Reklama

W Marcinie zakochałam się podczas samotnego urlopu nad morzem. To było tuż po zakończeniu studiów – po sesji i dyplomie miałam wodę zamiast mózgu i bardzo chciałam trochę się zresetować. Wyszło idealnie, zwłaszcza że Marcina poznałam już drugiego dnia. Wyszłam do baru i tam go zastałam. Siedział samotnie przy ladzie i popijał whisky. Wyglądał na przybitego, więc nie zagadywałam – uznałam, że może chce posiedzieć sam.

To on pierwszy zagadał. Choć wcale się tego nie spodziewałam, postawił mi drinka. Ostrożnie przysiadłam się wtedy do niego i wówczas zobaczyłam, jaki jest przystojny. Kojarzył mi się z tymi wszystkimi aktorami z Hollywood, choć obecnie wyglądał na lekko zaniedbanego, jakby od dłuższego czasu się nie golił. To nadawało mu też trochę niegrzecznego image’u, a przez to wydawał się jeszcze bardziej atrakcyjny.

Okazało się, że miesiąc wcześniej zostawiła go dziewczyna, a on do tej pory nie potrafił się pozbierać. Wzruszyła mnie jego troska o kobietę, która najwyraźniej tylko go wykorzystała do własnych celów, a teraz w ogóle nie poczuwała się do winy. Rozmawialiśmy dużo, a piliśmy jeszcze więcej, więc nic dziwnego, że jeszcze tej nocy wylądowaliśmy razem w łóżku.

Wcale tego nie żałowaliśmy

Kolejnego dnia pojawiła się lekka konsternacja, zwłaszcza że Marcin wychodził z przekonania, że nieświadomie mnie uwiódł, odciągając od tego, co ważne. Ja postrzegałam to jednak trochę inaczej.

To była cudowna noc – powiedziałam mu od razu, gdy tylko zaczął się tłumaczyć. – I nawet nic nie wymyślaj. Czemu mielibyśmy się z tego tłumaczyć?

Bo tak naprawdę oboje byliśmy w pełni zadowoleni. Uważałam, że Marcin jest najprzystojniejszym facetem, jakiego kiedykolwiek widziałam, a ja też nie byłam mu obojętna. I rzeczywiście, z początku chyba nie myśleliśmy o tej relacji jak o czymś poważnym. Choć okazało się, że Marcin mieszka w tym samym mieście, co ja i popchnęło nas ku sobie coś jakby przeznaczenie.

Im częściej się jednak spotykaliśmy, tym lepiej się rozumieliśmy, a ja powoli dochodziłam do wniosku, że trudno byłoby mi żyć bez Marcina u boku. Wszystko przypieczętował natomiast mój test ciążowy.

– Cóż. – Marcin wydawał się trochę oszołomiony, gdy mu powiedziałam. – Niby nie planowałem dzieci, ale… w końcu czemu nie?

Przyznam, że wtedy nieźle mi ulżyło. Trochę się mimo wszystko bałam, jak do tego podejdzie – w końcu znaliśmy się bardzo krótko, każde z nas miało swoje plany, a te nie brały pod uwagę tak szybkiego zakładania rodziny. A jednak stanął na wysokości zadania i dzięki temu jeszcze bardziej mi zaimponował.

Teściowa mnie nie akceptowała

A potem wszystko poszło już z górki: zaręczyny, przygotowania do ślubu, a wreszcie sam ślub. Jedyną niepocieszoną w całej tej sytuacji była matka Marcina. A wszystko dlatego, że umyśliła sobie, by jej synek koniecznie ożenił się z Matyldą, piękną, długonogą blondynką z bloku naprzeciwko. Fakt, Matylda rzeczywiście była piękna, długonoga i tleniona na blond… a jednocześnie niemożliwie pusta. Marcin miał dość już po pięciu minutach w jej towarzystwie, a jego matka kompletnie tego nie rozumiała. Kiedy w końcu wykrzyczał jej to w złości, słyszałam, jak zaczęła z innej strony. No tak, w końcu tonący nawet brzytwy się chwyta…

– No dobrze, to skoro nie Matylda, to może Łucja? – rzuciła, wspominając jego byłą. Tak, dokładnie tę, przez którą złapał miesięcznego doła. Z którego nawiasem mówiąc, sama go wyciągnęłam. – Oj, Marcinku, nie powinieneś z niej tak szybko zrezygnować! Na pewno się jeszcze dogadacie!

– Nie, mamo – stwierdził wtedy mój przyszły mąż, a ja podziwiałam go za tę twardą stanowczość. – Z Łucją wszystko już skończone. Poza tym Dorota jest w ciąży.

Teściowa przewróciła oczami.

– No i? – burknęła.

– Co „no i”? – oburzył się Marcin. – To moje dziecko. Będę ojcem!

– No pewnie! – prychnęła. – Bo ciebie każda głupia umie złapać na bachora!

Oczywiście wtedy bardzo się tym przejmowałam. Marcin uspokajał mnie, że to, co mówi jego matka, kompletnie nie ma dla niego znaczenia, a poza tym jego zdaniem powinno jej z czasem przejść. Słuchałam jego zapewnień, bo i nie bardzo widziałam inne wyjście – niestety jednak to on się pomylił, nie ja.

Ciągle mnie obrażała

Mijały lata, a my nadal byliśmy razem. Właściwie tworzyliśmy szczęśliwą rodzinę: ja, Marcin i nasz syn, Kamil. Nie zdecydowaliśmy się co prawda na więcej dzieci, ale było nam z tym dobrze. Kamil też nie narzekał na bycie jedynakiem. No, może to trochę z naszej winy, bo strasznie go rozpieszczaliśmy. Tak, wiele rzeczy w naszym życiu się zmieniło, a więź między nami tylko się umacniała. Tylko matce Marcina wciąż nie pasowałam.

Nigdy nie byłaś dla niego odpowiednia – powiedziała mi kiedyś tym swoim jadowitym tonem akurat wtedy, gdy miałam jej serdecznie dość podczas któregoś rodzinnego spotkania. – Gdyby nie ta ciąża, żyłby sobie u boku jakiejś pięknej, mądrej kobiety, a nie… kogoś takiego jak ty.

Takich tekstów pod moim adresem było więcej. Przyzwyczaiłam się do nich i puszczałam mimo uszu, co tylko jeszcze bardziej ją denerwowało.

To odbijało się na moim synu

Nie przejmowałabym się tym zupełnie, gdyby nie to, że obrywało się też Kamilowi. A on był bardzo wrażliwym dziesięciolatkiem i wszystko brał mocno do siebie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego babcia nigdzie go nie zabiera, nie odpowiada na większość swoich pytań ani nie daje żadnych prezentów. Kiedy inne dzieci opowiadały o swoich wyjściach z babciami lub o pobycie u dziadków jako o czymś naprawdę cudownym, co pozwalało im się oderwać od codzienności, Kamil czuł się co najmniej dziwnie.

– Dlaczego babcia mnie nie kocha? – zapytał mnie kiedyś.

Trochę mnie zatkało, a jednak zdołałam wykrztusić:

– Skąd ten pomysł, kochanie? Oczywiście, że cię kocha!

Syn spojrzał na mnie z powagą.

– No nie wiem – mruknął. – Ciągle mnie unika, a ostatnio kazała mi się do siebie nie odzywać.

Wtedy uznałam, że teściowa stanowczo przegina.

Mąż nie chciał uwierzyć

Uznałam, że powinnam poważnie pogadać o tym z Marcinem. On jednak jak zwykle wszystko zbagatelizował – doszedł do wniosku, że po prostu jestem przewrażliwiona i uwzięłam się na jego matkę.

Widziałeś, jak ona na niego patrzy? – syknęłam. – Jakby… jakby był śmieciem.

Marcin skrzywił się lekko.

– Przesadzasz – mruknął, chociaż trochę bez przekonania.

– To czemu według niej przejął po mnie wszystkie najgorsze cechy? – spytałam.

Na to nie znalazł już odpowiedzi. Wykorzystując chwilę jego zawahania, opowiedziałam mu o tym, jak mały zapytał mnie, dlaczego babcia go nie kocha. To w końcu poważnie wstrząsnęło moim mężem.

– Ale Kamil naprawdę tak czuje? – nie dowierzał. – Jest przekonany, że ona go nie kocha?

– A co może sobie myśleć? – prychnęłam. – Ona go unika, traktuje jak półgłówka i nigdy, ani razu nie zaproponowała, żeby został u niej na noc, czy chociażby na obiad, kolację czy podwieczorek! A ty nie wiem, jak długo zamierzasz udawać, że nic się nie dzieje! Myślisz, że dlaczego wychowawczyni pytała, czy chodzimy z nim do psychologa? Jego problemy nie biorą się znikąd! I to twoja matka je generuje!

Marcin chyba wreszcie coś zrozumiał

Choć po moim wybuchu Marcin właściwie nic nie powiedział, następnego dnia pojechał do matki, żeby z nią poważnie porozmawiać. Wrócił stamtąd wściekły i oświadczył, że jego noga więcej w domu rodzinnym nie postanie. Kiedy naciskałam, chcąc się dowiedzieć, co tak naprawdę między nimi zaszło, dowiedziałam się od niego, że nie będzie rozmawiać z kimś, kto uważa jego syna za wpadkę.

Tak, z tym teściowa na pewno przesadziła – w końcu Kamil był ukochanym synkiem tatusia. Choć nie marzyłam o tym, żeby się pokłócili, i to do tego stopnia, w głębi serca jestem zadowolona, że tak to się potoczyło. Mam nadzieję, że teraz będzie wreszcie spokój, a Kamila uda się jeszcze jakoś naprostować, korzystając z faktu, że teraz wszyscy trzymamy się z daleka od jego babci.

Dorota, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama