„Po rozwodzie z Anką spakowałem walizkę i uciekłem do Portugalii. Było ciężko, ale wróciłem z sercem pełnym nadziei”
„Znajomi mówili, że ten wyjazd to szansa na oderwanie się od codzienności, ale prawda była taka, że moje myśli krążyły wokół rozwodu. Czułem się jak w pułapce. Może wyjazd był błędem? Może powinienem był zostać w Warszawie i zmierzyć się z rzeczywistością?”.

- Redakcja
Gdyby ktoś powiedział mi miesiąc temu, że spędzę samotnie wakacje w Portugalii, pewnie bym się roześmiał. Rozstanie z Anką było bolesne, a jej wyprowadzka pozostawiła we mnie pustkę, którą trudno zapełnić. Nasze wspólne plany, marzenia... wszystko przepadło w jednej chwili.
Przez pierwsze dni w Portugalii krążyłem w kółko po małym pokoju, przeglądając social media. Patrzyłem na szczęśliwe pary, na znajomych, którzy właśnie świętowali nowe związki. Wszystko przypominało mi o Ance i o tym, co straciłem. Z każdą godziną wakacje, które miały być ucieczką, stawały się coraz bardziej klaustrofobiczne. Znajomi mówili, że ten wyjazd to szansa na oderwanie się od codzienności, ale prawda była taka, że moje myśli krążyły wokół rozwodu. W hotelowym pokoju, z szumem oceanu w tle, czułem się jak w pułapce. Może wyjazd był błędem? Może powinienem był zostać w Warszawie i zmierzyć się z rzeczywistością?
– Po co tu przyjechałeś? – zapytałem samego siebie, patrząc w lustro.
Odpowiedzi nie było. Tylko cisza i moja własna, zmęczona twarz.
Coś we mnie pękło
Wstawałem późno, szedłem na śniadanie, a potem wracałem do pokoju, by znów wpatrywać się w ekran telefonu. Czułem, że otacza mnie niewidzialna bariera, która oddzielała mnie od świata i której nie potrafiłem przebić. Siedziałem na balkonie, gdy zaczęły dręczyć mnie pytania. Czy naprawdę sądziłem, że samotne wakacje to remedium na złamane serce? Czego chcę od życia? Może tak naprawdę bałem się odpowiedzi.
Było w tym wszystkim coś, co mnie przytłaczało – świadomość, że przez ostatnie lata żyłem w cieniu własnych pragnień, podporządkowując się wspólnym planom, które teraz straciły sens. W miarę jak rozmowy z samym sobą stawały się coraz intensywniejsze, zacząłem dostrzegać, jak bardzo boję się przyszłości i tego, co przyniesie. Może ten wyjazd miał być okazją, by się z tym zmierzyć? Może w tej podróży kryło się coś więcej niż tylko chęć ucieczki? Pomimo wszechogarniającego lęku, coś wewnątrz mnie zaczęło się zmieniać. Pragnienie, by znaleźć odpowiedzi na te pytania, zaczęło popychać mnie do działania.
Poczułem się mile widziany
Nadszedł moment, kiedy poczułem, że nie mogę dłużej tkwić w zamknięciu. Chęć oderwania się od ciężkich myśli zmusiła mnie do działania. Postanowiłem wyjść na spacer po okolicy. Gdy zamykałem drzwi hotelowego pokoju, czułem się, jakbym zostawiał za sobą część ciężaru, który nosiłem przez ostatnie dni. Słońce było już wysoko na niebie, a ja powoli szedłem wąskimi uliczkami małego miasteczka. Przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko wokół mnie tętni życiem, które w jakiś sposób ignorowałem. Powietrze było ciepłe i pachniało solą, a z oddali dochodziły dźwięki muzyki. Kierowany ciekawością, postanowiłem iść w stronę dźwięków.
Niedługo potem znalazłem się w samym środku lokalnego festynu. Kolorowe stragany, zapachy pysznego jedzenia i śmiech ludzi wprawiły mnie w stan lekkiego oszołomienia. Niepewny, czy powinienem dołączyć do tej zabawy, stanąłem na uboczu, obserwując ludzi. Widząc tańczące pary, dzieci biegające z balonikami i grupki przyjaciół siedzące przy stołach, poczułem, że ten świat, pełen beztroski, przyciąga mnie swoim ciepłem. Zrobiłem kilka nieśmiałych kroków w stronę jednego z kramów, gdzie sprzedawano tradycyjne portugalskie przysmaki.
–Chcesz spróbować portugalskiego jedzenia? – zagadnął mnie jeden z mężczyzn, który sprzedawał małe ciastka.
Jego uśmiech i przyjazne spojrzenie sprawiły, że poczułem się mile widziany.
– Dlaczego nie, poproszę jedno – odpowiedziałem, starając się przybrać równie przyjazny ton.
W miarę jak jadłem słodkie ciastko, zaczynałem dostrzegać, jak atmosfera tego miejsca wpływa na moje samopoczucie. Rozmowy z ludźmi, choć na początku nieśmiałe, stawały się coraz bardziej swobodne i spontaniczne. Zaczynałem odkrywać, że to, co działo się wokół mnie, ma w sobie coś, czego nie potrafiłem znaleźć w samotności hotelowego pokoju. Festyn stał się dla mnie miejscem, w którym mogłem na chwilę zapomnieć o troskach i po prostu cieszyć się chwilą.
Zrozumiałem, co jest ważne
Każda chwila spędzona w towarzystwie życzliwych i uśmiechniętych ludzi dodawała mi energii, której dawno nie czułem. Coraz częściej łapałem się na tym, że sam również się uśmiecham. Atmosfera festynu była jak terapia – poczułem, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężki płaszcz zmartwień, który nosiłem od miesięcy. Zacząłem rozumieć, że radość, którą odczuwałem, nie była tylko chwilowym uniesieniem, ale czymś, co mogło pozostać ze mną na dłużej. Jednak to rozmowa z jednym z miejscowych, starszym mężczyzną o imieniu Manuel, przyniosła mi prawdziwą przemianę. Zauważył mnie, gdy przysiadłem na chwilę, aby odpocząć i sam podszedł, aby zagadać.
– Widzę, że cieszysz się festynem – powiedział, siadając obok mnie.
– Tak, to naprawdę niesamowite miejsce – odpowiedziałem, zauważając jego serdeczne spojrzenie.
Manuel zaczął opowiadać o swoim życiu. O tym, jak kiedyś gonił za sukcesem w dużym mieście, ale zrozumiał, że prawdziwa wartość życia tkwi w prostocie.
– Czasami trzeba się zatrzymać i spojrzeć na to, co naprawdę jest ważne – powiedział, uśmiechając się z mądrością kogoś, kto zna smak życia. – Szczęście nie zawsze jest tam, gdzie go szukasz. Czasem pojawia się w najmniej spodziewanych momentach.
Jego słowa były jak budzik, który rozbrzmiewa w odpowiednim momencie. Zrozumiałem, że może moja pogoń za stabilnością i planami była błędnym celem. Może to chwile jak te, spędzone w towarzystwie nowych znajomych, są tym, co naprawdę się liczy. Ta rozmowa zmieniła moją perspektywę. Uświadomiłem sobie, że mogę zacząć cieszyć się życiem, nawet gdy przyszłość wydaje się niepewna. Odkryłem, że klucz do szczęścia może tkwić w prostocie i otwartości na to, co przynosi los.
Znalazłem swoje szczęście
Kolejne dni stały się dla mnie czasem nie tylko zabawy, ale i głębokiej refleksji. Każda rozmowa z miejscowymi i każda chwila spędzona w atmosferze wspólnoty przypominały mi o tym, jak wiele można zyskać, otwierając się na nowe doświadczenia. Zacząłem zauważać, że moje myśli coraz częściej kierują się ku przyszłości. Siedząc przy jednym ze stołów, obserwowałem, jak słońce powoli znika za horyzontem. Właśnie wtedy, w rozmowie z jedną z miejscowych kobiet, usłyszałem słowa, które na zawsze pozostaną ze mną.
– Wiesz, życie to nie tylko chwile sukcesu i porażki – powiedziała Maria, kobieta o ujmującym uśmiechu i szczerym spojrzeniu. – Nasze szczęście zależy od tego, jak bardzo potrafimy być obecni tu i teraz.
Spacerując po miasteczku, rozmyślałem o tym, jak często moje obawy i lęki były związane z oczekiwaniami wobec przyszłości. Nie doceniałem tego, co mam tu i teraz. Zrozumiałem, że prawdziwa wolność tkwi w zdolności do zaakceptowania rzeczywistości. Spotkania z mieszkańcami portugalskiego miasteczka były dla mnie jak lekcje życia, które musiałem odebrać. Ich opowieści o codziennych zmaganiach, o małych sukcesach i porażkach, były jak zwierciadło, w którym mogłem zobaczyć swoje własne odbicie. Zauważyłem, że ich sposób bycia – pełen prostoty i szczerości – był tym, czego od dawna mi brakowało.
Powoli zaczynałem rozumieć, jak ważne jest życie chwilą, bez zbędnego obciążania się tym, co było lub co może nadejść. Emocje, które mnie wypełniały, były intensywne, ale zarazem oczyszczające. Dzięki tej podróży odkryłem, że prawdziwe szczęście jest w zasięgu ręki, jeśli tylko zdecydujemy się je dostrzec.
Odnalazłem siebie
Czas na festynie minął szybciej, niż się spodziewałem. Ostatnie dni mojego pobytu w Portugalii zbliżały się nieuchronnie do końca, a ja coraz częściej zastanawiałem się nad powrotem do codziennego życia. Czułem, jakby ta podróż była punktem zwrotnym, ale wciąż nie wiedziałem, jak nowo odkryte doświadczenia przełożą się na moje dalsze życie. Podczas jednej z ostatnich wieczornych biesiad usiadłem obok Carlosa, jednego z przyjaciół, których zyskałem podczas pobytu. Jego spontaniczność i optymizm były zaraźliwe, a rozmowy z nim zawsze pełne głębokich przemyśleń.
– Będziesz tęsknić za tym miejscem? – zapytał, widząc, że moje myśli są gdzieś daleko.
– Tak, to miejsce stało się dla mnie wyjątkowe – odpowiedziałem, wpatrując się w migoczące światła latarni. – Nie sądziłem, że odnajdę tu tyle spokoju.
Carlos uśmiechnął się, po czym dodał:
– Wiesz, życie to nie tylko poszukiwanie miejsca, gdzie czujemy się dobrze. To także umiejętność zabrania tego uczucia ze sobą, gdziekolwiek jesteśmy.
Jego słowa były jak miód na moje serce. Zrozumiałem, że nie muszę zostawiać za sobą tej nowej części siebie, wracając do Polski. Mogę zabrać ją ze sobą, przekształcając swoje codzienne życie w coś, co będzie odzwierciedlać to, czego się tutaj nauczyłem. Rozmawialiśmy jeszcze długo, wymieniając się opowieściami i marzeniami o przyszłości. Ostatnie chwile w Portugalii były dla mnie symbolem zmiany, którą przeszedłem. Zrozumiałem, że to nie miejsce czy ludzie mnie zmienili, ale moje otwarcie się na to, co życie ma do zaoferowania.
Wracając do hotelu, po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się szczęśliwy. Teraz, uzbrojony w nowe doświadczenia i przekonania, byłem gotów stawić czoła kolejnym wyzwaniom, jakie życie ma w zanadrzu.
Michał, 41 lat
Czytaj także:
- „Teściowa kpi z mojego gotowania, bo jestem wegetarianką. Moje carpaccio z buraków długo będzie się jej odbijać”
- „Po 50. mąż poczuł resztki ducha utraconej młodości. Myśli, że jak wsiądzie na motocykl, to znów będzie miał 20 lat”
- „Wstydzę się swojego dziecka, bo ciągle płacze i krzyczy. Nikt mi nie powiedział, że macierzyństwo to taki koszmar”

