Reklama

Samotność nie boli od razu. To raczej takie sączenie się ciszy, które z czasem staje się nie do zniesienia. Gdy wracam wieczorami do swojego mieszkania, czasem od progu łapię się na tym, że coś chcę powiedzieć. Ale do kogo? Do siebie? Do pustych ścian? Zamykam drzwi i udaję, że ten moment nie miał miejsca.

Myślałem o niej

Od wielu lat pracuję w agencji reklamowej, gdzie potrafię sprzedać wszystko – nawet śnieg Eskimosom – ale siebie jakoś nie umiem. Mam znajomych, mam aplikacje randkowe, mam weekendy, podczas których chodzę do kina, ale czuję, że coraz mniej mam siebie.

I wciąż myślę o Ani. Jej imię potrafi mnie uderzyć jak fala zapachu znanego z dzieciństwa – nagle, niespodziewanie, zbyt intensywnie. Była moją przyjaciółką w liceum, taką prawdziwą, taką, która siadała obok mnie na murku pod szkołą i mówiła:

– Wyglądasz, jakbyś miał ochotę się po prostu nie uczyć do matury i uciec w Bieszczady.

I ja zawsze odpowiadałem:

– Ale tylko, jeśli ty uciekniesz ze mną.

Nigdy nie uciekliśmy, ani wtedy, ani później. Była między nami jakaś nić – coś więcej niż przyjaźń, coś, czego nigdy nie nazwaliśmy. Zawsze wydawała mi się piękna, mądra i ważna, dlatego nic nie powiedziałem, bo bałem się, że mógłbym coś zepsuć.

Stchórzyłem wtedy

Pamiętam jedną sytuację – siedzieliśmy na dachu jej bloku po imprezie klasowej. Patrzyliśmy w niebo. Ona się śmiała, a ja nachyliłem się bliżej. Była milimetr od moich ust. I wtedy… spanikowałem. Odsunąłem się, rzuciłem głupi żart, a ona się uśmiechnęła smutno i też nic nie powiedziała. Może gdybym wtedy zrobił krok…

Minęło kilkanaście lat. Każde z nas poszło swoją drogą. Miałem związki, ale żaden nie przetrwał. Każda z kobiet była nie tą jedyną, choć nie wiedziałem, kim miałaby być ta jedyna. Aż tydzień temu, na Placu Zbawiciela, zobaczyłem Anię. Stała z kawą, w ciemnozielonym płaszczu, patrzyła w telefon i wyglądała dokładnie jak tamta Ania – tylko starsza, piękniejsza, bardziej odległa.

– Ania? – zapytałem niepewnie.

Podniosła wzrok. I się uśmiechnęła.

– Tomek?! Boże, ile lat… Wyglądasz tak samo – powiedziała z tym swoim przekornym uśmiechem.

– Ty też – odpowiedziałem, chociaż to nie była prawda. Wyglądała dojrzalej, inaczej, ale trudno było mi określić, co się właściwie zmieniło. Miała w sobie spokój, który wcześniej gdzieś się krył pod warstwą ironii i żartów.

– Chodźmy na kawę, pogadajmy.

Tęskniłem za nią

Zamówiła kawę i zaczęliśmy rozmowę od wspomnień. Początkowo było bezpiecznie – nauczyciele, klasowe wygłupy, kto z kim się zadaje, kto wyjechał. Śmialiśmy się szczerze, jakby te wszystkie lata w ogóle się nie wydarzyły.

– Pamiętasz naszą maturę? Myślałem, że padniesz ze śmiechu, jak mi odleciała kartka z rozprawką i próbowałem ją złapać, biegając po sali jak wariat.

Ania pokiwała głową, uśmiechając się.

– Pamiętam. I pamiętam, że wtedy miałam nadzieję, że mnie pocałujesz.

Przez chwilę nie wiedziałem, czy dobrze usłyszałem. Ale nie powtórzyła tego. Sięgnęła po filiżankę i upiła łyk kawy, zmieniając temat, jakby to, co powiedziała, nie miało znaczenia. Przy niej znów czułem się jak osiemnastolatek, który coś udaje, żeby ukryć, że nie wie, jak postępować z kimś, kto naprawdę coś dla niego znaczy.

Udawałem wyluzowanego, opowiadałem śmieszne historie, ale cały czas próbowałem znaleźć w jej oczach odpowiedź na pytanie, którego nie potrafiłem zadać: czy ona też coś czuje? Czy to możliwe, że po tylu latach coś zostało?

Wciąż miałem nadzieję

Gdy spotkanie dobiegało końca, nie chciało mi się jeszcze wychodzić. Spojrzałem na nią z wahaniem.

– Może pójdziemy jeszcze na spacer? Jest ciepły wieczór.

Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

– Chodźmy.

– Czasami zastanawiałam się, co by było, gdybyś wtedy coś zrobił – powiedziała nagle, patrząc przed siebie. – Ale może to lepiej, że nie zrobiłeś.

– Dlaczego lepiej?

– Bo może wtedy bym się rozczarowała. A tak miałam idealne wspomnienia.

Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć. Chciałem zapytać, czy te wspomnienia wciąż coś dla niej znaczą, ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego skinąłem głową, jakbym wszystko rozumiał. Szliśmy dalej w milczeniu. Zbliżyłem rękę do jej dłoni, ale nie dotknąłem. Nie potrafiłem.

Nie byłem jej pewny

Staliśmy przed jej klatką w jakimś zawieszeniu. Nie chciałem się ruszyć, ale czułem, że jeśli zostanę jeszcze chwilę, wszystko stanie się zbyt wyraźne.

– Wiesz, Tomek… wtedy czekałam, aż zrobisz pierwszy krok – powiedziała, nie patrząc na mnie.

Słowa zawisły między nami, nie miałem pojęcia, co powiedzieć. Poczułem, jak zaciska mi się gardło, jakby dopiero teraz do mnie dotarło, jak wiele lat nosiła to w sobie. Ona też milczała, ale nie po to, żeby dać mi szansę na odpowiedź. Po prostu czekała, aż zrozumiem.

– Teraz już nie mam na to czasu – dodała po chwili.

Zanim zdążyłem zaprotestować, podeszła bliżej, pocałowała mnie w policzek i odwróciła się w stronę drzwi. Patrzyłem, jak znika na klatce schodowej. Zostałem sam na chodniku, z rękami w kieszeniach, z sercem, które biło za szybko i za późno. Nie ruszyłem się przez dłuższą chwilę. Wokół przechodziły pary, ktoś rozmawiał przez telefon, taksówka zatrzymała się na światłach. A ja po prostu stałem, próbując zebrać myśli, które rozlewały się bez ładu.

Zmarnowałem szansę

Wróciłem do domu pieszo, choć mogłem złapać autobus. Potrzebowałem czasu. Przechodziłem obok znajomych miejsc, które wyglądały dokładnie tak samo jak kiedyś, ale nic już nie miało tego samego znaczenia. Ani ławki w parku, ani kiosk z gazetami, ani kamienica z wybitymi szybami na rogu.

W moim mieszkaniu panowała cisza. Włączyłem telefon i przez chwilę wpatrywałem się w pusty ekran. Nie było żadnej wiadomości. I nie miało jej być. Ona zamknęła ten rozdział. Dała mi szansę raz, potem drugi, a ja przegapiłem obie. I teraz już wiedziałem, że niektóre historie nie dostają trzeciej.

Zgasiłem światło, ale nie położyłem się od razu. Przez uchylone okno dochodził szum miasta, wieczorny gwar. Pomyślałem o Ani, o tym, że mogłem coś powiedzieć, że wystarczyło tak niewiele. Ale przecież wiedziałem, jak to jest – czasem najważniejsze słowa zostają w gardle, bo człowiek za bardzo się boi, żeby je wypowiedzieć.

Nie wiedziałem, czy się jeszcze odezwie. Może tak, może nie. Ale nie robiłem sobie już nadziei. Te, które miałem, zostawiłem tam – pod jej klatką, w cichym uśmiechu i słowach, które przyszły za późno.

Tomasz, 45 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama