Reklama

O Wszystkich Świętych mówiło się zawsze, że to okazja do rodzinnych spotkań, odwiedzin grobów bliskich i wspominania zmarłych. Wiedziałam, że rodzice i moje rodzeństwo: Ewa i Michał, na pewno będą tego dnia razem, w rodzinnym domu. Nienawidziłam tego — tej atmosfery pełnej wydumanego spokoju i sztucznej uprzejmości. Oni uważali, że tak trzeba. Że tak wypada, bo niby wtedy więzi stają się silniejsze. Ja tam już dawno przestałam w to wierzyć.

Wiedziałam, że nikt się mnie nie spodziewa. Ja, najmłodsza z rodzeństwa, która zniknęła lata temu po głośnej awanturze z rodzicami, nie byłam przecież mile widziana. Pewnie dlatego wszyscy zamilkli, kiedy tylko przekroczyłam próg. Moja obecność mąciła ten wszechobecny, wystudiowany spokój. Och, jakże było mi przykro!

Byłam intruzem

Stałam dłuższą chwilę przy drzwiach, opierając ręce na biodrach, z ironicznym uśmiechem na twarzy. Tak, zdecydowanie nikt się mnie nie spodziewał. W końcu od lat nawet nie próbowali się ze mną kontaktować — nikt nie zadzwonił, nie napisał. Wspomnienie ostatniej kłótni pozostawało żywe... Cóż, w ich pamięci pewnie też.

— Widzę, że wszyscy są zaskoczeni — powiedziałam w końcu, przerywając grobową ciszę. Powiodłam wzrokiem po wszystkich obecnych. — Myślałam, że to rodzinne spotkanie, więc chyba wszyscy członkowie rodziny mogą wpaść, prawda?

Matka, nieco roztrzęsiona, wstała i wymusiła uśmiech.

— Oczywiście, że tak, Anno — rzuciła nieswoim głosem. — To... niespodzianka. Nie wiedzieliśmy, że przyjdziesz.

Ewa siedziała cicho, miętosząc serwetkę i najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć. Zawsze taka była. Michał przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami, jakby zobaczył ducha. No tak. Pewnie przez ostatnie lata byłam dla nich tematem tabu. Jakbym po prostu wyparowała albo lepiej — jakbym nigdy nie istniała. A teraz nagle śmiałam stanąć przed nimi ot tak, jak gdyby nigdy nic.

— Naprawdę? — Uniosłam brew, spoglądając na ojca, który milczał, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. — A może po prostu liczyliście, że nie przyjdę?

Czuć było napięcie, które narastało z każdą chwilą. Byłam intruzem — wyczytałam to w ich oczach, w przygarbionych sylwetkach. A to tylko podsyciło mój gniew. Wiedziałam, że ten wieczór nie będzie prosty, ale nie zamierzałam odpuścić. Nie tym razem.

Za bardzo się bali

Jedliśmy w milczeniu. Jakby nikt nie chciał wspominać tego, co wydarzyło się lata temu. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Siedziałam naprzeciwko rodziców i doskonale czułam na sobie ich wzrok. Oczywiście żadne pytanie z ich strony nie padło, bo i po co. Za bardzo się bali — taka byłam przecież przerażająca. Rozmowy, które przebiegały nadal poza mną, zdawały się wymuszone, przerywane nerwowym śmiechem. To Ewa z Michałem gorączkowo starali się podtrzymać dyskusję, jednak tematy wydawały się głupie, odległe od tego, o czym w ogóle warto by mówić.

W końcu uznałam, że nasiedziałam się w ciszy już wystarczająco. Skoro oni nie potrafią — ja zacznę.

— Nikt mnie nie zapytał, co robiłam przez te wszystkie lata — odezwałam się, nie potrafiąc stłumić goryczy, która wybrzmiewała w moim głosie. – Wygląda na to, że wcale was to nie obchodziło.

Matka spojrzała na nią, jakby chciała coś powiedzieć, ale ojciec ją uprzedził:

— Anno, to nie jest odpowiedni moment na takie rozmowy — stwierdził, próbując zachować spokój. – Jesteśmy tutaj, żeby wspominać tych, którzy odeszli.

Skrzywiłam się.

— A ja? — zapytałam ostro. — Ja też odeszłam i nikt mnie jakoś nie wspominał.

Ewa spojrzała na mnie z mieszanką smutku i złości.

— Anna, to nie czas i miejsce — rzuciła cicho, próbując chyba załagodzić sytuację.

— Nie czas i miejsce? — Zaśmiałam się ponuro. — Zawsze tak mówiliście. Bo żaden czas i żadne miejsce nie były dobre. A może tego czasu nigdy nie było, bo nie chcieliście mnie słuchać?

Napięcie rosło z każdą chwilą. Matka spuściła wzrok, a ojciec zacisnął dłonie na krawędzi stołu. Czułam, że przekraczam pewną granicę, ale nie mogłam już tego zatrzymać.

Było coraz gorzej

Miałam dość. Serdecznie dość. I nie zamierzałam dłużej trzymać w sobie tego, co latami zżerało mnie od środka.

— Zawsze traktowaliście mnie gorzej — wyrzuciłam z siebie, patrząc na rodziców. — Zawsze byłam tą gorszą, mniej ważną. Idealna Ewa, wasza duma. Michał, wasz ukochany synek, oczko w głowie. A ja? Ja byłam tylko przeszkodą. Przez całe dzieciństwo czułam, że was nie obchodzę.

Matka spojrzała na mnie z rozpaczą.

— Anno, to nieprawda! — jęknęła. — Kochaliśmy cię tak samo, jak Ewę i Michała. To ty odeszłaś...

— Odeszłam, bo miałam dość bycia ignorowaną! — Wstałam gwałtownie od stołu. — Zawsze to samo: „nie masz racji”, „przesadzasz”, „czekaj na swoją kolej”. Nigdy mnie nie słuchaliście. Nigdy nie interesowało was, co czuję!

— To były trudne czasy dla nas wszystkich — rzucił ojciec. — Staraliśmy się...

— Staraliście się? — przerwałam mu z ironią. — Staraliście się nie zwracać na mnie uwagi. Lepiej było udawać, że nie ma żadnego problemu, prawda? Zawsze uciekaliście od rozmowy.

Michał, który dotąd milczał, wreszcie się odezwał:

— Anno, przestań. — Zmrużył lekko oczy. — To nie jest takie proste, jak myślisz. My też mieliśmy swoje problemy.

Spojrzałam na niego, nie kryjąc wściekłości.

— Ty? — prychnęłam. — Jakie ty miałeś problemy? Zawsze byłeś ich oczkiem w głowie. Nigdy nie musiałeś walczyć o ich uwagę. Zawsze dostawałeś to, co chciałeś.

Było coraz gorzej, a ja nawet nie myślałam o tym, żeby to zatrzymać. Nie zamierzałam dać im zapomnieć.

Parsknęłam śmiechem

W pokoju znów zapanowała cisza. Ale to było tylko pozorne zawieszenie broni. Czułam i oni pewnie też czuli, że coś pękło. Ewa odsunęła się od stołu, jakby nagle zapragnęła się znaleźć gdzieś daleko stąd.

— Myślisz, że bycie „tą idealną” było łatwe? – rzuciła nagle, patrząc na mnie jakby z wyrzutem. — Zawsze musiałam być perfekcyjna. Wszystko, co robiłam, musiało być bezbłędne, żeby tylko ich nie zawieść. Ty mogłaś odejść, a ja musiałam zostać i być kimś, kim nie zawsze chciałam być.

Michał, zwykle wycofany, też niespodziewanie postanowił się przełamać:

— Byłem ich ulubieńcem, to prawda — powiedział cicho. — Ale nie myśl, że to było łatwe. Zawsze musiałem udowadniać, że zasługuję na ich uznanie. Nigdy nie byłem sobą. Zawsze czułem, że muszę spełniać ich oczekiwania.

Parsknęłam śmiechem, choć nie było w tym żadnej wesołości.

— Więc wszyscy mieliśmy swoje piekło, tak? — Spojrzałam na nich oboje. — Tyle że wy przynajmniej mieliście ich uwagę. A ja? Ja byłam tylko na doczepkę. Zawsze na drugim planie.

Matka zacisnęła powieki, próbując chyba powstrzymać łzy.

— Nigdy nie chcieliśmy cię zranić, Anno — szepnęła. — Kochaliśmy cię, naprawdę. Ale czasem... nie wiedzieliśmy, jak to okazać.

Ogarniało mnie znużenie

Kiedy emocje trochę opadły, wszyscy siedzieliśmy w milczeniu, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Tyle bólu, tyle niewypowiedzianych słów, które teraz wreszcie wyciągnęłam na wierzch. Matka dyskretnie przetarła oczy, a ojciec, choć nadal próbował zachować kamienną twarz, wydawał się jakby poruszony.

— Anno — zaczęła matka drżącym głosem. — Naprawdę nie wiedziałam, że tak się czułaś. Może unikaliśmy rozmów, bo baliśmy się tego, co usłyszymy. Ale teraz widzę, jak bardzo cię to zraniło. Nie potrafię cofnąć czasu, ale chciałabym, żebyśmy mogli to naprawić.

Spoglądałam na nich z niedowierzaniem przez dłuższą chwilę. Dopiero potem spuściłam wzrok. Powoli ogarniało mnie znużenie, wypierając gniew.

— Nie wiem, czy potrafię wam wybaczyć — powiedziałam w końcu. — Zbyt wiele lat minęło, zbyt wiele ran się otworzyło. Ale... nie mogę dłużej nosić w sobie tego żalu. Może to... taki pierwszy krok do pojednania.

Znów zrobiło się cicho. Choć nie było łatwo, i choć wiedziałam, że rany nie znikną tak szybko, rozmowa rzeczywiście mogła być tym pierwszym krokiem do naprawy relacji. Czy to miało przyszłość? Nie umiałam powiedzieć.

Nie zamierzałam więcej uciekać

Siedziałam na kanapie, patrząc na moją rodzinę. Atmosfera w pokoju była dalej ciężka, pełna zmęczenia i niedopowiedzianych słów. Widziałam, że każdy z nas dźwiga swój ból. Przez lata myślałam, że to ja jestem tą najbardziej zranioną. Że to mnie potraktowano najgorzej, ale teraz dostrzegałam, że każdy z nas miał swoje rany. Ewa i Michał też cierpieli, tylko w inny sposób. A moi rodzice? Może nie mieli pojęcia, jak radzić sobie z własnymi błędami, a teraz, gdy wszystkie wypłynęły na wierzch, byli tak samo zagubieni jak ja.

Spojrzałam na matkę, która znów ścierała łzy z policzków. Ojciec siedział w milczeniu jak zawsze. Odkąd pamiętam, unikał trudnych rozmów, ale w jego oczach widziałam zmęczenie, które mówiło mi, że to go przerasta. Przez lata trzymali nas na dystans, myśląc, że to ochroni nas przed bólem. Myślałam, że ich obojętność to celowe zaniedbanie, ale teraz widziałam, że po prostu nie potrafili tego inaczej rozegrać.

Nie wiedziałam, co dalej. Tak czy inaczej, nie zamierzałam więcej uciekać. Chciałam spróbować. Być może nigdy nie uda nam się wszystkiego wyprostować, ale teraz, w tym momencie, byliśmy tu razem. I to już było coś.

„Zrobiłam pierwszy krok” — powtarzałam sobie. — „Wypowiedziałam na głos to, co dusiłam w sobie latami. Może nie będziemy już rodziną, którą moglibyśmy być, ale przynajmniej przestaliśmy udawać. A to lepsze niż wieczna cisza”.

Anna, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Zobacz także:


Reklama
Reklama
Reklama