – zapytałem cicho, jakby szeptem chciałem rozwiać jej lęki.

Chciałem poznać prawdę

Ania spojrzała na mnie z zaciętym wyrazem twarzy. Jej oczy były czerwone, zmęczone, jakby od dawna nie spała. Przez chwilę myślałem, że się nie odezwie, ale wtedy jej głos zadrżał, cichy, prawie jak modlitwa.

– Nie rozumiesz… Od zawsze musiałam się chronić. Gdy byłam dzieckiem, złe duchy mnie nawiedzały. Widziałam je w snach, czułam ich oddech na karku. One wracają… One mnie szukają. – Jej głos stawał się coraz bardziej drżący, a w oczach widziałem coś na granicy szaleństwa i rozpaczy.

– To są zabobony, kochanie. Może powinniśmy z kimś o tym porozmawiać? Może psycholog… – zacząłem ostrożnie, ale nie dokończyłem, bo Ania wybuchła.

– Nie potrzebuję lekarza! – krzyknęła. – Wiem, co robię! – Dłonie zacisnęła w pięści.

Zamilkłem. Zrozumiałem, że słowa nie mają tu żadnej siły. Coraz częściej czułem, że nie mam już w niej partnerki, tylko kogoś, kto żyje w swoim własnym świecie – pełnym demonów, lęków i cieni, o których ja nie miałem pojęcia.

Oddaliliśmy się

Tego wieczoru, gdy wróciłem do domu, Ania siedziała przy stole, z zaciętą miną, jakby myślami była gdzieś daleko. Nie odzywała się, a ja, zmęczony, nie miałem siły dopytywać. Czułem się coraz bardziej jak gość we własnym domu.

Wszedłem do naszej sypialni i na stoliku nocnym zauważyłem coś, co przykuło moją uwagę – mała, czarna wizytówka, której wcześniej tam nie było. Sięgnąłem po nią, a serce zabiło mi mocniej, gdy przeczytałem: Madame Irena – porady duchowe, oczyszczanie energetyczne. Poszedłem z tym natychmiast do Ani.

– Kto to jest?

– Adam… – zaczęła, ale głos jej się załamał. – Ja nie chciałam cię w to mieszać.

– Mieszać? Ty się od dawna nie konsultujesz się ze mną w sprawach, które dotyczą naszego życia! Rozsypujesz sól, wieszasz lusterka, modlisz się do księżyca, śpisz z jakimiś ziołami pod poduszką, a teraz dowiaduję się, że od lat jesteś pod wpływem jakiejś kobiety, która mówi ci, że to ja jestem złem w twoim życiu?

– To nie tak… – wyszeptała, spuszczając głowę. – Pani Irena mi pomaga. Ona mnie chroni. Bez niej już dawno by mnie tu nie było… To ona mnie ratuje przed tym wszystkim, co mnie prześladuje…

– Prześladuje? – powtórzyłem głucho, czując, jak zalewa mnie fala bezsilności. – Co cię prześladuje? Przecież w naszym życiu nie działo się nic złego! To ty się zmieniłaś.

Wierzyła jej

– Nie rozumiesz! – przerwała mi nagle, podnosząc głos. – Ja od dziecka miałam w sobie coś, co przyciąga zło! Czułam to, odkąd pamiętam. Kiedy byłam mała, zawsze coś się działo. A Pani Irena wie, jak to zatrzymać. Ona mnie uczy, jak się chronić.

Co ona wygadywała? Jak mogłem nie wiedzieć, że od lat nosi w sobie takie przekonania? Że od dawna żyje w jakimś świecie, do którego nie mam dostępu?

– Aniu, to wszystko brzmi jak sekta, manipulacja. Ona cię oszukuje. Wciąga cię w coś i wyłudza od ciebie pieniądze.

Wybuchła płaczem. Krzyczała, że nic nie rozumiem, że wszystko psuję, że moja energia szkodzi, że przyciągam złe moce. Stałem i czułem, że to już nie jest nasze miejsce. Że coś zostało zniszczone – może na zawsze.

Patrzyłem na nią i widziałem moją żonę, tę samą, z którą planowałem wspólną przyszłość, z którą jeszcze niedawno śmialiśmy się przy kolacji. Ale równocześnie widziałem kogoś obcego, kto od miesięcy odprawiał jakieś rytuały, rozmawiał z kobietą, która – tak mi się wydawało – manipulowała jej myślami. I czułem się przegrany.

Adam, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama