„Po rozwodzie odkryłam, że mąż przez całe małżeństwo miał tajemnicę. To, co przede mną zataił przechodzi ludzkie pojęcie”
„Ja z jednej strony naprawdę nie chciałam się rozstawać, a z drugiej wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Niemniej nie protestowałam i nie zamierzałam sprawiać problemów. Rozwód dostaliśmy na pierwszej rozprawie. Obeszło się bez dramatów i awantur”.

- Listy do redakcji
Ja i Piotr byliśmy małżeństwem przez piętnaście lat. Poznaliśmy się, gdy właśnie ukończyłam studia i podjęłam pierwszą pracę. Od razu zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Starszy o siedem lat, rzeczowy ogarnięty finansowo. Takiej jak ja młodej kobiecie, która do tej pory nie była w poważnym związku, jego podejście do życia bardzo imponowało. Zaczęliśmy się spotykać i potem to już wszystko się szybko potoczyło. Dwa lata później byliśmy po ślubie. Otoczenie widziało w nas świetnie dobraną parę, ja zresztą również – tak mi się przynajmniej wydawało. Żywiłam głębokie przekonanie, że jest to związek, który przetrwa burze oraz zawirowania – i tak w rzeczy samej było, ale tylko przez jakiś czas.
Moja wiara w małżeństwo słabła
Pierwsze cztery lata małżeństwa nie dawały mi żadnych powodów do narzekań. Świetnie się dogadywaliśmy i uwielbialiśmy razem spędzać czas. Wiedziałam, że co by się nie działo, mogę liczyć na Piotra. Do szczęścia brakowało mi jedynie dziecka. Pomimo usilnych starań, nie mogłam jednak zajść w ciążę, co było potwornie frustrujące.
– Kochanie, mamy siebie i to jest najważniejsze – zapewniał Piotr.
Ja jednak czułam się wybrakowana. Nie zliczę, ilu lekarzy odwiedziliśmy. W końcu usłyszałam, że nie będę mogła mieć dzieci – diagnoza ta była po prostu miażdżąca. Mąż starał się pocieszyć mnie najlepiej, jak potrafił, lecz na dłuższą metę to nie pomagało. Świadomość, że nie zostanę mamą, była okropna. Właściwie to do dziś się z tym nie pogodziłam i nie sądzę, abym kiedykolwiek potrafiła.
Nie mam pojęcia, czy to właśnie przyczyniło się do rozpadu naszego małżeństwo, ale przypuszczam, że tak. Mijały tygodnie, a ja i Piotr oddalaliśmy się od siebie. Rozmowy nie były już tak intensywne i pełne pasji, jak kiedyś. Piotr sprawiał wrażenie nieobecnego. Pytany o przyczynę takiego stanu, jedynie wzruszał ramionami i przebąkiwał coś o tym, że nie powinnam się przejmować. Ale ja całą sobą czułam, że coś jest nie tak. Trwaliśmy w tym bardzo długo, aż pewnego dnia powiedział, że dłużej już tak nie może.
– To nie to, że cię nie kocham, ale nie dam rady.
To on podjął decyzję o rozwodzie
Ja z jednej strony naprawdę nie chciałam się rozstawać, a z drugiej wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Niemniej nie protestowałam i nie zamierzałam sprawiać problemów. Rozwód dostaliśmy na pierwszej rozprawie. Obeszło się bez dramatów i awantur. Piotr zrzekł się swojej części mieszkania. Niczego ode mnie nie chciał. Zniknął niepostrzeżenie, jakby wspólnie spędzony czas w ogóle nie miał miejsca. Bardzo to przeżyłam, nie mogłam się pozbierać. Napisał, że jeśli będę czegoś potrzebowała, to mi pomoże. Nie rozumiałam, jak to się miało do jego decyzji o odejściu.
Rzuciłam się w wir pracy, żeby nie myśleć za dużo. Rozpaczliwie próbowałam poskładać swoje klocki w sensowną całość, ale im mocniej się starałam, tym gorzej to wychodziło. Obwiniałam siebie, że to kara za niemożność urodzenia dziecka. Piotr pragnął zostać ojcem, ale nie powiedział tego na głos. Nie musiał. Poszłam na terapię, żeby uporządkować sobie bałagan w głowie. I kiedy mozolnie zaczęłam wychodzić na prostą, spadła na mnie okrutna wiadomość.
Tego się nie spodziewałam
Z Olą kolegowałam się w szkole podstawowej. W ogólniaku utrzymywałyśmy sporadyczny kontakt, który wreszcie umarł śmiercią naturalną. Miałyśmy siebie co prawda w kontaktach na Facebooku, ale nic poza tym. Dlatego też nie kryłam zdziwienia, kiedy zaproponowała spotkanie. „Akurat jestem w Warszawie i zabawię tu kilka dni, więc pomyślałam, że mogłybyśmy się zobaczyć” – napisała.
Zgodziłam się, głównie z ciekawości. Nie miałam Oli za złe, że przez długi czas w ogóle się nie odzywała, ponieważ ja sama lepsza nie byłam. Relacja, bez względu na jej charakter, ma szansę przetrwać wyłącznie wtedy, gdy obie strony o nią dbają. W naszym przypadku tak nie było. Okazało się, że w dalszym ciągu nadajemy na identycznych falach. Miałam wrażenie, że widziałyśmy się zaledwie parę dni temu. Od słowa do słowa pogawędka zeszła na tematy osobiste. Opowiedziałam o tym, co zaszło między mną a Piotrem.
– Nie miałam pojęcia, że byliście małżeństwem – Ola była szczerze zaskoczona.
– Nie mów tylko, że go znasz.
– I tak, i nie – odparła. – To znaczy osobiście nie, ale z opowieści tak.
– Jakich opowieści? Bo przecież nie moich.
– Ech, to pokręcona sprawa w takim razie - westchnęła.
– Opowiadaj, mamy czas.
Ależ byłam naiwna
To, co usłyszałam, wprawiło mnie - mówiąc delikatnie - w osłupienie. Otóż serdeczna koleżanka Oli miała syna z Piotrem – Marcinek liczył obecnie trzynaście lat. O pomyłce nie mogło być mowy. Ola pokazała mi zdjęcia. Zamarłam. Zakręciło mi się w głowie, coś ścisnęło mnie za gardło. Przez ten cały czas, który spędziłam z Piotrem, nie zorientowałam się, że ma romans. Co tam romans, on miał rodzinę! Zalatywało to totalnym absurdem. Nie wytrzymałam i napisałam do niego z prośbą o spotkanie. Chciałam, aby powiedział o tym wszystkim, patrząc mi prosto w oczy.
– Jak mogłeś prowadzić podwójne życie? – miałam do niego żal. – Nie dość, że mnie zdradzałeś, to zrobiłeś dziecko innej kobiecie.
– Iza, ja cię naprawdę kochałem... Ale gdy pojawił się Marcinek, nie mogłem ot tak go zostawić. Nie potrafiłem podjąć decyzji, przepraszam.
– Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje przeprosiny są niewiele warte. Zmarnowałeś piętnaście lat mojego życia.
– Nie mam nic na swoje wytłumaczenie...
Nie miałam wyjścia. Musiałam przełknąć gorzką prawdę, co wcale nie było łatwe. Nigdy Piotrowi nie wybaczę. Zniszczył nasze małżeństwo. Uczynił to świadomie i z premedytacją. Nie mam pomysłu na to, jak po tym wszystkim powrócić do normalności.
Iza, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po rozwodzie mąż zostawił mnie z kredytem i 2 dzieci. Zamiast pomóc z opłatami, bredził, że nie jest bankomatem”
- „Przed mężem Joli kochanki wyrastały jak grzyby po deszczu. Przymykała na to oko, bo obiecał jej tą jedną rzecz”
- „Wyszłam za bogacza, bo chciałam żyć w luksusie. Mąż traktował mnie jak samochód wzięty w leasing, a nie żonę”

