„Po 50-tce mąż chciał bardzo świętować karnawał. Nie sądziłam, że bal przebierańców zrobi w naszym łóżku”
„Stałam przed lustrem i czułam się… dziwnie. Czarno-biały strój pokojówki nie był może skandaliczny, ale też daleko mu było do mojej codziennej garderoby. Krótka spódniczka, koronki, kokardki – wyglądałam bardziej jak postać z jakiegoś kiepskiego kabaretu niż dama”.

- Redakcja
Od kilku dni Marek zachowywał się dziwnie. Chodził roześmiany, nucił pod nosem jakieś wesołe melodie, a kiedy pytałam, co go tak bawi, tylko wzruszał ramionami. Jakby miał jakiś sekret. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś knuje.
Mąż był podekscytowany
– W tym roku świętujemy karnawał inaczej – oznajmił pewnego wieczoru przy kolacji.
Odłożyłam widelec i spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Inaczej, czyli jak?
– Będzie bal! – oświadczył triumfalnie. – W przebraniach!
Poczułam, jak w ustach rozchodzi mi się kwaśny smak wina.
– W przebraniach? Ty i ja?
– No ba! – uśmiechnął się szeroko. – Będzie super, zobaczysz.
Westchnęłam. Mój mąż, który od trzydziestu lat z trudem akceptował zmianę dekoracji na święta, nagle zapragnął przebieranek. Coś tu zdecydowanie nie grało.
Sam zrobił zakupy
Nie drążyłam tematu. Myślałam, że Marek rzucił ten pomysł ot tak, jak zwykle – z entuzjazmem, który po dwóch dniach ustąpi miejsca kanapie i pilotowi do telewizora. Ale myliłam się. Dwa dni później wrócił z pracy wcześniej niż zwykle, taszcząc wielką torbę z jakiegoś sklepu. Po jego minie widziałam, że nie jest to ani nowa część do auta, ani elektronika, które tak lubił.
– Mam coś dla ciebie! – zawołał w progu.
Od razu poczułam niepokój.
– Dla mnie? – zapytałam ostrożnie, patrząc na torbę, z której wystawał kawałek czerwonego materiału.
Marek triumfalnie zanurkował do środka i po chwili wyciągnął… strój pokojówki. Czarny, z białym fartuszkiem i koronkami.
– O nie – pokręciłam głową. – Absolutnie nie.
– Ale czemu? – zdziwił się, jakby nie rozumiał, że właśnie zaproponował swojej żonie, by paradowała w czymś, co wyglądało jak rekwizyt z kiepskiego filmu.
– Bo mam 52 lata i nie zamierzam udawać sprzątaczki!
Marek nie wyglądał na zrażonego. Z torby wyciągnął kolejne przebrania: strój kotki z uszami, czerwoną suknię z maską w stylu weneckim, a nawet coś, co wyglądało jak peleryna superbohaterki.
– No co? Widziałem, jak oglądasz te filmy Marvela! – powiedział dumnie.
To było nie w jego stylu
Patrzyłam na niego i czułam, że coś jest na rzeczy. Mój Marek, przez całe życie wierny dżinsom i swetrom w stonowanych kolorach, nagle postanowił wskoczyć w świat karnawałowej ekstrawagancji?
– Ty coś ukrywasz – zmrużyłam oczy. – Przyznaj się.
Marek nerwowo poprawił kołnierz.
– No… może trochę.
Czekałam.
– Bo wiesz… ten bal, na który cię zapisałem… to nie jest zwykły bal.
Zrobiło mi się gorąco.
– Marek – powiedziałam powoli. – Gdzie my mamy iść?
– Na bal maskowy – powiedział szybko. – Trochę inny, ale…
– Jaki inny? – przerwałam mu.
Marek milczał. Wzięłam wdech. No pięknie. W co on mnie wpakował?
Nie podobało mi się to
Nie dawało mi to spokoju. Co to znaczy „trochę inny bal”? Marek unikał mojego spojrzenia, jakby bał się, że jeśli spojrzy mi w oczy, wyczytam z nich całą prawdę.
– Marek – zaczęłam powoli, krzyżując ręce na piersi. – Mów. Natychmiast.
Mój mąż zrobił minę niewiniątka, ale wiedziałam, że coś kombinuje.
– No… to jest bal w takim… bardziej swobodnym klimacie.
– Swobodnym? – powtórzyłam, czując, jak moje podejrzenia rosną. – Masz na myśli bal dla dorosłych?
Marek uniósł dłonie w obronnym geście.
– Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy! Po prostu… ludzie się tam bardziej angażują. To nie jest jakaś smętna impreza z orkiestrą grającą walce. Tam wszyscy się przebierają, wczuwają w role…
Wciąż mu nie wierzyłam.
– A skąd o tym wiesz?
– Bo widziałem zdjęcia – Marek chrząknął i nagle znalazł coś fascynującego na ścianie za mną.
No pięknie. Czyli zamierzał mnie wciągnąć w coś, o czym nawet nie miałam pojęcia.
Westchnęłam.
– Dobra. Ale jeśli mi się nie spodoba, to wracamy do domu.
– Obiecuję – Marek uśmiechnął się z taką ulgą, że jeszcze bardziej zaczęłam się niepokoić.
Przebraliśmy się
Niechętnie sięgnęłam po strój pokojówki. Był jedynym znośnym wyborem.
– Ale jeśli masz zamiar mnie tam ośmieszyć, to śpisz na kanapie przez miesiąc – uprzedziłam.
Marek tylko pokiwał głową i pobiegł do łazienki ze swoim kostiumem. Po chwili wyszedł… przebrany za Batmana. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem.
– Naprawdę? Batman?
Mój mąż stanął dumnie w rozkroku i głosem o kilka tonów niższym niż zwykle powiedział:
– Mroczny Rycerz czuwa.
Stałam przed lustrem i czułam się… dziwnie. Czarno-biały strój pokojówki nie był może skandaliczny, ale też daleko mu było do mojej codziennej garderoby. Krótka spódniczka, koronki, kokardki – wyglądałam bardziej jak postać z jakiegoś kiepskiego kabaretu niż dama. Za to Marek… O tak, Marek był w swoim żywiole.
– Mój mroczny rycerzu, w tej masce wyglądasz jak ktoś, kto zaraz zemdleje z braku tlenu.
– To część wizerunku – Marek poprawił kaptur i spojrzał na mnie z góry. – A ty… wow.
Spojrzałam na swoje odbicie z rezerwą.
– To jakaś parodia.
– To świetne! – zaprzeczył Marek. – Pasuje ci.
Pokręciłam głową, ale musiałam przyznać, że jego entuzjazm był zaraźliwy.
– No dobra, ale jeśli na tym balu będą same dwudziestolatki, to udam, że cię nie znam.
– W porządku – zgodził się Marek z powagą. – Ale jeśli spotkam tam Jokera, będę musiał go powstrzymać.
Westchnęłam, ale nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Nie wiedziałam, co mnie czeka tej nocy, ale jedno było pewne – już od dawna nie widziałam Marka tak podekscytowanego. I może właśnie to było warte tej całej maskarady.
Rozmyśliłam się
Stanęliśmy przed wejściem do kamienicy, gdzie miał odbyć się bal. Z wnętrza dobiegała muzyka, śmiechy, a przez otwarte drzwi co chwilę przewijały się postacie w wymyślnych strojach. Na schodach przeszła kobieta w masce kota, za nią podążał muskularny mężczyzna w stroju gladiatora. Zrobiło mi się gorąco – i nie był to przyjemny rodzaj ciepła.
– Marek – powiedziałam cicho. – Ja nie wchodzę.
Mąż spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co?
– Nie czuję się tu dobrze – wyjaśniłam, krzyżując ręce. – To nie dla mnie.
Marek odwrócił się w stronę drzwi, potem znowu na mnie.
– Ale przecież mieliśmy się dobrze bawić! – powiedział z wyrzutem. – Naprawdę nie chcesz nawet spróbować?
Pokręciłam głową.
– Wybacz, ale nie. Możesz iść sam, jeśli chcesz.
Westchnął ciężko i włożył ręce do kieszeni.
– Świetnie – mruknął. – Wszystko na marne. Stroje, plany, cały ten wysiłek…
Nie odpowiedziałam. Czułam, że jest zły, ale to nie była moja wina. Po prostu nie widziałam siebie wśród tych ludzi w maskach, grających jakieś role.
Mąż wpadł na inny pomysł
W drodze powrotnej Marek siedział w milczeniu, patrząc przez okno samochodu. W końcu, gdy byliśmy już pod domem, odezwał się.
– Może to i lepiej – rzucił, nagle nieco pogodniejszym tonem.
– Co masz na myśli?
Odwrócił się do mnie z szelmowskim uśmiechem.
– Te stroje i tak mogą się przydać. Tylko w innej scenerii.
Zmierzyłam go spojrzeniem, ale po chwili parsknęłam śmiechem.
– Chcesz powiedzieć, że Mroczny Rycerz i pokojówka mają jeszcze coś do przeżycia?
– O, i to jak – Marek puścił mi oko.
Patrząc na jego minę, nagle pomyślałam, że może jednak nie był to taki zły pomysł. Może karnawał zacznie się u nas, tylko na innych zasadach?
Karnawał mieliśmy w sypialni
Jeszcze tego samego wieczoru, gdy tylko zamknęłam drzwi mieszkania, Marek stanął za mną i objął mnie w talii.
– Wiesz, trochę szkoda tego całego zamieszania – powiedział, muskając ustami moją szyję.
– Mówiłam, żebyś nie kupował tych strojów – odparłam, choć drgnęłam pod jego dotykiem.
– Ale skoro już są… – zaczął, a ja od razu wiedziałam, dokąd to zmierza.
Odsunęłam się i spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Naprawdę sądzisz, że te kostiumy coś zmienią?
Marek uśmiechnął się i podszedł do torby z zakupami.
– Nie wiem, ale możemy się przekonać.
Zanurkował do środka i wyciągnął strój pokojówki, który wcześniej przymierzałam.
– Proszę bardzo – podał mi go z triumfalnym uśmiechem.
Parsknęłam śmiechem, ale przejęłam materiał.
– A ty? Nie myśl, że będę się tu wygłupiać sama.
Marek bez słowa sięgnął po pelerynę Batmana i zarzucił ją na ramiona.
– Mroczny Rycerz nigdy nie zostawia swojej damy samej – oznajmił niskim głosem.
Zachichotałam, a on złapał mnie w talii i obrócił wokół własnej osi.
– Dobra, nieźle – przyznałam. – Ale jeśli w połowie wieczoru powiesz „Jestem Batman”, to przysięgam, że wybuchnę śmiechem.
– To ryzyko, które jestem gotów podjąć – szepnął mi do ucha.
I w tym momencie coś się zmieniło. Może to było to, czego brakowało nam od lat? Nie nowa sukienka, nie weekend w spa, tylko właśnie ta lekkość i zabawa? Nie wiedziałam, gdzie ten wieczór nas zaprowadzi, ale byłam pewna jednego – nasz gorący karnawał dopiero się zaczynał.
Anna, 52 lata
Czytaj także: „Moja żona leży w łóżku jak kłoda, a ode mnie oczekuje fajerwerków. Niech sama się trochę postara”
„Matka ciągle zrzędzi, że nie mam męża, a zegar tyka. Czy naprawdę mam czuć się gorsza, bo nie mam faceta?”