„Po latach spotkałam w metrze nauczyciela z liceum. Dał mi najważniejszą lekcję życia, którą zapamiętam na zawsze”
„Stał na końcu wagonu. Siwe włosy, lekko pochylona sylwetka, okulary na nosie i coś znajomego w jego spojrzeniu. Serce zadrżało. To był pan Roman, mój dawny nauczyciel języka polskiego z liceum”.

- Redakcja
Codziennie budzę się o tej samej godzinie – 6:50. Nie dlatego, że lubię. Po prostu tak już mam, że nawet weekendy nie potrafię długo spać. Dzień zaczyna się od kawy, potem szybki prysznic, makijaż na autopilocie i biegiem do biura. Mój kalendarz wygląda jak gra w Tetrisa, tylko zamiast kolorowych klocków są spotkania, deadline’y i beznamiętne notatki o priorytetach. Warszawska korporacja: open space, dźwięk klawiatur, sztuczne uśmiechy, small talki przy ekspresie do kawy. Tu się nie żyje, tu się funkcjonuje.
Żyłam w pośpiechu
Czuję się wypalona jak czarna świeczka. Od trzech lat nie byłam w związku, który trwałby dłużej niż kwartał. Ostatni facet… nawet nie pamiętam jego imienia. Wiem tylko, że zniknął po czwartym wspólnym weekendzie, zostawiając po sobie rachunek za sushi. Czasem się zastanawiam, czy to ze mną coś jest nie tak. Ale przecież nie mam czasu na głębsze rozkminy – Excela nie obchodzi, czy czuję się jak widz własnego życia.
Nie mam bliskości, nie mam emocji, nie mam nikogo, kto trzymałby mnie za rękę w kinie. Jestem jak lód – z wierzchu gładka i zimna, w środku… pęknięta. Może przez moją matkę, która zawsze miała karcące spojrzenie, a nie czułe słowo, a może przez tych wszystkich mężczyzn, którzy chcieli tylko mojego ciała, albo przez to, że kiedyś uwierzyłam, że bycie silną oznacza bycie samotną. A potem, któregoś wieczoru, wracając zmęczona z pracy metrem, zobaczyłam go.
Stał na końcu wagonu, trzymając książkę w dłoni – „Zbrodnia i kara” w starym, zniszczonym wydaniu. Siwe włosy, lekko pochylona sylwetka, okulary na nosie i coś znajomego w jego spojrzeniu. Serce zadrżało. To był pan Roman, mój dawny nauczyciel języka polskiego z liceum.
Pamiętałam go
Był inny niż reszta nauczycieli. Zamiast narzucania interpretacji – pytania o nasze własne myśli. Cichy, ale wyrazisty. Patrzył na nas jak na ludzi, nie jak na uczniów. Pamiętam, że kiedyś napisał mi pod wypracowaniem: „Masz w sobie głębię, której nikt nie uczy. Nie pozwól jej zatonąć”. Zachowałam ten komentarz. Mam go w pudełku po butach, razem ze starymi listami i zdjęciami z dzieciństwa.
Nie wiem, co mnie podkusiło. Wyszukałam go na Facebooku – a raczej jego imię i nazwisko. Znalazłam. Nie miał zdjęcia profilowego. Wysłałam wiadomość, tylko jedno zdanie: „Panie Romanie… Czy to możliwe, że widziałam Pana dzisiaj w metrze?”. Odpisał po godzinie, i tak rozmowa się potoczyła.
Spotkaliśmy się parę dni później w kawiarni na Żoliborzu. Przyszłam dziesięć minut wcześniej i przez cały ten czas nerwowo mieszałam herbatę. Kiedy wszedł, od razu go poznałam, chociaż wyglądał inaczej niż w liceum. Starszy, bardziej zgarbiony, z głębszymi zmarszczkami. Ale oczy miał te same: spokojne, mądre.
Wspomnienia wróciły
– Dzień dobry – powiedział, uśmiechając się lekko, jakby nie był pewien, czy ma się cieszyć, czy może jednak się obawiać.
– Dzień dobry, panie Romanie – odpowiedziałam, a głos mi zadrżał.
– Możemy sobie mówić po imieniu? Mam wrażenie, że wszyscy, którzy nadal mówią do mnie „panie Romanie”, proszą o korektę pracy dyplomowej albo polecenie książki dla wnuka – zażartował, siadając naprzeciwko.
Kiwnęłam głową, ale przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało.
– Długo myślałaś, żeby do mnie napisać? – zapytał.
–I tak, i nie. Kiedy pana zobaczyłam, coś mnie tknęło, jakby ktoś nagle przypomniał mi, że kiedyś było inaczej.
– Inaczej?
– Miałam marzenia, czułam się doceniona. Lubiłam twoje lekcje, były inne.
Uśmiechnął się znów, ale tym razem poważniej, jakby te słowa coś w nim poruszyły.
– Ty byłaś z tych, którzy czytali więcej niż streszczenia. Pamiętam cię. Cicha, ale bystra. Zadawałaś pytania, których nie zadawał nikt inny.
Było miło
Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Byłam przekonana, że minęłam szkołę, a potem życie, bez śladu. A jednak on mnie pamiętał, może nawet lepiej, niż ja siebie.
– Zawsze się wyróżniałeś, nie jak inni nauczyciele – wyszeptałam.
Patrzył na mnie uważnie, z łagodnością, ale też jakby z czymś jeszcze. Może z troską?
– Cieszę się, że napisałaś – powiedział w końcu. – Rzadko się zdarza, żeby dawni uczniowie wracali. Częściej uciekają przed wspomnieniami.
– Może nie mam już przed czym uciekać – rzuciłam, nie myśląc zbyt długo.
Rozmowa potoczyła się dalej. Wspominaliśmy stare czasy. Mówił o książkach, które wtedy czytaliśmy, o uczniach, którzy zadziwiali go lub irytowali, o tym, jak z biegiem lat coraz trudniej było mu dotrzeć do młodych ludzi. Słuchałam go z zaskakującym wzruszeniem. Coś we mnie drżało, chociaż starałam się tego nie pokazywać. Czułam się tak, jakbym na moment wróciła do świata, w którym jeszcze byłam sobą. Albo może dopiero się nią stawałam.
Coś się zmieniło
Po godzinie spojrzał na zegarek.
– Muszę już iść. Ale jeśli chciałabyś jeszcze kiedyś porozmawiać…
Nie dokończył. Wyjął małą wizytówkę i położył ją na stole. Numer telefonu i adres mailowy.
– Dziękuję – powiedziałam.
Uśmiechnął się po raz ostatni i odszedł. Patrzyłam za nim przez szybę. Nie wiedziałam, czy to spotkanie coś zmieni, ale po raz pierwszy od bardzo dawna miałam ochotę, żeby coś jednak się zmieniło.
Zaczęliśmy się spotykać częściej. Najpierw raz na dwa tygodnie, potem co tydzień. Nie były to randki, chociaż nie umiałam tego też nazwać inaczej. Rozmowy o literaturze, o życiu, o zmianach, których nie da się cofnąć. On był uważny, cierpliwy, nigdy nie oceniał i nigdy nie pytał o moje życie prywatne, jakby czekał, aż sama coś powiem.
Sama nie byłam pewna, co to właściwie jest. Tęskniłam za tymi spotkaniami. Myślałam o nich, czekając na kolejne. Coraz częściej patrzyłam na Romana nie jak na nauczyciela, tylko jak na mężczyznę i nie umiałam sobie z tym poradzić.
Któregoś razu powiedział coś, co zapadło we mnie głęboko.
– Pierwszy raz w życiu żałuję, że byłem nauczycielem – powiedział cicho.
Nie wiedziałam, co myśleć
Serce mi przyspieszyło. Nie potrafiłam nic powiedzieć, patrzyłam tylko na niego, a on na mnie. Było coś w tym spojrzeniu, czego się nie spodziewałam: bliskość. Cisza między nami zrobiła się ciężka, gęsta. Nie dotknęliśmy się, nie padło nic więcej, ale oboje wiedzieliśmy, że coś się właśnie zmieniło. Coś, czego nie dało się już cofnąć.
Wróciłam do domu i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Najpierw myłam naczynia, potem zaczęłam układać książki kolorami, aż w końcu zadzwoniłam do matki. Dawno tego nie robiłam.
– Coś się stało? – zapytała natychmiast.
– Nie. Po prostu… chciałam porozmawiać.
– W twoim wieku człowiek nie dzwoni bez powodu.
– Czasem się zastanawiam, czy ja w ogóle wiem, co to bliskość – rzuciłam nagle, zanim zdążyłam się powstrzymać.
– Masz dobrą pracę, czego ci więcej potrzeba? Muszę kończyć – rzuciła. – Zupa kipi.
Rozłączyłam się pierwsza. W głowie wciąż miałam jego słowa. To jedno zdanie. „Żałuję, że byłem nauczycielem”.
Byłam bezradna
Spotkaliśmy się tydzień później, w tej samej kawiarni, co za pierwszym razem. Siedział już, kiedy weszłam. Usiadłam i długo nie mówiłam nic. W końcu podniosłam wzrok.
– Czemu to powiedziałeś? O tym, że żałujesz, że byłeś nauczycielem?
Westchnął, jakby szukał najprostszej możliwej wersji prawdy.
– Bo jesteś dorosła i ja też, a mimo to, coś we mnie drga. I dlatego się boję.
Milczeliśmy długo. Nie próbował się zbliżyć, ale nie uciekł wzrokiem. Był tam, w pełni obecny, w tej niezręczności, w tym napięciu, które wisiało między nami jak coś, czego nie dało się nazwać.
– Nie chcę cię skrzywdzić – powiedział. – Ani siebie. Ale nie umiem też przestać się z tobą spotykać.
Nie odpowiedziałam. Wszystko, co miałam w sobie, krążyło gdzieś między sercem a gardłem. To nie była decyzja, to był stan zawieszenia, moment, w którym coś się zaczęło, ale nie wiadomo, czy wolno temu trwać.
Ala, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż nie mógł znieść, że w pracy zostałam jego szefową. Wolał się zwolnić i zająć się układaniem cegieł”
- „Ciułałam kasę po cichu przez 30 lat. Mąż nie wierzył, że jego zaskórniaki wystarczyły na taki apartament”
- „Szef ma na mnie chrapkę i nawet tego nie ukrywa. Stary dziad myśli, że ochoczo zostanę po godzinach”

