Reklama

Nie byłam typem kobiety, która grzebie w telefonie męża czy podejrzewa go o zdrady. Zawsze wierzyłam, że zaufanie to fundament dobrego małżeństwa. Przez dziesięć lat byłam przekonana, że mamy z Krystianem zwyczajne, solidne życie. Nie szukałam sensacji, nie potrzebowałam adrenaliny. Aż do tego dnia, kiedy przyszła do mnie wiadomość, która wywróciła moje życie do góry nogami. Nie była krzykliwa ani dramatyczna. Ot, kilka słów, które zostawiły mnie z otwartymi ustami. I świadomością, że wszystko, co znałam, było tylko połową prawdy.

Wiadomość od nieznajomej

Właściwie nie wiem, dlaczego akurat wtedy zajrzałam do tej skrzynki wiadomości „Inne” na Messengerze. Nigdy tam nic nie zaglądałam, bo zawsze to były jakieś reklamy albo dziwne zaproszenia od obcych ludzi. A tego wieczoru – z nudów chyba – kliknęłam. I zobaczyłam to:

Dzień dobry. Przepraszam, że piszę, ale wydaje mi się, że powinna Pani wiedzieć. Krystian to ojciec mojego dziecka. Ma teraz trzy latka.

Siedziałam jak wmurowana, patrząc na ekran. Przeczytałam tę wiadomość trzy razy, zanim w ogóle zrozumiałam sens słów. Krystian? Ojciec dziecka? Trzyletniego? Nie… To jakiś żart. Głupi żart. Przecież mój Krystian nie mógłby... Ale potem przyszło kolejne powiadomienie. Zdjęcie chłopca. I jego oczy – identyczne jak u mojego syna. Te same rzęsy. Te same brwi. I jeszcze podpis: „To jest Krystian junior. Imię po ojcu”.

Zrobiło mi się niedobrze. Dosłownie. Wybiegłam do łazienki i zwymiotowałam do zlewu. Moje serce waliło jak młotem. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Nie wiedziałam, czy w to wierzyć, czy uznać za pomyłkę, czy wrzeszczeć, czy płakać. Wszystko we mnie się gotowało. A Krystian? Siedział wtedy w salonie, jak gdyby nigdy nic. Oglądał jakiś durny serial, z piwem w dłoni. Mój mąż. Ojciec mojego dziecka. I – być może – ojciec jeszcze jednego, o którym nie miałam pojęcia przez trzy lata. Zamknęłam laptopa. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Po cichu, żeby nie usłyszał.

Musi wyznać prawdę

Następnego dnia nie spałam wcale. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę, każdy weekendowy wyjazd Krystiana „do pracy”, każde jego nagłe milczenie, każdą dziwną wiadomość, którą szybko kasował. Zaczynało się układać. To nie był błąd. Nie pomyliła mnie z kimś innym. Ta kobieta naprawdę miała dziecko z moim mężem.

Rano, kiedy dzieci pojechały do szkoły, Krystian siedział w kuchni przy kawie. Wyglądał tak zwyczajnie, że aż mnie to bolało. Weszłam i usiadłam naprzeciwko niego. Serce mi dudniło w uszach.

– Krystian... – powiedziałam cicho.

– No? – spojrzał na mnie znad filiżanki.

Kto to jest Justyna?

Zbladł. Tylko na sekundę, ale wystarczyło. Potem zaczął udawać zaskoczenie.

– Jaka Justyna? Nie znam żadnej...

– Przestań. Dostałam od niej wiadomość. Pisze, że ma z tobą dziecko. Trzyletnie.

Cisza. Patrzył na mnie, jakby nie wiedział, co powiedzieć. A potem spuścił wzrok.

– Magda...

Nie wytrzymałam.

– Nie tak miało wyjść?! Ty masz dziecko z inną kobietą! Od trzech lat! I nawet nie raczyłeś mi powiedzieć?! Jak długo jeszcze planowałeś mnie oszukiwać? Do matury tego dziecka?!

– Ja... Ja się pogubiłem – wyjąkał. – To był tylko raz, przysięgam...

– Raz?! Raz, który skończył się dzieckiem?!

Wybuchłam. Krzyczałam, a łzy same ciekły mi po policzkach. Po tylu latach małżeństwa dowiedziałam się, że nie jestem jedyna. Że on przez cały ten czas miał drugie życie.

Jego wersja wydarzeń

Krystian próbował się tłumaczyć. Naprawdę próbował. A ja... siedziałam i słuchałam, chociaż każda jego wypowiedź była jak kolejny cios w twarz.

– To było na wyjeździe firmowym. Wtedy, kiedy my się pokłóciliśmy, pamiętasz? – zaczął niepewnie. – Pokłóciliśmy się o to, że za dużo pracuję, że mnie nie ma w domu. Pojechałem wkurzony, wypiłem za dużo… Ona była tam, Justyna. Była miła. Pocałowała mnie. Potem... No, stało się.

– Stało się – powtórzyłam zimno. – I co dalej?

– Nic. Wróciłem do domu. Chciałem to zostawić za sobą, przysięgam. Nawet nie wiedziałem, że jest w ciąży. Odezwała się dopiero, jak dziecko miało kilka miesięcy. Prosiła o pomoc. Próbowałem jej pomagać po cichu, nie chciałem cię ranić...

– Po cichu? Płaciłeś na dziecko za moimi plecami?

– Tak. Z konta, o którym nie wiedziałaś. Nie dużo. Tyle, żeby miała na mleko, pieluchy...

Nie wiedziałam, co gorsze – zdrada, ukrywane przez lata dziecko czy ten jego ton, jakby robił coś szlachetnego, jakby ratował świat, wysyłając 300 zł miesięcznie.

– A to, że oszukiwałeś mnie każdego dnia? Że kłamałeś, patrząc mi prosto w oczy? To też miało mnie chronić?

– Kocham cię, Magda. Zawsze cię kochałem. To było głupstwo...

Prychnęłam. Głupstwo. Tak nazywał dziecko z inną kobietą. Nie odpowiedziałam. Wyszłam z kuchni. Wiedziałam, że już nic nie będzie takie samo.

Nie mogę na niego patrzeć

Żyliśmy obok siebie – niby razem, a jednak osobno. Dla dzieci udawaliśmy normalność, ale wewnątrz mnie nic nie było takie samo. Gdy patrzyłam na Krystiana, czułam się jak ktoś obcy w jego życiu. Jak kobieta, która została zepchnięta na boczny tor, bo prawda już nie dawała się dłużej ukrywać.

W nocy płakałam do poduszki, żeby nikt nie słyszał. A rano uśmiechałam się do naszej córki i pakowałam jej drugie śniadania, jak gdyby nic się nie stało. W pracy ledwo funkcjonowałam, zawaliłam kilka projektów, zaczęły się rozmowy z przełożonym. W końcu wzięłam kilka dni wolnego. Musiałam zrozumieć, co właściwie się dzieje.

Krystian był... dziwnie spokojny. Jakby wiedział, że to się rozpadnie, i się już z tym pogodził. Nie próbował walczyć. Przynajmniej nie tak, jakby się mogło tego oczekiwać. Raz przyniósł kwiaty. Innym razem zrobił obiad. Ale nie powiedział już nic więcej. Nie prosił o przebaczenie. Nie błagał. Może wiedział, że nie ma już czego ratować.

Któregoś wieczoru zobaczyłam, że wyszedł z domu, niby do sklepu. Minęło dwie godziny, a jego nie było. W końcu spojrzałam przez okno – i zobaczyłam, jak rozmawia z nią. Z Justyną. Stała pod blokiem z wózkiem. A on pochylał się nad dzieckiem i uśmiechał. Coś we mnie zgasło. Już nie byłam zła. Byłam pusta. I wtedy podjęłam decyzję.

Nowe życie bez niego

Wyszłam z domu z jedną walizką i dwiema torbami. Córka pojechała na weekend do mojej mamy, a ja nie chciałam czekać ani chwili dłużej. Nie zostawiałam żadnego listu, żadnego dramatycznego pożegnania. Krystian wiedział. Wiedział, że tego nie da się już posklejać. Widział to w moich oczach od dawna.

Zatrzymałam się u przyjaciółki. Na kanapie, w ciasnym mieszkaniu, gdzie pachniało świeżo parzoną kawą i rozgrzanym kaloryferem. Leżałam w piżamie do południa, jadłam zupę z torebki i pierwszy raz od dawna czułam się... bezpieczna. Nie szczęśliwa, nie spokojna – ale już nie zagrożona.

Miesiące mijały. Córka szybko zaadaptowała się do nowego rytmu – tydzień u mamy, tydzień u taty. Patrzyłam na nią z podziwem. Jej dziecięca elastyczność ratowała mi psychikę. Nie zadawała wielu pytań. Wiedziała tylko tyle, ile musiała. Krystian próbował się kontaktować. Przesyłał zdjęcia córki, pytał o szkołę, o zdrowie. Ale o nas – już nie. I dobrze. Tego nie było. Nas już nie było.

A potem, któregoś dnia, zadzwonił telefon. Głos był miły, męski, nieznajomy.

– Dzień dobry, tu Paweł. Pracuję z Moniką, mówiła, że szuka pani mieszkania. Mam coś na wynajem, może chciałaby pani zobaczyć?

Pojechałam. Mieszkanie było skromne, ale jasne i ciepłe. A Paweł... Paweł był pogodnym człowiekiem. Zaczęło się od rozmów. Potem była kawa. Potem spacer. Nie szukałam miłości. Ale ona znalazła mnie. I tym razem wiedziałam, że to coś innego.

Jestem inną kobietą

Minęły trzy lata. Trzy lata od dnia, kiedy dowiedziałam się, że moje życie było zbudowane na połowie prawdy. Trzy lata od tamtej wiadomości, zdjęcia chłopca o oczach mojego męża i wieczoru, kiedy zawalił się mój świat. A dziś… dziś już nie jestem tą samą kobietą.

Mam nowego męża. Paweł nie przybył jak książę na białym koniu. Nie ratował mnie. Po prostu był. Zwyczajny, spokojny, cierpliwy. Z czasem wniósł do mojego życia czułość, na jaką nawet nie liczyłam. A ja, krok po kroku, uczyłam się mu ufać. Inaczej niż wcześniej. Bez złudzeń, ale z nadzieją.

Córka zaakceptowała nasz nowy dom. Krystian? On odwiedza je regularnie. Czasem przywozi ze sobą tego małego chłopca, swojego drugiego syna. I wiecie co? Już nie mam ochoty uciekać, krzyczeć, płakać. Ten chłopiec niczemu nie zawinił. A Krystian…? On jest teraz jak daleki znajomy. Ktoś, z kim kiedyś dzieliłam życie, ale którego już nie rozpoznaję.

Najwięcej zmieniło się we mnie. Nie jestem już tą naiwną kobietą, która wierzyła, że wystarczy miłość, by wszystko przetrwać. Teraz wiem, że najpierw trzeba kochać samą siebie. I jeśli coś się sypie – nie próbować sklejać za wszelką cenę, tylko czasem pozwolić się rozsypać. A potem zbudować coś lepszego. Mocniejszego. Prawdziwszego.

Magdalena, 39 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama