Reklama

Byłem świeżo po przejściach związanych z rozwodem i podziałem majątku. Wybity z rzeczywistości i trochę bezradny. Brat wpadł do mnie w sobotę i mimochodem rzucił, że powinienem wyjechać choć na kilka dni.

Reklama

Potrzebowałem odskoczni

Czemu nie? – pomyślałem. W internecie znalazłem chałupkę na wynajem nad Bałtykiem. Pojechałem już następnego dnia. Mój stary samochód dał radę, a Sonia (mój pies jest suką) po awanturze, poszczekiwaniu i wyciu, ułożyła się obrażona na tylnym siedzeniu.

Domek był malutki, akurat jak dla nas. Ukryty w krzakach i kępie drzew na skraju rozległego wczasowiska niedaleko Jarosławca. Gdzieniegdzie widać było krzątających się na działkach ludzi. Przygotowania do sezonu. Za siatką, w moim najbliższym sąsiedztwie, kłóciła się jakaś para.

– Nie chcę tu sama zostawać, miałeś być ze mną do wtorku!

Miałem, ale mi się zmieniło. Czy ty wiesz, co to praca? Ja mam pracę i z tego wynikają pewne obowiązki…

Wyjrzałem zza krzaków. Facet pakował jakieś rzeczy do minivana, a na schodkach siedziała piękna, rudowłosa kobieta. Tak na oko miała około pięćdziesiątki, jak ja. Pod siatką Sonia wymieniała przyjazne obwąchiwania z ich springerem.

Byłem nawet zdumiony, bo Sonia nie przepada za innymi psami. W zasadzie za nikim nie przepada, taki ma charakter. No więc zawołałem Sonię i poszliśmy drogą w stronę plaży. Bałtyk nie zrobił na niej wrażenia. Plaża owszem, tyle piachu i patyki do rzucania.

Do wody podbiegła raz, ale gdy okazało się, że ta jest podstępna i chce Sonię zmoczyć – podkuliła ogon i od tej pory wolała się do niej nie zbliżać. Wracaliśmy w świetle zachodzącego słońca. Samochodu i faceta już nie było. Rudej też nie. Pewnie gdzieś polazła z psem.

Ranek mnie zaskoczył

Wstaję bardzo wcześnie, Sonia nie daje mi się wysypiać, ale nie mam o to do niej pretensji. Ruda już siedziała na schodkach i paliła papierosa. Zamachałem jej. Kiwnęła głową. Uśmiechnąłem się.

Ma pan ochotę na dobrą kawę?

– O tak…

– To zapraszam.

– Mogę z pieskiem?

– Tak. Chyba się polubiły z moją Nysią.

Ruda wydała mi się jeszcze atrakcyjniejsza. Miała przenikliwe spojrzenie i ładnie skrojoną buzię. I ta burza na głowie w porannym świetle. Magiczna godzina.

– Nie widziałam pana wcześniej. To pierwszy raz tutaj?

– Pierwszy. Wynająłem ten domek na parę dni, żeby trochę dojść do siebie…

– A po czym, jeśli można spytać?

– Po rozwodzie, przeprowadzce i paru innych jeszcze wynikających z tego ciosach.

– Przykro mi. Ech, małżeństwa… – powiedziała, zamyśliła się i posmutniała.

– Było, minęło, dochodzę do siebie.

– Ma pan rację. Może lepiej mieć takie sprawy za sobą, niż tkwić w czymś, co już dawno straciło jakikolwiek sens.

– Ja jestem Robert, a pani?

– Karolina. Miło mi.

Podobała mi się

Piliśmy kawę, paliliśmy papierosy, a nasze psy szalały po ogrodzie. Karolina miała piękne i smukłe dłonie. Zawsze na to zwracam uwagę. Dyskretnie (o ile to możliwe) zawieszałem spojrzenie na jej szyi, piersiach, nogach. Podobała mi się coraz bardziej.

– Gapisz się na mnie.

Przepraszam, nie mogę się oprzeć.

– Nie przepraszaj. To miłe. Ja też się na ciebie gapię – przyznała.

– Nie zauważyłem.

– Bo całą uwagę kierujesz na gapienie się na mnie. Nysia! Ej, spadaj!

Nysia wskoczyła mi na kolana i zadowolona demonstrowała Soni swoją wyższość. Sonia zaczęła wciskać się na kolana Karoliny. Mierzyły się wzrokiem.

– Zamieniły nas sobie.

– Dziwi mnie to, bo Sońka jest raczej nieufna, miała ciężkie dzieciństwo.

– A Nysia chyba potrzebuje kontaktu z jakimś przyjemnym facetem, bo jej pan…

Myślisz, że jestem przyjemny?

– Ja jeszcze nie wiem. Nysia tak myśli, a ja Nysi wierzę… Wiesz, że nie mam poza nią żadnych przyjaciół?

– Nie wierzę, jesteś taka… fajna. Dlaczego?

– Za błędne wybory w życiu trzeba płacić. Ja tak właśnie płacę. Wylądowałam nie w tym środowisku. Roztrwoniłam stare przyjaźnie i jestem przyszpilona do znajomych męża. A tam wszystko obraca się tylko wokół jednego: kasa, kasa, szmal i interesy. I nowe, lepsze auto i telewizor wielkości ściany i żonki poozdabiane tak, żeby wszyscy widzieli.

