„Po rozwodzie odezwał się do mnie obiekt westchnień z liceum. Okazało się, że był zakochany jedynie we wspomnieniu”
„Uśmiechnęłam się, ale w poczułam ciężar na sercu. Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, udając, że chcę dłużej poleżeć. W rzeczywistości chciałam zyskać czas, żeby zapanować nad uczuciem, które pojawiło się nagle, nieproszone. Coś było nie tak”.

Pamiętam dokładnie tamten wieczór, jakby wydarzył się wczoraj. Marek zadzwonił krótko po dziewiętnastej. Zdziwiłam się — nie mieliśmy kontaktu od lat, a on nagle wytrzasnął skądś mój numer. Miał wtedy ten sam ciepły głos, tylko jakby mniej pewny siebie.
— Kasiu... może wpadniesz na kawę? — zaproponował. — Albo nie, właściwie to może coś zjemy? Po prostu... pogadajmy.
Znałam Marka od liceum. Zawsze trzymał się trochę na uboczu, chodził z głową w chmurach i gitarą pod pachą, a ja byłam w nim wiecznie zakochana, choć się nie przyznawałam. Los nie był dla nas łaskawy. Najpierw moje małżeństwo, potem jego. Dzieci, przeprowadzki, obowiązki — życie. I nagle, po tylu latach, oboje byliśmy wolni. I samotni. Zgodziłam się więc bez wahania.
Spotykaliśmy się coraz częściej. Kolacje, rozmowy do późna, śmiech, jakiego dawno nie czułam. Mieliśmy swoje historie, swoje rany, ale przy nim czas się cofał — jakbyśmy znów byli tymi samymi, młodymi ludźmi, co kiedyś. I wtedy, po kilku tygodniach, spędziliśmy razem noc. I to nie była zwykła noc. Miała w sobie namiętność, czułość, ale też była przesiąknięta pewnego rodzaju smutkiem, którego wtedy jeszcze nie umiałam nazwać.
Leżałam wtulona w jego ramię, a on szeptał, że może to znak. Może właśnie po to wszystko musiało się rozpaść, byśmy znów się odnaleźli. Uśmiechałam się, wtulona w niego, ale w środku czułam pewien niepokój. Jakiś cichy głos pytał mnie: Czy on naprawdę widzi mnie, tę Kasię z teraz, czy tylko wyobrażenie sprzed lat?
Zaczęły wracać wspomnienia. Te dni, gdy z ukrycia patrzyłam, jak gra na gitarze na szkolnym korytarzu. Do pocałunku po szkolnej imprezie, który niczego nie zmienił, choć powinien. Do lat, w których dorastałam z jego imieniem gdzieś w głowie, ale nie w życiu. A teraz, gdy wreszcie pojawił się obok, zamiast radości czułam tę znajomą, duszną tęsknotę. Jakbyśmy przegapili najlepszy moment. Jakby było już za późno. Bo może Marek mnie kochał... ale tylko w swojej głowie.
Bardzo się zmieniłam
Obudziłam się pierwsza. Przez chwilę leżałam nieruchomo, wpatrzona w jego twarz. Spał spokojnie, z ramieniem rozłożonym na poduszce tak, jak zawsze to robił. Niewiele się zmienił przez te wszystkie lata. Miał może trochę więcej zmarszczek, kilka siwych włosów przy skroniach, ale to wciąż był ten sam Marek. I właśnie wtedy, kiedy myślałam, że śpi, otworzył oczy i spojrzał na mnie z uśmiechem.
— To musi być znak — powiedział cicho.
Uśmiechnęłam się, ale w poczułam ciężar na sercu. Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, udając, że chcę dłużej poleżeć. W rzeczywistości chciałam zyskać czas, żeby zapanować nad uczuciem, które pojawiło się nagle, nieproszone. Coś było nie tak. Nie umiałam tego nazwać, ale jego słowa wydawały się puste. Jakby mówił do tej dziewczyny z liceum, do wspomnienia, które nosił w głowie.
Zrobiliśmy sobie późne śniadanie. Marek podsmażył jajka, ja pokroiłam warzywa. Rozmawialiśmy jak zawsze — swobodnie, bez spięć, z tą samą lekkością, która towarzyszyła nam od początku spotkań. Tylko że tym razem, kiedy mówił o liceum, o tamtej nauczycielce matematyki, o tym, jak jeździliśmy razem autobusem do szkoły, nie śmiałam się tak, jak zwykle. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy on w ogóle zauważył, jak bardzo się zmieniłam. Jak bardzo nie jestem już tą Kasią, co wtedy.
— Pamiętasz, jak uciekliśmy z lekcji i poszliśmy na lody na Rynek? — zapytał nagle, a ja skinęłam głową, chociaż nie pamiętałam.
Chciałam, żeby ta chwila trwała, żeby nie zepsuć mu radości. Po południu poszliśmy na spacer po parku. Było chłodno, ale nie przeszkadzało nam to. Marek mówił dużo. O tym, jak czuł się w swoim małżeństwie, jak bardzo go przytłaczała codzienność, jak bardzo tęsknił za czymś prawdziwym. Słuchałam uważnie, ale im więcej mówił, tym bardziej czułam, że opowiada nie tylko o swoim życiu, ale też o jakimś idealnym obrazie nas, który nosił w głowie.
Wróciliśmy do jego mieszkania, usiedliśmy na kanapie, piliśmy herbatę. Patrzył na mnie z takim zachwytem, że powinnam była się cieszyć, a tymczasem ściskało mnie w środku. Nie rozumiałam jeszcze wtedy, co się dzieje. Wiedziałam tylko, że to niepokój. Że coś mi umyka. Jakaś nić porozumienia, która powinna się pojawić, a której nie potrafiłam złapać.
— Ty się w ogóle nie zmieniłaś — powiedział nagle, z taką czułością, że aż zrobiło mi się głupio.
Uśmiechnęłam się, choć w myślach krzyczałam z irytacji. Nieprawda! Bardzo się zmieniłam! I może właśnie w tym był problem.
Było mi lżej
Anka siedziała już przy stoliku z zamówioną kawą i ciastkiem, kiedy weszłam do kawiarni. Ucieszyła się na mój widok, jak zawsze. Przy niej mogłam być sobą. Bez uśmiechu przyklejonego na siłę, bez udawania, że wszystko jest dobrze.
— No, opowiadaj — powiedziała, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. — Jak było?
Usiadłam powoli i spojrzałam na nią bez słowa. Nie musiałam właściwie nic mówić. Zmarszczyła brwi i odchyliła się lekko w fotelu.
— Nie tak miało być? — spytała.
Pokręciłam głową.
— Nie wiem, co ja sobie myślałam — przyznałam. — Wydawało mi się, że to ma sens, że to coś... prawdziwego. Ale teraz... Mam wrażenie, że on mnie nie widzi. Widzi tylko własne wyobrażenie o mnie.
Anka milczała przez chwilę, a potem westchnęła.
— Mówisz, jakbyś była dla niego jakąś postacią z pamiętnika — stwierdziła.
— Bo tak się czuję — przyznałam. — Jakby mówił do tamtej dziewczyny. Jakby nie zauważał, że już nią nie jestem.
Wpatrzyłam się w filiżankę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie przesadzam, czy nie dramatyzuję. Ale potem przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z Markiem. To, jak znów zaczął od „pamiętasz, kiedy...”, jakby wszystko, co dobre, działo się tylko wtedy, dawno temu. Jakbyśmy teraz byli jedynie cieniem tego, co zdarzyło się w przeszłości.
— Ciągle mówi „pamiętasz?”, „a wtedy”, „jak się śmiałaś wtedy, gdy…” — sapnęłam. — A ja bym chciała, żeby zapytał, co czuję teraz. Jak się mam. Żeby mnie zapytał, czego się boję, za czym tęsknię. Ale jego to nie obchodzi. On cały czas siedzi w przeszłości. Jakby mnie kochał, ale tylko w wersji z tamtego czasu.
Anka spojrzała na mnie uważnie.
— Może boi się zapytać? — podsunęła. — Może się w tym wszystkim pogubił?
— Może. Ale chyba nie chcę być z kimś, kto kocha wspomnienie — stwierdziłam. — Ja jestem tu, teraz. Z innym ciałem, z innym spojrzeniem na świat, z bagażem doświadczeń. I chcę być widziana. Naprawdę widziana.
Kawę piłyśmy dalej w milczeniu. Było mi lżej, jakby samo wypowiedzenie tego na głos było pierwszym krokiem do uporządkowania myśli. Ale gdzieś z tyłu głowy już dojrzewała decyzja. Jeszcze nie chciałam jej wypowiadać, ale czułam, że się zbliża. Czułam, że muszę porozmawiać z Markiem. Jeszcze nie wiedziałam, jak on zareaguje, ale rozumiałam, że milczenie nie jest tutaj żadną opcją.
Nie próbował się bronić
Zaproponowałam spacer. Marek zgodził się od razu, jakby czekał na jakiś znak. Szliśmy powoli wzdłuż rzeki. Zimny wiatr rozwiewał mi włosy, a ja próbowałam zebrać w sobie odwagę.
