„Po ślubie mąż zażądał, żebym zrezygnowała z pracy. Dla niego kobieta ma wartość tylko wtedy, kiedy stoi przy garach”
„Wtedy wiedziałam, że moja praca ma sens. A teraz siedziałam w kuchni, w ładnym domu, ze świeżo wypolerowanymi blatami, i nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz poczułam się potrzebna. Zadzwoniłam do Justyny z dawnej szkoły”.

- Redakcja
Zanim poznałam Michała, miałam wszystko, czego mogłaby chcieć kobieta po trzydziestce. Może nie luksusy, ale za to codzienny sens. Byłam nauczycielką z powołania. Kocham dzieci. Uwielbiałam patrzeć, jak rosną, jak się uczą, jak nagle na twarzy pojawia im się ten błysk zrozumienia. Wiedziałam, że mam wpływ. Potrafiłam zmienić czyjeś życie jednym zdaniem.
Byłam szczęśliwa
Pamiętam, jak jedna z uczennic, Ania, podeszła do mnie kiedyś po lekcji i powiedziała:
– Wie pani, dlaczego przyszłam dzisiaj do szkoły? Bo pani we mnie wierzy, a ja nie mogę pani zawieść.
Miałam wtedy łzy w oczach. To było wszystko, czego potrzebowałam, żeby kolejny dzień otworzyć dziennik z uśmiechem. A potem pojawił się Michał.
Na początku był jak z bajki. Uprzejmy, czuły, troskliwy. Mówił, że jestem za dobra dla tych dzieciaków, że powinnam myśleć o sobie. Czułam się wyjątkowa. Kiedy oświadczył mi się po pół roku, zgodziłam się bez wahania. Myślałam: „Oto ktoś, kto naprawdę się o mnie troszczy”.
Po ślubie zaczęły się komentarze.
– Kochanie, po co się tak stresujesz tą szkołą? – mówił, kiedy w nocy nie mogłam zasnąć. – Przynosisz to wszystko do domu, a ja chcę, żebyś odpoczęła.
Najpierw się śmiałam. Potem zaczęłam to powtarzać sama sobie. Może rzeczywiście się wypaliłam? Może powinnam dać sobie spokój?
Wreszcie zwolniłam się z pracy i zostałam w domu, tak jak chciał. Michał mówił, że zasłużyłam na spokój. Ale ja z każdym dniem czułam się coraz mniej sobą. Jakbym przestała istnieć. Po pół roku spojrzałam w lustro i nie poznałam kobiety, która na mnie patrzyła. Zgaszone oczy, blada cera. Wszystko we mnie szeptało: „Wracaj”. Ale nie umiałam. Bo przecież on mnie kocha, troszczy się. Chce dla mnie dobrze.
Zamknął mnie w domu
Zastanawiałam się, kiedy właściwie przestałam słuchać siebie, a zaczęłam słuchać jego. Czy to wtedy, kiedy pierwszy raz przyniósł mi herbatę i powiedział, żebym odpoczęła? Czy wtedy, kiedy sam zarejestrował mnie u lekarza i mówił, że wyglądam na zmęczoną?
Myśl o Ani, tej dziewczynce, której kiedyś pomagałam, wróciła niespodziewanie. Ania zawsze była nieśmiała, aż któregoś dnia napisała wypracowanie, które przeczytałam trzy razy z zachwytem. Po lekcji podeszła do mnie i powiedziała: „Pani wierzyła we mnie, kiedy nikt inny nie wierzył”.
Wtedy wiedziałam, że moja praca ma sens. A teraz siedziałam w kuchni, w ładnym domu, ze świeżo wypolerowanymi blatami, i nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz poczułam się potrzebna. Zadzwoniłam do Justyny z dawnej szkoły. Nie rozmawiałyśmy od miesięcy.
– Magda? O, Boże, myślałam o tobie ostatnio! Co u ciebie?
Zawahałam się. Miałam ochotę powiedzieć: „Dobrze”, tak jak zwykle, ale słowa utknęły mi w gardle.
– Źle – powiedziałam cicho. – Chciałam zapytać, czy… nie słyszałaś przypadkiem, czy w jakiejś szkole są wolne godziny?
Chciałam wrócić
Zapadła chwila ciszy, a potem jej głos wyraźnie się ożywił.
– A właśnie! Wiesz, że w szkole społecznej dyrektorka ponoć szuka nauczycieli? To mała szkoła, ale podobno fantastyczna atmosfera. Chcesz, żebym zadzwoniła?
– Chcę – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Już nazajutrz dostałam wiadomość od pani Haliny, dyrektorki szkoły społecznej. Zaprosiła mnie na rozmowę. Napisała, że słyszała o mnie dużo dobrego.
Wymknęłam się z domu, mówiąc Michałowi, że idę na zakupy. Ubrałam się jak kiedyś: w sukienkę, którą nosiłam, kiedy jeszcze pracowałam. Trochę opięta w talii, ale nadal ją lubiłam. W drodze do szkoły serce waliło mi jak przed maturą. Dyrektorka przyjęła mnie ciepło, bez zbędnego dystansu.
– Słyszałam, że dzieciaki za panią przepadały – uśmiechnęła się. – Potrzebujemy takich ludzi. Z pasją. Z empatią.
Opowiedziałam jej krótko, że miałam przerwę. Nie pytała dlaczego. Zaoferowała mi kilka godzin tygodniowo, na próbę.
– Proszę przyjść w środę. Zobaczymy, jak się pani poczuje – powiedziała.
Zaczęłam od nowa
Wróciłam do domu z bijącym sercem i poczuciem winy. Michał niczego nie zauważył. Siedział na kanapie, oglądał wiadomości.
– Gdzie byłaś? – zapytał bez większego zainteresowania.
– W sklepie. Kupiłam jabłka – skłamałam.
Położyłam się wcześniej niż zwykle. Leżałam długo, słuchając jego oddechu obok. Wiedziałam, że nie powinnam nic ukrywać, że kłamstwo nie prowadzi do niczego dobrego. Ale wtedy poczułam lekkość i drżący płomyk wolności.
W środę, kiedy przekroczyłam próg klasy, łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam się, jakbym wróciła do miejsca, w którym zostawiłam kawałek siebie. Na twarzach dzieci dostrzegłam ciekawość, a w sobie poczułam strach. Co będzie, gdy Michał się dowie? Czy mu powiem? Czy znowu dam się przekonać, że to niepotrzebne, że wymyślam?
Ale na razie to nie miało znaczenia. Wreszcie byłam tam, gdzie chciałam być. Wśród ludzi, którzy nie pytali, po co mi to. I którzy patrzyli na mnie z nadzieją, nie z politowaniem.
Wydało się
Zaczęło się niewinnie. Michał wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Wszedł do kuchni, kiedy właśnie wkładałam zeszyty do torby. Nie zdążyłam ich schować.
– Co to? – zapytał, marszcząc brwi. Wskazał głową na torbę.
– Zeszyty – odpowiedziałam odruchowo.
– Widzę, że zeszyty. Ale czyje?
Nie chciałam kłamać, choć przez chwilę miałam na końcu języka jakąś wymówkę.
– Moje – powiedziałam cicho. – Dzieci z nowej szkoły.
– Jakiej nowej szkoły?
Wiedziałam, że ten moment musi kiedyś nadejść. Ale mimo to serce zaczęło bić szybciej, a gardło zrobiło się suche.
– Dostałam kilka godzin w szkole społecznej. Tylko na próbę. Chciałam spróbować…
Był wściekły
Nie zdążyłam dokończyć. Michał wybuchł.
– Jak mogłaś?! Za moimi plecami?! Ukrywałaś to przede mną?
– Bo wiedziałam, że zareagujesz dokładnie tak, jak teraz – odpowiedziałam spokojnie. – Krzykiem. Oburzeniem. Jakby to była zdrada, a nie decyzja o własnym życiu.
– A nie jest?! Magda, ty nie masz pojęcia, jak to wygląda. Co sobie ludzie pomyślą?
– Że wróciłam do pracy – odpowiedziałam, nadal spokojnie. – Że chcę być sobą.
– Sobą? A kim ty niby jesteś, bez tego wszystkiego, co zbudowaliśmy?
– Właśnie nie wiem, bo przez ostatni rok wszystko, co robiłam, było dla ciebie i dla spokoju, tylko nie dla mnie.
Był wściekły
Michał wstał od stołu, przewrócił krzesło. Zaczął chodzić po kuchni tam i z powrotem.
– Ta szkoła… to przecież śmieszne. Społeczna? Co to w ogóle jest? Dzieci bogaczy, których rodzice myślą, że wszystko im wolno?
– To dzieci, takie same jak inne. A ja potrafię z nimi pracować.
Wtedy spojrzał na mnie inaczej niż zwykle. Nie z pobłażaniem, nie z troską, ale z pogardą.
– Ty chyba naprawdę uwierzyłaś, że jesteś do czegoś potrzebna.
Wstałam. Zdziwiło mnie, że ręce mi się nie trzęsą, a głos się nie łamie.
– Właśnie tak. I wiesz co? Wolę mieszkać sama, niż z kimś, kto chce mnie zamknąć w kuchni.
Michał zamarł. Nie był gotów na taki obrót sprawy, nie tego się spodziewał. Chciał, żebym płakała, przepraszała, żebym się cofnęła. Ale ja tylko stałam. Nie czekałam na jego decyzję. Wiedziałam już, że moja została podjęta.
Magdalena, 33 lata
Czytaj także:
- „Moja synowa nie kiwnie w domu nawet palcem, bo brzydzi się kurzu. Nie wiem, gdzie syn znalazł taką lebiegę”
- „Teściowa nie chciała nas w swoim domu. Myślałam, że to mną się brzydzi, ale prawda okazała się całkiem inna”
- „Teściowa zasiała w głowie męża ziarno niepewności, co do mojej wierności. Oskarżała mnie o zdrady jak grzesznicę”