– To u mnie zupełnie odwrotnie. Nie mam telewizora, auto się rozpada, pracuję tylko tyle, ile muszę, żeby przeżyć i żonka się ulotniła.

– Podobasz mi się…

– Ty mi też.

Nie opieraliśmy się

Poszliśmy do łóżka. Psy się trochę awanturowały, że nie wpuściliśmy ich do domku. Potem ucichły, zapewne zajęły się czymś w ogrodzie. Seks odsuwa ode mnie myśli o śmierci. Jest niezbędny jak powietrze i sen. Tym razem odsunął je aż za widnokrąg.

– Nie sądziłem, że jeszcze będę w tym życiu tak szczęśliwy – wyznałem po wszystkim.

Karolina uśmiechnęła się, a potem wysunęła się z łóżka i sięgnęła po ubranie.

– Rusz się, pójdziemy na plażę.

Plaża była pusta, to urok nadmorskich miejscowości przed albo po sezonie. Moja nowa kobieta zawiązała sobie chustą włosy.

– Kąpiesz się?

– No coś ty? Woda jest lodowata.

– Nic nie rozumiesz. Trzeba tylko sobie coś przestawić w mózgu i dasz radę. Chodź, minutkę, dwie, a zobaczysz, jak po wyjściu strzelą ci endorfiny. To najlepsza rzecz na świecie. Prawdziwa rozkosz.

– A seks?

– Seks jest cudny. Zaraz po kąpieli w lodowatym Bałtyku.

– Seks ze mną też? Zaraz po kąpieli? To znaczy, że jest ciut gorszy niż kąpiel?

– Nie marudź. Z Bałtykiem jeszcze żaden facet nie wygrał.

– To chcę być pierwszy!

– Najpierw musisz bliżej poznać konkurenta. Już, marsz do wody!

Zmroziło mi szpik w kostkach. Karolina kazała postać chwilę, wyjść i pobiegać. Tak trzy albo cztery razy. I potem rzeczywiście bez bólu zanurzyłem się w lodowatych falach. Byliśmy nadzy, wolni i szczęśliwi. Nagle przez łomot fal dotarł do nas jakiś wrzask. Oboje odwróciliśmy się w stronę brzegu. Nasze psy się gryzły.

Wpadła w szał

– Won! – wrzasnęła Karolina i zaczęła się przedzierać po kamienistym dnie. – Won, wstrętna suko, zostaw ją!

Była przy Nysi tuż przede mną. Kopnęła Sonię w bok, a ta odskoczyła i zaczęła warczeć.

– Sońka…! Co się stało, Karolinko?

– Ta suka pogryzła mi Nysię!

– Niemożliwe.

– Niemożliwe? To czemu Nysia ma naderwane ucho?

– Karolina, co ty wygadujesz? Bez przesady. To psy.

– Krew jej cieknie z ucha. Boże, co za idiota… Moja pieszczoszka kochana. Zaraz mama opatrzy ranę. A ty trzymaj tę sukę od nas z daleka, bo nie ręczę za siebie!

– Uspokój się, to tylko pies.

– Tylko? Tylko pies? Ty jesteś taki sam cham jak ta twoja suka, wiesz? Wynoście się z plaży, ale już!

– To nie jest twoja plaża!

– Może i nie moja, ale na pewno nie dla takich bandytów!

– Przestań, bo już naprawdę przeciągasz strunę, Karolina.

– Ja przeciągam? Ja? To może jeszcze przyłóż mi kamieniem! Proszę, zabij! Tak. Potwierdza się stara prawda, że psy upodobniają się do swoich właścicieli.

– No to już wiem, po kim ta twoja suka jest taka jazgotliwa.

– Daruj sobie, sadysto!

– Nie dziwię się wcale, że twój mąż woli pojechać do pracy, niż siedzieć tu ze starą jędzą.

– I kto to mówi? Żona cię puściła kantem, bo co? Bo taki dobry byłeś? I jeszcze myślisz, że w łóżku jesteś jakiś nadzwyczajny. Ratujcie mnie, bo umrę ze śmiechu!

– Tu już przesadziłaś!

– Ja?! Ja przesadziłam?!

Musiałem uciec

Złapałem Sonię, przypiąłem smycz i poszliśmy do domku. Nigdy nie wiadomo, co tkwi w drugim człowieku. Wydawało się, że jest tak cudownie, a tu proszę: ordynarna baba z bazaru wylazła. Tfu! Niech ją ten byczy kark dalej tresuje na pokazową żonkę człowieka sukcesu. Idiotka.

– Wracamy Sonia, nic tu po nas.

Nie zastanawiając się wiele, wrzuciłem rzeczy do auta, pozamykałem prąd, wodę, furtkę i bramę, i ruszyliśmy w drogę powrotną. Zadzwonił telefon. Mój brat.

– No i jak? Dobrze się bawisz?

– Nie. Już jesteśmy w drodze do domu.

– Co ty? Co się stało?

– Bałtyk jest dla mnie stanowczo za zimny. Nie jestem jakimś morsem. I ludzie mało sympatyczni.

Robert, 48 lat

Czytaj także: „Rodzice zamiast miłości dawali mi kasę. Uciekałam do babci, bo tylko ona mnie naprawdę kochała”
„Wynajęłam chłopaka na studniówkę. Nie sądziłam, że przez niego stanę się pośmiewiskiem imprezy”
„Życie naszej rodziny toczyło się pod dyktando ojca. Chodziliśmy na smyczy, byle tylko był zadowolony”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama