„Po 10 latach wróciłem z zagranicy, ale rodzina nie chciała mnie znać. Odrzucili mnie, bo taki układ im nie pasował”
„Wysiadłem z autobusu, czując znajome drżenie w kolanach. Tyle razy sobie wyobrażałem ten moment – powrót do Polski, do rodzinnego miasta, do domu. Przez dziesięć lat pracy za granicą wciąż nosiłem ten obraz przed oczami: ja, wracający z walizką pełną doświadczeń, z głową pełną planów. Przywitał mnie jednak chłód i obcy ludzie, którzy kiedyś byli bliscy”.

- Redakcja
W końcu miałem wystarczająco odłożone, żeby zacząć nowe życie. Miałem dość samotnych wieczorów w wynajętym pokoju, roboty po godzinach na budowach i tego ciągłego wrażenia, że stoję w miejscu, które nigdy nie stanie się moim.
Ale teraz... kiedy patrzyłem na zdewastowany dworzec, na który nie zaglądał chyba żaden remont od mojej ostatniej wizyty, poczułem coś dziwnego. Jakby czas tu nie tylko stanął w miejscu – on się cofnął. Nikt na mnie nie czekał. Żadnego powitalnego uścisku, żadnego „Piotrek, w końcu wróciłeś!”. Tylko chłód październikowego wiatru i moje własne kroki odbijające się od pustego peronu.
– Może po prostu zapomnieli – powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do świata.
Ruszyłem pieszo w stronę domu. Ulice były niby te same, ale coś w nich zgrzytało. Zmieniły się szyldy, zniknęły niektóre sklepy. A potem, gdy zbliżyłem się do naszego domu, coś mnie ukuło w żołądku. Brama była otwarta, trawa przycięta, ale na podjeździe stał obcy samochód – srebrna skoda, której nie znałem. I dom… Wyglądał znajomo, ale jednocześnie… obco. Jakby nie czekał na mnie.
Stanąłem przed drzwiami z walizką w ręce, serce waliło mi jak młot. Przez dekadę marzyłem o powrocie. Tyle że teraz nie byłem już pewien, czy wracam do domu – czy tylko do miejsca, które kiedyś nim było.
To już nie twój pokój
Zanim zdążyłem nacisnąć dzwonek, drzwi się otworzyły. To matka. Przez chwilę tylko patrzyła, jakby nie wierzyła, że stoję naprawdę przed nią. Potem kiwnęła głową i cofnęła się, robiąc mi miejsce.
– No, Piotr... jesteś – powiedziała cicho.
Nie usłyszałem w tym zdaniu ani radości, ani tęsknoty. Tylko stwierdzenie faktu. Wszedłem do środka, ostrożnie stawiając walizkę w kącie korytarza. Dom pachniał tak samo jak dawniej, ale czułem, że powietrze w nim zgęstniało. Ojciec podniósł się z fotela w salonie, spojrzał na mnie krótko i skinął głową.
– Wróciłem – powiedziałem, choć zabrzmiało to, jakby tłumaczył się z nieobecności na obiedzie, a nie z dziesięciu lat życia za granicą.
Z kuchni wyszedł Kuba. Urósł. Był chłopakiem, kiedy wyjeżdżałem, teraz stał przede mną jako mężczyzna. Spojrzał na mnie, uniósł brwi i rzucił:
– I co, Polska lepsza?
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Matka zaprosiła nas do stołu. Usiedliśmy jak na święta, ale rozmowa się nie kleiła. Pytałem o rodzinę, o sąsiadów, o to, co się zmieniło. Odpowiedzi były krótkie, wymuszone. Kiedy w końcu powiedziałem, że wróciłem na dobre i że planuję zainwestować, może coś rozkręcić, ojciec nie podniósł wzroku znad talerza. Matka zaczęła mówić o tym, że w piecu coś szwankuje.
– Tylko nie licz, że ci pomożemy – mruknął ojciec, nie patrząc na mnie.
Zamarłem. Spojrzałem na Kubę, może szukałem u niego cienia zrozumienia, ale tylko parsknął.
– Serio? Chcesz coś tu robić? Po tylu latach? Teraz to tu już nic nie ma dla ciebie.
Po kolacji, kiedy próbowałem porozmawiać z bratem na osobności, oparł się o framugę swojego – mojego dawnego – pokoju. Spojrzał na mnie z góry.
– Nie było cię. Przez dziesięć lat. Pamiętasz, co wtedy mówiłeś? Że tu nie ma przyszłości. No i miałeś rację. Ale my jakoś tu żyliśmy, bez ciebie.
– Wiem – powiedziałem cicho. – Ale myślałem, że wrócę i...
– I co? – przerwał. – Że cię przywitamy z otwartymi ramionami? Ten pokój jest mój. Twoje rzeczy są na strychu, jeśli coś jeszcze chcesz.
Stałem chwilę w milczeniu, próbując zebrać myśli. W głowie tylko jedno zdanie powtarzało się jak echo: czy to możliwe, że przez dziesięć lat świat naprawdę o mnie zapomniał?
Mój najlepszy przyjaciel
Znalazłem matkę w ogrodzie. Plewiła coś przy grządkach, jakby nic się nie wydarzyło. Usiadłem na schodku i zapytałem wprost:
– Dlaczego jesteście tacy... zdystansowani?
Nie podniosła głowy.
– Bo przez te lata radziliśmy sobie sami. I jakoś nauczyliśmy się bez ciebie. Wszystko się zmieniło, Piotrek. Nie możesz po prostu wrócić i oczekiwać, że świat będzie czekał.
Milczałem, nie umiałem znaleźć odpowiedzi. Po południu poszedłem na spacer. Mijałem znajome ulice, które wyglądały inaczej, mimo że się nie zmieniły. Skierowałem się do urzędu, gdzie pracował Damian – kiedyś mój najlepszy przyjaciel. Wpuściła mnie sekretarka. Damian był uprzejmy, ale chłodny. Po krótkich grzecznościach zapytałem:
– Może wyskoczymy na piwo? Pogadamy, jak dawniej?
Uśmiechnął się krzywo.
– Minęło sporo czasu, pozmieniało się. Nie mieliśmy kontaktu. Ty wybrałeś swoją drogę.
Czułem, jak coś we mnie gaśnie. Nawet w barze, gdzie spędzaliśmy tyle wieczorów, nikt mnie nie poznał. Albo nie chciał poznać. Patrzyli, jak na obcego. Jak na turystę.
Tego wieczoru długo leżałem w łóżku, nie mogąc zasnąć. Myśl wracała uparcie: chciałem wrócić do domu. Ale może nie mam już domu.
Nie cofnę czasu
Nie wytrzymałem. Wszedłem do kuchni, gdzie ojciec siedział przy herbacie i gazetach. Usiadłem naprzeciwko, spojrzałem mu prosto w oczy.
– Dlaczego mnie odrzucacie?
Zamknął gazetę, ale nie odpowiedział od razu. Czekałem.
– Bo ty sam się wykluczyłeś – powiedział w końcu. – Dziesięć lat cię nie było. Zniknąłeś. Nas tu nie było w twoich planach, teraz ty nie jesteś w naszych.
Zatkało mnie. Chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem. Wyszedłem z domu, nie wiedząc, dokąd idę. Szedłem bez celu, przez znajome ulice, które wydawały się obce. Minąłem szkołę, boisko, gdzie kiedyś graliśmy całymi popołudniami. Teraz było puste. Zupełnie jak ja.
Wieczorem przez przypadek podsłuchałem rozmowę w kuchni. Siedzieli przy stole. Matka szeptała:
– Wiesz, że mu tu ciężko. Ale co mamy zrobić?
– On sam zdecydował – odpowiedział ojciec. – Teraz musi znów zdecydować.
Tego wieczoru wyszedłem jeszcze raz. Nie chciałem się narzucać. Szukałem czegoś znajomego, ale wszystko zdawało się wygasłe. Może nie chodzi o to, że mnie nie chcą. Może po prostu nie ma już dla mnie miejsca.
Nie dla pieniędzy
Kuba palił papierosa na schodach. Usiadłem obok niego bez słowa. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
– Wiesz, myślałem, że jak wrócisz, to wszystko znowu będzie o tobie – odezwał się nagle. – Że znowu wszyscy będą się tobą zachwycać. A ja całe życie byłem tutaj. I nikogo to nie obchodziło.
Zaskoczyła mnie jego szczerość. Wzięło mnie na przeprosiny.
– Przepraszam. Naprawdę. Nie wiedziałem, że tak to wyglądało z twojej strony.
Kuba wzruszył ramionami.
– Może powinieneś znów wyjechać. Ale nie po to, żeby uciekać. Po prostu... idź tam, gdzie możesz być sobą.
Zamknąłem oczy. Po raz pierwszy od powrotu poczułem coś na kształt spokoju. Może nie zgodę, ale przynajmniej zrozumienie.
Wieczorem napisałem do starego znajomego z Niemiec. Kilka lat temu pracowaliśmy razem na budowie. Odpisał szybko – miał dla mnie robotę w niewielkim miasteczku. Mieszkanie, praca, uczciwe warunki. Nie było w tym fortuny, ale było coś więcej. Tym razem nie chodziło o pieniądze. Chodziło o to, żeby móc zacząć bez ciężaru przeszłości. Jeśli tu mnie już nie ma, to może gdzie indziej mogę zacząć naprawdę być.
Ostatni poranek
Spakowałem się wcześnie. Walizka nie była ciężka – większość rzeczy zostawiłem. Zszedłem do kuchni. Matka już była na nogach. Ugotowała jajka, postawiła chleb na stole. Nic nie mówiła, tylko patrzyła na moje dłonie, kiedy sięgałem po kubek. W końcu podeszła i pocałowała mnie w policzek.
– Dbaj o siebie.
Ojciec podał mi dłoń. Krótki uścisk, żadnych słów. Wystarczyło. Kiedy wychodziłem, Kuba zatrzymał mnie w przedpokoju. Wcisnął mi coś owiniętego w gazetę.
– Weź to. Może ci się przyda.
W pociągu, kiedy byłem już w drodze, rozwinąłem pakunek. Małe zdjęcie – my, trzej bracia na plaży, śmiejący się do obiektywu, ojciec trzymał nas w ramionach. Nie pamiętałem, że w ogóle ktoś to uchwycił. Schowałem zdjęcie do kieszeni kurtki.
Za oknem przesuwały się znajome ulice, drzewa, pola. Nie czułem już złości. Ani żalu. Patrzyłem na te miejsca, które przez tyle lat były celem. A teraz – były już tylko punktem wyjścia. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Ale jechałem po coś więcej niż tylko przetrwanie.
Jesień pachniała jak w Polsce
Dwa tygodnie później siedziałem przy małym biurku w wynajętym pokoju, gdzieś na obrzeżach niewielkiego niemieckiego miasta. Ściany były białe, łóżko skrzypiało, a sąsiad zza ściany co wieczór słuchał radia. Ale było cicho. I spokojnie.
Wysłałem e-maila do Kuby. Krótkiego. Napisałem, że mam pracę, że uczę się języka. Że jeszcze nie czuję się tu jak u siebie, ale przynajmniej nie czuję się obco. Że nie muszę udawać. I że jego zdjęcie wciąż mam przy sobie.
Zamknąłem laptopa i wyszedłem na ulicę. Jesień pachniała tak samo jak w Polsce. Liście szeleściły pod butami, a powietrze było chłodne, ale nieprzyjemne. Obserwowałem ludzi – obcych, zamyślonych, uśmiechniętych. Każdy z nich miał jakąś swoją historię. Ja miałem właśnie zacząć swoją od nowa. Nie wróciłem tam, gdzie mnie nie chcieli. Poszedłem tam, gdzie mogę być nowy i potrzebny.
Piotr, 41 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż śmiał się z mojego zmęczenia i uznał, że przesadzam. Kiedy został sam z dziećmi na weekend, nagle mina mu zrzedła”
- „Mam żonę od 10 lat, a czuję się gorzej niż stary kawaler. Ona tylko leży i pachnie, a ja mam wszystko robić sam?”
- „Zimna karta płatnicza jest dla mnie więcej warta niż gorąca miłość. Wolałam płakać, ale przynajmniej w limuzynie”

