Reklama

Miałam wszystko dokładnie poukładane i krok po kroku szłam zgodnie z planem. Pierwsza rzecz, która poszła nie po mojej myśli to... bycie mamą. Wyobrażałam sobie, że niemowlak będzie głównie przesypiał całe dnie, a ja w tym czasie zajmę się domem. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, ale nie mogłam się poddać i pozwolić, by cokolwiek wymknęło mi się spod kontroli. Przecież idealne kobiety świetnie sobie ze wszystkim radzą i nie potrzebują niczyjego wsparcia, no nie?

Zawsze miałam plan

Już jako małe dziecko lubiłam mieć wszystko poukładane i zorganizowane. Mój dziecięcy świat kręcił się wokół systematyczności i porządku. Gdy miałam naście lat, doskonale wiedziałam, co chcę robić w przyszłości. Krok po kroku wprowadzałam swój plan w życie. Byłam pewna, że zostanę główną księgową w jakiejś sporej firmie. Zanim skończę trzydziestkę, planowałam wyjść za mąż i zostać mamą. No i udało się! Pracuję w dużej, międzynarodowej korporacji. Solidnie przygotowałam się do zawodu, kończąc studia na kierunku finanse i rachunkowość. Pamiętam, jak moja mama, gdy chodziłam jeszcze do liceum, często żartowała sobie ze mnie. Powtarzała wtedy:

– Mała, wykończysz się tymi zadaniami na przyszłość!

– Podoba mi się, gdy mam wszystko zaplanowane – odpowiadałam, nieznacznie unosząc ramiona.

Przeprowadzkę do innego miasta również od dawna miałam w planach. Marzyłam o niezależności, a pięćdziesiąt kilometrów od rodzinnych stron wydawało mi się w sam raz. Świetnie płatna praca, własne lokum, mąż, dziecko – w takiej właśnie kolejności. Rozwiązanie przewidywałam na cztery tygodnie przed ukończeniem trzydziestego roku życia. Te utarte schematy dawały mi poczucie bezpieczeństwa.

Synek nie chciał spać

Kłopoty zaczęły się tuż po wyjściu z oddziału położniczego. Mój maleńki synek powinien był smacznie spać, po czym budzić się na posiłek i z powrotem zasypiać, a następnie znów jeść. Ja natomiast w tzw. przerwach miałam zajmować się domem, szykować posiłki, robić pranie, a do tego jeszcze czytać lektury, bo przecież musiałam wiedzieć co w trawie piszczy. Tymczasem Franuś wciąż płakał i nie dawał się uspokoić. Ledwo go położyłam do łóżeczka, a już się wybudzał, a krótkie, góra dwudziestominutowe drzemki zdarzały mu się tylko wtedy, gdy go karmiłam.

– Luz, ogarnę to wszystko – pocieszał mnie mój mąż, jednak gdy ponownie obdarzyłam go zabójczym wzrokiem, czym prędzej się wycofał.

– Do jasnej anielki, Paweł, nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy! Dam sobie radę bez ciebie.

Paweł starał się zacieśnić kontakt z bobasem, ale ja regularnie mu to uniemożliwiałam. Nie życzyłam sobie, żeby mnie wyręczał i wstawał do syna w nocy. A niby dlaczego miałby to robić? W końcu to ja byłam matką i to ja najlepiej wiedziałam, co jest dobre dla mojego dziecka.

Chciałam wszystko robić sama

Gdy Franuś zanosił się płaczem nocami, ja szlochałam razem z nim. Marzyłam tylko o tym, by na moment przymknąć powieki i zaznać odrobinę niezmąconego odpoczynku, ale za nic nie przyznałabym się do tego otwarcie. Idealne panie doskonale dają sobie radę i nie wymagają wsparcia, no nie?

– Chyba już się najadł – nieśmiało zasugerował Paweł, gdy po raz kolejny usiłowałam wetknąć maleństwu w usta sutka nabrzmiałej mlekiem piersi. – Odpocznij, ja go potrzymam.

Poddałam się.

– Dobra. To ja pójdę powiesić uprane rzeczy.

Mąż popatrzył na mnie jak na jakąś nienormalną babę.

– Co?! O tej porze? Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina?!

– No wiem, ale nie miałam czasu wcześniej tego ogarnąć – warknęłam poirytowana.

– Rano się tym zajmiesz, złotko.

– Chyba ci odbiło?! I mam czekać aż ciuchy w pralce obrosną jakimś paskudztwem?!

Tęskniłam za porządkiem

Czas płynął nieubłaganie, a Paweł po powrocie z urlopu na nowo podjął swoje obowiązki zawodowe. Widok brudnych talerzy w zlewie czy sterty nieposkładanych ubrań wzbudzał we mnie poczucie winy. Nieczytane książki przypominały o poprzednim życiu, kiedy znajdowałam chwile na lekturę, wyjścia do kina czy teatru. Mimo ogromnej miłości do Franka, coraz częściej łapałam się na myśli, że… tęskniłam za swoją dawną codziennością. Z dnia na dzień przestałam być cenioną specjalistką od finansów, osobą odnoszącą sukcesy, a stałam się typowym przykładem zapracowanej mamy, której brakuje nawet chwili na nałożenie tuszu do rzęs czy umycie głowy.

Macierzyństwo okazało się czymś zupełnie odmiennym od moich wyobrażeń. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że sobie z czymś nie radzę. Ten maleńki szkrab totalnie zmienił mój dotychczasowy świat, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Marzyłam o tym, żeby odzyskać poprzedni, idealny porządek rzeczy, przez co powoli zaczynałam świrować.

Na zawsze zapadł mi w pamięć dzień, kiedy przysnęłam, a Franuś jakimś cudem wydostał się z leżaczka i runął na ziemię. Obudził mnie jego przerażony płacz. Po chwili już się uspokoił, ale ja długo nie mogłam dojść do siebie. Synek już smacznie spał, podczas gdy ja ryczałam z bezsilności.

– Prawie cię skrzywdziłam – łkałam. – Jestem okropną matką.

Jako matka powinnam mieć oczy dookoła głowy i non stop pilnować, żeby maluszkowi nic się nie stało.

Mama chciała mi pomóc

Kto wie, co by się ze mną wtedy działo, gdyby nie interwencja mojej mamy, którą zaalarmował Paweł. Wpadła do nas i od progu oświadczyła, że zamieszka z nami przez parę tygodni.

– Słucham? – zbladłam jak ściana.

Wizja mamy w domu kompletnie gryzła się z wizerunkiem idealnej gospodyni domowej, jaki chciałam kreować.

Zdecydowałam, że ci pomogę. Może na początek pójdziesz na górę i wreszcie porządnie się wyśpisz, a ja zabiorę Franka na przechadzkę?

Chciałam się sprzeciwić, ale mama niemal wepchnęła mnie do pokoju. Czułam się tak wyczerpana, że momentalnie odpłynęłam i spałam jak zabita przez jakieś pięć godzin. Gdy w końcu zwlokłam się na parter, na dworze już się ściemniało, a Franciszek smacznie chrapał w swojej kołysce.

– Kompletnie zapomniałam o odciągnięciu pokarmu dla bobasa! Na pewno burczy mu w brzuszku! – załkałam przestraszona, przez co zbudziłam malucha.

– Poprosiłam Pawła, żeby skoczył do sklepu i kupił mleko modyfikowane – odparła moja mama, tuląc Frania.

– Mleko modyfikowane? – spytałam blada jak ściana. – Ale przecież… niemowlaki do pół roku powinno się karmić tylko i wyłącznie mlekiem matki…

Spójrz tylko, jaki jest zadowolony?

Faktycznie, na twarzy Frania widniał szeroki uśmiech.

Kazała mi odpuścić

– Spokojnie, nic złego się nie wydarzy, gdy czasami dostanie mleko modyfikowane od babci albo taty, a ty w tym czasie odpoczniesz i nabierzesz sił.

– Tylko że... moim pragnieniem było karmienie piersią... ja... – starałam się bronić swojego zdania, jednak opór mamy powoli mnie pokonywał.

– Doskonale wiem, co tu jest grane. Znam cię jak nikt inny!

– Czego ty ode mnie chcesz?

– Czego chcę? Chodzi mi o was – ciebie, twojego męża i waszego malucha! Czemu nie dajesz Pawłowi zajmować się małym? Po co chcesz sama ogarniać całą chatę? – zaskoczyła ją nagłym pytaniem.

– To ja urodziłam Frania i...

– Ciągle jesteś tą samą babką! Zdaję sobie sprawę, że w ciągu kolejnych paru miesięcy momentami będziesz totalnie sfiksowana, ale to normalka, każda mama tak miała. Masz przy sobie mnie i Pawełka, daj sobie pomóc. Rozumiem, że ciężko ci się przystosować do nowych okoliczności, tym bardziej, że do tej pory w życiu szło ci jak po maśle, ale bycie mamą rządzi się swoimi prawami i nie da się tego zaplanować w każdym detalu. Dzieciaka nie wtłoczysz w utarte szablony, bo on zwyczajnie ci na to nie da przyzwolenia.

Miała rację

Zdawałam sobie sprawę z tego, że miała rację, jednak... Pragnęłam być idealna! Jej wizyta niespecjalnie mi pasowała, ponieważ zmusiła mnie do tego, aby przyznać się przed samą sobą, jak bardzo jest mi potrzebna. Franek po tych pierwszych, najtrudniejszych tygodniach chyba trochę przywykł do nowej sytuacji, ale ja wciąż nie potrafiłam wrócić do starego rytmu dnia. Ostatecznie jednak zaczęłam widzieć światełko nadziei na końcu tego trudnego okresu.

Dawno temu postanowiłam zerwać kontakty z rodziną, ponieważ dążyłam do absolutnej perfekcji w każdym aspekcie życia. Wszystko osiągnęłam własnymi siłami, bez niczyjej pomocy. Mimo to, kiedy zostałam mamą, wsparcie mojej mamy w pierwszych tygodniach po narodzinach synka okazało się być na wagę złota. Zdaję sobie sprawę, że może to zabrzmieć dość zaskakująco, ale gdyby nie jej obecność, chyba nigdy nie dotarłoby do mnie, że wcale nie muszę być idealna. Dla mojego małego Franka i tak jestem najwspanialszą mamą na świecie, niezależnie od wszystkiego.

Mama wsparła mnie w uporządkowaniu mieszkania, a zwłaszcza samej siebie podczas tych ciężkich tygodni. Teraz już nie przejmuję się tak bardzo, jeśli na podłodze jest trochę brudno, a sterta nieuprasowanych ubrań piętrzy się w łazience. Za chwilę skończy mi się urlop i wcale nie mam pewności, czy faktycznie chcę wracać do roboty. Być może porzucę ten cały wyścig z czasem w korpo i przez kolejne lata skupię się na wychowywaniu synka. Wreszcie pojęłam, że nie muszę być idealna we wszystkim i dzięki temu czuję się teraz dużo lepiej.

Magdalena, 34 lata

Czytaj także: „Niewierność to dla mnie bułka z masłem. Mąż myśli, że chodzę na fitness, a ja spalam kalorie inaczej”
„Mąż próbował mnie ustawiać do pionu, ale mu nie wyszło. Teraz jest na każde moje zawołanie, bo to ja rządzę w domu”
„Brat przyjechał z drogimi prezentami i udawał panisko. Czułam się upokorzona, bo nam się nie przelewa”

Reklama
Reklama
Reklama