— Marek — zaczęłam, nie patrząc mu w oczy. — Coś jest nie tak.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
— Kiedy jesteśmy razem, czuję, jakbyś rozmawiał z kimś innym — wyznałam. — Z tamtą mną. Tą sprzed lat. Ale ja... Ja już nią nie jestem. — Jako że milczał, przełknęłam ślinę i mówiłam dalej: — Chciałabym, żebyś mnie poznał taką, jaka jestem dziś. Nie przez pryzmat dawnych wspomnień, tylko tu i teraz.
Skinął powoli głową, zupełnie bez słowa. Próbowałam doszukać się w jego twarzy jakiejkolwiek emocji: złości, zdziwienia, żalu. Ale było tam tylko coś w rodzaju... akceptacji. Pokornej, cichej.
Nie zapytał, co mam na myśli. Nie próbował się bronić. Nie próbował mnie zatrzymać. I to bolało najbardziej.
Poczułam się spokojna
Minęło kilka dni, zanim zdołałam nazwać to, co wtedy poczułam. Najpierw był żal, potem złość, a na końcu... pustka. Szłam rano przez park i myślałam o wszystkich sytuacjach, w których sama milczałam, kiedy trzeba było mówić. W swoim małżeństwie też wiele razy udawałam, że wszystko jest w porządku, choć nie było. Może Marek robił to samo.
Usiadłam na ławce, tam, gdzie kiedyś chodziliśmy jako dzieciaki z paczką czipsów i colą w ręku. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, gadaliśmy o niczym. Tamta dziewczyna jeszcze czasem do mnie wracała, ale... już nie była mną. Zrozumiałam wtedy, że nie chcę, by ktoś trzymał się mnie tylko dlatego, że pamięta mnie sprzed lat. Mam przecież prawo być kochana taką, jaka jestem dzisiaj — z lękami, zmarszczkami, niepewnością i własną siłą.
Wróciłam do domu, zrobiłam sobie herbatę i pierwszy raz od dawna poczułam się spokojna. Może samotna, ale też wolna.
To nie wystarczało
Napisałam do niego wieczorem, prosto, bez emocji: „Spotkajmy się. Chciałabym coś dokończyć”. Odpisał prawie od razu. „Jutro, ta sama kawiarnia?”. Przyszłam wcześniej. Zajęłam stolik w rogu. On spóźnił się kilka minut, ale przyszedł. Wyglądał na zmęczonego. Usiadł naprzeciwko i czekał, aż zacznę.
— Chciałam, żebyś zawalczył — powiedziałam w końcu, patrząc mu prosto w oczy.
Wziął oddech, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko wzruszył ramionami.
— Nie chciałem cię zatrzymywać, jeśli już mnie nie chcesz — odpowiedział cicho.
Zapadła cisza. Nie było już zresztą nic więcej do dodania. Żadne z nas nie miało w sobie siły na kolejne „a może jednak”. Może kiedyś naprawdę się kochaliśmy, może nawet wciąż coś zostało. Ale to nie wystarczało. Wyszliśmy razem, ale rozeszliśmy się każde w swoją stronę.
Czasem miłość nie wystarcza
Szłam powoli przez miasto. Znałam te ulice na pamięć, ale tego wieczoru wszystko wydawało się inne — nie dlatego, że coś się wydarzyło, ale dlatego, że nie wydarzyło się nic. Nie było żadnego dramatycznego finału, żadnych łez, tylko spokój. I świadomość, że podjęłam właściwą decyzję. Wróciłam do siebie, zdjęłam płaszcz i usiadłam w ciszy. W pustce było coś kojącego. Coś prawdziwego. Wreszcie nie musiałam udawać, że jestem kimś, kogo już dawno nie ma.
Marek był ważny, ale nie dla tej kobiety, którą jestem dziś. Tę kobietę dopiero zaczynam poznawać i chcę, żeby ktoś kochał właśnie ją. Czasem miłość nie wystarcza. Zwłaszcza ta oparta na wspomnieniu. A ja już nie chcę być czyimś echem. Zamknęłam oczy i pomyślałam: może jeszcze kiedyś się spotkamy, ale nie jako tamci z przeszłości, tylko jako my — prawdziwi. Gotowi spojrzeć na siebie w rzeczywistości.
Katarzyna, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa chciała nam zrobić niespodziankę na rocznicę ślubu, a wszystko zepsuła. Przez nią zaczęłam myśleć o rozwodzie”
- „Nie myślałam, że w lumpeksie przeżyję historię jak z filmu. W starej torebce za dyszkę znalazłam prawdziwy skarb”
- „Byłam w 7. niebie, gdy szef wreszcie dał mi awans. Moja radość znikła szybciej niż przecenione towary na Black Friday”

