Reklama

Końcówka grudnia. Wszyscy dookoła snują plany, kupują cekinowe sukienki, rezerwują stoliki, a ja... ja tylko chciałam, żebyśmy byli razem. Tylko we dwoje. Żadnych znajomych, żadnego udawanego śmiechu, żadnych par, przy których czuję się jak mebel. Ja i Maciek – choćby w dresach, choćby w ciszy, ale razem.

To ja zaproponowałam, żebyśmy zostali w domu. Od tygodni czułam, że jesteśmy obok siebie, a nie ze sobą. Liczyłam, że ten wieczór może coś zmieni. Że wystarczy rozmowa, bliskość, jego obecność. Nawet zrobiłam listę filmów, które kiedyś razem oglądaliśmy i śmialiśmy się tak, że aż sąsiedzi stukali w ścianę.

On przytaknął. Powiedział, że to dobry pomysł i tyle. Jakbyśmy planowali zakupy, a nie wieczór, który miał być ratunkiem. Gotowaliśmy razem, choć bardziej z przyzwyczajenia niż z radości. Przy stole mówiłam więcej ja – o pracy, o świętach, o tym, że znowu kupił sernik, choć mówiłam, że nie jem słodyczy.

– Pamiętasz, jak rok temu mówiłeś, że w tym będzie inaczej? – spytałam, próbując jeszcze coś wyciągnąć.

– Julita, ja już nie mam siły. Chodź, po prostu się przytulmy i pójdziemy spać – odparł i ziewnął.

Zasnął jeszcze przed północą. Ja zostałam z kieliszkiem wina, z laptopem otwartym na stronach wyprzedaży ciuchów. Towarzyszyło mi pewne przeczucie, które nie chciało odejść.

Nie było trudno to znaleźć

Maciek poszedł spać, a ja zostałam sama. W całym mieszkaniu było dziwnie cicho – za cicho, jak na noc sylwestrową. Za oknem ktoś odpalił pierwsze fajerwerki. Pomyślałam wtedy, że inni właśnie się śmieją, całują, szepczą sobie coś do ucha, a ja? Siedzę na kanapie, zapatrzona w ekran, przeglądając oferty wyprzedaży.

To Maciek zostawił laptopa otwartego na stoliku. Nie wyłączył po puszczaniu filmików. To nie było do niego podobne. Miał obsesję na punkcie prywatności. Hasła, blokady, nawet odciski palców. A teraz? Używałam go, jakby to był nasz zwykły, wspólny sprzęt.

Nagle wyłączyłam przeglądarkę i zajrzałam na pulpit. Coś mnie tknęło. Był tam folder: „Delegacja 2-5.01.2026”. Serce zabiło mi mocniej. To była ta „nuda”, o której wspominał parę dni temu. Mówił, że musi jechać, ma coś tam z klientem, nic ciekawego. Kliknęłam. Najpierw PDF z logo hotelu. Nazwa: „Romantic Prague Suites”. A potem kolejne pliki: rezerwacje na dwie osoby, plan kolacji w restauracji z widokiem na zamek. Bilety do filharmonii. Gdzieś mignęło mi inne imię: Klara. Zamarłam.

Nie umiałam złapać oddechu. Zamknęłam oczy, otworzyłam je ponownie, jakby to miało zniknąć. Nie znikało.

Klara? – powiedziałam szeptem, jakby to słowo miało coś mi wyjaśnić.

To nie był przypadek. Nie wyglądało to na wyjazd z pracy. Zaczęłam się trząść. Nie z zimna. Nie znałam tej wersji swojego męża.

Musiałam dowiedzieć się więcej

Nie obudziłam go, choć byłam o krok. Stałam w drzwiach sypialni, patrzyłam, jak spokojnie oddycha, a w głowie miałam tylko jedno: „Powiedz mi, że to nieprawda!”. Może by tak zrobił. Nawet gdyby się obudził, zaprzeczyłby faktom. A ja już widziałam ten folder, widziałam jej imię. Klara. To było zbyt realne, żeby to sobie wymyślić.

Cofnęłam się do salonu. Usiadłam. Laptop nadal był otwarty. Pomyślałam: „Nie mam prawa. Nie powinnam”. A potem otworzyłam jego skrzynkę mailową. Hasło zapamiętane. On chyba naprawdę myślał, że nie zauważę.

Wiadomości od Klarci. Tak ją zapisywał. Klara była Klarcią, a ja? Ja byłam Julitą, od siedmiu lat. Czytałam, przewijałam, czytałam dalej. Rezerwacje hoteli. Wspomnienia z poprzednich spotkań. Żarty, których nie rozumiałam. Zdjęcia – ujęcia z kawiarni, selfie z samochodu. Jej dłoń na jego kolanie. Jego uśmiech. Inny niż ten, którym witał mnie po pracy. Tamten był zmęczony. Tu był zakochany.

Chciałam coś poczuć – złość, rozpacz, cokolwiek. Miałam jednak wrażenie, że moje ciało nie reaguje. Jakbym była aktorką w scenie, która nie powinna mnie dotyczyć. Przeszukałam jeszcze foldery – „projekty”, „praca”, „prywatne”. Wszędzie ona. Jakby jego życie zepchnęło mnie do roli tła.

Wyjęłam telefon. Napisałam do Agnieszki. „Aga… Gdybyś znalazła coś w komputerze męża… co byś zrobiła?”. Zadzwoniła od razu.

– Julita? Co się stało?

– Nie, nic. Tylko pytam. Tak sobie.

– Dziwna jesteś. Wszystko w porządku?

– Pewnie. Dobranoc. Udanego sylwestra.

Nie była to noc, w której ja zamierzałam spać.

Nowy Rok zaczęłam od pytań

Świt zastał mnie przy kuchennym stole. Nie przebrałam się, nie umyłam, nie próbowałam udawać. Nie miałam już siły grać tej roli. Parzyłam herbatę, choć nie zamierzałam jej pić. Byłam tylko ciałem. Z twarzą bez wyrazu.

Maciek wszedł do kuchni po ósmej. Zaspany, rozczochrany, przeciągnął się i spojrzał na mnie, jakbyśmy się wczoraj po prostu nie zdążyli przytulić.

– Dzień dobry – rzucił, ziewając. – Czemu tak wcześnie wstałaś?

Nie odpowiedziałam. Odwróciłam laptopa w jego stronę. Na ekranie – PDF z rezerwacją do „Romantic Prague Suites”. Na górze: Klara K., Maciej L. On zamarł.

– Julita… – zaczął, ale urwał.

Delegacja, tak? – powiedziałam sucho.

– To nie tak, wcale nie tak… – odparł nagle Maciek.

– Naprawdę? To powiedz mi, jak jest. Chcę to usłyszeć. Całą tę cudowną wersję.

– Ja… Klara to tylko... – spojrzał na mnie i nagle ręce mu opadły. – Nie planowałem tego. Po prostu się zaczęło.

Wstałam. Dłonie mi drżały.

– Proszę powiedz to jeszcze raz. Samo się zaczęło? Przez przypadek zaplanowałeś romantyczną podróż, kolację przy świecach i filharmonię? No mów, Maciek!

Zaczął się tłumaczyć, podszedł, próbował mnie objąć. Odepchnęłam go tak mocno, że zachwiał się na nogach.

Nie dotykaj mnie – wycedziłam przez zęby. – Ani dzisiaj, ani jutro. I nie mów mi, że nie chciałeś mnie zranić. Bo właśnie to robisz. Z premedytacją. Z rezerwacją!

Nie płakałam. Patrzyłam mu prosto w oczy. To był moment, w którym coś we mnie się zbuntowało. Już nie miało się skleić.

Nie miałam już wątpliwości

Wyszłam bez słowa. Włożyłam płaszcz i szalik na wczorajsze ubranie, zabrałam telefon, portfel, klucze. Zostawiłam za sobą Maćka i cały ten świat, który nagle przestał być moim.

Miasto było ciche. Ludzie dopiero wstawali po sylwestrowych szaleństwach. Ulice jeszcze niewyczyszczone z konfetti, butelki po szampanie walały się po śmietnikach. Wędrowałam bez celu, jakby nogi same niosły mnie przed siebie. Było zimno, ale nie czułam tego. Pamiętam tylko, że dłonie miałam lodowate. Takie obce, jakby nie były moje.

Zadzwoniłam do Agnieszki. Odebrała od razu.

– Już wiem, co bym zrobiła, Aga – powiedziałam cicho.

– Jadę po ciebie – rzuciła bez pytania. – Gdzie jesteś?

W jej mieszkaniu pachniało kawą i cynamonem. Usiadłam na kanapie. Nadal nie płakałam. Agnieszka zrobiła mi herbatę i nie mówiła za dużo. Po prostu była. To było wszystko, czego potrzebowałam.

Chcesz u mnie zostać? – spytała w końcu.

– Na trochę. Muszę pomyśleć – powiedziałam.

– O czym?

– Czy moje życie to był jeden wielki błąd. Czy tylko on był błędem.

Zamknęłam oczy.

– Julita, to nie ty zdradziłaś. Nie ty kłamałaś.

– Wiem, ale to nic nie zmienia. Czuję się, jakbym to ja rozbiła to wszystko, a nie on.

Tamtej nocy długo nie spałam. Wpatrywałam się w sufit. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy dokładnie przestałam czuć się jego żoną. Chyba wtedy, gdy jeszcze nią byłam.

Nagle mu się odmieniło

Maciek pisał od rana. Najpierw krótko: „Możemy porozmawiać?”. Potem: „Tylko posłuchaj, nic więcej”. A potem przyszły wiadomości długie jak kartki z pamiętnika, pełne przeprosin, tłumaczeń, wyznań. Że mnie kocha. Że to nie miało znaczenia. Że się pogubił. Że możemy to naprawić. Nie odpisałam.

Dopiero drugiego dnia odebrałam, kiedy zadzwonił po raz ósmy.

– Julita… – powiedział tak, jakby moje imię miało coś zmienić.

Możemy się spotkać – rzuciłam chłodno. – Ale nie obiecuję, że będę słuchać.

Spotkaliśmy się w kawiarni. Usiadł naprzeciwko mnie, próbował się uśmiechnąć, jakby to miało cokolwiek naprawić. Ja tylko patrzyłam.

– Przepraszam – zaczął. – Nie wiem, co mam powiedzieć. Nie ma słów, które to usprawiedliwią. Ale... chcę spróbować. Z tobą. Odbudować to.

Nie odzywałam się.

– Wiesz, co mnie przeraża najbardziej? – zapytał w końcu ściszonym głosem. – Że już nawet nie krzyczysz.

Spojrzałam mu w oczy.

– Bo nie mam już siły. Ani ochoty.

– Czyli… to koniec?

– Nie wiem. Ale na pewno nie chcę cię teraz widzieć.

Zapadła cisza. Taka, w której człowiek słyszy własne myśli aż do bólu.

– Rozumiem – powiedział, choć w jego głosie słychać było, że nie rozumie nic.

Wyszłam pierwsza. Nie obejrzałam się. Bałam się, że jeśli go zobaczę... może się zawaham. A nie chciałam. Już nie.

Postawiłam na siebie

Minęły dwa tygodnie. Mieszkam dalej u Agnieszki. Dni są podobne do siebie – kawa o ósmej, jej kot, który nieustannie kładzie się na mojej torbie, i cisza, w której próbuję siebie usłyszeć. Czasem wracam do mieszkania po rzeczy. Maciek wtedy wychodzi. Zostawia klucze w skrzynce, notatki na stole. Pisze dalej, ale ja już nie odpisuję. Nie umiem.

Nie płaczę. Nie płakałam ani razu. Może to jeszcze przede mną, a może to mój sposób na przetrwanie. Emocje mam jakby zacięte albo zamrożone. Czasami wieczorem leżę i próbuję sobie przypomnieć, kiedy dokładnie coś się zepsuło. Może wcale nie w tym sylwestrze. Chyba w tych wszystkich chwilach, kiedy mówiłam „jest w porządku”, a on kiwał głową i wracał do telefonu. Może zdrada to nie był początek końca, tylko koniec.

Nie wiem, co będzie dalej. Nie złożyłam jeszcze pozwu. Nie wyprowadziłam się na dobre. Na pewno nie chcę już wracać do tego, co było. Nawet jeśli miałoby mnie to kosztować samotność. Maciek już wybrał, z kim chce witać nowy rok. Wyszło na to, że nie ze mną. A ja też w końcu wybieram – siebie.

Julita, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama