„Po awansie mąż zmienił się nie do poznania. Kupuje perfumy za 800 złotych, a ja robię dzieciom kanapki z mortadelą”
„Najpierw było więcej pracy. Później – droższe rzeczy. Skórzany neseser zamiast starego plecaka. Zegarek, który kosztował tyle, co pół naszej lodówki. Perfumy, które nie pachniały już jak Tomek, tylko jak ekskluzywny butik”.

- Redakcja
Czasem tęsknię za naszymi wieczorami, kiedy dzieci spały, a my siedzieliśmy z Tomkiem na kanapie, z kubkami herbaty w dłoniach. Nie były to żadne luksusy, nie było pięknych chwil na Instagrama. Ale było cicho, spokojnie. Wszystko dzieliliśmy po połowie – obowiązki, pieniądze, nawet zakupy. Nikt nie musiał się nikomu przypominać. Bo taki był Tomek. Ułożony, praktyczny. A potem awansował.
Coś się zmieniło
Dumnie patrzyłam, gdy przyszedł do domu z tą wieścią – z tym rozbłyskiem w oczach, który rzadko u niego widywałam.
– No i jak myślisz, kierownik działu analiz strategicznych to już brzmi poważnie? – zapytał, udając nonszalancję, choć ręce mu drżały lekko z ekscytacji.
– Brzmi jak coś, co zmieni nasze życie – odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
Najpierw było więcej pracy. Później – droższe rzeczy. Skórzany neseser zamiast starego plecaka. Zegarek, który kosztował tyle, co pół naszej lodówki. Perfumy, które nie pachniały już jak Tomek, tylko jak ekskluzywny butik. Śmiałam się z tego. Mówiłam mu, że wygląda jak model z reklamy banku. Aż pewnego dnia Anka, moja przyjaciółka, powiedziała:
– Tomek się zmienił. Zrobił się… jakiś obcy.
Spojrzałam na nią z uśmiechem, ale czułam, jak w brzuchu coś mi się ściska. Nie chciałam tego przyznać, ale słowa Anki trafiły w punkt.
– To przez pracę – odpowiedziałam szybko. – Wiesz, presja, nowe środowisko. Minie.
Wydawał pieniądze
Stałam w kuchni, robiąc dzieciom na kolację kanapki z mortadelą, kiedy usłyszałam, jak Tomek trzaska drzwiami wejściowymi. Wszedł do kuchni, od razu zdejmując marynarkę i zawieszając ją starannie na oparciu krzesła. Zerknęłam na nią kątem oka – była nowa. Westchnęłam, ale nic nie powiedziałam. Czekałam, aż sam coś powie, może o pracy, o dzieciach, o tym, że znowu wrócił późno. Ale on tylko podszedł do lodówki, wyjął butelkę wody i rzucił mi krótkie:
– Co na kolację?
– Kanapki – odpowiedziałam. – Ale zanim usiądziesz, możemy chwilę porozmawiać?
Nie patrzył na mnie. Wiedziałam, że nie chce tej rozmowy, że będzie udawał zmęczenie.
– Naprawdę potrzebujesz kolejnego flakonu za osiemset złotych? – zapytałam, opierając się o blat. Nie chciałam brzmieć oskarżycielsko, ale nie potrafiłam już tego dusić w sobie. – Wczoraj znalazłam rachunek. I garnitur za dwa tysiące. To już trzeci w tym miesiącu.
Wreszcie się odwrócił. Spojrzał na mnie bez cienia zaskoczenia. Jakby czekał na ten moment.
– To moje pieniądze. Nie jestem twoim dzieckiem, żebym się z każdej złotówki tłumaczył.
– Kiedyś wszystko było nasze. Ty tak mówiłeś.
– Ciężko pracuję, to mogę pachnieć, jak chcę.
Byłam wściekła
Poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i usiadłam na brzegu wanny. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy przestałam go rozumieć? W którym momencie jego potrzeby zaczęły być ważniejsze niż nasze wspólne życie? Przypomniałam sobie, jak jeszcze niedawno planowaliśmy wszystko razem – nawet głupią zmianę pościeli omawialiśmy wspólnie, bo chcieliśmy, żeby oboje czuli się w tym domu dobrze.
Paragon leżał na podłodze w samochodzie, wsunięty między siedzenie a dywanik. Luksusowy butik w centrum, data z zeszłego tygodnia. Perfumy za ponad dziewięćset złotych i marynarka z włoskiej wełny. Przez chwilę tylko siedziałam, trzymając ten papierek w rękach.
Schowałam go do torebki i przez resztę dnia obserwowałam Tomka uważniej. Zauważyłam, że coraz częściej nie nosi obrączki. Że zabiera telefon, gdy idzie pod prysznic. Że wraca późno. Opowiedziałam o tym Ance.
– Nie chodzi o pieniądze – powiedziałam, patrząc jej w oczy. – Chodzi o to, że on pachnie jak obcy facet.
– Myślisz, że cię zdradza? – zapytała ostrożnie.
– Nie wiem – odpowiedziałam. – Ale ten zapach wchodzi do domu przed nim. I już wtedy wiem, że nie będzie rozmowy. Że będzie zimno.
Cisza między nami zrobiła się gęsta. Anka tylko pokiwała głową i dolała mi wina.
Nie poznawałam go
Czekałam, aż dzieci pójdą spać. Tomek siedział w salonie, zapatrzony w ekran, jakby rzeczywistość go nie dotyczyła. Weszłam i stanęłam między nim a telewizorem.
– Muszę cię o coś zapytać – powiedziałam. – Czy masz kogoś?
Przez chwilę miałam nadzieję, że się zaśmieje, że powie „co ty gadasz?”, że się zirytuje. Ale nie. Zaśmiał się nerwowo, krótko i nie odpowiedział.
– Nie czuję, żebyś był mój. Nawet twój zapach już nie jest twój – powiedziałam cicho.
– Może ty po prostu zostałaś w tyle – rzucił, nie patrząc mi w oczy.
Tę noc spędziliśmy osobno. On w salonie, ja w sypialni. Nie zasnęłam ani na chwilę. I chyba po raz pierwszy pomyślałam, że nie chcę znać prawdy. Ale wiem, że dłużej nie mogę jej unikać.
Zaczęło się banalnie. Szukałam kluczy do samochodu w kieszeni jego marynarki. Znalazłam paragon. Hotel, pokój z jednym łóżkiem. Data – środek tygodnia, kiedy wrócił późno, tłumacząc się spotkaniem z inwestorem. Wtedy coś się we mnie odłączyło. Nie płakałam, nie krzyczałam, tylko siedziałam i patrzyłam na datę, godzinę, kwotę. I nazwę hotelu, który mijałam wielokrotnie, nie wiedząc, że coś tam się rozgrywa. Coś, co nigdy nie powinno mnie dotyczyć.
Wszystko zrozumiałam
W głowie pojawiły się migawki – obrazy, które wcześniej nie wydawały się niczym szczególnym. Jego częstsze prysznice, brak obrączki, SMS-y pisane ukradkiem. Raz nawet wspomniał o jakiejś koleżance z pracy.
Wstałam i schowałam paragon do szuflady. Jeszcze nie byłam gotowa z nim rozmawiać. Ale wiedziałam, że to już nie są domysły. Rano czekałam, aż dzieci wyjdą do szkoły. Tomek był w kuchni, jakby nigdy nic. Jadł jogurt, przeglądał telefon. Usiadłam naprzeciwko i położyłam przed nim paragon. Nie spojrzał od razu.
– Byłam głupia, że nie zapytałam wcześniej – powiedziałam spokojnie. – Ale wiedziałam.
Podniósł wzrok. Miał minę, jakby szukał słów, których nie da się powiedzieć inaczej niż brutalnie.
– To już koniec – powiedział po dłuższej chwili. – Z nią. To już koniec.
Nie zaprzeczył, nie próbował się tłumaczyć. I właśnie to było najgorsze. To, że nie miał nawet siły walczyć o cokolwiek. Albo nie chciał.
– Nie chciałem cię skrzywdzić – dodał.
Patrzyłam na niego przez chwilę, bez łez, bez złości.
– Skrzywdzenie to tylko skutek uboczny.
Wstałam. Nie potrafiłam już siedzieć naprzeciwko niego. Wyszłam do pokoju dzieci i usiadłam na łóżku córki. Przez chwilę wdychałam jej dziecięcy szampon na poduszce. Pachniał domem, który próbowałam ocalić.
Marta, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja żona zaczęła używać tanich perfum, a ja nie mogłem ich znieść. Nie wiedziałem, że to część jej mrocznego planu”
- „Liczyłem każdą złotówkę, a żona za moimi plecami wydawała tysiące. Gdy znalazłem tę kopertę, miarka się przebrała”
- „Mój rozwód był formalnością, ale podzielił całą rodzinę. Dziś spotykamy się tylko na cmentarzu”

