„Miłość z dawnych lat zniszczyła mi karierę i rozbiła małżeństwo. A wystarczyło, żebym trzymał łapy przy sobie”
„Minął miesiąc od pierwszego lunchu z Jakubem. Nasze rozmowy stały się dla mnie nie tylko ucieczką od codzienności, ale i źródłem nowej energii. Życie nabrało innych barw, choć nie chciałam przed sobą przyznać, że to dzięki niemu”.

- Redakcja
Z reguły piątki mijały mi tak samo – poranna kawa, kilkanaście maili i ta sama przewidywalna lista zadań. Tego dnia jednak coś się zmieniło. Wchodząc do sali konferencyjnej na zebranie, zobaczyłam twarz, którą rozpoznałabym nawet po latach. Jakub – dawny przyjaciel, z którym dzieliliśmy podwórkowe przygody, wielkie marzenia i sekrety z dzieciństwa.
Dosłownie oniemiałam
– Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty. Minęły chyba wieki – zagaiłam.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo do sali weszło kilku spóźnialskich, a szefowa kazała nam zająć miejsca. Próbowałam się skupić na prezentacji, ale ukradkiem zerkałam na Jakuba. Wyglądał dojrzalej. Po spotkaniu udało mi się go zatrzymać.
– Może wyskoczymy na kawę? – zaproponowałam.
– Czemu nie? – odpowiedział z uśmiechem.
Kawa ostygła, zanim zdążyliśmy jej spróbować. Rozmowa płynęła naturalnie, jakby czas wcale nas nie rozdzielił. Jakub opowiedział o swojej pracy, małżeństwie z Anią, a potem westchnął.
– Nie wiem, kiedy wszystko zaczęło się psuć – przyznał.
Słuchałam go, kiwając głową, bo w jego słowach odbijało się echo moich własnych myśli. W moim małżeństwie od dawna brakowało pasji. Zastępowaliśmy ją rutyną i ciszą, która przestała nas uwierać.
Ekscytowałam się
Nasze wspólne lunche stały się rytuałem.
– Wiesz – powiedział któregoś dnia. – Z tobą mam wrażenie, że coś we mnie odżywa.
Zamarłam. Wiedziałam, że to nie jest tylko sentymentalne wspomnienie. Czułam, że coś się zmienia. Wieczorem, leżąc w łóżku, przypominałam sobie słowa Kuby i czułam, że w moim życiu pojawił się ktoś, kto wypełnia przestrzeń, której wcześniej nawet nie zauważałam.
Minął miesiąc od pierwszego lunchu z Jakubem. Nasze rozmowy stały się dla mnie nie tylko ucieczką od codzienności, ale i źródłem nowej energii. Życie nabrało innych barw, choć nie chciałam przed sobą przyznać, że to dzięki niemu.
W czwartek szefowa zawołała mnie do swojego gabinetu.
– Razem z Jakubem będziecie reprezentować naszą firmę na konferencji w Warszawie. Wyjazd potrwa dwa dni.
Perspektywa spędzenia weekendu z Kubą, z dala od pracy i rutyny, wydawała się kusząca i przerażająca zarazem.
Warszawa przywitała nas chłodnym powiewem wiatru i szarym niebem. Po całym dniu paneli i wykładów wróciliśmy do hotelu zmęczeni, ale zadowoleni z prezentacji, którą wspólnie prowadziliśmy.
– Kolacja? – zaproponował Kuba. – Bez gadania o pracy.
To był moment
Nie powinnam była się zgodzić. Wiedziałam to od samego początku, ale z jakiegoś powodu skinęłam głową.
Rozmawialiśmy o wszystkim – o książkach, filmach i o życiu, które gdzieś nam przeciekło między palcami. W drodze powrotnej do hotelu zapadła między nami cisza. W windzie nagle poczułam ciepło jego dłoni na mojej.
– Aniu… – zaczął, ale się zawahał.
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zamiast odsunąć rękę, pozwoliłam mu ją trzymać.
– Jakub, to… – zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, bo jego wargi musnęły moje.
Pocałunek sprawił, że w jednej chwili zapomniałam o wszystkim. Przekroczyliśmy granicę, której nigdy nie powinniśmy przekraczać.
Po powrocie do domu przez kilka dni unikałam rozmów z Jakubem. W pracy rzucaliśmy sobie szybkie spojrzenia, jakbyśmy oboje udawali, że nic się nie wydarzyło. Ale napięcie było namacalne, jak elektryczność w powietrzu przed burzą.
Myślałam o nim
Adam zauważył moją nieobecność myślami, ale jak zwykle nie zadawał pytań. W jego świecie byłam tylko elementem krajobrazu, który od dawna pozostawał niezmienny.
Czułam się winna. Ale zamiast oddalić się od Jakuba, coraz częściej myślałam o tym, co się wydarzyło w Warszawie. Nie mogłam wymazać z pamięci tego, jak się przy mnie czułam – widziana, rozumiana.
Po kilku dniach milczenia Jakub zagadał do mnie.
– Nie mogę tego dłużej udawać. To, co wydarzyło się w Warszawie, to nie był impuls. Kocham cię.
Te słowa trafiły we mnie jak piorun. Przez chwilę patrzyłam na niego z niedowierzaniem, próbując poskładać myśli.
– A twoja żona? – powiedziałam w końcu.
– To dawno przestało być małżeństwem. Jesteśmy razem, bo tak łatwiej. Ale ty sprawiasz, że znów czuję, że żyję.
Chcieliśmy żyć razem
Część mnie chciała rzucić się mu w ramiona, ale inna – ta rozsądna – krzyczała, że to wszystko skończy się katastrofą.
– Nie proszę cię o nic więcej niż o szczerość. Kochasz mnie?
Zawahałam się, ale tylko na chwilę.
– Tak – przyznałam szeptem. – Kocham cię.
– Zrobię wszystko, żebyśmy mogli być razem – powiedział z determinacją.
Nie odpowiedziałam. Czułam, jak fala ulgi miesza się ze strachem przed tym, co miało nadejść.
Tego wieczoru, wracając do domu, zastanawiałam się, czy można kochać dwie osoby jednocześnie – jedną za to, kim była kiedyś, a drugą za to, kim jest teraz.
Przez kilka dni czekałam na znak, że naprawdę podjął kroki, o których mówił. Ale on milczał. A ja, rozdarta między nadzieją a obawą, nie mogłam zapanować nad własnymi myślami.
W końcu napisał: „Spotkajmy się jutro w parku o 17”.
Czekałam na ławce, nerwowo ściskając pasek torebki. Kiedy Jakub w końcu przyszedł, jego twarz była jak zamknięta książka – nie zdradzała niczego.
– Rozmawiałeś z Anią? – zapytałam, próbując brzmieć spokojnie.
– Próbowałem. Powiedziałem jej, że nie jestem szczęśliwy, że to wszystko od dawna jest tylko fasadą. Ale kiedy zobaczyłem jej twarz, coś mnie powstrzymało.
Dostrzegł zmianę
Nie odpowiedziałam. To, co mówił, brzmiało jak wymówka.
– Powiedziała mi, że chciała walczyć o nasze małżeństwo. Że teraz bardziej mnie potrzebuje – kontynuował, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka.
– A co ze mną?
– Nie mogę jej zostawić. Nie teraz. Ale to nie znaczy, że cię nie kocham – powiedział w końcu.
– Przestań. Nie mów tego – przerwałam mu, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
Wszystko zostało powiedziane. Wstałam, starając się nie spojrzeć mu w oczy.
– Żegnaj.
Czułam, jakby wszystko runęło w jednej chwili. Zastanawiałam się, czy to możliwe, że nikt nigdy naprawdę mnie nie potrzebował.
W pracy starałam się unikać Kuby za wszelką cenę. Kiedy zjawiał się na korytarzu, natychmiast odwracałam wzrok, a na zebraniach siadałam tak daleko, jak tylko mogłam. Ale zapomnienie nie przychodziło łatwo.
Adam zauważył, że coś jest nie tak. Nie musiałam nic mówić – dom pełen był ciszy, która zdawała się krzyczeć.
– Co się dzieje? – zapytał pewnego wieczoru.
– Nic. Po prostu jest mi ciężko ostatnio – odpowiedziałam wymijająco.
– Ciężko? Od miesięcy jesteś jak duch. To praca? A może my?
Podjęłam decyzję
Co miałam mu powiedzieć? Że od miesięcy czułam, że nasze małżeństwo było jak puste naczynie, a ja szukałam szczęścia w ramionach innego mężczyzny?
W pracy unikanie Jakuba stało się coraz trudniejsze. Pewnego dnia spotkałam go na parkingu, kiedy wychodziłam wcześniej z biura.
– Proszę, poczekaj – zawołał. – Przepraszam za wszystko – powiedział, zbliżając się. W jego głosie słyszałam szczery żal. – Nie chciałem cię zranić.
– Ale zraniłeś – odpowiedziałam, patrząc na niego z zimną determinacją.
Kilka tygodni później podjęłam decyzję, której długo unikałam. Odeszłam z pracy. Nie mogłam znieść ciągłego napięcia, tego, że Jakub zawsze był gdzieś obok, nawet jeśli staraliśmy się trzymać dystans.
Ostatniego dnia spakowałam swoje rzeczy, żegnając się z biurem, które przez lata było moim drugim domem. W drzwiach spotkałam go po raz ostatni.
– Odchodzisz? – zapytał, jakby wciąż nie dowierzał.
– Tak – odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.
– Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz – powiedział cicho.
Patrzyłam na niego przez chwilę, zastanawiając się, czy kiedykolwiek to znajdę.
Anna, 34 lata
Czytaj także:
„Zrobiłam z koleżanki biurową latawicę, by dostać upragniony awans. Nie wiedziałam jeszcze, ile w tym było prawdy”
„Wyszłam za mąż za chłopaka, którego wybrała mi babcia. Bałam się jej powiedzieć, że codziennie pudruję dowody miłości”
„17 lat temu ojciec zostawił swoje nasionko w delegacji. Wydało się i nagle przestałam być ukochaną córeczką”