Reklama

– Oby nadchodzący rok był dla ciebie pełen cudownych zaskoczeń – szepnęłam do siebie, dmuchając w świeczkę wciśniętą w niewielką muffinkę.

Gdybym chciała przestrzegać tradycji i ustawić tyle świeczek, ile mam lat, na moich pięćdziesiątych urodzinach musiałby stanąć gigantyczny tort. Ale w moim wieku lepiej pilnować się z ilością słodyczy.

Żyłam w monotonii

Życie toczyło się między pracą, domem i wychowywaniem dziecka. Młodzieńcze marzenia i romantyczne uniesienia zostały daleko w tyle. Przez długie lata czułam się samotna, mimo że byłam w związku, aż w końcu postanowiliśmy się rozejść.

Dni mijały mi jednostajnie, bez żadnych emocji. Eksmąż sumiennie płacił na dziecko, a nasz nastoletni syn – już prawie dorosły, bo siedemnastoletni – był całkowicie pochłonięty sportem. Spędzał każdą wolną chwilę na treningach siatkówki, dzięki czemu przynajmniej nie wpadał w złe towarzystwo. Szkoda tylko, że nie potrafił znaleźć choćby chwili dla mamy.

Odpoczywałam przed telewizorem, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że może syn zapomniał kluczy. Po otwarciu drzwi zamiast niego zobaczyłam mały bukiecik stokrotek. Zdziwiło mnie to.

– To ty, synku? – odezwałam się niepewnie.

Na klatce nikogo nie było. Złapałam kwiaty i pospiesznie zatrzasnęłam drzwi. Wzięłam głęboki wdech i odruchowo powąchałam bukiet. To na pewno nie był przypadek ani żadna pomyłkowa dostawa. Nie w taki dzień jak dzisiaj!

Nie wiedziałam kto to

Umieściłam bukiet w niewielkim wazonie. Przez moment wpatrywałam się w niego intensywnie, zastanawiając się, jak wygląda mój tajemniczy wielbiciel.

– Mamo, co na obiad? Strasznie zgłodniałem! – krzyknął Patryk, wchodząc do domu.

– A umyłeś ręce?

– Jakie piękne kwiatki! – przerwał mi w pół zdania. – Dostałaś je od kogoś?

– To prezent – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Jest jakiś powód? – spytał zaskoczony, pochłaniając błyskawicznie kotlet. Nic nie odpowiedziałam.

Przez kolejne dni zastanawiałam się nad tożsamością tej osoby. Tak głęboko pogrążyłam się w myślach, że usłyszawszy kolejny dźwięk dzwonka, otworzyłam drzwi bez sprawdzania kto to. Stanęłam oko w oko z mężczyzną mniej więcej w moim wieku. Wyglądał znajomo – mieszkał w budynku obok. Zawsze wymieniliśmy uprzejme pozdrowienia na osiedlu, odkąd pewnego dnia oddał mi znaleziony portfel.

– Dzień dobry. Nazywam się Jan i mieszkam obok. Pół roku temu znalazłem… – zaczął mówić.

– Tak, pamiętam to – przerwałam mu. – Czy znowu coś zgubiłam?

– Ależ nie, chociaż… – urwał na moment. – Chyba tylko to – pokazał mi bukiet, który trzymał! – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

– Dziękuję bardzo! – odparłam odruchowo. – I za te wczorajsze kwiaty też…

Zgodziłam się

Uśmiechnął się do mnie ciepło.

– Odkąd znalazłem te dokumenty, ciągle o pani myślę – wyjaśnił. – Uznałem, że urodziny to dobry moment na pierwszy krok. Wczoraj zostawiłem tylko kwiaty. Nie chciałem przeszkadzać podczas świętowania

– Szczerze mówiąc, nie było co świętować – odpowiedziałam niepewnie.

– Trzeba to naprawić! – zawołał z entuzjazmem. – Zabiorę panią w jakieś fajne miejsce. Będę jutro o pierwszej po południu – zadeklarował zdecydowanym tonem.

W pierwszym odruchu miałam ochotę wymyślić jakąś wymówkę, lecz przecież dopiero co myślałam o tym, żeby coś w życiu zmienić

– No dobra – powiedziałam pewnym głosem. – Tylko jak mam się ubrać?

– Najlepiej w coś wygodnego. Do zobaczenia jutro – rzucił.

Wykonał elegancki ukłon i z szarmanckim gestem pocałował moją rękę.

– Mamo, co ty robisz? – zapytał Patryk, obserwując moje poszukiwania w szafie.

– Szukam czegoś wygodnego, ale nie aż tak jak dres. Coś bardziej na luzie.

– Chyba nie idziesz na randkę? – rzucił z przekąsem.

– Myślisz, że jestem za stara na takie rzeczy?

– Coś ty, mamo, jesteś super! – krzyknął, unosząc dłonie w obronnym geście i szybko zniknął w swoim pokoju.

Chciałam to zmienić

Za kierownicą Janek pokazał się jako pewny siebie kierowca. Nie pytałam o cel naszej podróży, w końcu miała to być niespodzianka. Szybko złapaliśmy wspólny język. Nawet mnie zaskoczyło, gdy nagle wypaliłam:

– Dawno nie wydarzyło się w moim życiu nic tak ekscytującego jak nasze spotkanie.

Na moment przeniósł na mnie wzrok, po czym znów skoncentrował się na prowadzeniu.

– Przepraszam… – zaczerwieniłam się okropnie. – To było zbyt bezpośrednie. Po prostu moje dni są strasznie przewidywalne.

Uśmiechnął się ciepło.

– Już prawie jesteśmy – dodał.

– Dokąd właściwie jedziemy? – spytałam zaniepokojona.

– Na teren poligonu – padła odpowiedź.

Właśnie dojechaliśmy na otwarty teren.

– No i jaki jest plan?

– Już nie będzie nam się nudzić. No dalej, wysiadamy.

Myślałam, że czeka mnie romantyczne spotkanie, a Janek zabrał mnie na jakiś pusty plac treningowy! Kompletnie nie o tym marzyłam.

Zaskoczył mnie

– Oni oddają ci honory wojskowe! – powiedziałam, pokazując na przechodzących żołnierzy.

– W zasadzie nie powinni, gdy nie mam munduru. To po prostu siła przyzwyczajenia. Służę tu jako major.

– Wydawało mi się, że jesteś jakimś handlowcem, dostawcą czy coś…

Usłyszałam obok siebie czyjś śmiech i momentalnie oblałam się rumieńcem. Znalazłam się w samym centrum wojskowego pikniku rodzinnego. W powietrzu rozchodziła się woń smażonych kiełbas. Rozdawali też grochówkę, lało się piwo, a chętni mogli postrzelać z wiatrówki do celu. Były też przejażdżki konne i wystawa pięciu potężnych czołgów.

Chciałam pozostać w cieniu, ale nie było na to szans. Dwie żony wojskowych – generała i pułkownika – od razu się mną zaopiekowały. Traktowały Janka, jakby był ich dzieckiem.

– Miał pecha w miłości. Jego poprzednia żona… Co za koszmar! Partnerka wojskowego musi mieć mocną osobowość i silną wolę – trajkotały.

Znalazłam się w trudnym położeniu, bo nie chciałam wprawić Janka w zakłopotanie. Trzeba uczciwie przyznać, że naprawdę się mną zaopiekował. Pokazał, jak używać karabinu, asystował przy wsiadaniu na konia, a na koniec sam zafundował mi przejażdżkę wojskowym pojazdem gąsienicowym.

Byłam oszołomiona

Starałam się okazać wdzięczność za jego starania, jednak przesadził z tymi wszystkimi atrakcjami. Już w połowie spotkania marzyłam o powrocie do domu. Kiedy wreszcie kompletnie wykończona dotarłam do mieszkania, przeszło mi przez głowę, że muszę mu to powiedzieć.

– Przepraszam, ale to chyba nie ma sensu. Twój świat to opancerzone pojazdy, a ja zajmuję się sprzedażą biżuterii. Nie zrozum mnie źle, jesteś wspaniałym człowiekiem. Nigdy nie zapomnę tych cudownych stokrotek, ale… szczerze mówiąc, prowadzisz zbyt zwariowany tryb życia jak na moje możliwości.

– Szkoda… – powiedział. – Wydawało mi się, że jest nam dobrze. Przynajmniej przestałaś mówić o tym, że nic ciekawego się nie dzieje.

Z frustracją wykonałam gest poddania się. Zrozumiał, co chcę przekazać i zniknął, a moje życie wróciło do poprzedniego rytmu. Kompletnie monotonnego.

– Jak randka? – zapytał Patryk po tygodniu, pokazując szybkość reakcji godną światowej klasy stratega.

– Tragicznie – wymamrotałam cicho.

– Na pewno umierałaś tam z nudów, co? – stwierdził.

– Tak – skłamałam.

Poczułam się głupio

Prawdę powiedziawszy, gdybym opowiedziała mu wszystko, uznałby mnie za wariatkę. Ta świadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Bo jak to możliwe? Nazwałam przecież nieciekawą randkę z facetem, który zorganizował mi przejażdżkę wojskowym czołgiem! Dałam kosza człowiekowi potrafiącemu wyczarować polne kwiatki w środku zimy!

To ja sprawiłam, że moja codzienność stała się nijaka i przewidywalna. Bałam się wprowadzać jakiekolwiek nowości do swojego życia.

– Mamo, wszystko w porządku? Widzę, że zaraz będziesz płakać – spytał zatroskany Patryk.

– Ze złości na samą siebie – odpowiedziałam szczerze. – Zrobiłam głupstwo i teraz kompletnie nie wiem, jak…

– No to trzeba to odkręcić – stwierdził bez zastanowienia.

Rzeczywiście. W gruncie rzeczy wystarczy tylko kawałek się przejść, wejść po schodach, zapukać do drzwi i z przeprosinami wręczyć…

– Słuchaj, nie masz może pomysłu, gdzie można znaleźć… stokrotki o tej porze roku?

Beata, 50 lat

Czytaj także:
„Mąż pojechał na zarobek za granicę i zapomniał o całym bożym świecie. Musiałam mu przypomnieć, gdzie jest jego miejsce”
„Wiedziałem, że po 40. faceci zaczynają szaleć. Zastanawiałem się, czy mnie uda się powstrzymać rozporek na wodzy”
„Żona narobiła mi kwasu. Po Wigilii w firmie zamiast liczyć na podwyżkę, modlę się, bym nie dostał wypowiedzenia”

Reklama
Reklama
Reklama