„Po rozwodzie miałam zostać starą nieszczęśliwą zrzędą. Zamiast tego wdałam się w gorący romans z młodzieniaszkiem”.
„Powinnam odmówić. Powiedzieć, że jestem zmęczona, że muszę wracać. Ale nie zrobiłam tego. Muzyka była cicha, światła przygaszone. Nie było nikogo poza nami, tylko puste lustra i drewniana podłoga, która cicho skrzypiała pod naszymi stopami”.

Zawsze myślałam, że po rozwodzie poczuję ulgę. Że zniknie to nieznośne napięcie, te ciche dni, które trwały tygodniami, że odzyskam siebie. I rzeczywiście – przez pierwsze miesiące cieszyłam się swoją niezależnością, budziłam się w pustym mieszkaniu i nie musiałam się martwić, czy obok mnie ktoś właśnie przewraca się na drugi bok z niezadowoloną miną.
Mogłam jeść kolację, o której chciałam, wychodzić na spacer, nie tłumacząc się nikomu. Byłam wolna. Tylko że z czasem zaczęłam rozumieć, że wolność to jedno, a samotność – coś zupełnie innego.
Praca wypełniała mi dni
Marta, moja przyjaciółka, próbowała mnie namawiać na różne aktywności – kino, basen, jakieś spotkania dla singli, ale na wszystko miałam jedną odpowiedź: później. W końcu wpadłam na pomysł, że zapiszę się na kurs tańca.
Nie chodziło o to, żeby poznawać ludzi, szukać nowych znajomości, nic z tych rzeczy. Po prostu chciałam zrobić coś dla siebie, coś, co odciągnie mnie od myślenia.
Już na pierwszych zajęciach zauważyłam Pawła. Był instruktorem, młodszym ode mnie o kilkanaście lat, ale miał w sobie coś takiego, że od razu zwracał na siebie uwagę. Wysoki, pewny siebie, pełen energii. Obserwowałam, jak podchodzi do kursantów, poprawia ich postawę, cierpliwie tłumaczy kroki.
Kiedy przyszła moja kolej, zatrzymał na mnie wzrok trochę dłużej, niż powinien. Uśmiechnął się lekko i powiedział, że taniec to nie tylko kroki, ale przede wszystkim emocje. Nie wiedziałam wtedy, że to właśnie one staną się moim największym problemem.
Taniec z Pawłem był czymś zupełnie innym, niż się spodziewałam. Myślałam, że to będzie zwykła nauka kroków, powtarzanie sekwencji, ale on podchodził do tego inaczej. Trzymał mnie pewnie, prowadził bez wahania, a ja – choć zawsze miałam problem z zaufaniem – poddawałam się temu, jakby było to najprostsze na świecie. Był skupiony, ale swobodny, jakby ruchy przychodziły mu naturalnie, bez żadnego wysiłku.
– Luźniej, Basia – powiedział cicho, gdy poczuł, jak napinam ramiona. – Nie kontroluj wszystkiego, daj się poprowadzić.
Chciałam odpowiedzieć, ale zamiast tego tylko skinęłam głową. Starałam się rozluźnić, oddać rytmowi, ale moje ciało miało inne plany. Nigdy nie byłam w czyichś ramionach tak blisko, odkąd skończyło się moje małżeństwo. Poczułam ciepło jego dłoni na moich plecach i coś, czego nie umiałam nazwać. Było to dziwne i zupełnie nie na miejscu.
W końcu to tylko taniec
Muzyka się skończyła, a ja cofnęłam się o krok, jakby to mogło pomóc mi odzyskać równowagę. Paweł uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział. Po zajęciach spotkałam się z Martą w naszej ulubionej kawiarni.
– I jak? – zapytała, mieszając łyżeczką herbatę. – Warto było się zapisać?
– Tak – przyznałam. – Tylko…
– Tylko co?
Wahałam się chwilę, zanim odpowiedziałam.
– Nie wiem, jakoś dziwnie się czułam, kiedy tańczyłam z instruktorem. Jakby było w tym coś więcej niż tylko taniec.
Marta prychnęła i spojrzała na mnie z pobłażaniem.
– Boże, Basia, to jego praca! Myślisz, że jesteś pierwszą kobietą, która tak się czuła? Uwierz mi, on to wszystko ma przećwiczone. Wiesz, ile osób zakochuje się w swoich nauczycielach tańca?
– Nie powiedziałam, że się zakochałam – odparłam szybko.
– Może nie powiedziałaś, ale pomyślałaś.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego wzięłam łyk kawy i spojrzałam w okno. Marta miała rację – to był tylko taniec. Nic więcej.
Tylko dlaczego, kiedy wracałam do domu, wciąż czułam na sobie jego dłonie?
Na kolejne zajęcia szłam z postanowieniem, że tym razem skupię się tylko na technice. Nie będę myśleć o tym, jak Paweł na mnie patrzy, nie będę analizować, czy jego dotyk trwa ułamek sekundy za długo. To było bez sensu. Był instruktorem, robił to zawodowo, a ja najwyraźniej dorabiałam sobie w głowie historie, które nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Tym razem ćwiczyliśmy tango.
– Tango to nie kroki – powiedział Paweł, gdy ustawialiśmy się w pary. – To rozmowa bez słów. Wszystko, co czujesz, musisz przekazać przez ruch.
Brzmiało to pięknie, ale w praktyce okazało się trudniejsze, niż myślałam.
Całe moje ciało spięło się jak struna
– Basia, oddychaj – szepnął.
Wciągnęłam powietrze, zamknęłam oczy i spróbowałam skupić się tylko na muzyce. Był blisko, czułam jego zapach, ciepło jego skóry. Prowadził pewnie, a ja… ja nagle naprawdę się poddałam. W tańcu, w ruchu, w tej dziwnej grze między nami, której do końca nie rozumiałam.
Nie wiem, jak długo tańczyliśmy, ale kiedy muzyka ucichła, przez chwilę staliśmy w bezruchu. Nasze oddechy były nierówne, a jego dłoń wciąż spoczywała na moich plecach.
– Wiesz, że kiedy tańczysz, jesteś zupełnie inna? – powiedział cicho. – Jakbyś była sobą dopiero tutaj.
Spojrzałam na niego, próbując wymyślić jakąś rozsądną odpowiedź.
– Może po prostu zapominam, że powinnam się kontrolować – powiedziałam, siląc się na obojętność.
– A może nie powinnaś?
Jego spojrzenie było intensywne, zbyt intensywne. Odwróciłam wzrok i odsunęłam się o krok.
– Dzięki za lekcję – rzuciłam szybko i skierowałam się w stronę szatni.
Serce waliło mi jak oszalałe. To było tylko tango, powtarzałam sobie w myślach. Tylko taniec.
Ale coś mi mówiło, że oszukuję samą siebie.
Po tamtych zajęciach unikałam Pawła
Przychodziłam na kurs punktualnie, nie wdawałam się w żadne rozmowy i wychodziłam zaraz po zakończeniu lekcji. Nie chciałam przyznać się sama przed sobą, że coś we mnie pękło. Czułam się głupio, jak jakaś nastolatka, która dorabia sobie romantyczne historie do zwykłego tańca.
Któregoś wieczoru, po długim dniu w pracy, zaspałam na zajęcia i przyszłam, gdy wszyscy już wychodzili. Byłam gotowa odwrócić się na pięcie, kiedy zobaczyłam Pawła opierającego się o framugę drzwi.
– Już myślałem, że dziś cię nie będzie – powiedział.
– Miałam sporo pracy – odparłam, siląc się na neutralny ton.
– To zostaniesz chwilę dłużej? Możemy przećwiczyć coś w spokoju.
Powinnam odmówić. Powiedzieć, że jestem zmęczona, że muszę wracać. Ale nie zrobiłam tego.
Muzyka była cicha, światła przygaszone. Nie było nikogo poza nami, tylko puste lustra i drewniana podłoga, która cicho skrzypiała pod naszymi stopami.
Tańczyliśmy powoli, inaczej niż zwykle, jakby ten brak pośpiechu coś zmieniał. Czułam jego oddech na skórze, słyszałam bicie własnego serca.
– Gdybym był starszy, czy coś by się zmieniło? – zapytał nagle.
Zamarłam. Spojrzałam na niego, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszałam.
– Co?
– Gdybym miał czterdzieści, czterdzieści pięć lat. Czy wtedy byś się tak nie bała?
To był moment, kiedy wszystko powinno się zatrzymać. Powinnam się roześmiać, powiedzieć, że to absurd, że źle interpretuje sytuację. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Po prostu go pocałowałam.
Nie wiem, kto był bardziej zaskoczony – on czy ja. Przez ułamek sekundy czułam, jak zamiera w bezruchu, ale potem odwzajemnił pocałunek, mocno, zachłannie, jakby bał się, że za chwilę się rozmyślę.
Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, patrzył na mnie w taki sposób, że nie mogłam złapać tchu.
– Nie powinnam była tego robić – wyszeptałam.
– Więc powiedz, że tego nie chcesz – odparł cicho.
Nie byłam pewna, czego chcę
Od tamtego pocałunku nic nie było już takie samo. Przychodziłam na zajęcia z myślą, że zachowam się normalnie, ale to było niemożliwe. Czułam jego wzrok na sobie, czułam napięcie, które wisiało między nami. I przede wszystkim czułam strach. Bo jeśli dam się temu ponieść, jeśli pozwolę sobie zapomnieć o różnicy wieku, o rozsądku, o tym, co ludzie powiedzą – co wtedy?
Marta przyglądała mi się uważnie, kiedy spotkałyśmy się na kawie.
– Coś się stało? – zapytała, przechylając głowę.
– Nic – skłamałam, ale nie brzmiało to przekonująco.
– A jeśli zapytam inaczej? Coś się stało z tym twoim instruktorem?
Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam na swoją filiżankę i westchnęłam.
– Pocałowałam go.
Marta odsunęła się od stolika i uniosła brwi.
– Ty go pocałowałaś?
– Tak jakby… to wyszło samo.
– Nic samo nie wychodzi, Basia.
Przez chwilę siedziała w ciszy, a potem pokręciła głową.
– On jest młodszy od ciebie o piętnaście lat. Co ty sobie wyobrażasz?
– Że może w końcu nie muszę niczego sobie wyobrażać. Może wystarczy czuć.
Zamilkła, a ja miałam wrażenie, że właśnie dotarłam do sedna tego wszystkiego. Moje życie zawsze było pełne kompromisów, rozsądnych wyborów, robienia tego, co należy. Może pierwszy raz nie chciałam analizować, co powinnam, a czego nie.
Tylko że Paweł nie zamierzał pozwolić mi na unikanie tematu.
Kiedy wyszłam z kawiarni, dostałam od niego wiadomość.
„Spotkaj się ze mną”.
Przez chwilę patrzyłam na ekran telefonu. Moje palce zawisły nad klawiaturą.
Powinnam odmówić. Powiedzieć, że to był błąd. Ale odpisałam: „Gdzie?”.
Spotkaliśmy się w małej kawiarni niedaleko studia tańca. Paweł czekał już na mnie, siedząc przy stoliku przy oknie. Kiedy podeszłam, wstał i odsunął dla mnie krzesło.
– Nie musiałeś… – zaczęłam, ale on tylko się uśmiechnął.
– To coś zmienia? – zapytał.
Nie odpowiedziałam, tylko usiadłam i spuściłam wzrok.
– Dlaczego przyszłaś? – jego głos był cichy, ale wyraźny.
Mogłam skłamać. Mogłam powiedzieć, że przyszłam wyjaśnić, że to był błąd, że to nie ma sensu. Ale siedziałam tam, patrzyłam na niego i nie potrafiłam tego zrobić.
– Nie wiem – przyznałam.
Paweł oparł się na łokciach, przyglądając mi się uważnie.
– Boisz się mnie czy siebie?
Wstrzymałam oddech.
– Boję się, że to nie przetrwa.
– A jeśli przetrwa? – zapytał. – Jeśli to właśnie jest ten moment, w którym masz przestać się bać?
Nie miałam na to odpowiedzi
Przesiedzieliśmy w milczeniu dłuższą chwilę. W końcu odetchnęłam głęboko i podniosłam na niego wzrok.
– Nie wiem, co robić.
– To chodź – powiedział, wstając i wyciągając do mnie rękę. – Tylko zatańczmy.
Poszłam za nim, jakbym nie miała wyboru.
Sala była pusta, światła przygaszone. Włączył muzykę i podszedł do mnie powoli, jakby bał się, że w ostatniej chwili ucieknę. Kiedy nasze dłonie się zetknęły, poczułam znajome ciepło, tę pewność, która przychodziła tylko wtedy, gdy pozwalałam mu prowadzić. Nie było nikogo poza nami. Nie było nic poza tańcem. I wtedy zrozumiałam, że choćbym chciała, nie mogę się już cofnąć.
Barbara, 51 lat
Czytaj także:
„Poszłam na randkę w ciemno i poznałam faceta słodkiego jak pączek. Szkoda, że był nadziany tylko gorzkimi kłamstwami”
„Przez teściową musieliśmy wziąć rozwód, ale nigdy nie przestaliśmy się kochać. Jej śmierć była dla nas drugą szansą”
„Przymykałam oko na zdrady męża, bo miał kasę. Bez niej nie byłoby mnie stać ani perfumy, ani na dubajską czekoladę”

