„Po pogrzebie dziadka poznaliśmy jego ostatnią wolę. Jego stypa była wręcz niezapomniana”
„Dziadek nawet po śmierci nie zostawił chciwej rodzince okruszków swojej fortuny. Zostawił list, w którym opisał, że wiedział, że tak naprawdę go nie kochali, że zależało im na kasie, że jedyne osoby, na które mógł liczyć i które były szczere wobec niego to ja i Ewa”.

- listy do redakcji
Czasem marzy się o bogatym krewnym. Mówi się żartobliwie o „cioci z Ameryki”. Ja miałam takiego dziadka, choć nie mieszkał za granicą. Rodowity Polak, który dorobił się u nas w kraju.
Nikt nie lubił jego szczerości
Dziadek był jednym z pierwszych założycieli sieci aptek w całym kraju. Pomysł okazał się bardzo trafiony, a że przemysł farmaceutyczny ogólnie ma się bardzo dobrze, to już w ogóle było super. Jak każda osoba, która ma kasę, tak i on miał zawsze wokół siebie rzeszę osób, które czekały, aż coś skapnie ze źródełka. Nieszczerych, okropnych wyzyskiwaczy, którzy powiedzieliby wszystko, byle tylko znaleźć się w kręgu zainteresowania dziadka.
Ja od zawsze uwielbiałam dziadka, ale nie należałam do szerokiego grona. To znaczy oficjalnie kochali go wszyscy, ale za plecami gadali o nim niestworzone historie i nie cierpieli jego charakteru. Dziadek miał trzy żony. Z pierwszą miał dwóch synów – jednym z nich jest mój tata. Z drugą mu nie wyszło, a trzecia… była specyficzna. Babcia była miłością jego życia, ale odeszła młodo. Wujek nie miał jeszcze osiemnastu lat, a jest starszy od taty. Dziadek zawsze mówił, że jest jak bocian – kocha tylko raz.
– To po co ci te dwie kolejne? – pytałam, gdy już byłam nastolatką. Dziadek jakoś zawsze lubił ze mną rozmawiać. Zachichotał wtedy i puścił do mnie oko, po czym powiedział:
– Łóżko jest cieplejsze i człowiek się mniej nudzi.
Z drugą żoną rozstali się po paru latach, gdy go zdradziła z jednym z jego pracowników. Pamiętam, w jaką furię wtedy wpadł. Z trzecią żoną był do samego końca, ale ona to była już na pewno tylko do grzania łóżka. Młodsza od niego o… nie wiem, ile, ale dużo, bardzo ładna, zadbana kobieta, ale umysłowo… jakby się z lalką zamieniła na twarzoczaszkę. Spróbuję to zobrazować.
O czym ona mówiła?
Pewnego roku przyjechałam do dziadka na ferie zimowe. Dziadek do samego końca prowadził firmę, ale na stare lata kupił piękny, duży dom pod Zakopanem. Nie muszę więc chyba mówić, jak cudowna była okolica – zwłaszcza zimą. W sezonie w sumie zawsze był śnieg – mniejszy albo większy, więc chętnie tam jeździłam.
Któregoś dnia z jakiegoś powodu w domu wywaliło korki, ale nie wszystkie. Nie działały światła na parterze, ale na korytarzu już tak. Na piętrach także wszystko było ok. Ja akurat siedziałam w salonie na dole, gdy wszystko zgasło, więc wyszłam, żeby się rozejrzeć, co się stało. Wtedy zobaczyłam, jak Ewa leci korytarzem i woła:
– Stasiu! Stasiu! – mówiła, kręcąc głową. Dziadek był poza domem akurat, więc i tak by jej nie usłyszał, co jej to powiedziałam.
– Och, to muszę do niego zadzwonić. Chyba nie zapłacił całego abonamentu za prąd.
– Abonamentu za prąd? Masz na myśli rachunki? – zapytałam, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
– Nie głuptasku – powiedziała z uśmiechem. – Musieliśmy wyczerpać limit jak z internetem i dlatego nie ma światła. Trzeba wykupić.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem, a następnie wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do pokoju gospodarczego, gdzie były korki. Poprawiłam je i światło się zapaliło.
– A to tak też można… nie wiedziałam… – i poszła, gdziekolwiek miała na celu.
Zawsze mówił prosto z mostu
Ewa miała mnóstwo takich historyjek, przy których suchary o blondynkach to bajki, a ona nawet nie była blondynką. Jak się łatwo domyślić, decyzja dziadka o poślubieniu takiej dziewoi też nie była popularna w rodzinie, ale nikt nie powiedział mu tego nigdy prosto w oczy. Zawsze słyszałam tylko narzekania po kątach. Dzieci naprawdę słyszą dużo…
Dziadek też nigdy nie przebierał w słowach. Jeśli uważał, że ktoś robi głupotę, to mówił o tym prosto z mostu. Na przykład jak tata postanowił sprzedać działkę, którą miał, bo chciał kupić samochód, dziadek powiedział:
– To strasznie głupie, co zrobiłeś. Ziemia nie traci na wartości, a samochody tak. Trzeba było wziąć kredyt.
Zamiast na przykład:
– Warto było przemyśleć taką inwestycję. To niekoniecznie dobre posunięcie.
Podobnie kiedyś powiedział mojej mamie, gdy przytyła i to tak konkretnie, a cierpiała z powodu poważnej przepukliny kręgosłupa. Powiedział jej:
– Jesteś strasznie gruba, a teraz jeszcze będziesz cierpiała dużo bardziej. Powinnaś o siebie zadbać.
Zamiast:
– Może warto byłoby przemyśleć dietę? Taka waga może być dodatkowym obciążeniem. Szkoda, żebyś z tego powodu cierpiała.
Niby to samo, ale inaczej. Ja tam zawsze to lubiłam, ale chyba tylko ja.
Niestety nadszedł ten smutny dzień…
Dziadek ogólnie trzymał się całkiem nieźle. Dbał o siebie, o dietę, regularnie się badał. Zresztą stać go było na to. Dożył zacnego wieku siedemdziesięciu ośmiu lat. Ku zaskoczeniu wielu osób, dalej był także w świetnej kondycji umysłowej.
Jednakże któregoś dnia po prostu się nie obudził. Dla mnie to był szok. Dzień wcześniej prowadził mi lekcję jazdy konnej. Nic nie zwiastowało czegoś takiego. Kiedy rano zeszłam na śniadanie i zobaczyłam płaczącą Ewę, wiedziałam, że stało się coś złego. Ta kobieta to nie najostrzejsza kredka w piórniku, ale zawsze była roześmiana. Pewnie to też urzekło w niej dziadka. Spojrzałam na nią, ona na mnie i zrozumiałam bez słów.
Oczywiście bardzo szybko zjechała się cała rodzina. Wydawałoby się, że taka zatroskana i kochająca, ale ja wiedziałam, po co przyjechali. Ewa zresztą też, bo z odrazą patrzyła, jak spacerują po domu, dotykają wszystkiego i dyskutują między sobą. Idę o zakład, że już wtedy w głowach dzielili majątek. Odrażające… ja miałam wtedy piętnaście lat. Niewiele rozumiałam, ale to było po prostu ohydne.
Wiele działo się wtedy poza mną. Byłam mimo wszystko dzieckiem, więc nie uczestniczyłam w przygotowaniach do pogrzebu i innych formalnościach. Któregoś dnia jednak usłyszałam rwetes w salonie, bo trwała dyskusja, że to dziwne, żebym też miała jechać po pogrzebie do notariusza na odczytanie testamentu dziadka, ale taka była jego wola.
Znacie te opowieści o cygańskich pogrzebach? Gdzie jest multum ludu, a oprócz tego drogie wieńce i inne historie? To mniej więcej tak to wyglądało. Było mi strasznie smutno, bo wiedziałam, że prawie wszyscy, którzy tam byli, nie szanowali dziadka tak, jak twierdzili teraz. Kiedyś nawet z nim o tym rozmawiałam, jak akurat czyściliśmy konie przed jazdą.
– Wiem, Agusia – uśmiechnął się smutno. – Kiedyś mnie to bolało, teraz mam to gdzieś. Mam dużo kasy i mało ludzi, którym na mnie naprawdę zależy. Tak to chyba jest.
– Czemu ludzie tacy są?
– Bo każdy chce to, czego nie ma. Większość nie jest bogata, więc wyobraża sobie, jak to jest cudowanie, a nie wie, ile to wyrzeczeń i pracy, i fałszywych ludzi wokół.
Śmiałam się do rozpuku
Po ceremonii pojechaliśmy do notariusza. Niby najbliższa rodzina, ale jednak w małym pomieszczeniu u prawnika miałam wrażenie, że wszystko to mnie przytłacza i że jest aż ciasno. Nie wiedziałam wtedy, po co ja tam miałam być.
– Muszę powiedzieć, że pierwszy raz będę mówiła o takim testamencie i zawartych tam zapisach, ale do rzeczy…
Niewiele rozumiałam z tego prawniczego bełkotu, ale najistotniejsza informacja wytłumaczona mi już normalnymi słowami była taka, że dziadek wydziedziczył wszystkich. Zrobił też fundusz czy konto, który zabezpieczał pozostałych przed roszczeniami o zachowek, czy jak to się tam nazywa. Te pozostałe osoby to ja i Ewa – ona miała też przekazać mi część majątku, gdy skończę osiemnaście lat, a resztę po dwudziestym pierwszym roku życia. To jednak nie koniec tego, co dla nas przygotował.
Dziadek nawet po śmierci nie zostawił chciwej rodzince okruszków swojej fortuny. Zostawił list, w którym opisał, że wiedział, że tak naprawdę go nie kochali, że zależało im na kasie, że jedyne osoby, na które mógł liczyć i które były szczere wobec niego to ja i Ewa. Wtedy się przekonałam, że ja chyba jednak wrodziłam się do dziadka bardziej, niż sądziłam. Jak to zrozumiałam, zaczęłam się śmiać do rozpuku i nie powstrzymałam się od komentarza:
– I co? Opłacało się dziadkowi tyłek obrabiać? Chciwe hieny…
Myślałam, że tata wybuchnie, taki był czerwony na twarzy. Mama siedziała i kiwała głową, a reakcja reszty była zbliżona do ojcowskiej. Stypa i nastrój, który na niej panował, nie muszę opisywać. Na pewno nikt z nas nie zapomni tego dnia jeszcze na długo. Teraz mam dwadzieścia jeden lat. Niedawno odebrałam resztę przeznaczonego mi majątku i chcę otworzyć fundację pomocy dla zwierząt. Myślę, że dziadek wiedział, że nie zmarnuję tego, co mi zostawił.
Agnieszka, 21 lat
Czytaj także:
„Ksiądz na cmentarzu zrobił awanturę, bo ojciec chciał świecki pogrzeb. Na święconej ziemi nie chciał bezbożnika”
„Po śmierci ojca matka liczy, że będzie na moim utrzymaniu. Jest pasożytem i nie chce się wziąć do roboty”
„Przyłapałem żonę na świrowaniu z listonoszem. Zmienianie pieluch dziecku tego bęcwała to tylko część tej katastrofy”