Reklama

Gdy ktoś pyta, co robię na co dzień, mam ochotę odpowiedzieć: „walczę o przetrwanie”. Mam dwoje dzieci i głowę pełną myśli, które nie dają spać. Pracuję zdalnie, co teoretycznie brzmi jak luksus, ale w praktyce oznacza wieczne rozdarcie między Excelem a gotowaniem zupy. Mój mąż Tomasz dużo pracuje. Czasem mam wrażenie, że więcej go nie ma, niż jest. A jego mama, Zofia, zamiast pomagać, wbija mi szpilki. Ostatnio powiedziała, że skoro ona dała sobie radę bez niani, to ja też mogę. Ale ja nie chciałam być bohaterką. Chciałam po prostu odpocząć. Dlatego odpaliłam komputer i odpisałam na ogłoszenie.

Niania wiedziała, co robi

Teresa przyszła punktualnie o ósmej. Zimowy wiatr rozczochrał jej siwe włosy, ale mimo to wyglądała na zaskakująco energiczną. Ubrana skromnie, ale czysto, z oczami pełnymi spokoju. Dzieci od razu do niej pobiegły, jakby znały ją od lat.

– Dzień dobry! Jestem Ola, a to mój brat Filip! – wykrzyknęła moja córka, zanim zdążyłam je przedstawić.

– No dzień dobry, kochane dzieci. Ależ wy jesteście rozgadane! – zaśmiała się Teresa i przykucnęła, by znaleźć się na ich poziomie. – Przyniosłam ciasteczka. Ale najpierw śniadanie, prawda?

Filip pokiwał głową.

Obserwowałam ich z kuchni. Pierwszy raz od tygodni czułam, że ktoś przejął pałeczkę. Teresa wiedziała, co robi. Rozmawiała, śmiała się, ale nie narzucała. Po godzinie Ola już siedziała jej na kolanach, a Filip opowiadał coś z taką pasją, jakby nagle odkrył nową ciocię.

Wieczorem, przy kolacji, Tomasz zapytał:

– I jak ta nowa niania?

– Na lepszą nie mogliśmy trafić – odpowiedziałam z ulgą.

Zofia odwiedziła nas następnego dnia. Ledwo Teresa wyszła z dziećmi na spacer, teściowa spojrzała na mnie spod byka.

– A skąd ty ją wzięłaś?

– Z ogłoszenia. Sprawdzona, polecona. Czemu pytasz?

– Tak tylko.

Zofia na moment zamilkła, po czym zaczęła ostrożnie:

– Skąd jest? Mówiła coś o sobie?

Zmarszczyłam brwi.

– Mówiła, że długo pracowała z dziećmi. Czemu pytasz?

Bo coś mi nie gra. Wydaje się znajoma. I nie wiem, czy to dobrze.

Jej głos był cichy, ale napięcie wyczuwalne. I nagle zrobiło mi się dziwnie chłodno.

Niepokojące słowa teściowej

Teściowa przychodziła trzy dni z rzędu. Nie z pustymi rękami – z babeczkami, zabaweczkami, nawet z jakimś plastrem na obtarty łokieć Oli. I ani razu nie zapowiedziała się wcześniej. Przychodziła, siadała w salonie i przyglądała się Teresie, jakby miała w rękach lupę zamiast kubka herbaty.

– Ja tylko wpadłam na chwilkę – powtarzała każdego dnia.

A potem pytała: o dzieci, o obiady, o plan dnia, o wszystko. Teresa odpowiadała spokojnie, z uśmiechem, ale w jej oczach pojawiała się coraz większa ostrożność. Ja z kolei czułam, że coś wisi w powietrzu, jak burza, która jeszcze nie przyszła, ale już czuć ją w kościach.

W czwartek wieczorem, kiedy dzieci już spały, a Tomasz przyszedł później niż zwykle, Zofia została trochę dłużej. Siedziała na kanapie, stukając paznokciem w blat stolika.

– Chcesz coś powiedzieć, prawda? – zapytałam w końcu, siadając naprzeciw niej.

– Magda... Ty nie wiesz, kogo wpuściłaś do domu.

– O czym ty mówisz?

– Ta kobieta. Teresa. Ona... Ona już raz próbowała zniszczyć rodzinę. Moją rodzinę.

Patrzyłam na nią zdumiona.

– Co ty opowiadasz? Przecież nawet jej nie znasz.

– Znam ją. Z dawnych lat. I dobrze pamiętam.

– Ale co takiego zrobiła?

Zofia odwróciła wzrok i po chwili wyszeptała:

– To nie jest rozmowa na teraz. Ale uważaj. Proszę cię.

Zamknęła drzwi za sobą bez pożegnania.

Zostałam sama. Z zaciśniętym gardłem i pytaniami.

Usłyszałam ich rozmowę

Zdarzyło się to w sobotę po południu. Wróciłam wcześniej z zakupów, zmęczona i bez humoru. Weszłam cicho, żeby nie przeszkadzać dzieciom – Teresa miała z nimi zrobić makaronowe ludziki. Z kuchni dochodziły ciche głosy, ale to nie były głosy dzieci. Przystanęłam. Ktoś mówił z napięciem. Zrozumiałam dopiero po chwili – Zofia.

– Myślałaś, że ci wybaczę? Że minęło tyle lat, to możesz się tu zjawiać jak gdyby nigdy nic?

– Zosiu... Ja nie przyszłam do ciebie. Przyszłam do tej rodziny. Do dzieci. – Głos Teresy był spokojny, ale lekko drżał.

– Rodziny? Ty i rodzina? Ty, która prawie mi ją zabrałaś?

Zapadła cisza. Nie oddychałam.

– Nigdy ci nie wybaczę, że próbowałaś odebrać mi Stefana – wysyczała Zofia.

To imię uderzyło mnie jak obuchem. Stefan. Dziadek moich dzieci. Nieżyjący od ponad dekady.

Otworzyłam drzwi.

– Co tu się dzieje?

Obie spojrzały na mnie. Zofia stała napięta, z twarzą bladą jak ściana. Teresa – skulona, przy kuchennym stole.

Magda, to nie jest twoja sprawa – powiedziała Zofia szorstko.

– Wręcz przeciwnie. Teresa pracuje w moim domu. Dzieci ją kochają. Chyba mam prawo wiedzieć, o co chodzi?

Teresa wstała powoli. Jej głos był miękki, ale stanowczy.

– Może czas na prawdę. Taką, której nie chciałaś usłyszeć, Zosiu. I której nie chciałaś powiedzieć swojej rodzinie.

Dowiedziałam się prawdy

Zofia opadła na krzesło, jakby usiadła nie z wyboru, tylko z braku siły. Patrzyła na Teresę bez mrugnięcia, z zaciśniętymi ustami. Teresa, mimo drżenia rąk, mówiła dalej.

– Twój mąż, Zosiu... Stefan, tak, to prawda, szukał mojego towarzystwa. Ale to nie było tak, jak sobie to wymyśliłaś. Nigdy mu nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że ma rodzinę. I nie zamierzałam w nią wchodzić.

Zofia prychnęła.

Nie odpowiadałaś mu? A uśmiechy? Listy? Te twoje wystudiowane miny, kiedy tylko się pojawiał? Przestań się wybielać. Byłaś młoda i chciałaś się wspiąć wyżej.

– Byłam młoda, tak. I głupia, bo nie odeszłam z pracy, kiedy trzeba było odejść. Ale naprawdę nic się nie wydarzyło. To twoja wyobraźnia dorobiła resztę. A potem...

– A potem zniszczyłaś moje małżeństwo! – Zofia uderzyła ręką w stół. – Myślisz, że nie wiem, dlaczego Stefan zamknął się w sobie? Przestał ze mną rozmawiać? Właśnie przez ciebie!

Patrzyłam to na jedną, to na drugą. Tomasz nigdy nie mówił wiele o ojcu. Wiedział tylko, że był chłodny, oschły. A mama – wiecznie czujna i spięta.

– Ale to było dwadzieścia lat temu... – wyszeptałam. – Czemu to wszystko wraca?

Zofia spojrzała na mnie ostro.

– Bo ta kobieta wróciła. I nie pozwolę, by znów rozbiła rodzinę. Tym razem moich wnuków.

Teresa spuściła głowę. Ja siedziałam między nimi. Dosłownie. I w przenośni.

Od początku wiedziała do kogo przychodzi

Wieczorem, gdy dzieci spały, usiadłam z nianią przy kuchennym stole.

– Wiedziałaś, do kogo przychodzisz? – zapytałam cicho.

– Tak – odpowiedziała po chwili. – Rozpoznałam nazwisko w ogłoszeniu. Ale wtedy minęło tyle lat… Myślałam, że przeszłość już nikogo nie obchodzi. Że nikt nie będzie pamiętał starej historii z przeszłości.

– A jednak Zofia pamięta.

Teresa westchnęła.

– Ona nigdy mi nie wybaczyła. I pewnie nigdy nie uwierzy w moją wersję. Ale to naprawdę był jednostronny zachwyt. Ja… ja się bałam. Bałam się, że mnie ktoś niesłusznie oskarży. Dlatego odeszłam z pracy. I myślałam, że to wystarczy.

Niania była kochana i dzieci ją uwielbiały. Ale miałam przed sobą kobietę, która nie tylko była cieniem z przeszłości, ale też mogła znów wprowadzić zamęt.

Tomasz cię nie poprze. Wiesz o tym, prawda? – powiedziałam spokojnie. – Zawsze będzie po jej stronie. Bez względu na wszystko.

– Wiem – uśmiechnęła się smutno. – Ale nie jestem tu dla niej. Ani nawet dla ciebie, Magdo. Jestem tu dla Filipa i Oli. Bo ich świat, wbrew pozorom, też nie jest taki łatwy. Chciałam tylko być dla nich kimś, komu mogą zaufać. Nic więcej.

Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, co zrobić. Co powiedzieć. Serce mówiło jedno, rozum drugie.

Podjęliśmy decyzję

Następnego dnia wszystko się posypało. Tomasz przyszedł wcześniej z pracy. Teściowa była już u nas, jakby wiedziała, że to ten moment. Stała przy stole, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a Teresa – cicho wypakowywała rzeczy dzieci z plecaków. Atmosfera była ciężka.

– Musimy podjąć decyzję – powiedział mój mąż, patrząc na mnie. – Mama mówi, że nie może tu być. Że nie ma mowy. I ja rozumiem ją. Nie chodzi tylko o przeszłość. Chodzi o spokój rodziny.

– A dzieci? – zapytałam.

W tym momencie wbiegła Ola, ciągnąc za sobą Filipa.

– Mamo! Pani Tereska powiedziała, że może już nie przyjść! – krzyknęła zapłakana. – Ale my nie chcemy! Nie chcemy nowej niani!

– Tak, mamo! – Filip był czerwony na twarzy. – Dlaczego ją wyganiacie? Przecież nic nie zrobiła!

Zofia spojrzała na wnuki z wyższością, jakby nie rozumiały nic z dorosłego świata. Ale ja zrozumiałam wszystko. My, dorośli, znowu zrobiliśmy to, co zawsze. Zamieniliśmy dzieci w statystów w dramacie.

Wieczorem niania wyszła cicho, z małą torbą i spojrzeniem, które długo będę pamiętać.

Tomasz siedział na kanapie, milczący. Zofia zadowolona z siebie, w końcu „przywróciła porządek”. A ja? Ja siedziałam w kuchni, słysząc przez ścianę cichy płacz Oli. Żałuję, że dawne konflikty znów zniszczyły coś cennego.

Magda, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama