„Po rozwodzie szybko uwiodłam żonatego szwagra. Nie wiedział, że zawsze był moim pierwszym wyborem”
„Nasz romans kwitł. Zaczęliśmy nawet planować wspólną przyszłość. Twierdził, że żyć beze mnie nie może, więc zapytałam, czy bierze pod uwagę rozwód. Tymczasem mijał tydzień za tygodniem i nic się w tej kwestii nie zmieniało. Aż do pewnego dnia, gdy usłyszałam coś, co rozwiało wszelkie nadzieje”.

Miałam 24 lata, kiedy poznałam Arka. Zakochałam się w nim na zabój. Niestety, on nie odwzajemniał mojego uczucia. Byłam dla niego tylko koleżanką. Spotykał się wtedy z Jolą, która obecnie jest jego żoną. Przedstawił mnie swemu starszemu bratu, z którym wkrótce zaczęłam się umawiać. Prawda jest taka, że nigdy go nie kochałam.
Za Przemka wyszłam z rozsądku oraz dlatego, żeby być bliżej Arka. Funkcjonowaliśmy bardziej jako współlokatorzy, aniżeli małżeństwo. Przemek to niezwykle obrotny człowiek. Prowadzi własną firmę, nie ma węża w kieszeni, a przy tym doskonale wie, czego chce. Wpadłam mu w oko w dniu, w którym się poznaliśmy i od razu się koło mnie zakręcił. Przyznaję, że nieźle namieszał mi w głowie – nie byłam w stanie oprzeć się jego magnetycznemu urokowi.
Z mojej strony nie było jednak mowy o miłości, gdyż skrycie kochałam się w Arku. Wystarczyłoby, że kiwnąłby palcem, a w jednej chwili rzuciłabym wszystko. Nie mam pojęcia, czy Przemek się czegoś domyślał, ale raczej szybko się zorientował, że nie darzę go uczuciem, jakiego by sobie życzył. Zdaję sobie sprawę z tego, że musiało to być dla niego bolesne, ale nic na to nie poradzę. Serce nie sługa.
Decyzja o rozwodzie była wspólna
Nie ukrywam, że bardzo się starałam zapomnieć o Arku. Mogłam o nim co najwyżej pomarzyć. Naprawdę miałam szczere chęci co do Przemka, ale prędko pojęłam, że nie da się na siłę pokochać drugiego człowieka. Doceniałam wszystko to, co mąż dla mnie robił, lecz pomimo wysiłków nie byłam w stanie nic więcej z siebie wykrzesać.
– Nie wiem, czy jest sens ciągnąć to dalej – nie kryłam zaskoczenia, gdy słowa te padły z ust Przemka.
Byliśmy 5 lat po ślubie. Uważam, że i tak długo razem wytrzymaliśmy, zważywszy na fakt, że od samego początku nie było fajerwerków.
– Nie rozumiem.
– Daj spokój, rozumiesz doskonale, jesteśmy dorośli. Nie mówię tego w kontekście wyrzutów – głos męża był spokojny i opanowany. – Przecież wiem, że mnie nie kochasz.
– Nie mam pojęcia, co ci powiedzieć – rozłożyłam ramiona w geście bezradności.
– Po co mamy dalej udawać? Załatwmy to jak dojrzali ludzie i niech każde idzie swoją drogą.
– Masz rację – przytaknęłam.
– Naprawdę nie chcę drżeć z tobą kotów. Po prostu widzę, jak jest.
– Zgadzam się – nic innego nie przyszło mi do głowy.
Poczułam ogromną ulgę
Wielokrotnie o tym myślałam, ale nigdy nie miałam odwagi wypowiedzieć tego na głos. W sumie to się ucieszyłam, że Przemek przejął inicjatywę. Nie było sensu udawać. Przynajmniej będzie mógł ułożyć sobie życie z kimś, kto odda mu swoje serce. Ja tego nie potrafię i nic się w tej kwestii nie zmieni – nie miałam co do tego żadnych złudzeń.
Przemek zapewnił, że nie chce rozstawać się w złości i żalu. Podkreślił też, że gdybym kiedykolwiek potrzebowała jego pomocy, to mogę na niego liczyć. Uznałam, że to miłe z jego strony. Najbardziej jednak smutno było mi z tego powodu, że nie będę miała już stałego kontaktu z Arkiem. Pocieszałam się, że może to i lepiej, bo o nim zapomnę – doszłam do wniosku, że tak będzie dla mnie najlepiej.
Pomimo najszczerszych chęci, nie dałam rady wyrzucić z głowy myśli o Arku. Dla niego oraz reszty rodziny wieść o tym, że ja i Przemek się rozwodzimy, okazała się dużym zaskoczeniem. Padło mnóstwo pytań o przyczyny. Zgodnie mówiliśmy o różnicy charakterów i światopoglądu nie do pogodzenia. Cieszyłam się, że nie mamy dzieci, bo to zapewne skomplikowałoby sprawę.
Nie miałam nic do stracenia
Zaledwie miesiąc po rozprawie sądowej przypadkowo wpadłam na Arka w galerii handlowej. Był sam, bez żony, więc skorzystałam z okazji, aby trochę z nim poflirtować. Nie miał nic przeciwko – co więcej, zaprosił mnie na kawę. Rozmowa świetnie się kleiła.
– Wygląda na to, że zadawałam się nie z tym bratem, co trzeba – żartowałam.
Za dobrą monetę wzięłam jego reakcję. Nie obruszył się, tylko rzucił coś o tym, że fajnie by się było zdzwonić. Nie zamierzałam czekać, aż się pierwszy odezwie. Któregoś wieczoru wysłałam mu SMS-a doprawionego szczyptą pikanterii. Nie miałam nic do stracenia. O dziwo, przyszła odpowiedź utrzymana w podobnym tonie. O ile kiedyś opcja uwiedzenia Arka w ogóle nie wchodziła w rachubę, o tyle teraz było to dziecinnie proste. Obstawiam, że pożycie małżeńskie mu się przejadło, a pomiędzy nim a Jolką wcale nie było różowo. Nie pomyliłam się, ponieważ nasze kolejne spotkanie odbyło się już w zupełnie innej atmosferze. Uwodzicielskie wiadomości pomogły mi osiągnąć zamierzony efekt. Poszliśmy do łóżka i było fantastycznie.
Mieliśmy romans
Po paru randkach wyznałam Arkowi, co do niego czułam, odkąd się poznaliśmy. Może nie powinnam była mu tego mówić, ale nie mogłam się powstrzymać. Prędzej czy później wyszłoby to na jaw.
– Serio? Też zawsze mi się podobałaś, ale nie przypuszczałem, że mam u ciebie szanse.
– Ty i Jolka wyglądaliście na bardzo zakochanych.
– Znamy się od małego – odparł wymijająco, a ja nie drążyłam tematu.
Nasz romans kwitł. Zaczęliśmy nawet planować wspólną przyszłość. Twierdził, że żyć beze mnie nie może, więc zapytałam, czy bierze pod uwagę rozwód.
– Tak – potwierdził.
– Kiedy jej o tym powiesz?
– Na dniach.
Tymczasem mijał tydzień za tygodniem i nic się w tej kwestii nie zmieniało. Aż do pewnego dnia, gdy usłyszałam coś, co rozwiało wszelkie nadzieje.
– Aga, nie zostawię żony, przykro mi.
– Jak to? Deklarowałeś zupełnie co innego?
– Ona jest w ciąży...
– Co takiego?
– Jakim byłbym facetem, gdybym odszedł od ciężarnej żony? – to było pytanie retoryczne.
– Rozumiem – wybąkałam po dłuższej chwili milczenia.
– Oczywiście nadal możemy się widywać.
– I jak niby to sobie wyobrażasz na dłuższą metę?
– Jakoś to będzie.
– Wybacz, ale taki układ mi nie pasuje. Nie będę ciągle tą drugą, przykro mi.
Serce pękało mi z bólu, ale nie dostrzegałam innego rozwiązania. Gdyby naprawdę zamierzał rzucić żonę, dawno by to uczynił. Zwodził mnie obietnicami, bo chciał zjeść ciastko i mieć ciastko. To nie miało prawa się udać. Nie mam wyjścia, poskładam się do kupy – najwyraźniej ja i Arek w ogóle nie byliśmy sobie przeznaczeni. Nie jest łatwo się z tym pogodzić, ale jest to konieczne, jeżeli pragnę ruszyć dalej i rozpocząć nowy rozdział.
Agnieszka, 32 lata
Czytaj także:
- „Siostra zwaliła się do mnie na majówkę. Skoro mam dom, to miałam ją gościć za darmo i skakać jak służąca”
- „Na majówce miałam się bawić z koleżankami, a straciłam głowę dla faceta. Okazało się, że to nie był czysty przypadek”
- „Po rozwodzie od nowa zakochałam się w byłym mężu. Ale ten drań rozwiał moje złudzenia w najgorszy możliwy sposób”

