„Po 10 latach milczenia brat zjawił się na pogrzebie ojca. Rodzinne więzi to nie kotlet, żeby je można było odgrzać”
„Stał w miejscu, jakby czekał, aż coś jeszcze powiem. Ja jednak nie zamierzałam ułatwiać mu tej rozmowy. Czekałam dziesięć lat, żeby powiedział jedno słowo. I teraz miałam uwierzyć, że wystarczy kilka sylab, bym przestała pamiętać?”.

- Redakcja
W kościele podczas pogrzebu ojca było duszno, pachniało kadzidłem i stęchlizną. Siedziałam w ławce, plecy miałam wyprostowane, ręce splecione na kolanach – jak grzeczna córka, która przez ostatnie miesiące opiekowała się umierającym ojcem, chociaż w środku kipiało we mnie wszystko – złość, żal, wstyd.
Po prostu odszedł
Ojciec zawsze powtarzał, że rodzina to świętość. Ale jakoś nie udało mu się jej uchronić. Umierał z tym samym bólem, z którym ja żyłam od dekady – bólem po bracie, który pewnego dnia po prostu przestał istnieć, przestał odbierać telefony, po prostu zniknął. Adam był starszy o trzy lata. Mój brata a może raczej ktoś, z kim dzielę nazwisko.
Ostatnie słowa ojca brzmiały:
– Nie zostawiajcie po mnie tylko ciszy.
Ale zostawił nas właśnie w ciszy.
Gdy mój brat wszedł do kościoła, zobaczyłam go od razu. Wysoki, przygarbiony, z brodą, której nigdy wcześniej nie nosił. Stał w progu przez dłuższą chwilę, jakby nie był pewien, czy może wejść. Potem ruszył powoli w stronę trumny, ale nie spojrzał na mnie. Ja też nie drgnęłam.
Patrzyliśmy na trumnę tego samego ojca, który przez całe życie próbował łączyć, a na końcu tylko prosił, żebyśmy nie zostawili po nim pustki. Byliśmy z bratem jak dwa odległe kontynenty, kiedyś połączone, dziś oddzielone oceanem, którego nie umiem już przeskoczyć.
Zmienił się
Podszedł do mnie dopiero na cmentarzu, kiedy trumnę z ciałem ojca spuszczono już do grobu.
– Karolina – powiedział cicho.
Głos miał niższy niż dawniej, albo ja już nie pamiętałam. Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie potrafił długo wytrzymać tego spojrzenia. Odwrócił wzrok i powiedział coś, czego się nie spodziewałam.
– Nie wiem, jak to odkręcić.
Milczałam przez chwilę, bo słowa, które cisnęły mi się na usta, były zbyt gorzkie. W końcu odpowiedziałam:
– Ojciec chciał, żebyśmy znowu byli rodziną.
Nic nie powiedział. Stał w miejscu, jakby czekał, aż coś jeszcze powiem. Ja jednak nie zamierzałam ułatwiać mu tej rozmowy. Czekałam dziesięć lat, żeby powiedział jedno słowo. I teraz miałam uwierzyć, że wystarczy kilka sylab i kilka zmarszczek więcej, bym przestała pamiętać?
Chciał to naprawić
Adam rzucił mi krótkie spojrzenie, ale zaraz potem się odwrócił. Poszedł do samochodu. Ja też ruszyłam do swojego auta, zaparkowanego kawałek dalej. Ręce mi drżały, z trudem trafiłam kluczykiem do zamka. Usiadłam za kierownicą i odetchnęłam głęboko. Wiedziałam, że powinnam się cieszyć, że nie zignorował pogrzebu ojca. Ale przez dziesięć lat nie było żadnego listu, żadnego telefonu. Żadnej próby.
Zastanawiałam się, czy jego gest był szczery, czy raczej wynikał z poczucia obowiązku wobec zmarłego. Może to nie my go obchodziliśmy, tylko własne sumienie, które teraz próbował uciszyć? Patrzyłam w lusterko, w którym majaczyła sylwetka Adama, odjeżdżającego spokojnie z cmentarza. Zostawił za sobą grób ojca i mnie – równie milczącą, równie zamkniętą jak przez ostatnie lata.
Chciałam uwierzyć, że jego obecność coś znaczy. Ale serce podpowiadało, że to nie wystarczy.
Po powrocie do domu przez chwilę stałam w progu. Ten sam dywanik, co zawsze, trochę już wyblakły, ale nadal leżący równo. Na wieszaku wisiała kurtka ojca. Nie miałam odwagi jej dotknąć. Przeszłam dalej, do kuchni. Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy stole, przy którym ojciec przez lata jadł śniadania. W ostatnich miesiącach wpatrywał się tylko w okno i mówił, że „cisza zaczyna go zagłuszać”. Oparłam się o blat i zamknęłam oczy. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę jego głos z drugiego pokoju. Ale to nie był on.
Brakowało mi go
– Pani Karolino? – usłyszałam zza drzwi wejściowych głos i pukanie. – To ja, Teresa.
Otworzyłam jej od razu. Sąsiadka stała z siatką pełną jabłek.
– Dla pani. Z ogrodu. Jeszcze trochę zostało. Pomyślałam… że może będzie pani chciała.
Wzięłam torbę, nie wiedząc, co powiedzieć. Teresa od lat była sąsiadką ojca. Pomagała mu, kiedy ja nie mogłam przyjechać, dzwoniła, przypominała o lekach. Znała naszą historię lepiej niż niejedna rodzina.
– Wchodzi pani?
– Tylko na chwilę.
Usiadła naprzeciwko mnie. Zerknęła na zdjęcie ojca, które stało na kredensie.
– On wciąż powtarzał, że któregoś dnia Adam wróci. Bardzo cierpiał przez ten konflikt. Bardziej niż przyznawał.
– Nie wiem, czy ja jestem gotowa na pogodzenie – szepnęłam.
Sąsiadka spojrzała na mnie łagodnie.
– Nie trzeba być gotowym. Trzeba tylko dać sobie szansę.
Potem wstała i pożegnała się bez zbędnych słów. Gdy zamknęły się za nią drzwi, zostałam sama w kuchni, z torbą jabłek. Wzięłam album z szuflady i otworzyłam na pierwszej stronie. Na zdjęciu byliśmy wszyscy – ja, Adam i rodzice. Śmialiśmy się. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, co się stanie.
Potrzebowałam wyjaśnień
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. W głowie powracały obrazy z dzieciństwa – wakacje nad jeziorem, rywalizacja o ostatniego naleśnika, wspólne budowanie zamku z koców w salonie. Adam był wtedy moim bohaterem. Umiał wszystko, tłumaczył cierpliwie świat. A ja chłonęłam każde jego słowo, bo wiedziałam, że jest ode mnie mądrzejszy, starszy, szybszy.
Wtedy wszystko było proste. Później pojawiła się matka, jej testament, w którym zostawiła cały dom mnie. I ojciec, który próbował to wyjaśnić, ale nie umiał. Adam odszedł bez słowa. Nigdy nie zapytał, dlaczego matka zrobiła tak, a nie inaczej.
Kolejnego dnia wysłałam mu krótką wiadomość: „Jeśli jeszcze chcesz pogadać, będę jutro o 12 w kawiarni przy rynku”. Nie odpowiedział, ale przyszedł. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
– Zazdrościłem ci – powiedział w końcu. – Nie spadku. Tego, że mama zawsze bardziej się tobą opiekowała. Nawet jak byłem starszy, to ciebie pytała, czy zjadłaś, czy nie zmarzłaś. Mnie traktowała jak dorosłego, ciebie jak dziecko.
– A ja całe życie czułam, że to ty byłeś tym lepszym. Mama się mną zajmowała, ale to ciebie podziwiała.
– Może wszyscy coś sobie dopowiedzieliśmy – dodał po chwili. – Ja, że ci wszystko dali. Ty, że mnie kochali bardziej.
– Tylko że teraz już nie mamy kogo zapytać – odpowiedziałam.
Zrobiliśmy pierwszy krok
Nie doszliśmy do zgody. Ale pierwszy raz od lat nie uciekliśmy od rozmowy.
– Będę wracał – powiedział na koniec.
Skinęłam głową.
– Dobrze. Do zobaczenia.
Zostałam jeszcze chwilę w kawiarni. Patrzyłam przez okno, jak Adam odchodzi. Nie było wzruszenia ani pojednania, ale po latach zastoju coś w końcu drgnęło we właściwą stronę.
Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdołamy odbudować to, co było. Może już nie potrafimy być rodzeństwem tak, jak kiedyś. Ale może przestaniemy być sobie zupełnie obcy. Może zamiast pustki zostanie coś więcej niż milczenie.
Cisza w domu znów była wokół mnie, ale nie miała już w sobie tamtego ciężaru. Teraz była spokojna, prawie jak nad jeziorem w letni wieczór, kiedy wszystko jeszcze było proste.
Karolina, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Cieszę się, że mąż po 25 latach w końcu mnie zdradził. Dostał taką nauczkę, że po 5 minutach wracał ze łzami w oczach"
- „Przed mężem Joli kochanki wyrastały jak grzyby po deszczu. Przymykała na to oko, bo obiecał jej tą jedną rzecz”
- „Rodzina kpi, że zostawiłam swój kwiatuszek dla wyjątkowego faceta. Nie dam w sobie zasiać nasionka byle burakowi”

