Reklama

Między mną a Danką zaiskrzyło od razu. Uczciwa, pracowita, mogła spać cztery godziny i zdobywać potem szczyty. Poznaliśmy się właśnie na górskiej wędrówce.

Reklama

– Dzień dobry – powiedziałem, jak to na szlaku.

– Jakie dzień dobry, po prostu: „cześć”. Idziesz na Turbacz?

Przytaknąłem.

– My też – ja, tata i brat. Zostawiłam ich w tyle. W sumie od jakiegoś czasu tu mieszkamy i pokonuję tę trasę dziesiąty raz, ale jeszcze mi się nie znudziło.

– A widzisz, ja też jestem miejscowy i też nie jestem znudzony. Gdzie wcześniej mieszkaliście?

Od razu się polubiliśmy, ale nie wszyscy...

Okazało się, że pochodzą ze Śląska, ale uciekli tu przed nieuczciwym kontrahentem ojca. No cóż, takie rzeczy też się zdarzają.

– Tu nie dzieje się więcej niż w wiosce pod Rybnikiem, ale przynajmniej są dobre lody. Nie wiesz, ile razy byłam na nie zapraszana... Mogłabym żyć za darmo – śmiała się.

Ale jak ja cię zaproszę, to chyba nie odmówisz? Po takiej wycieczce szkoda się nie ochłodzić.

Zgodziła się. Gawędziliśmy jeszcze ładne pół godziny, ale w końcu zatrzymaliśmy się na polanie, by poczekać na jej rodzinę. Od razu polubiłem się z jej ojcem, ale za to brat...

– On jest rudy. Gadasz z rudymi? – zaśmiał się pryszczaty chłopak, na oko dziesięcioletni.

– Może i rudy, ale mam mięśnie – naprężyłem się w stronę dzieciaka, by jakoś złagodzić atmosferę.

– E tam. Pewnie byłeś wielki i dlatego chodzisz w góry.

Zaśmiałem się tylko, ale młody trochę mnie wkurzył. Przez kilka następnych godzin zajęty byłem jednak rozmową z piękną Danką i jej ojcem. Nie znali tu prawie nikogo, zaczęliśmy więc spotykać się w większym gronie – od razu zaproponowałem grilla u moich rodziców. Za drugim spotkaniem mały Olek podstawił mi nogę. Zakląłem tylko w duchu.

Ślub zepsuła nam „druhna” w przebraniu

– Moja żona umarła młodo – zwierzał się pan Zbyszek, a ja słuchałem z uwagą.

Spotykałem się wtedy z Danką już ponad rok i mieliśmy wobec siebie poważne plany. Chciałem zrobić dobre wrażenie. Szkoda, że nie słuchałem go tylko dostatecznie uważnie...

– Przykro mi. Dance musiało być ciężko.

– Było, było. Olkowi też.

Ech. Doskonale wiedziałem, kto zostawił mi ostatnio rysę na karoserii, ale postanowiłem to zignorować.

– Pamiętaj tylko, kiedy będziecie brać ślub, żeby powiedzieć przy okazji przysięgi małżeńskiej właściwe imię – zażartował pan Zbyszek.

– Słucham?

To nie Danuta, tylko Daniela, ale skrót może być ten sam.

Nigdy nie przedstawiła mi się jako Daniela. Zawsze była po prostu Danką. To kolejny szczegół, który zignorowałem, ale nie miał dla mnie większego znaczenia. Przecież mnie w żaden sposób nie oszukała.

Ślub, choć skromny, do pewnego momentu wyglądał jak z bajki. W pewnym momencie przybiegła do nas jednak dziwna kreatura w sukience i dziecięcym, nieudolnym makijażu. To Olek postanowił zrobić sobie z nas żart i przebrał się za druhnę. Na większości zdjęć weselnych celowo wtrącał się w kadr w swoim dziwacznym przebraniu. Uznał to za komedię roku. Nawet na zdjęciu z pierwszego pocałunku widać jego roześmianą buźkę.

On po prostu taki jest i nie można go za to winić – usprawiedliwiała go żona. – Wiesz, trochę wziąłeś go ze mną w pakiecie. Ale na pewno w końcu cię polubi...

Nie polubił. Ani ja jego. To było po prostu niemożliwe.

Młody ciągle wyciągał kasę od Danki

Lata mijały, a Olek wszedł w wiek nastoletni i stał się pełnoprawnym Aleksandrem. Nie zmienił się jednak pod względem charakteru. Wiecznie nam dokuczał, nachodził, przychodził po pieniądze.

Chcę nowy rower! – krzyczał swoim głosem na granicy mutacji.

– Na takie rzeczy trzeba sobie zarobić. Bierz kosiarkę i zasuwaj do sąsiadów – odpowiedziałem stanowczo.

Danka jednak bez słowa wyciągnęła plik banknotów z portfela i wręczyła je Olkowi.

– Dziękuję, Danka. Nie dziękuję, Rudy.

Zniknął tak szybko, jak się pojawił. Mieliśmy spokój przez cały tydzień. Potem wrócił po więcej, bo nowe buty, piłka do koszykówki...

– Odkąd pamiętam, pobłażasz mu i dajesz kasę. To pieprzony mały materialista.

Danka jak zwykle nie chciała w ogóle o tym rozmawiać, a problem tylko narastał.

– Jest jak jest, nie zrozumiesz pewnych spraw.

– Może pójdziemy z nim do jakiegoś psychologa? Dzieci z natury nie są złe, można go jeszcze naprawić...

– Nie ma mowy! – ucięła temat.

Sam Olek zaczął też zachowywać się wobec mnie jeszcze dziwniej. Może już nie dokuczał mi tak otwarcie i chamsko, ale za to zaczął rzucać do mnie coraz bardziej tajemniczymi tekstami.

– Ty nie wiesz, że u nas o pewnych rzeczach się nie mówi? Właśnie dlatego nie należysz do rodziny, bo nic nie wiesz.

Danka tylko popatrzyła na niego błagalnie i zaczęła sprzątać ze stołu, by zagłuszyć dziwną dyskusję. Miałem dość tego, że pojawia się u nas na każdym niedzielnym obiedzie i gada głupoty. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Olek uparł się, że chce pomieszkać z nami przez parę miesięcy. Żona zgodziła się bez żadnego protestu.

Przyszedł do nas dziwny anonim...

– Może byś umył chociaż naczynia?! – warknąłem na brata żony, widząc stos ociekających tłuszczem garów.

– Ale to nie mój dom. I mam lekcje do odrobienia – wymigiwał się od wszelkich obowiązków.

– Skoro nie twój, to czemu tu pomieszkujesz?!

Wsunął wielkie słuchawki na uszy i tyle byłoby z rozmowy.

Tak mijał kolejny beznadziejny dzień. Nie pamiętałem wtedy nawet, kiedy spałem z własną żoną. Wiecznie mnie odpychała i chodziła speszona. Widać było, że sytuacja przytłacza i ją. Sam nie rozumiałem, dlaczego ten frajer musiał z nami zamieszkać i czemu żona zgodziła się na to bez niczego.

Zmęczony poszedłem do skrzynki na listy, i wśród rachunków i ulotek odnalazłem bardzo dziwną kartkę.

„Wojtek, niedługo wszystkiego się dowiesz. W końcu ile istnieje Danieli, które mieszkały w wiosce o nazwie M.? W tym przypadku chodzi tylko o jedną”.

– Mam tego dość! Niedługo będziemy jeść suchy chleb, a to wszystko przez twoje rodzinne porachunki. Kto to jest? Ten kontrahent ojca? O co chodzi z tą Danielą, że już któraś osoba powołuje się na to, że kręcisz przy podawaniu imienia?

– Tak. To on – odpowiadała lakonicznie, i to tylko na jedno z moich pytań.

– Powiesz mi, co tu się dzieje?

– Nic, o czym musiałbyś wiedzieć. Żyjmy naszym życiem dalej.

Nagle z naszego konta zniknęły jednak pieniądze; suma większa, niż ta, które wyciągał Olek. Ktoś nas szantażował, a ja nie wiedziałem nawet, czym. Bezradny zwróciłem się w końcu do teścia i zagroziłem nawet rozwodem.

Teść wyjawił mi, w czym żyłem przez lata

Pan Zbyszek wydawał się jeszcze starszy, niż zazwyczaj. Wyraźnie posiwiał i zmarniał. Ta sytuacja odbijała się mocno również na nim.

– Słuchaj, zrobisz, co zechcesz. Możesz mnie nienawidzić, ale to wszystko dla Olka.

No nie, znowu Olek. Wiecznie ten Olek!

– Słucham uważnie – zniecierpliwiłem się. Nie mogłem jednak popędzać teścia.

– Nikt nas nie oszukał i nie ma żadnych nieuczciwych kontrahentów. Wyprowadziliśmy się przez plotki. Może dostałeś ten list od naszego byłego sąsiada, a może od Olka, bo on od dawna coś podejrzewa.

– Co podejrzewa? Co tu w ogóle jest grane?

Teść zamilknął, wziął głęboki wdech i potarł się po brodzie.

Olek nie jest bratem, ale synem Danki. Moja żona zmarła sporo przed tym, jak się urodził. Przez lata z albumów rodzinnych znikało dużo zdjęć, a we wsi omijali nas szerokim łukiem, myślę, że on dowiedział się po prostu drogą dedukcji. A może wiedział od zawsze, ale dopiero po czasie to do niego dotarło...

– I wyciągał od niej pieniądze...

– Żeby dostał coś w zamian za to, w jakiej sytuacji przyszło mu żyć. Własna matka nie wyjawi mu prawdy, nie wyjawię mu jej ja, ale on po prostu wie... I żąda.

Grunt zawalił mi się pod nogami. Wyszedłem na balkon zapalić. Nie paliłem od lat, ale nie mogłem oprzeć się paczce papierosów mojego teścia...

Moje małżeństwo wisi na włosku

Zdenerwowałem się, bo jak to – nagle mam przyszywanego syna?! Powinienem był wiedzieć o tym od początku. To jednak dość ważna informacja.

– Gadaj! Co to wszystko znaczy? Olek jest twoim synem? Zbyszek mi powiedział! – wypaliłem do żony.

Rozpłakała się i łkała całą godzinę, aż trzęsąc się w spazmach. Brakło we mnie miłości, żeby ją uspokoić. Czułem tylko jeden wielki żal.

Zaszłam w ciążę w gimnazjum. Co miałam zrobić? Ojciec nie chciał zmarnować mi życia, więc powiedział Olkowi, że jego matką była moja własna mama. Ale we wsi gadali. Dlatego też tutaj nie mówiłam, że nazywam się Daniela, a ludzie zakładali, że jestem Danutą. Nie chciałam, żeby ktoś mnie z tym skojarzył...

– I zamiast powiedzieć mu prawdę, coś z tym zrobić, dawałaś mu rzeczy i kasę za tą całą zmowę milczenia?

Przytaknęła. Chciała się do mnie przytulić, ale ją odtrąciłem.

– W głowie mi się to nie mieści! Dlaczego nie powiedziałaś mi tego od razu? Mam teraz niańczyć twojego syna, który mnie nie znosi, bo od samego początku kawałek po kawałku odbierałem mu siostrę czy tam matkę?!

– Zrobisz, co będziesz chciał. Niczego od ciebie nie wymagam.

Wreszcie i ja się rozpłakałem: wielki, prawie dwumetrowy facet. Czułem żal wobec wszystkich dookoła, ale najbardziej szkoda mi było Olka. Miałem go dość, przez lata nienawidziłem, ale sam cierpiał najbardziej. Osoba, co do której czuł, że jest jego matką, po prostu wyprowadziła się z obcym facetem i zaczęła nowe życie. Czy tego wszystkiego nie rozwiązałaby zwykła prawda?

Masz z nim pogadać, wyznać mu prawdę, czy już ją zna, czy nie. Nic więcej mnie nie interesuje. Dopiero wtedy powiem ci, czy chcę rozwodu.

Właśnie: sam nie wiem, czy go chcę. Czy jestem w stanie żyć dalej z osobą, która przez własną głupotę zniszczyła ojca, syna i męża?

Wojciech, 33 lata

Reklama

Czytaj także:
„Miałam dość harowania w domu, więc zatrudniłam nianię. Zaopiekowała się nie tylko moją córką, ale też mężem”

„Byłem wiernym mężem do czasu, aż dostałem gorącego SMS-a. Nie mogłem uwierzyć, kto składa mi niemoralne propozycje”
„Moje dzieci mają oczy po mężu, teściu i szwagrze. Na szczęście mężczyźni z tej rodziny są podobni jak krople wody”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...