Reklama

Kiedy Bartek, mój chłopak od pięciu lat, oświadczył mi, że „to chyba nie to” i się wyprowadził, nie potrafiłam nawet porządnie się popłakać. Usiadłam na kanapie i patrzyłam w ścianę przez cztery godziny. Potem znowu zaczęłam pracować, i tylko to robiłam. Dwanaście, czasem piętnaście godzin dziennie. Pracowałam tak, żeby nie myśleć. Ale wieczory i tak przychodziły. Ciche, puste, a w nich ja – z czerwonym winem i Spotify puszczającym mi melancholijne piosenki.

Chciała się zabawić

Wtedy Magda, moja przyjaciółka z liceum, rzuciła pomysł:

– Dorka, jedziemy do Hiszpanii. Musisz się wyrwać. Słońce, plaża, drinki, gorący Hiszpanie… Co ty na to?

Chciałam jej powiedzieć, że nie mam siły, jestem zmęczona i może innym razem. Ale coś w jej głosie mnie przekonało. „Czemu nie?” – pomyślałam. Może naprawdę potrzebuję oddechu, może to coś zmieni.

W samolocie lecącym do Malagi patrzyłam przez okno na chmury i czułam dziwny niepokój. Nie był to lęk przed lataniem, to było coś głębiej. Takie przeczucie, że ta podróż wcale nie będzie tym, czym miała być.

Zamknęłyśmy drzwi apartamentu i od razu rozejrzałam się po wnętrzu. Jasne ściany, lekko zużyta kanapa, duży balkon z widokiem na zatokę – nie wyglądało to źle. Magda z szerokim uśmiechem otworzyła walizkę i od razu zaczęła wyciągać sukienki, kosmetyczkę, sandały. Ja usiadłam na łóżku i spojrzałam w jej stronę.

– Dzisiejszy wieczór to nasza noc łowów – oznajmiła z entuzjazmem. – Wypijemy coś, wyskoczymy do baru, a potem… kto wie?

– Może ja zostanę dziś z książką i winem – odpowiedziałam.

– Dorka, no błagam, nie bądź taką nudziarą. Jesteśmy w Hiszpanii, na wakacjach. Nie siedź jak emerytka. Przecież przyjechałyśmy się zabawić!

Zostawiła mnie

Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że dla niej to wszystko było jak powrót do młodości – krótkie sukienki, lekkie flirty, dźwięki muzyki z klubów. Miałam wrażenie, że po prostu tu nie pasuję. Od kilku miesięcy byłam zmęczona wszystkim, a teraz nawet Magda, która kiedyś była moim azylem, wydawała się być z innego świata.

Po szybkiej kolacji w barze, gdzie zjadłyśmy coś w biegu i wypiłyśmy po drinku, Magda uśmiechnęła się do jakiegoś wysokiego bruneta i zniknęła. Powiedziała tylko, że wróci później. Zostawiła mnie przy stoliku, z niedopitym winem i nieprzyjemnym uczuciem, że znów zostałam na uboczu.

Wróciłam do apartamentu sama. Na balkonie rozłożyłam koc, otworzyłam butelkę białego wina i zaczęłam czytać książkę, którą zabrałam na wszelki wypadek. Wiatr niósł odgłosy śmiechu z innych pokoi, gdzie ludzie dobrze się bawili. Ja przewracałam kolejne strony, ale coraz trudniej było mi się skupić. Nie po to tu przyjechałam. Nie tak miało być.

Z każdą minutą narastało we mnie uczucie samotności. Było coś upokarzającego w tym, że nawet na wakacjach, kiedy wszystko miało się zmienić, nie potrafiłam się w nic zaangażować. Magda miała rację – nie potrafiłam już żyć bez pracy i zmęczenia. Ale najwyraźniej nie umiałam już też nic innego.

Miała inne plany

Następnego dnia obudziłam się wcześniej niż planowałam. Magdy nie było w pokoju. Jej łóżko było puste, poduszka nietknięta. Przez chwilę wpatrywałam się w drzwi balkonowe, jakby miała zaraz wrócić. W końcu wzięłam telefon i wybrałam jej numer. Odebrała dopiero po trzecim sygnale.

– Halo? – usłyszałam jej zaspany, ale rozbawiony głos.

– Gdzie jesteś?

– Och, nie przejmuj się. Spałam u Javiera. Świetny chłopak. Wiesz, gra na gitarze i robi genialne mojito. Umówiłam się z nim na śniadanie.

– Aha – mruknęłam.

– Dorka, serio, nie bądź taka sztywna. To tylko wakacje. Korzystaj, póki jesteśmy młode!

– Jasne. Miłego śniadania.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Długo siedziałam w ciszy, próbując zrozumieć, czemu właściwie czuję się tak podle. Przecież wiedziałam, że Magda jest inna. Że potrafi odciąć się od wszystkiego i po prostu żyć chwilą. A jednak bolało. Może dlatego, że ja też chciałam zapomnieć, ale nie potrafiłam. Moje życie było zbyt gęsto utkane z obowiązków, schematów i złych decyzji.

Nie wiedziałam, co robić

Później, jeszcze tego samego dnia, zadzwoniłam do siostry. Odbierała po kilku sygnałach, jak zawsze z energią.

– Hej! I jak Hiszpania?

– Nudno. Magda bawi się świetnie, ja siedzę sama i marudzę.

– To może właśnie dobrze? Może to sygnał, że musisz w końcu przestać zadowalać innych?

– Co masz na myśli?

– Od pięciu lat żyłaś pod dyktando Bartka. W pracy też zawsze jesteś tą, co załatwi, dokończy, poprawi. Może to jest ten moment, kiedy masz się skupić na sobie?

Milczałam chwilę, patrząc na leniwie kołyszące się palmy za oknem.

– Może masz rację. Tylko że ja nie wiem już, czego chcę.

– Zacznij od tego, żeby się zatrzymać. Po prostu być. Bez oczekiwań.

Westchnęłam i skinęłam głową, jakby mogła mnie zobaczyć. Odłożyłam telefon i usiadłam na tarasie.

Kolejnego wieczoru, kiedy Magda znów gdzieś zniknęła, zeszłam sama do ogrodu przy hotelu. Było cicho, zupełnie inaczej niż na hałaśliwej promenadzie. Usiadłam na ławce pod drzewem. Czułam, jakby coś mi umknęło, jakby ta podróż miała przynieść coś więcej, a zostawiła mnie z niczym.

Zrozumiałam coś

Obok mnie przysiadła starsza para. Mężczyzna z trudem się zgiął, by usiąść, ale kiedy już to zrobił, wyprostował się z godnością. Uśmiechnęli się do mnie.

– Ładne wieczory w tej Hiszpanii – powiedział mężczyzna, mrużąc oczy w stronę słońca chowającego się za palmami.

– Tak, szkoda tylko, że to już ostatni – odpowiedziałam. – Jutro wracam do Polski.

– A sama pani tu przyjechała? – zapytała kobieta, nieco ciszej.

– Z przyjaciółką, ale… właściwie to tak. Sama.

Przez chwilę milczeliśmy, a potem kobieta spojrzała mi prosto w oczy i zapytała bez ogródek:

– A pani czego tu szukała?

Nie odpowiedziałam od razu. Poczułam w gardle coś dziwnego – jakby to pytanie dotknęło mnie bardziej niż chciałam. Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Może jakiegoś dowodu, że jeszcze jestem kimś więcej niż trybikiem w firmie.

– Wiesz – zaczęła spokojnie kobieta – ja przez czterdzieści lat żyłam cudzym życiem. Najpierw mojej matki, potem mojego męża, potem dzieci. Wszyscy czegoś ode mnie chcieli. A ja nie wiedziałam nawet, czego chcę sama od siebie. Dopiero teraz uczę się siebie.

Otworzyła mi oczy

Zamilkła na chwilę, po czym dodała, uśmiechając się:

– I chociaż to bardzo późno, to jednak lepiej późno niż wcale.

Zaniemówiłam. Siedziałam nieruchomo, wpatrzona w jej twarz. Jej słowa trafiły prosto tam, gdzie coś od dawna bolało. Ta rozmowa trwała jeszcze chwilę – o ich podróżach, o tym, że nie zawsze się zgadzają, ale nauczyli się słuchać. Marian, jej partner, dodał coś, co zapamiętam na długo:

– Młodość to nie wiek, tylko decyzja, że jeszcze coś przed tobą.

Siedziałam z nimi do zmierzchu. Wracając do pokoju, czułam, że wydarzyło się coś ważnego, choć nie potrafiłam tego nazwać.

Dorota, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama