Reklama

– Mamo, kiedy wrócisz do łóżka? – usłyszałam cichy głos mojej córki, która stała w progu kuchni.

– Już niedługo, kochanie. Tylko skończę te papierki – odpowiedziałam, próbując ukryć zmęczenie.

Niesprawiedliwość. To słowo krążyło w mojej głowie, jak mantra. On zatrzymał mieszkanie, większość oszczędności, a ja... Ja zostałam z dwójką dzieci i wynajętym mieszkaniem, które pochłaniało niemal całą moją pensję. Alimenty były śmiesznie niskie, ale przecież „zgodne z orzeczeniem”. Próbowałam sobie przypomnieć, jak to się stało, że tak się wszystko potoczyło, ale jedyne co czułam, to żal.

– Mamo, czy możemy jutro iść na lody? – zapytała moja córka z nadzieją w głosie.

– Zobaczymy, skarbie. Musimy najpierw zająć się ważniejszymi rzeczami – odpowiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.

Po tym, jak dziewczynka zniknęła w ciemności korytarza, zanurzyłam twarz w dłoniach. Łzy napływały do oczu. Płakałam w milczeniu, bo nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Wiedziałam, że muszę być silna dla dzieci, ale czasem czułam się, jakbym była całkowicie sama w tym gąszczu problemów.

Muszę podejmować takie decyzje?

Decyzja o tym, które z dzieci pojedzie na wycieczkę do Krakowa, przypominała wybór między młotem a kowadłem. Serce mi się ściskało na myśl, że muszę wybrać jedno z nich. Kiedy usiedliśmy razem przy stole, czułam, że nie uniknę trudnej rozmowy.

– Słuchajcie, kochani – zaczęłam, próbując zebrać myśli – szkoła organizuje wycieczkę do Krakowa. Niestety, na razie możemy sobie pozwolić tylko na to, by jedno z was pojechało.

Mój syn spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Ale mamo, przecież obiecałaś, że pojadę! – powiedział z wyrzutem.

– Wiem, kochanie i bardzo bym chciała, żebyście oboje mogli pojechać, ale teraz musimy zadecydować, które z was pojedzie – próbowałam tłumaczyć.

Moja córka patrzyła na mnie wielkimi oczami, pełnymi zrozumienia, ale i smutku. W jej spojrzeniu kryło się więcej dojrzałości, niż mogłabym się spodziewać. – Może ja zostanę – zaproponowała cicho.

– Nie, to niesprawiedliwe! – oburzył się syn. – Dlaczego zawsze musimy wybierać?

Poczułam, jak wewnętrzna frustracja narasta we mnie, ale starałam się zachować spokój.

– To trudne dla nas wszystkich, ale musimy sobie jakoś radzić – powiedziałam, niepewna, jak jeszcze mogę ich pocieszyć.

Po rozmowie zostałam sama przy stole, zanurzona w myślach. Niesprawiedliwość sytuacji paliła mnie od środka. Jak mogło dojść do tego, że muszę podejmować takie decyzje? Każde z moich dzieci zasługiwało na spełnienie marzeń, a ja czułam się bezsilna, nie mogąc im tego zapewnić.

Spotkanie z byłym mężem

Kiedy kolejny rachunek uderzył mnie w oczy sumą, której nie byłam w stanie spłacić, wiedziałam, że muszę porozmawiać z byłym mężem. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale musiałam spróbować. Może tym razem zrozumie, jak bardzo potrzebujemy wsparcia. Spotkaliśmy się w kawiarni, w której zwykle piliśmy kawę w czasach, gdy byliśmy jeszcze razem. Atmosfera była napięta, a ja czułam, że serce bije mi szybciej niż zwykle.

– Musimy porozmawiać o alimentach – zaczęłam, starając się, by mój głos był pewny.

On uniósł brew i uśmiechnął się ironicznie.

– Aneta, przecież wszystko jest zgodne z orzeczeniem. Już to przerabialiśmy – powiedział z chłodną obojętnością.

– Ale te pieniądze nie wystarczają na potrzeby dzieci. Nie mówię już nawet o tym, żeby miały coś więcej – kontynuowałam, nie dając się zbić z tropu jego aroganckim tonem.

– Może powinnaś lepiej zarządzać swoimi finansami? – rzucił, rozkładając ręce, jakby cała sprawa była zupełnie bez znaczenia.

Poczułam, jak zalewa mnie fala złości.

– To nie jest tylko moja sprawa! To również twoje dzieci! – podniosłam głos, próbując przebić się przez jego mur obojętności.

On tylko wzruszył ramionami, jakby to, co mówiłam, było zupełnie nieważne.

– Aneta, mam swoje życie. Zrobiłem wszystko, co do mnie należy – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Po tej rozmowie wyszłam z kawiarni, czując się jeszcze bardziej bezsilna niż wcześniej. Wewnętrznie kipiałam ze złości i poczucia zdrady. Jak mógł być tak niewzruszony wobec sytuacji, która dotyczyła jego własnych dzieci?

Na zdjęciach były egzotyczne krajobrazy

Wróciłam do domu wyczerpana emocjonalnie, ale nie miałam czasu na chwilę wytchnienia. Dzieci wróciły ze szkoły pełne energii i swoich codziennych spraw. Starałam się uśmiechać, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. Po kolacji, gdy dzieci poszły do swoich pokoi, usiadłam na kanapie i sięgnęłam po telefon. Przeglądałam Instagram bezmyślnie, aż natrafiłam na nowe zdjęcia mojego byłego męża z jakiejś egzotycznej podróży. Na zdjęciach był roześmiany, w otoczeniu przyjaciół, w tle egzotyczne krajobrazy. Serce mi zamarło, a w głowie zaczęły kłębić się myśli. Jak to możliwe, że on może sobie pozwolić na takie życie, podczas gdy ja walczę o każdy dzień? Czułam, że łzy zaczynają napływać mi do oczu.

Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, potrzebując rozmowy, która pomoże mi uporządkować myśli. Kiedy usłyszałam jej głos, od razu zaczęłam mówić.

– Nie mogę tego znieść, Marta – powiedziałam z goryczą. – On jeździ po świecie, a ja muszę decydować, które dziecko pojedzie na wycieczkę do Krakowa.

Marta westchnęła z drugiego końca linii. – Aneta, to niesprawiedliwe. Ale musisz znaleźć w sobie siłę, żeby iść dalej. Nie dla niego, ale dla siebie i dzieci.

– Wiem – odpowiedziałam, ale w moim głosie była nuta rozpaczy. – Czasem czuję, że jestem w tym wszystkim zupełnie sama.

– Jesteś silniejsza, niż myślisz – powiedziała Marta ciepło. – I pamiętaj, że zawsze masz mnie.

Po rozmowie poczułam się trochę lżej, choć wciąż towarzyszyło mi uczucie zagubienia. Wiedziałam, że muszę znaleźć w sobie siłę, by stawić czoła przyszłości, choć czułam się osamotniona i pełna wątpliwości.

Pragnę zapewnić im lepszą przyszłość

Tamtego wieczoru, po rozmowie z Martą, poczułam potrzebę zanurzenia się w przeszłości. Wspomnienia sprzed lat, kiedy życie wydawało się prostsze, przywoływały zarówno uśmiech, jak i ukłucie bólu. Przypomniałam sobie chwile, gdy ja i mój były mąż jeszcze planowaliśmy wspólną przyszłość, snuliśmy marzenia o domu pełnym śmiechu i miłości. Jednak te chwile przeminęły, a ja musiałam skupić się na teraźniejszości. Kiedy dzieci usiadły do kolacji, próbowałam stworzyć atmosferę spokoju i ciepła, mimo że w środku panował chaos.

– Jak było dziś w szkole? – zapytałam, starając się brzmieć beztrosko.

Mój syn zaczął opowiadać o meczu piłki nożnej, który grali na WF-ie, a córka podzieliła się historią o nowej książce, którą zaczęła czytać. Patrzyłam na nich, słuchając uważnie, choć w głowie wciąż kotłowały się myśli o przyszłości.

– Mamo, czy możemy zrobić coś fajnego w weekend? – zapytała córka z nadzieją w oczach.

– Oczywiście, kochanie. Znajdziemy coś, co sprawi, że będziecie się świetnie bawić – odpowiedziałam, wiedząc, że muszę wymyślić coś, co nie obciąży naszego skromnego budżetu.

Po kolacji, gdy dzieci poszły się bawić, usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty. Patrząc na ulicę, myślałam o tym, jak bardzo pragnę zapewnić im lepszą przyszłość. Wiedziałam, że przede mną długa droga, pełna wyzwań i trudnych decyzji, ale determinacja, by stworzyć dla nich bezpieczny i kochający dom, była silniejsza niż lęk przed nieznanym.

Po tamtym wieczorze wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, by nie czuć się tak samotnie w walce z codziennymi problemami. Postanowiłam poszukać wsparcia w lokalnej społeczności. Zapisałam się na spotkanie grupy wsparcia dla samotnych matek. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale miałam nadzieję, że znajdę tam, choć odrobinę otuchy. Na pierwszym spotkaniu wzięłam głęboki oddech i weszłam do małej sali, gdzie kilkanaście kobiet siedziało w kręgu. Prowadząca spotkanie, energiczna kobieta w średnim wieku, uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.

– Witaj, Aneto. Cieszę się, że do nas dołączyłaś – powiedziała ciepło.

Słuchając historii innych matek, zrozumiałam, że nie jestem sama. Każda z nich miała swoje zmartwienia i wyzwania, ale razem tworzyłyśmy wspólnotę pełną zrozumienia i wsparcia. Jedna z kobiet, Kasia, opowiedziała o swoim zmaganiu się z podobną sytuacją do mojej.

– Wiesz, przez długi czas czułam się jak w pułapce – mówiła Kasia. – Ale dzięki tym spotkaniom nauczyłam się, że możemy znaleźć siłę w sobie nawzajem.

Podczas przerwy w rozmowie Kasia podeszła do mnie.

– Aneta, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować rozmowy, daj mi znać. Jesteśmy tu, by sobie pomagać – powiedziała, wręczając mi swój numer telefonu.

Poczułam, jak w moim sercu rodzi się iskra nadziei. Może nie miałam jeszcze odpowiedzi na wszystkie pytania, ale wiedziałam, że nie muszę przechodzić przez to wszystko sama. Zaczęłam myśleć o przyszłości z większym optymizmem, choć wciąż czułam ciężar odpowiedzialności na swoich barkach.

Aneta, 48 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama