„Po 5 latach wciąż nie mogę zapomnieć o byłym. Czasem z małego nasionka żalu może wykiełkować wielkie drzewo zazdrości”
„Siedziałam z telefonem w ręku i znów przeglądałam stare zdjęcia. Było jedno z naszego wypadu do Kazimierza. Miał na sobie ten ciemny sweter, który zawsze lubiłam, a ja byłam ubrana w za luźną kurtkę”.

- Redakcja
Czasem wydaje mi się, że z zewnątrz wszystko wygląda u mnie całkiem dobrze. Pracuję w agencji kreatywnej, mieszkam sama w małym mieszkaniu, mam kilka fajnych koleżanek, czasem umawiam się na randki, raz na tydzień chodzę na jogę. Ludzie mówią, że jestem samodzielna, stabilna i ogarnięta.
Tęskniłam za nim
Ale nikt nie widzi, co dzieje się w środku. Od pięciu lat nie potrafię zapomnieć o jednym facecie – Jakubie. Nie był pierwszy, ale zdecydowanie najważniejszy. To było uczucie, które się wbija pod skórę i nie puszcza. Rozstaliśmy się bez kłótni. Chciałam dziecka, on jeszcze nie był gotowy. Ja mówiłam o domku pod miastem, on chciał podróżować. Byliśmy jak dwa wiatry, które nie potrafią wiać w tym samym kierunku.
Minęło pięć lat. On pewnie ułożył sobie życie, a ja ciągle sprawdzam jego profil na Instagramie. Czasem śni mi się, że jesteśmy razem. Nie mam go na Facebooku, ale znam na pamięć jego numer. Nigdy nie zadzwoniłam. Tylko czasem, po kieliszku wina, piszę wiadomość… i kasuję, zanim kliknę „wyślij”.
– Po prostu spróbuj – powiedziała ostatnio Marta, moja przyjaciółka, gdy kolejny raz opowiadałam jej o śnie z Jakubem w roli głównej. – Serio, Natalia, co masz do stracenia? Najwyżej nie odpowie. Przecież to tylko wiadomość.
– I co mu napiszę? „Hej, pamiętasz mnie? Minęło pięć lat, może się napijemy kawy”?
– Albo: „Dobrze cię wspominam. Jeśli kiedyś będziesz chciał pogadać, jestem” – rzuciła Marta, wzruszając ramionami. – Tylko tyle. Bez ciśnienia.
Pomyślałam wtedy, że to w sumie niegłupie. Może właśnie tak trzeba, bez wielkich słów, bez oczekiwań.
Chciałam się odezwać
Wiedziałam, że ten wieczór będzie taki sam jak wszystkie poprzednie. Wróciłam do domu około dziewiętnastej, odgrzałam zupę, którą ugotowałam dzień wcześniej, i zjadłam ją w ciszy. Telewizor grał w tle, ale nie słuchałam. Siedziałam z telefonem w ręku i znów przeglądałam stare zdjęcia.
Było jedno z naszego wypadu do Kazimierza. Miał na sobie ciemny sweter, który zawsze lubiłam, a ja byłam ubrana w za luźną kurtkę. Tamtego dnia zrobił mi zdjęcie, które wstawiłam później na profil, pisząc, że to idealna sobota. Nikt wtedy nie wiedział, że chwilę wcześniej pokłóciliśmy się o dzieci. Jakub nie chciał, ja tak. I tak było zawsze – blisko i za daleko jednocześnie.
Leżałam na kanapie, przerzucając zdjęcia, jakbym liczyła na to, że na którymś z nich znajdę odpowiedź. Nie znalazłam. Zamiast tego otworzyłam czat z jego numerem. Pusty. Wreszcie napisałam: „Dobrze cię wspominam. Jeśli kiedyś będziesz chciał pogadać, jestem”.
Przeczytałam to zdanie pięć razy. Potem zamknęłam aplikację, otworzyłam ponownie, znów przeczytałam. W końcu dokładnie o 23:58 nacisnęłam „wyślij”. Nie zamknęłam od razu telefonu. Leżałam z nim w dłoni, patrząc na ekran, jakby od razu miało coś się wydarzyć. Nic się nie działo. Położyłam się i zgasiłam światło. Leżałam długo z otwartymi oczami, wsłuchując się w szum lodówki i własne myśli.
Pogrzebał wszelkie nadzieje
Obudziłam się przed budzikiem. Miałam wrażenie, że minęły zaledwie dwie godziny, choć było już jasno. Serce waliło mi jak szalone. Sięgnęłam po telefon, zanim jeszcze zdążyłam się przeciągnąć. Była wiadomość. Kliknęłam, czytając powoli każde słowo, jakby moje ciało samo broniło się przed znaczeniem: „Nie pisz więcej. Mamy dziecko. Zostaw nas”.
Usiadłam na łóżku, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Przeczytałam wiadomość jeszcze raz, ale nic się nie zmieniło. Proste zdanie, krótkie, ostateczne. Czułam, jak palce drżą mi z bezradności. Przez chwilę gapiłam się w ekran. Potem jednym ruchem usunęłam czat. Chwilę później usunęłam wszystkie wspólne zdjęcia.
Zsunęłam nogi na podłogę i poczułam, jak ogarnia mnie chłód. Pustka była jak gruba warstwa kurzu, którą ktoś właśnie rozdmuchał prosto w moją twarz. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Poszłam do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę, ale zapomniałam o niej zaraz po tym, jak zabulgotała. Siedziałam w ciszy przy stole, wpatrzona w ścianę. W końcu chwyciłam telefon i wybrałam numer Marty.
– Natalia? Wszystko okej?
– Nie – powiedziałam. Głos mi się załamał. – On mi odpisał.
– Kto?
– Kuba. Napisał, żeby nie pisać więcej, że mają dziecko i żebym ich zostawiła.
Byłam załamana
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Jezu… – westchnęła w końcu Marta. – Przepraszam, nie wiedziałam.
– Po co ja to zrobiłam?
– Natalia, nie mogłaś tego wiedzieć. To nie twoja wina.
– Może i nie. Ale teraz czuję się, jakby ktoś mnie spoliczkował. Jakby cała ta nadzieja, to wszystko… było tylko po to, żeby mnie ukarać.
– To nie była nadzieja. To było odważne. Spróbowałaś, teraz przynajmniej wiesz.
– Nie potrafię się uspokoić – wyszeptałam.
– Wiem. Ale przejdzie. Nie dziś, może nie jutro, ale przejdzie.
Po zakończeniu rozmowy długo siedziałam w bezruchu. Czułam się pusta, jakby ktoś wyciągnął ze mnie powietrze i zostawił tylko skorupę.
Przez kilka dni chodziłam jak na autopilocie. Praca, dom, spanie, jedzenie. Wszystko bez smaku. Gdy miałam chwilę samotności, wracało jedno pytanie: „co by było, gdybym napisała wcześniej?”. Zaczęłam znów myśleć o tamtych czasach. Jak wtedy, gdy po naszej pierwszej poważnej kłótni siedzieliśmy razem na schodach jego bloku i milczeliśmy. On zapytał wtedy cicho:
– Myślisz, że to ma sens?
A ja odpowiedziałam:
– Chyba nie wiem, co to znaczy „mieć sens”.
Nie dawałam sobie rady
Zadzwoniłam do mamy. Nie często z nią rozmawiałam o takich rzeczach. Była raczej z tych praktycznych. Ale tego dnia potrzebowałam kogoś, kto mnie nie będzie osądzał.
– Mamo, głupio zrobiłam. Wiesz, napisałam do byłego chłopaka po latach. A teraz żałuję.
– Natalia – powiedziała po chwili ciszy – nie wszystko da się naprawić. I nie zawsze później znaczy lepiej.
Nic więcej nie dodała. A ja zrozumiałam, że ona też miała kiedyś swoją historię, której nie mogła cofnąć.
Z czasem przestałam traktować Jakuba jak stratę. Zaczęłam myśleć o nim jak o części życia, która miała mnie czegoś nauczyć. O tym, co mogłam zrobić inaczej. I o tym, że teraz mogę już chcieć czegoś innego.
Pewnego dnia po pracy poszłam na kawę z nową dziewczyną z biura, Julią. Była świeżo po rozwodzie, miała w sobie dużo ostrości, ale też ciepła. Siedziałyśmy nad latte i nagle powiedziałam:
– Zakochałam się kiedyś w kimś, kto nie był dla mnie. I nigdy się z tego tak naprawdę nie wyleczyłam.
Popatrzyła na mnie, wzruszyła ramionami.
– No to jesteśmy dwie – uśmiechnęła się. – Ale wiesz co? Może już czas przestać się w tym kisić. Może już pora zacząć żyć tak, żeby kiedyś o tym wszystkim opowiedzieć bez goryczy.
Stanęłam na nogi
Minęło kilka miesięcy. Nie zapomniałam o nim – to nie była kwestia zapominania – ale przestałam liczyć, że coś się wydarzy. Przestałam sprawdzać telefon z nadzieją. Życie wróciło do swojego rytmu, tylko ja byłam w nim trochę inna.
Zaczęłam cieszyć się drobiazgami: kawą w kawiarni, rozmową z mamą, zapachem deszczu na ulicy. I choć pytanie: „co by było, gdybym napisała wcześniej” nadal pojawiało się w głowie, to już nie wbijało się we mnie jak drzazga. Po prostu było. Któregoś ranka stanęłam przed lustrem w łazience. Związałam włosy, spojrzałam sobie w oczy i powiedziałam półgłosem:
– Może i nie wiem, co by było. Ale wiem, że próbowałam.
Tego dnia spóźniłam się do pracy i po raz pierwszy od dawna nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia.
Natalia, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wziąłem kredyt, żeby pomóc wnukowi w biznesie. Teraz sam mam pod górkę i stać mnie tylko na suchary z pasztetową”
- „Moja żona to wieśniaczka, więc znajomi kpią z niej na każdym kroku. Nie mogłem uwierzyć, kto stanął po mojej stronie”
- „Gdy zachorowałam, mąż pokazał mi, ile dla niego znaczy małżeństwo. Za to, jak mnie potraktował, nie pójdzie do nieba”

